„Moi bogaci rodzice nie zgadzali się na mój ślub z 'kundlem z domu dziecka'. Postawiłam na swoim i nie żałuję”

Młode małżeństwo fot. Adobe Stock
Rodzice byli przeciwko naszej miłości. A to właśnie Marcin traktował mnie jak najważniejszego człowieka na świecie.
/ 15.12.2020 06:30
Młode małżeństwo fot. Adobe Stock

Upał był niemiłosierny, a ja musiałam załatwić sprawy związane z wyjazdem córki na obóz językowy. Jechałam w ścisku starym autobusem coraz bardziej zmęczona i pełna pretensji do całego świata. A zwłaszcza do Marcina, który powiedział, że nigdzie mnie nie zawiezie, bo wylewają strop i za nic nie uda mu się wyrwać z budowy.

Nakręcałam się coraz bardziej, gdy zobaczyłam wielki napis: „Kocham cię, Księżniczko!” wymalowany na wiadukcie przy wjeździe do miasteczka. Od razu zapomniałam o śmierdzącym zdezelowanym autobusie, zmęczeniu i złości. Wróciłam myślami do czasów, gdy dwadzieścia lat wcześniej to samo zrobił dla mnie Marcin. I gdy nikt nie dawał szans naszej miłości.

Żyłam jak księżniczka

Miałam szczęście. Przyszłam na świat w rodzinie, w której nigdy niczego nie brakowało. Ani pieniędzy, bo tata od zawsze budował ludziom domy, ani miłości, bo po wielu latach małżeństwa wciąż mówił do mojej mamy: „Moja Kruszyno” i nadal zaglądał jej w oczy. A ja byłam jego skarbem, którego – zapowiadał to od dnia, gdy się urodziłam – nie odda byle komu. A już na pewno nie komuś takiemu, jak mój mąż.

Marcin pojawił się w moim życiu w ostatnie wakacje przed maturą. Zaczął pracować w firmie ojca, został pomocnikiem murarza. Spotkaliśmy się, gdy musiałam zawieźć na budowę jakieś ważne papiery, których tata zapomniał zabrać z domu.

Marcin był przystojny, miał najpiękniejszy uśmiech na świecie i zawsze potrafił mnie rozśmieszyć. Wykorzystywałam każdy pretekst, by go spotkać albo podpytać o niego wujka, który był prawą ręką ojca i wziął Marcina pod swoje skrzydła. Uczył go fachu i z czasem zaczął traktować niemal jak syna. Może dlatego, że sam nie miał dzieci, a Marcin wychował się w domu dziecka.

Był inny niż wszyscy

Miał 20 lat, właśnie skończył technikum budowlane i musiał zacząć zarabiać na siebie. Był inny niż chłopcy, z którymi do tej pory miałam do czynienia. Uważny, czuły, troskliwy... Mówił: za pięć lat chcę mieć dom i rodzinę. Żaden z moich chłopaków tak się nie zachowywał. Nie myśleli, co chcą w życiu robić, co osiągnąć, co jest dla nich ważne. Liczyła się kasa i dobra zabawa. Co tu dużo mówić, zakochałam się w Marcinie, a on we mnie. Ale tylko wujek domyślał się, co się święci.

Po trzech latach miałam dość ukrywania się. Wiedziałam, że tylko z Marcinem chcę iść przez życie i miałam w nosie oczekiwania ojca. Niestety, mój chłopak chciał czekać, aż stanie na nogi na tyle, by móc zacząć budowę domu i pokazać mojemu ojcu, na co go stać. Obstawał przy swoim tak długo, aż obraziłam się i przestałam z nim rozmawiać.

Zrobiłam to pierwszy i jak się potem miało okazać ostatni raz w naszym wspólnym życiu. To wtedy wymalował na wiadukcie wyznanie: „Kocham cię, Ksieżniczko, zrobię dla ciebie wszystko!”. Zobaczyłam je tak samo jak dziś, wracając autobusem do domu.

Rodzice byli przeciwko nam

I tak w najbliższą niedzielę stanęliśmy przed ojcem i całą rodziną, która jak zwykle spotkała się na obiedzie. Marcin schrypniętym ze zdenerwowania głosem poprosił o moją rękę. Ciszy, jaka wtedy zapadła w naszym domu, nie zapomnę do końca życia. Tak samo jak reakcji ojca, który, gdy tylko zrozumiał, że to nie żart, zaczął krzyczeć, że nigdy się nie zgodzi na ślub jedynej córki z kundlem z domu dziecka, który nic nie ma i nic mi nie da.

Marcin odpowiedział, że da mi wszystko, co najważniejsze, da mi miłość. A reszta to tylko kwestia czasu i pracy, a tej się nie boi. Ojciec jednak nie chciał słuchać, kazał mu się wynosić. Złapałam Marcina za rękę i powiedziałam, że jeśli on ma się wynieść, to i ja.

Nie wiem, jak by się to skończyło, gdyby nie wujek, który nagle wstał, przygarnął Marcina i powiedział do ojca: Marian, ja jestem jego rodziną. I że ojciec może dać nam błogosławieństwo i mieć dwoje dzieci albo żadnego, bo i tak zrobimy swoje. Nie było łatwo, ale w końcu mieliśmy ślub i wesele. I mieszkanie w domu rodziców, choć Marcin mówił, że sam nam je wybuduje.

Zrobił to. Dotrzymał wszystkich obietnic, które tej pamiętnej niedzieli poczynił. Dbał o mnie i hołubił, niczego mi nie brakowało. Oczywiście, jak wszystkim, zdarzały się nam gorsze chwile, ale wciąż jestem jego księżniczką i wciąż go kocham. Choć dawno mu tego nie mówiłam. Ale zrobię to, gdy tylko wrócę do domu. A za tych młodych, którzy wyznali sobie uczucie tak samo jak my kiedyś, będę trzymać kciuki. Może im też ta miłość się uda...

Zobacz więcej prawdziwych historii:
Myślałam, że widzi we mnie kogoś więcej, niż tylko grubaskę...
Ukrywam przed narzeczoną, że rozbieram się za pieniądze
Była dziewczyna mojego faceta mieszka z nami, bo musimy się nią opiekować
Miałam 32 lata, a matka decydowała w co mam się ubrać i kiedy iść spać
Nie chcę zamieszkać ze swoim facetem. Od tego tylko krok do niewoli

Redakcja poleca

REKLAMA