„Mąż ma mnie za nieroba, bo zajmuję się tylko domem. Ale przecież to też jest praca!”

kobieta niedoceniona przez męża fot. Adobe Stock
„Nasze małżeństwo jest tradycyjne. Ja prowadzę dom, mój mąż na dom zarabia. Na początku obojgu nam to odpowiadało…”.
/ 09.05.2024 18:24
kobieta niedoceniona przez męża fot. Adobe Stock

Tego dnia niemal wydeptałam w dywanie ścieżkę, kursując na trasie kuchnia – okno balkonowe. W piekarniku wysychał na wiór kurczak nadziewany wątróbką, w garnku przypalał się ryż z curry. Chyba niezły zestawik jak na zwykły dzień tygodnia?

Odprowadzałam wzrokiem kolejne autobusy podjeżdżające na widoczny z naszych okien przystanek i… nic. Wojtka nie było. Do licha, a ja tak się starałam mu dogadzać! Wczoraj na przykład, po raz pierwszy w życiu, zrobiłam bliny. Wyszły pyszne. Pulchne, rumiane. A w zeszłym tygodniu był schab nadziewany morelami. Jednak zasada „przez żołądek do serca” na mojego męża jakoś nie działała. Wojtek wracał z pracy coraz później, w coraz gorszym nastroju.

Przecież ja też ciężko pracuję!

Początkowo mu współczułam – pewnie znowu dowalili mu obowiązków albo szef strzelał focha. Próbowałam przeczekać zły czas, ze zdwojoną energią starając się zapewnić mu w domu komfortowe warunki. Trochę było mi żal, kiedy bez słowa pochwały pochłaniał moje coraz wymyślniejsze kolacje, a potem zastygał przed telewizorem.

– Co się dzieje, kochanie? Masz kłopoty w pracy? – spytałam wreszcie.

A co ty możesz wiedzieć o pracy! – warknął wtedy na mnie. – Cały dzień siedzisz sobie w domu, a wszystkie twoje obowiązki to odrobina sprzątania i gotowania.

– Chcesz, żebym poszła do pracy? Bardzo chętnie! – odparłam. – Mam już dość siedzenia w tych czterech ścianach. Zwłaszcza że ciebie ciągle nie ma i…

– Kobieto, obudź się! – wybuchł Wojtek. – Kto w dzisiejszych czasach zatrudni osobę bez żadnego doświadczenia zawodowego?

Uciekłam do małego pokoju.

Nie chciałam przy nim płakać. A on nawet się nie zainteresował, co robię. Siedział dalej przed tym kupionym na raty „zero procent” najważniejszym domowym meblem i gapił się na jakiś film sensacyjny. „Jak mężczyźni mogą oglądać bez przerwy takie bzdury? – myślałam, wycierając nos. – Jak ten mój może być dla mnie tak okrutny?”.

Dwa lata temu, przed ślubem, umówiliśmy się, że Wojtek będzie pracował, a ja poprowadzę dom. Wtedy mu to odpowiadało. Odkąd więc zamieszkaliśmy razem, prałam, robiłam zakupy, sprzątałam, a na niego zawsze czekało smakowite jedzenie. Dlaczego tego nie doceniał? Czemu moją pracę uznawał za gorszą od swojej? Chętnie przyjęłabym na siebie dodatkowe obowiązki… Tyle razy przekonywałam go, że już czas na dziecko… Ale on miał zawsze jedną odpowiedź: „Nie teraz. Jeszcze nie”. „Znudziłam mu się. Może nawet ma kochankę? To koniec” – pomyślałam, wciąż wpatrując się w ten przeklęty przystanek.

Nagle poczułam taki smutek, taki żal, że… chwyciłam torebkę i wybiegłam z domu. „Skoro on nie potrafi ze mną zerwać, ja mu to ułatwię. Odchodzę. Dziś przenocuję u mamy, a potem zobaczymy” – postanowiłam, ruszając na dworzec kolejowy. Po godzinie jazdy wagony nagle się zatrzymały. Wkrótce pojawił się konduktor, informując, że z powodu kradzieży trakcji czeka nas postój. Jak długi? A któż to wie! Trochę już ochłonęłam i zdałam sobie sprawę, że postępuję nierozsądnie.

Owszem, Wojtek był ostatnio nieznośny, ale żeby rzucać wszystko i uciekać z domu bez słowa wyjaśnienia? Zachowałam się jak dzieciak, a nie dorosła kobieta. Sięgnęłam do torebki po komórkę, żeby zadzwonić do męża, niestety, staliśmy w lesie i nie było zasięgu. Sytuacja beznadziejna. Obudziłam się jakąś godzinę później, zmarznięta, wtulona w szybę. Pociąg już jechał.

W dłoni ciągle ściskałam telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i omal nie złapałam się za głowę. Trzydzieści wiadomości! Wszystkie od Wojtka. Zaczęłam je machinalnie odsłuchiwać. Pierwsza: „Gdzie ty się podziewasz?! Prawie udało ci się spalić dom!”. Druga, trzecia i jeszcze kilka w tym samym stylu. A potem w głosie męża pojawił się niepokój, wreszcie żal i – skrucha. „Kochanie, przemyślałem wszystko i nareszcie do mnie dotarło, jak źle cię traktowałem. Poprawię się, przysięgam. Tylko odbierz. Błagam, wracaj do domu” – brzmiało ostatnie nagranie.

Od tamtej przygody minął ponad miesiąc. Jest gorąco, zielono, śpiewają ptaki. Nie tylko za oknami – w naszych sercach też. Wojtek bardzo się stara, znowu jest dla mnie czuły i już nie wysiaduje w pracy. Zdaje się, że w tamten chłodny kwietniowy wieczór zrozumiał, że przez swoje dąsy i humorki może mnie stracić. Przeżył wstrząs, który nareszcie go przebudził.

A kilka dni temu, akurat w Dzień Matki, wyszeptał mi do ucha:

– Kochanie, tak sobie pomyślałem… Pięknie byś wyglądała z brzuszkiem.
Coś mi się zdaje, że wkrótce spełnię to jego marzenie.

Czytaj także:
„Chciałem zaszaleć i umówiłem się na randkę w ciemno. W kawiarni zamiast ostrej laski, czekała moja żona”
„Siostra zrujnowała mi wesele. Ubrała się jak bezwstydnica, a w toalecie zabawiała się ze świadkiem”
„Wszyscy udawali głuchych i ślepych, gdy sąsiadka prosiła o pomoc. Odwracali wzrok na widok jej siniaków”

Redakcja poleca

REKLAMA