Kiedy podejmowaliśmy z Wojtkiem decyzję o ślubie, byliśmy młodzi i niedojrzali. Nie ukrywam, że pewnie wstrzymalibyśmy się jeszcze rok czy dwa, ale zaszłam w ciążę i rodzice naciskali, żebyśmy sformalizowali nasz związek. Mieliśmy obawy, bo prawdę mówiąc, znaliśmy się dopiero pół roku i nie zawsze układało się między nami tak jak powinno. Ale przestraszeni ciążą i całą tą sytuacją, potulnie ulegliśmy starszym.
Niestety, słusznie się baliśmy. Przerosło nas to wszystko. Na początku naprawdę próbowaliśmy, sami sobie wmawialiśmy, że w końcu się dotrzemy, i że na pewno się uda. Zwłaszcza że rok po urodzeniu Maciusia, znowu zaszłam w ciążę. Ale drugie dziecko tylko przyśpieszyło nadejście tego, co nieuniknione. Ja oczekiwałam od Wojtka, że przejmie ode mnie część domowych obowiązków i wyręczy mnie w opiece nad dziećmi. On z kolei liczył na to, że skoro ja siedzę w domu, a on pracuje zawodowo, to po powrocie z roboty będzie miał spokój i ciszę.
Coraz częściej kłóciliśmy się i mieliśmy do siebie pretensje. A chodziło głównie o to, że każde z nas odczuwało tę sytuację jako niesprawiedliwość losu. Byliśmy młodzi i chcieliśmy się bawić, spotykać ze znajomymi, jeździć na wypady za miasto. Nie dorośliśmy do bycia rodzicami.
Dzieci miały do niego żal...
Rozwiedliśmy się bez większych stresów, a rok później Wojtek wyjechał za granicę. Najpierw na roczny kontrakt, potem na dłużej. Alimenty przysyłał mi regularnie, zresztą jeżeli miałam jakiekolwiek problemy finansowe, to zawsze mogłam na niego liczyć. Utrzymywaliśmy kontakt telefoniczny, potem internetowy. Wojtek przyjeżdżał do kraju kilka razy w roku i zawsze spotykał się wówczas z dziećmi. Tyle że dla nich to było za rzadko. Tata był dla nich obcym facetem, w końcu częściej widywały ciotki i wujków niż jego. A w dodatku on nie chciał, żeby dzieci odwiedzały go w Anglii.
– To nie jest dobry pomysł – tłumaczył mi, gdy powiedziałam, że Maciuś i Karolinka chcieliby do niego pojechać. – Ja całymi dniami pracuję. Poza tym prowadzę właściwie kawalerskie życie, mój dom nie jest przystosowany dla małych dzieci.
– Nie masz nikogo? – zdziwiłam się.
– Od czasu do czasu z kimś się spotykam, ale nie mieszkam z nikim – odpowiedział. – Mówię poważnie, jakbym miał urlop, to co innego. A tak, z kim by siedziały całymi dniami?
Próbowałam wytłumaczyć to jakoś dzieciom, ale one nie rozumiały. Czas mijał szybko…
– Tata nas nie kocha – skwitował pewnego dnia Maciek, wówczas już 16-letni, wzruszając ramionami. – Myśli, że jak wyśle kasę i kupi prezent, to nadal będzie ojcem.
– Nie dziwię się, że się z nim rozwiodłaś – dodała Karolinka, gdy po kolejnym przyjeździe do Polski Wojtek zabrał ich do kina i na strzelnicę. – Tata to duże dziecko.
Nie komentowałam tego.
Trochę było mi przykro, że tak to odbierają, bo w sumie ja do Wojtka nie miałam pretensji. To, że się rozwiedliśmy, nie było tylko jego winą. Ja też nie dojrzałam wtedy jeszcze do stałego związku. A on wywiązywał się z roli ojca, przynajmniej finansowo… Niby rozumiałam, że dzieci oczekiwały czegoś więcej, a tego Wojtek im nie dawał. Ale z drugiej strony pracował, więc jak miał się nimi zajmować?
Rok temu były mąż niespodziewanie wrócił do Polski. Maciek miał wtedy 17 lat, Karolina skończyła 15. Widzieli się z nim kilka razy po jego powrocie, ale niespecjalnie się do niego garnęli.
Pewnego dnia Wojtek zadzwonił i zaproponował mi spotkanie.
– Mam swoje plany tu, w Polsce – powiedział. – Zostaję. I tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy się zobaczyć znowu po latach? Co ty na to?
Właściwie nie miałam nic przeciwko temu. Nie rozstaliśmy się w gniewie, zawsze utrzymywaliśmy kontakt. Zresztą, byłam ciekawa co u niego. Umówiliśmy się w kawiarence, w której kiedyś umawialiśmy się na randki. I sama nie wiem dlaczego, ale wyszykowałam się na to spotkanie wyjątkowo starannie. Nawet poszłam wcześniej do fryzjera…
Znów czułam się jak nastolatka
Nie widziałam go ładnych parę lat, bo gdy ostatnio przyjeżdżał do kraju, sporadycznie zresztą, dzieciaki były już na tyle duże, że same do niego jeździły. Nawet zastanawiałam się, czy go poznam. I czy on pozna mnie… Ale ledwie weszłam do kawiarni, od razu go zobaczyłam. Zmienił się, owszem, w końcu nie miał już dwudziestu paru lat. Ale dojrzały, wydał mi się jeszcze bardziej przystojny. Nawet z zakolami i tym nieco przydużym brzuszkiem. Na mój widok zerwał się z miejsca i podbiegł, żeby mnie przywitać. Znowu czułam się jak beztroska nastolatka
– Wiesz, Bożenko, że jesteś jeszcze piękniejsza niż dawniej? – powiedział, całując mnie szarmancko w rękę i wręczając bukiecik stokrotek. – Te wszystkie lata tylko wyszlachetniły i podkreśliły twoją urodę.
Krępująca cisza trwała tylko chwilkę. A potem zaczęliśmy rozmawiać. Głównie o tym, co on robił przez te wszystkie lata, i jak ja sobie radziłam.
– Masz teraz kogoś? – spytał w pewnym momencie.
– Nie – pokręciłam głową, zła na siebie, bo poczułam, że się rumienię. – Spotykałam się z mężczyznami, ale jakoś tak… Wydawało mi się to nieuczciwe wobec dzieci, nie chciałam się wiązać z nikim na stałe.
– Ja też nikogo nie mam – spojrzał na mnie i westchnął. – Owszem, jakieś luźne, niezobowiązujące związki się zdarzały, ale nic poważnego. Nie potrafiłem kochać nikogo poza…
Zamilkł, a ja nagle uświadomiłam sobie, że Wojtek powiedział na głos to, co ja sama czułam. Bo chociaż się nam nie ułożyło, to jednak to, co nas kiedyś połączyło, to była prawdziwa miłość.
Siedzieliśmy w tej knajpie bardzo długo, aż do zamknięcia, obsługa chyba miała nas już dosyć.
– Jak za dawnych lat – roześmiał się Wojtek, podając mi sweter.
Odprowadził mnie do domu, ale i tutaj nie potrafiliśmy się rozstać. Czułam się znów jak nastolatka!
– Zobaczymy się jutro? – zapytał.
– Znaczy dziś? – sprostowałam.
– Może… Może wpadniesz na obiad?
– A dzieciaki nie będą zdziwione? – zapytał.
Fakt, dzieciaki! Wiedziałam przecież, jak go traktują, może powinnam je uprzedzić?
– Spotkajmy się na mieście – powiedział, jakby czytając w moich myślach. – Mamy jeszcze tyle do obgadania!
Pocałowaliśmy się na trzeciej randce
Jakbyśmy znowu mieli po kilkanaście lat i zaczynali ze sobą chodzić! Siedzieliśmy na ławce w parku, coraz bliżej siebie i stało się…
– Nigdy nie przestałem cię kochać – powiedział Wojtek. – Zrozumiałem to w Anglii, dość szybko, dwa lata po wyjeździe. Nawet miałem ci to powiedzieć, ale było mi głupio. Bo co mogłem ci zaoferować? Niepewne życie na obczyźnie? A poza tym nie mogłem wymagać od ciebie, żebyś dała mi jeszcze jedną szansę. Zresztą, sam siebie nie byłem pewny… To znaczy, nie chodzi mi o uczucia, tylko o całą resztę. To przeze mnie przecież rozwaliło się nasze małżeństwo, to ja byłem niedojrzały.
– Nie do końca – uśmiechnęłam się. – Sporo w tym było również mojej winy. Miałam mnóstwo wymagań i nie widziałam, ile ty z siebie dajesz. Myślę, że oboje byliśmy jeszcze zbyt młodzi, by stworzyć rodzinę.
– A kochałaś mnie przez te lata?
– Chyba tak – zawahałam się. – Wiesz, nie zastanawiałam się nad tym. Pracowałam, zajmowałam się domem, dziećmi. Mężczyźni, którzy się pojawiali, nie mieli dla mnie znaczenia. Teraz uświadomiłam sobie, że cię kocham. Ale nie wiem, czy nadal, czy zakochałam się od nowa…
Najważniejsze, że byliśmy szczęśliwi. Dzieciaki oczywiście zaczęły coś podejrzewać, bo stale wychodziłam z domu, zaczęłam się stroić, malować i częściej uśmiechać.
– Mama, jakiś facet, co? – zapytał Maciek, gdy po raz kolejny wróciłam do domu późno, z rozanieloną miną.
– No tak… – potwierdziłam niepewnie. – I wcale nie jakiś…
– To dobrze, należy ci się – Karolina mnie przytuliła. – Ojciec cię zostawił i sobie wyjechał, potem też nie miałaś szczęścia do facetów.
Nic nie powiedziałam… Trochę się przestraszyłam, bo w tym momencie dotarło do mnie, że dzieciaki kiedyś muszą się o nas dowiedzieć. Tym bardziej że ostatnio Wojtek mi się… oświadczył, a ja jego oświadczyny przyjęłam.
– Myślisz, że nie zaakceptują tej sytuacji? – zapytał, gdy podzieliłam się z nim swoimi wątpliwościami.
– Właśnie nie wiem – westchnęłam. – Mają do ciebie żal, nie znają cię.
– Nawaliłem – przyznał. – Ale cię kocham. A ty mnie. Może w końcu to zaakceptują i zrozumieją?
Może… Choć prawdę mówiąc, strasznie się boję ich reakcji. I zupełnie nie wiem, jak im powiedzieć o tym, że za dwa miesiące ja i ich tata znowu będziemy małżeństwem…
Czytaj także:
„Po śmierci męża marzyłam o nowej miłości, ale byłam ponad 30-letnią wdową z nastoletnim synem. Kto by przyjął taki bagaż?"
„Córka ma prawie 40-stkę na karku i ani myśli się usamodzielnić. Zamiast iść do pracy żeruje na mnie, bo tak ją wychowałam”
„Od synowej usłyszałam, że jestem namolna i wchodzę z butami w ich życie. A ja chciałam tylko pomóc w opiece nad wnukiem"