Chcąc uprzyjemnić sobie czas oczekiwania, w pobliskim kiosku kupiłam gazetę dotyczącą promocji zdrowia. Chaotycznie wertowałam kartki, aż mój wzrok przykuło ogłoszenie: „Majowe warsztaty tańca brzucha z Kalilą w Warszawie”. W mojej głowie natychmiast zaczęły się pojawiać obrazy z czasów studenckich. Nim się spostrzegłam, całkiem oddałam się wspomnieniom...
Tatiana na studiach była moją przyjaciółką. Razem imprezowałyśmy, chodziłyśmy na wykłady, uczyłyśmy się i buszowałyśmy po sklepach w poszukiwaniu okazji. Jeszcze bardziej zbliżyło nas wspólne zamieszkanie w akademiku. Chociaż na pozór sympatyczna i towarzyska, w rzeczywistości Tatiana była niepewna siebie i zakompleksiona.
– Nie warto próbować. A jak mi nie wyjdzie? – marudziła zawsze, gdy chciałam namówić ją na coś szalonego.
Wiedziałam, że jej największym marzeniem jest taniec. A konkretnie arabski taniec brzucha. Gadała o tym cały czas i wynajdywała coraz to nowe informacje o tego typu zajęciach. Co z tego, skoro nie zapisała się na żadne? Nic nie dały moje perswazje, że najwyższy czas zacząć spełniać marzenia. Rozmawiałyśmy o tym milion razy. Na urodziny kupiłam jej nawet chustę niezbędną do tańca brzucha. Nie pomogło. Kiedy więc na tablicy w akademiku zauważyłam ogłoszenie o rekrutacji na warsztaty taneczne, bez wahania zadzwoniłam i zapisałam od razu nas obie.
Nie powiedziałam Tatianie prawdy, wiedząc, że zacznie się wykręcać. Była więc przekonana, że idziemy na zwykłe zajęcia z aerobiku, i zabrała ze sobą dres oraz sportowe buty. A ja niepostrzeżenie wpakowałam do torby również chustę. Jakże się zdziwiła, kiedy wchodząc do sali, usłyszała arabskie melodie!
– To chyba będą jakieś orientalne zajęcia – skomentowała z entuzjazmem.
– Dokładniej warsztaty z tańca brzucha – wyjaśniłam, uznając, że teraz już mi chyba nie ucieknie. – Wiem, że od dawna o tym marzysz, więc teraz masz wreszcie okazję się sprawdzić. Cieszysz się?
Jak podejrzewałam, moja przyjaciółka w grupie nie miała sobie równych. Znała doskonale wszystkie kroki. Podczas gdy ja męczyłam się z shimmą, czyli szybkimi ruchami ramion, ona tańczyła z taką lekkością, jakby robiła to od zawsze.
– Dlaczego nie zapisałyśmy się wcześniej? – spytała chyba bardziej siebie niż mnie. – Straciłam tyle czasu!
Tatiana była bezkonkurencyjna i zdecydowanie najlepsza z nas wszystkich. Z zazdrością patrzyłam, jak cudownie tańczy! Rozpoczęłyśmy naukę jednocześnie, ale moje starania były niczym w porównaniu z jej nieprzeciętnym talentem!
Nic dziwnego, że instruktorka już po kilku zajęciach zaproponowała jej dołączenie do grupy tancerek zaawansowanych.
– No nie wiem... A jeśli sobie nie poradzę? – zaczęła swoją starą gadkę.
– Chyba sobie żartujesz! – ofuknęłam ją. – Żadna z dziewczyn w grupie nie potrafi tańczyć tak jak ty, instruktorka chwali cię od pierwszych zajęć, a ty jeszcze się wahasz?! Jeśli nie chcesz tam pójść dla siebie, to masz to zrobić dla mnie, bo zainwestowałam w nasz karnet! Jesteś mi coś winna!
Przyjaciółka chyba wreszcie zrozumiała, że chcę dla niej dobrze. Nie marudziła już więcej, tylko podeszła i bez słowa mnie przytuliła. Tatianie wystarczył niecały miesiąc, by dorównać pozostałym dziewczynom z zaawansowanego zespołu, a pół roku intensywnych ćwiczeń sprawiły, że i tam stała się najlepsza. Zaczęła jeździć na warsztaty, pokazy, konkursy i zdobywać nagrody. Podziwiałam ją. Przede wszystkim dlatego, że odważyła się robić to, o czym zawsze marzyła. Nie każdy to potrafi.
Studia dobiegły końca, nasze drogi się rozeszły. Ja zostałam w stolicy, Tatiana wyjechała do Wrocławia. Moja przygoda z tańcem skończyła się, natomiast dla niej to był dopiero początek kariery. Pod artystycznym pseudonimem Kalila zaczęła sama udzielać lekcji. Już nie mogę się doczekać jej miny, kiedy w grupie majowych kursantek zobaczy mnie!
Agnieszka