Wraz z początkiem jesieni podjęłam decyzję, że w tym roku odwiedzę grób byłego męża. Schowałam dumę do kieszeni i pojechałam. Przed cmentarzem kupiłam znicze i chryzantemy…
Od mojego wyjazdu z tego miasta minęły trzy lata, od śmierci Henryka dwa. Wspólnie przeżyliśmy prawie trzydzieści. Nigdy nie zapomnę słów, które usłyszałam właśnie trzy lata temu od męża. Słów, których nigdy się spodziewałam – pewnie dlatego, że zainteresowani najczęściej dowiadują się ostatni. Od tamtej pory wigilia kojarzy mi się tylko z moim nieudanym małżeństwem.
– Teresa, musimy porozmawiać – powiedział Heniek poważnie. Postawiłam na stole świeżo upieczoną struclę z makiem, którą uwielbiałam, a której od tamtej pory nie piekę i nie jem, bo smakuje mi łzami… Tego dnia przygotowań do świąt nie robiłam, na wigilię, jak co roku, wybieraliśmy się do teściów, którzy hołdowali tradycji rodzinnej wieczerzy. Moi rodzice zginęli w wypadku kilka lat po moim ślubie. Syn mieszka za granicą z żoną i dziećmi, wtedy akurat urodził się Philip, więc tamte święta spędzali w Dortmundzie.
Zaparzyłam herbatę w ulubionym imbryku i zabrałam się za krojenie ciasta, czekając, co takiego ma mi do powiedzenia Henryk. Przez myśl mi nie przeszło, że zamierza odejść. Myślałam, że po niemal trzydziestu wspólnych latach, w miarę zgodnie przeżytych, takie historie się nie zdarzają. A jednak…
– Odchodzę, to koniec – wyrzucił z siebie. – Przepraszam, że w takim dniu, ale obiecałem Magdzie, że spędzimy ten wieczór razem.
Po 30 latach zastąpiła mnie o 20 lat młodsza Magda
O istnieniu której nie miałam pojęcia, a która zdążyła już zajść w ciążę z moim mężem… Nie chcę wracać do tamtego dnia, nie pamiętam słów, które wypowiedziałam, pamiętam łzy i jeszcze raz łzy.
– Proszę cię tylko o jedno, żebyś mi wybaczyła. – poprosił bezczelnie na koniec tamtej rozmowy, taką samą prośbę ponowił po rozwodzie. I jeszcze liczył na rozwód za porozumieniem stron!
– Nigdy ci nie wybaczę! – wykrzyczałam. – Wy…aj z mojego życia.
Minął rok, zanim doszłam do siebie. Przez pierwsze dni czułam się okropnie, miałam wrażenie, że na każdym kroku towarzyszą mi współczujące spojrzenia. Wyjechałam z miasta niemal natychmiast. Złożyłam wypowiedzenie z pracy, miałam trochę oszczędności na koncie, za które wynajęłam mieszkanie w Bornem Sulinowie, bo kiedyś bardzo chciałam tam mieszkać, i wiedziałam, że w każdej chwili znajdę tam lokum. Po rozwodzie i podziale majątku nawet kupiłam mieszkanie za niewielkie pieniądze.
Na pogrzebie najgłośniej szlochała ta cała Magda
Mój mąż niedługo nacieszył się młodą żoną, dzieckiem jeszcze krócej. Zmarł na zawał we własnym garażu, dłubiąc coś przy samochodzie. Z pogrzebu pamiętam jedynie nienaturalny szloch Magdy. Mój syn patrzył na to wszystko zniesmaczony, nawet chciał mnie zabrać do Dortmundu, ale ja chyba nie nadaję się do życia na obczyźnie. Wróciłam do siebie, choć, nie ukrywam, było mi ciężko. Kontakty z teściami, dość zażyłe kiedyś, po rozwodzie jakoś się urwały, teściowie chyba nie wiedzieli, jak ze mną rozmawiać, nawet przez telefon. Nie wiem też, jaką prawdę przedstawił im mój mąż, na pewno najwygodniejszą dla siebie.
Na grób nie jeździłam, uznając, że to obowiązek mojej następczyni, zresztą wciąż miałam do męża żal. Bardzo się zdziwiłam, co zobaczyłam, gdy przyjechałam. Grób był zaniedbany, nawet nie miał pomnika, nie palił się żaden znicz, z wazonu smętnie wychylały się wyblakłe sztuczne kwiaty.
– Dzień dobry pani, pani Tereniu – usłyszałam za plecami, trochę niezadowolona, że ktoś mnie poznał.
– Dawno pani nie widziałam… Zasłużył sobie, to ma, prawda?
Kobietę, która porządkowała sąsiedni grób, znałam z widzenia. Nie wiem dlaczego, ale zapiekły od rozstania żal raptem zelżał, doszłam do wniosku, że nie będę się wygłupiała, trzydzieści wspólnych lat też coś znaczy. Zrobiło mi się wstyd.
– Starsi państwo też już schorowani, a druga żona się wypięła, nawet nie ma komu zrobić pomnika – westchnęła kobieta.
Na Wszystkich Świętych pomnik już stał. Przyjechałam w przeddzień, bo nie lubię tłoku i ścisku. Ani ludzkich spojrzeń. Brakującą kwotę dorzucił mój syn. Dogadałam się z właścicielami kiosku z kwiatami, za niewielką opłatą zgodzili się doglądać grobu. To prawda, czas leczy rany, ale zadra w sercu ciągle tkwi. Mam jednak czyste sumienie. I poukładane na nowo życie, choć bez mężczyzny u boku.
Więcej prawdziwych historii:
„Od 3 lat muszę żyć ze świadomością, że przeze mnie zginęła moja żona. Nie mogę sobie z nią poradzić…”
„W domu ja zarabiałem pieniądze, a żona nimi zarządzała. Przypadkiem dowiedziałem się, że mamy same długi…”
„Moja mama skrywała mroczny sekret. Nie byłam jej biologicznym dzieckiem. Nie byłam też adoptowana…”