Z życia wzięte - prawdziwe historie i opowiadania

Z życia wzięte fot. Fotolia
Wiedziałam, że nawet w najtrudniejszych chwilach mogę na niego liczyć. Tak było i teraz, gdy postanowiłam od niego odejść
/ 24.06.2013 13:20
Z życia wzięte fot. Fotolia
Bałam się poprosić męża o rozwód. Dręczyły mnie okropne wyrzuty sumienia. To taki dobry, czuły i opiekuńczy mężczyzna. I nie myliłam się, ale…

Wyszłam z klatki schodowej na podwórko, chłodne, świeże powietrze owionęło mi twarz, ale nie mogłam się uspokoić. To przecież niemożliwe! Wszystko to, co przed chwilą usłyszałam! To absurd i za nic nie powinnam w to wierzyć ani się tym sugerować! A jednocześnie czułam, że ta kobieta ma rację. Karty kartami, lecz ona po prostu wie, co mówi. Wizyta u wróżki tarocistki wydawała mi się ostatnią deską ratunku. Wcześniej usiłowałam poprosić o pomoc psychiatrę, ale się zawiodłam. Podczas wizyty miałam wrażenie, że lekarz słucha mnie nieuważnie, bardziej zafascynowany swoją „diagnozą” niż tym, co mam mu do powiedzenia.

Ciężko mi jest się odsłonić przed bliskimi, a co dopiero rozmawiać o intymnych sprawach z kimś zupełnie obcym. Wyglądam na kobietę zdecydowaną, odnoszącą sukcesy, i dobrze o tym wiem. Tymczasem tak naprawdę jestem niepewna i zagubiona, a przynajmniej tak się czuję już od dłuższego czasu. Jestem w impasie i chciałabym, aby ktoś mi podał pomocną dłoń, pokazał w którym kierunku mam iść. Dziesięć lat temu czułam się podobnie i wtedy pomógł mi właśnie lekarz i pigułki. Nie jakieś poważne medykamenty, tylko zwykłe antydepresanty, najłagodniejsze z możliwych. Z ich „pomocą” w ciągu trzech miesięcy załatwiłam więcej ważnych spraw niż przez połowę dorosłego życia!

Wszystko widziałam jasno i wyraźnie, potrafiłam nazwać swoje uczucia i przekuć pragnienia w czyn! Teraz chciałam postąpić podobnie. Wspomóc się odrobinę chemią, aby mój mózg wyszedł z biegu jałowego na prostą i dodał gazu. Ale ten psychiatra kategorycznie odmówił mi pigułek, twierdząc, że wcale nie mam depresji, skoro normalnie funkcjonuję na co dzień.
– Zażywając pigułki, będzie pani w euforii i tylko jeszcze narobi jakichś głupstw. A tak naprawdę powinna pani podejmować wszelkie decyzje spokojnie i „na trzeźwo”. Wsłuchać się w siebie i stwierdzić, czego tak naprawdę pani potrzebuje, a potem to zrobić.

Łatwo mu było powiedzieć! Ja się „wsłuchiwałam w siebie” już od trzech lat! I doskonale wiedziałam, czego chcę. Sęk w tym, że robiąc to, skrzywdziłabym człowieka, który był zawsze dla mnie dobry i wyrozumiały. Mojego męża.
Jak mam mu powiedzieć, że tak naprawdę zrobiłby mi największą przyjemność, gdyby pozwolił mi odejść. Bo o niczym bardziej nie marzę, jak o rozwodzie. Jestem pewna, że rodzina i wszyscy znajomi, gdyby tylko wiedzieli, co mi chodzi po głowie, złożyliby to na karb szoku powypadkowego albo pletli inne psychologiczne głupoty. A ja już przecież przed wypadkiem wiedziałam, że chcę od Rafała rozwodu, tylko mu nie zdążyłam tego powiedzieć.

To niebywałe, jak nagle i jak szybko można stracić zdrowie i dotychczasowe życie. Wystarczy jeden nieostrożny krok na ulicę, samochód wpadający w poślizg na oblodzonej jezdni. Głuche uderzenie, ból i ciemność. Kiedy się obudziłam na oddziale intensywnej terapii, pierwsze, o czym pomyślałam, to było to, że czym prędzej muszę wracać do domu, aby skończyć szyć kostium na bal karnawałowy dla mojej pięcioletniej córeczki. Nie miałam pojęcia, że już dawno jest po balu, bo byłam w śpiączce przez ostatnie dwa miesiące. Farmakologicznej, lekarze bowiem obawiali się o moją głowę, która bardzo ucierpiała podczas wypadku. Oprócz kilku złamań kończyn doznałam poważnego urazu czaszki.

Rafał wszystkim się zajął i wszystko doskonale zorganizował. Przychodził także podobno do mnie codziennie i czytał mi powieści. Wiem, że je słyszałam, bo znałam książki, którymi mnie raczył, chociaż wiedziałam, że nigdy nie miałam ich w ręku… Był także taki troskliwy podczas mojej żmudnej rehabilitacji. Nie wiem, jak bym sobie poradziła bez jego opieki i ślepej wiary w to, że mi się uda, że potrafię nie tylko stanąć na nogi i pójść, ale także usprawnić prawą rękę, która po wypadku wydawała się nie należeć do mojego ciała. Była bezwładna i bezużyteczna, a jednak dzisiaj władam nią właściwie całkowicie normalnie.
Jak więc mogłabym powiedzieć mężowi, że od dawna myślę o tym, aby od niego odejść? Jak mogłabym okazać się taka niewdzięczna? Tym bardziej, że nigdy nie było innego mężczyzny w moim życiu. Nie chodziło mi więc o nowy związek czy seks. Ja się po prostu dusiłam w tym układzie, uwierał mnie jak za małe ubranie i czułam, że jeśli tego nie skończę, to umrę z braku tlenu! Czy to się stało tak nagle? Dlaczego wyszłam za mąż za Rafała, skoro już dwa lata po ślubie stwierdziłam, że to nie to? Nie mam pojęcia i chyba na to pytanie nigdy nie znajdę odpowiedzi. Po prostu wydawało mi się, że jest idealnie, a tak nie było. Po urodzeniu córeczki zobaczyłam to z całą jaskrawością, ale jeszcze próbowałam udawać, że nadal jestem szczęśliwą mężatką. Jednak na dłuższą metę tak się nie dało.

Kiedy właśnie z całą stanowczością postanowiłam wystąpić o rozwód, wpadłam pod auto. Poczułam wtedy, jakby to sam Pan Bóg dał mi znak, żebym nie robiła głupot. Porzuciłam więc myśli o rozstaniu z mężem. Ale one nie chciały odejść i zaczęły mnie prześladować. W końcu pójście do psychiatry i wzięcie przepisanych przez niego tabletek wydawało mi się jedynym wyjściem. A on mi ich odmówił! Kiedy skarżyłam się na to zaufanej koleżance, ta popatrzyła na mnie z uwagą.
– Najlepszym psychiatrą czy też psychologiem, jakiego znam, jest pani Ewa – stwierdziła.
– Dasz mi do niej telefon? A w którym gabinecie przyjmuje? – zapytałam od razu.
A Kaśka tylko się uśmiechnęła, po czym wyjaśniła.
– Ona nie ma gabinetu, przyjmuje w domu. I nie jest lekarzem, tylko tarocistką.
Wróżka? – trudno opisać rozczarowanie, jakie przeżyłam, słysząc te słowa!

Kaśka wydawała mi się do tej pory taka rozsądna, a teraz proponowała mi takie dziwne rozwiązanie?
– Powiedziałaś, że nie boisz się podjąć pewnych decyzji – kontynuowała, widząc moją minę. – Dlatego proponuję ci pójście do pani Ewy, ona ci wyjaśni, czy masz się czego bać, czy nie. Doda ci odwagi i zapewniam cię, że jest sto razy lepsza i skuteczniejsza od tabletek. A w dodatku nie powoduje żadnych skutków ubocznych. „Oprócz braku 150 złotych w portfelu!” – pomyślałam później, stojąc pod jej blokiem.
– Proszę się nie bać powiedzieć mężowi, że chce pani rozwodu – usłyszałam po tym, jak rozłożyła karty. – On już się dawno pogodził z pani decyzją. A poza tym między wami nie będzie nigdy inaczej niż teraz, bo na przeszkodzie stoi jego nieślubne dziecko.
– Nieślubne dziecko? Mój mąż nie ma innych dzieci poza naszą wspólną Oliwką! – wykrzyknęłam z przekonaniem.
– Ma. Wyraźnie widzę je w kartach – nie dała się przekonać wróżka. – I w dodatku pani je zna, podobnie jak jego matkę. Ale to naprawdę nic złego. To tylko działa na pani korzyść, bo ta kobieta będzie bardzo pomocna przy rozwodzie. Stała przez ostatnie lata z boku i czekała, ale wbrew pozorom zależy jej na pani mężu i będzie dążyła do tego, aby sformalizować swój związek z nim. Dlatego tak jest jej potrzebne wasze oficjalne rozstanie.

Wyszłam od wróżki kompletnie skołowana mimo zapewnień, że teraz wszystko w moim życiu ułoży się wspaniale, jeśli tylko nastawię się mentalnie na zakończenie mojego małżeństwa. „Nieślubne dziecko Rafała? To absurd!” – tylko ta jedna myśl tłukła mi się po głowie. „On by tego nigdy nie zrobił! I kim jest ten dzieciak, skoro go znam?”. W głębi serca jednak wiedziałam, że sprawy mają się zupełne inaczej. Zaniedbałam mojego męża fizycznie i mentalnie. Musiał wiedzieć, że go nie kocham i na pewno nie było mu z tym dobrze. Może nawet przeczuwał, że za chwilę zażądam rozwodu?  A potem ten wypadek… Rafał jest bardzo porządnym facetem i po prostu czuł się w obowiązku zostać ze mną. Być może jego troska także już dawno nie wynikała z miłości, tylko z poczucia, że przysięgał przed ołtarzem? A to dziecko! Z inną kobietą! Boże, dlaczego nie jestem o nie ani trochę zazdrosna? Raczej ciekawa, kim jest. I kim jest jego matka.

W drodze do domu zatrzymałam się w kawiarni, żeby pozbierać rozbiegane myśli. Wzdragałam się przed rozwodem, sądząc, że zrobię tym krzywdę swojemu mężowi, a tymczasem on najwyraźniej o niczym innym nie marzył. Czekał tylko, aż będę gotowa na ten krok. „Dobrze, więc w końcu go zrobię!” – postanowiłam. Kiedy przyszłam do domu, Rafał już był, szykował obiad.
– Oliwka odrabia lekcje w swoim pokoju – poinformował mnie.
Miałam ochotę natychmiast go zapytać, czy wie, co robi jego drugie dziecko. Czy jest chłopcem, czy dziewczynką… Ale zamiast tego powiedziałam:
– Chciałabym z tobą dzisiaj wieczorem porozmawiać.
I wtedy na jego twarzy zobaczyłam ulgę. On się spodziewał tej rozmowy i znał jej wynik! Tym łatwiej było mi go potem poprosić o rozwód.
– Nie wiem, czy się tego spodziewałeś, czy nie, ale…
– Spodziewałem – przerwał mi. – Ewuniu, nie pamiętasz, ale podczas wypadku miałaś w torebce pozew rozwodowy. Zobaczyłem go, gdy w szpitalu oddano mi twoje rzeczy i byłem przerażony!
– Dlaczego? – wyszeptałam.
– Bo się bałem, że to ja wszystko schrzaniłem. Że chcesz rozwodu, bo się dowiedziałaś o moim nieślubnym synku – Rafał spuścił głowę.
– Nie wiedziałam o nim – szepnęłam.
– Wiem… zorientowałem się później, że to nie on ani moja zdrada byli przyczyną, dla której chciałaś ode mnie odejść. Obserwowałem cię po wypadku i doszedłem do wniosku, że ty po prostu pierwsza zauważyłaś, że do siebie nie pasujemy. Marnujemy sobie życie w naszym poprawnym związku, żyjąc tak naprawdę nie razem, ale obok siebie, jak dwoje przyjaciół, a nie kochanków. Bardzo cię za to podziwiałem. Czekałem, aż dojdziesz do siebie i znowu będziesz potrafiła poinformować mnie o swojej decyzji. Nie chciałem cię poganiać, wiedząc, jak bardzo ucierpiałaś i że mnie potrzebujesz podczas rehabilitacji.

– Wiesz…, jesteś moim najlepszym przyjacielem… – wzięłam Rafała za rękę.
– Zawsze będę – zapewnił mnie. – Nie zapominaj, że mamy córkę.
– A kim jest twoje drugie dziecko? – odważyłam się w końcu go o to zapytać.
– Kiedy się o nim dowiedziałaś?
– Niedawno… Ktoś mnie poinformował – nie zamierzałam tłumaczyć Rafałowi, że to była wróżka, którą w sumie wzięłam za wariatkę!
– To Pawełek…
– Pawełek? – zdumiałam się. – Synek twojej koleżanki z pracy, Anki? Ale przecież ona jest mężatką! – wykrzyknęłam dziwiąc się, że Rafał wdepnął w takie kłopoty.
– Nie jest – uśmiechnął się mój mąż. – Tak mówiła wszystkim, aby nie wzbudzać sensacji, że jest samotną matką z dzieckiem i nie prowokować spekulacji, z kim je ma. No wiesz, teraz kiedy pół Polski pracuje za granicą, w Anglii, Irlandii albo Bóg wie gdzie, bardzo łatwo jest tam „wyekspediować” wymyślonego męża i nikt nie będzie tym zdziwiony.
– Rozumiem, że twój synek nie ma pojęcia, że jesteś jego tatą? – zapytałam.
– Nie…
– To wreszcie będziesz mógł mu to powiedzieć – wzięłam za rękę swojego męża i uśmiechnęłam się do niego.

Faktycznie, ten psychiatra jednak miał rację, że do rozwiązania moich problemów nie były mi potrzebne tabletki… I wróżka także się nie myliła. Oboje z Rafałem byliśmy pogodzeni z życiem i gotowi na zmiany. I wreszcie z nadzieją patrzyliśmy w przyszłość.

Ewa

Redakcja poleca

REKLAMA