Z życia wzięte - prawdziwe historie rodzinne

Z życia wzięte fot. Fotolia
Rodzina zaprosiła mnie do siebie wraz z narzeczonym. Tylko czy bezinteresownie?
Marta Wilczkowska / 17.12.2013 06:57
Z życia wzięte fot. Fotolia
Kiedy do rodziców przyjechała moja kuzynka, od początku było jasne, że skoro jest prawie w moim wieku, to będę musiała się nią zająć.
– Co my możemy jej pokazać w Warszawie? Stare Miasto? Łazienki? Za to wy z Pawłem na pewno ją zabierzecie w różne fajne miejsca znane tylko wam, młodym – stwierdził tata, patrząc na mnie proszącym wzrokiem.

Nie było mi to na rękę, bo młodszą o pięć lat kuzynkę widziałam w życiu tylko raz i nie zrobiła na mnie pozytywnego wrażenia. Ot, niezbyt rozgarnięta, wiejska dziewucha. W dodatku rozpieszczona.
– Robię to tylko da was– westchnęłam, widząc błagalne spojrzenia rodziców. „To tylko kilka dni, na pewno szybko miną” – pocieszałam się, wracając do domu.

Niestety, Aśka okazała się dokładnie taka, jaką ją zapamiętałam. Dziecinna, niemądra, trochę zarozumiała i okropnie irytująca. Przywiozła ze sobą torbę pełną różnych ciuchów. Niektóre mogłyby nawet wyglądać na niej całkiem fajnie, gdyby tylko potrafiła je ze sobą zestawić.
– Mój eks kupił mi je w Mediolanie – oznajmiła mi z dumą, choć na pierwszy rzut oka było widać, że to zwykłe chińskie szmatki, jakich pełno na bazarach. Oczywiście, nie miała pojęcia, co chce zobaczyć w Warszawie, więc sama musiałam obmyślić plan zwiedzania. Szczerze? Nie wydawała się ani trochę zainteresowana, kiedy opowiadałam o zabytkach czy muzeach. Wyglądała wręcz na znudzoną.
– A znasz jakieś miejsca, gdzie można spotkać kogoś z telewizji? – spytała w pewnej chwili, a mnie zamurowało. Odchrząknęłam i próbowałam się uśmiechnąć, ale nie wyszło mi to najlepiej.
– Jeśli chcesz, to wieczorem możemy wybrać się z moim narzeczonym do klubu – powiedziałam. – Bywają tam czasem gwiazdy, może zobaczysz jakiegoś aktora.

Na te słowa rozbłysły jej oczy i wyraźnie się ożywiła. No tak. Co tam Pałac Kultury czy Zamek Królewski. Gwiazdy filmowe i czerwony dywan: tylko to się liczy! Wieczorem odpicowałam Aśkę, jak umiałam, i poszłyśmy na imprezę. Była zachwycona i już od progu zaczęła nawijać, że kiedyś zrobi wielką karierę i będzie bywać w takich miejscach codziennie. No cóż, daj jej Panie Boże... W pewnym momencie Paweł dostrzegł w tłumie starego kumpla, więc ten się przysiadł na chwilę do naszego stolika. Tak się złożyło, że ów kumpel występuje w serialu, o czym ja nawet nie wiedziałam, bo nie oglądam takich rzeczy. Natomiast Aśka na jego widok omal nie zemdlała!
– Chodziliśmy razem do podstawówki i dawałem mu ściągi z matmy – wyjaśnił jej mój narzeczony, gdy się dopytywała, skąd ma takie znajomości.

Aśka o niczym innym nie paplała, tylko o tym, jaki ten aktor jest przystojny i jaki Paweł jest fajny, że ich sobie przedstawił.
– U mnie nikt mi nie uwierzy, że piłam z nim piwo! Dobrze, że mi się podpisał na tej serwetce – emocjonowała się, ściskając kawałek papierka jak największy skarb.
– Jeszcze będziesz miała okazję go zobaczyć, bo na pewno pojawi się na naszym ślubie – powiedziałam.
– Serio?! – wykrzyknęła, po czym zaczęła dopytywać: – Kiedy bierzecie ślub?
– Nie mamy wyznaczonego terminu, Paweł jeszcze nie wybrał pierścionka, ale pewnie jakoś latem – odparłam.

Miałam potem wrażenie, że Kaśka wyjechała z Warszawy zadowolona. Potwierdziła to jej matka, która zadzwoniła do mojej z podziękowaniami.
– Jakby kiedyś Inga miała ochotę do nas wpaść, niech to zrobi koniecznie! Najlepiej zimą. Pojeżdżą sobie z narzeczonym na nartach… – podkreśliła zręcznie, że mogę wpaść z Pawłem.
– Moim zdaniem powinnaś skorzystać z zaproszenia ciotki – stwierdziła mama. – Mają tam wygodny, duży dom. I nakarmią was jak w najlepszej restauracji!
„Może kiedyś” – pomyślałam i zaraz zapomniałam o sprawie. Ale kiedy niespełna dwa miesiące później okazało się, że Paweł ma służbowy wyjazd w tamte okolice, uznałam, że to fajna okazja.
– Zostawisz mnie u cioci, załatwisz sprawy, a potem przyjedziesz i razem spędzimy u niej weekend – powiedziałam.
– A przyjeżdżajcie, kochani! – ciocia naprawdę się ucieszyła. – Kiedy tylko chcecie i na ile chcecie! Zapraszam, zapraszam!
Muszę przyznać – ujęła mnie tym swoim entuzjazmem. Trochę się tylko zmartwiła, że Paweł będzie tak krótko.
– Pracuje, biedaczek? Ale przynajmniej ty sobie odpoczniesz! – stwierdziła.

U cioci było całkiem fajnie. Wprawdzie z kuzynką nadal nie mogłam znaleźć wspólnego języka nawet na jej terenie, mimo to nie zrażałam się. Chodziłam sama w góry i czekałam na przyjazd Pawła. Trzy dni jego delegacji minęły szybko i ucieszyłam się szalenie, kiedy w końcu pojawił się u cioci. Marzyło mi się wspólne zjeżdżanie ze stoku i inne atrakcje. Jednak jak pech, to pech! Następnego dnia rano, tuż po śniadaniu, zaczęłam strasznie źle się czuć
– To pewnie to nasze świeże mleczko prosto od krówki! Nie jesteś przyzwyczajona – przejęła się ciocia. – Weź lekarstwo i połóż się w pokoju, powinno pomóc.

Niestety, nic nie pomagało, czułam się coraz gorzej. Paweł siedział przy mnie, aż miałam wyrzuty sumienia, że przyjechał na weekend w góry i nie odpoczywa.
– Idź na stok, a ja spróbuję sobie zasnąć… – powiedziałam mu w końcu, bo naprawdę byłam już wykończona. Zrobił to, chociaż z ociąganiem, a ja zapadłam w niespokojny sen. Nie wiem, jak długo spałam, a kiedy otworzyłam oczy, w pokoju zapadał już zmrok. „Późno… Gdzie Paweł?” – pomyślałam. Czułam się dziwnie osłabiona, nie miałam siły sięgnąć nawet po komórkę.

Chwilę później wpadł Paweł.
– Kochanie, pakujemy się i wyjeżdżamy stąd natychmiast! – zakomunikował mi.
– Ale dlaczego? – zdziwiłam się.
– Później ci wszystko wyjaśnię – odparł, po czym spakował mnie szybko, pomógł się ubrać i zaprowadził do auta.

Pożegnałam się z ciocią, która nie miała szczęśliwej miny. „Pewnie dlatego, że tak szybko wyjeżdżamy…” – uznałam.
Mów, co jest grane – nakazałam w aucie narzeczonemu.
– Może wcale nie zatrułaś się mlekiem – mruknął. I zaczął opowiadać. Okazało się, że kiedy ja leżałam obolała w drugim pokoju, ciotka roztoczyła przed nim świetlaną wizję… jego małżeństwa z Asią!
– Ona tak pana polubiła! Kiedy wróciła ze stolicy, to buzia jej się nie zamykała. Tylko Paweł i Paweł! – mówiła. – Pan wie, że Asia jest jedynaczką? Kiedyś to wszystko będzie należało do niej! Gospodarstwo, hektary pól… Będzie szczęściarzem ten, kto zostanie jej mężem. W dniu ślubu może liczyć na piękny samochód. Taki za… powiedzmy, 200 tysięcy! My z mężem zięcia nie skrzywdzimy!

Paweł bąknął coś niezrozumiale.
– Ja wiem, że pan jest związany z Ingą. Ale co to za związek! Pierścionka jeszcze nie ma, termin ślubu nie wyznaczony… A pan naprawdę zna tego aktora? – zmieniła temat. – I on będzie na pana ślubie?
Mój narzeczony, widząc co się święci, postanowił nieco podpuścić ciotkę. Zasugerował więc, że ten aktor, co ją tak interesuje, jest nadal kawalerem, do wzięcia…
– A ma pan do niego numer telefonu? – ożywiła się nagle. – Przecież Asia go już poznała. Może by miał ochotę przyjechać do nas któregoś dnia na narty?

No proszę, więc tak wyglądała słynna ciocina gościnność! Kto by pomyślał!
– Dałem jej numer do mojego dentysty! – zaśmiał się Paweł. – Facet waży ze sto kilo i ma ponad pięćdziesiąt lat, ale tak samo na imię jak ten „znany aktor z telewizji”. Może ciocia się nie zorientuje i go do siebie zaprosi – podsumował mściwie.

Inga, Sekrety serca

Redakcja poleca

REKLAMA