Z życia wzięte - prawdziwe świąteczne historie

Z życia wzięte fot. Dreamstime
Najpierw uciekł pracownikom domu dziecka, potem wycyganił od sekretarki mój prywatny adres. Sprytna z niego sztuka!
/ 10.12.2013 13:39
Z życia wzięte fot. Dreamstime
Stukanie do drzwi wyrwało mnie ze snu. Spojrzałem na zegarek – piąta rano. Szlag! Podniosłem się na łóżku, strząsając z siebie rękę Anity. Posągowa blondynka. Modelka, początkująca aktorka. Za kilka dni mieliśmy lecieć na Malediwy. Uwielbiałem spędzać święta w tropikach z ładnym kociakiem u boku. Ta nasza przaśna bożonarodzeniowa tradycja działała mi na nerwy. Stukając bosymi stopami o szklane stopnie schodów łączących oba poziomy mojego apartamentu, zbiegłem na dół. Musnąłem kciukiem elektroniczny czytnik, odblokowując drzwi. Na progu stał zasmarkany, biednie ubrany, na oko 9-letni chłopiec.
– Przykro mi, nie mam drobnych – oznajmiłem i już miałem zamykać, gdy dobiegł mnie jego urażony głos: – Czy pan Kowalski?

Zatrzymałem się w pół ruchu. Skąd smarkacz znał moje nazwisko? Przecież w tym apartamentowcu nie ma listy lokatorów.
– Pana adres dostałem w pracy. – wyjaśnił.– Wczoraj wieczorem. Byłem tam, kiedy już pan wyszedł. Podała mi go sekretarka.
Aha. Moja sekretarka. Iwona. Wszystko jasne. Jeszcze miesiąc temu to jej obiecywałem wspólną podróż na Malediwy. Zemściła się za Anitę skubana.
– Całą noc czaiłem się pod drzwiami, żeby wślizgnąć się na klatkę, kiedy nie patrzy ochroniarz – kontynuował mały. – Proszę mnie więc wysłuchać.

Do licha. Hardy był szczeniak. Uniosłem brwi pytająco.
– Jestem… Jestem pana synem.
– Bzdura! – zaśmiałem się.
– Tak? A pamięta pan imprezę integracyjną swojej firmy w Rucianem Nida? Dziesięć lat temu?

Nagle poczułem, jak lodowata obręcz ściska mi serce. Tak, pamiętałem. Byłem wtedy zaledwie stażystą. Trochę popiłem i mnie poniosło…
– Była tam moja mama – chłopcu zaczął łamać się głos. – Anna.
– Tak, Ania – podchwyciłem.
– Kelnerka. Miała tyłeczek, jak…
– To moja mama! – krzyknął urażonym głosem chłopak.

W pamięci zamajaczyła mi jej niewyraźna twarz. Tak. Byłem pijany, mizdrzyłem się do niej. Rankiem obudziłem się w jej łóżku. I tyle. Czy to możliwe, że ten sięgający mi nieco powyżej pępka szczeniak to jej… nasz syn?
– Czy mama wie, gdzie teraz jesteś? – spytałem surowo.
– Mama zmarła tydzień temu – oznajmił. – Na raka. Przed śmiercią opowiedziała mi o panu. Dlatego tu jestem. Uciekłem, bo chcą mnie zabrać do domu dziecka.

Pół godziny później, na widok siedzącego w kuchni obszarpańca, Anicie najpierw opadła szczęka, a potem – gdy usłyszała jego historię – wybuchnęła śmiechem.
– Chyba nie zamierzasz dać się na to nabrać? – spytała.
– Tyle że to może być prawda.
– Prawda? – syknęła, poważniejąc. – A kogo to obchodzi? Nie zamierzasz chyba schrzanić mi wyjazdu z powodu tego chłystka? Dzwoń na policję, niech go zabierają do sierocińca. I przestań rozpamiętywać błędy przeszłości.

Do licha, miała rację. Po co mi ten kłopot? Sięgnąłem po telefon.
– Nie trzeba – odezwał się mały. – Nie będę się prosił, gdzie mnie nie chcą. Sam wyjdę.
– Jaki honorowy – zachichotała Anita, kiedy za dzieciakiem zamknęły się drzwi. – Wiesz, może to naprawdę twój syn? Ale jaja! Zachowuje się dokładnie, jak ty.
W tym momencie jak bym się ocknął z letargu. Syn. Mój syn. Jak mogłem go wyrzucić? Biegiem rzuciłem się za nim.

Nie pojechałem na Malediwy, a obrażona Anita mnie porzuciła. Święta spędziłem z Michałem, moim odnalezionym niespodziewanie synem. Początkowo nie najlepiej się między nami układało. Chłopak był nieufny i pełen pretensji. Nocami budził się przerażony, wołając „mamo!”. Ale im dłużej na niego patrzyłem, słuchałem tego, co mówił, tym bardziej dostrzegałem w nim odbicie siebie. I to było niesamowite…

Od tamtych zdarzeń minął rok. Wiele się przez ten czas wydarzyło. Wciąż pracuję nad tym, żeby Michał mi w pełni zaufał. Ciągle ma nocne koszmary. Ale mówi już do mnie „tato”, coraz częściej patrzy na mnie z podziwem, nie wstydzi się przytulić. Na święta przygotuję dla nas dwóch tradycyjną wigilię. Będą pierogi z kapustą, choinka, kolędy i oczywiście prezenty. Uwielbiam naszą bożonarodzeniową tradycję!

Adam

Redakcja poleca

REKLAMA