„Na każdym kroku podejrzewam żonę o zdradę. Może prosić i grozić, ale muszę czasem przejrzeć jej telefon i torbę”

mężczyzna zazdrosny o żonę fot. Adobe Stock
„Nic do mnie nie docierało. Do momentu, gdy po wielkiej awanturze, jaką urządziłem żonie z powodu późniejszego powrotu do domu, zastałem następnego dnia puste szafy. Ewa spakowała się, wyjechała do rodziców”.
/ 11.04.2024 13:18
mężczyzna zazdrosny o żonę fot. Adobe Stock

Ewelina odstawiła na stolik kieliszek po winie, podniosła się z fotela i nachyliła nade mną. Owionął mnie zapach jej perfum – ciężki i zmysłowy. Niemal zakręciło mi się w głowie.

– Idę do wanny – ustami musnęła moje ucho. – Jak chcesz, możesz na mnie zaczekać… – położyła mi rękę na ramieniu, uśmiechnęła się i zniknęła za drzwiami. Przymknąłem oczy, wreszcie szczęśliwy i spokojny.

Już raz prawie ją straciłem...

Zza okna docierał teraz do mnie równie oszałamiający zapach jaśminu, a ja znowu miałem przy sobie ukochaną żonę. Super! Odzyskałem ją tak niedawno i wciąż się bałem, że jej obecność to tylko złudzenie. Że obudzę się któregoś ranka i Eweliny przy mnie nie będzie. Jak przez te długie dwa lata, podczas których żyliśmy osobno, chociaż ona w całości wypełniała moje serce. Kochałem ją, wręcz szalałem za nią, a jednak prawie ją straciłem. Przez własną głupotę…

A wszystko przez moją chorobliwą zazdrość. Przedtem nie zdawałem sobie sprawy, że jestem aż tak zaborczy… Prawie zniewalałem swoją żonę, wypytując ją o każdą minutę spędzoną poza domem, kontrolując wszystkie jej wyjścia, każąc sobie objaśniać, gdzie i z kim była. Robiłem jej awantury o każde ze spojrzeń – nawet zupełnie przypadkowych – jakimi obdarzali ją mężczyźni na ulicy czy w hipermarkecie, podejrzewałem o najgorsze. Nie rozumiałem, gdy powtarzała, że czuje się osaczona niczym zwierzyna łowna i traci przy mnie oddech.

– Duszę się tą twoją miłością – mówiła. – Zresztą to nie jest żadna miłość, tylko choroba. Powinieneś się leczyć!

Nic do mnie nie docierało. Do momentu, gdy po wielkiej awanturze, jaką urządziłem żonie z powodu późniejszego powrotu do domu, zastałem następnego dnia puste szafy. Ewa spakowała się, wyjechała do rodziców.

Zagroziła też, że złoży pozew o rozwód, jeżeli nie zrobię czegoś ze swoją zazdrością. Bo ona tego dłużej nie wytrzyma. I chociaż wciąż bardzo mnie kocha, to nie możemy dalej żyć w ten sposób.

Wtedy dopiero się opamiętałem. Poszedłem do psychologa, który skierował mnie na terapię. Tam uświadomiłem sobie ogrom krzywdy, którą wyrządziłem żonie swoją zazdrością, oraz jej przyczyny. I zrozumiałem, że dopóki się z niej nie wyleczę, dopóty nie odzyskam ukochanej.

Bardzo mi zależało, by Ewelina do mnie wróciła, więc stałem się jednym z najpilniejszych pacjentów w grupie terapeutycznej. Trochę to trwało, zanim zdołałem w pełni zapanować nad chorobą. Dopiero po dwóch latach mogliśmy z żoną znów zamieszkać razem. Teraz cieszyliśmy się każdą wspólnie spędzoną chwilą, nadrabialiśmy stracony czas. Choć może nie do końca stracony, bo przecież dzięki niemu byłem już zdrowy, raz na zawsze pozbyłem się zazdrości…

Tak przynajmniej myślałem

Rozmyślania przerwał mi cichy dźwięk komórki. Ewelina zostawiła ją na stoliku do kawy. Ktoś do niej dzwonił. W pierwszej chwili zamierzałem zanieść jej telefon do łazienki, ale prysznic szumiał, więc pomyślałem, że lepiej jej nie przeszkadzać. Był sobotni wieczór, więc ten telefon to na pewno nie było nic pilnego. Melodyjka szybko umilkła, ja jednak nie mogłem się powstrzymać, żeby raz po raz nie zerkać na telefon żony.

Intrygowało mnie, kto to mógł dzwonić. W mojej głowie zaraz pojawiła się natrętna myśl, że może to jakiś jej przyjaciel; w końcu przez dwa lata żyliśmy osobno. Na pewno z kimś się przez ten czas spotykała. Przecież była młodą, bardzo atrakcyjną kobietą, podobała się mężczyznom. Pamiętałem ja dobrze te ich spojrzenia rzucane na ulicy, w sklepie, w kinie. Nawet kasjer w hipermarkecie tak się wczoraj do niej uśmiechał, że chętnie bym mu przyłożył w ten jego wygolony na łyso łeb…

Nakręcałem się tymi myślami coraz bardziej. Czując, że dłużej już nad sobą nie zapanuję, sięgnąłem po telefon. Szybko sprawdziłem, co za numer dzwonił przed chwilą, i odetchnąłem z ulgą. To tylko Kryśka, kumpelka żony. Pewnie chciała z nią poplotkować. Wtedy coś mnie podkusiło: otworzyłem folder z esemesami. Wiedziałem, że nie powinienem był tego robić, lecz nie mogłem się powstrzymać.

W mojej głowie zaczęły się lęgnąć dawne zazdrosne myśli. I w końcu natrafiłem na esemes, po którego przeczytaniu aż mi się gorąco zrobiło. Na małym monitorku komórki widniały dwa słowa: „Kocham Cię”. Ktoś pisał do mojej żony, że ją kocha!

Czegoś takiego nie mogłem zlekceważyć… Musiałem sprawdzić, od kogo Ewelina dostała to wyznanie. Jednak wyświetlił mi się tylko numer, nie było imienia nadawcy. Facet nie figurował na jej liście kontaktów. A więc żona ewidentnie chciała ukryć przede mną istnienie tego typa! A tak mnie zapewniała o swojej wierności!

Przysięgała, że przez te dwa lata w jej życiu nie było nikogo, bo wciąż kocha tylko mnie… I jak tu wierzyć kobiecie? Kłamliwa niewdzięcznica! A ja dla niej na tę głupią terapię poszedłem! Na cholerę mi ona była, skoro żona mnie zdradzała?!

Ciśnienie mi skoczyło, wstałem i zacząłem w nerwach krążyć po pokoju. Jeszcze raz rzuciłem okiem na numer, bo wydawał mi się dziwnie znajomy. Czyli to pewnie któryś z moich kumpli musiał być… Utrwaliłem sobie ten numer w głowie i postanowiłem, że jak tylko Ewelina zaśnie, zadzwonię do tego bubka i wygarnę mu, co o nim myślę. Nie pozwolę robić z siebie rogacza! A mojej kochanej żoneczce też się dostanie za tę zdradę. Jej też powiem, co myślę o takich jak ona…

– I jak, kotku, stęskniłeś się? – usłyszałem cichy głos żony. – Trochę mi zeszło, ale obiecuję, wynagrodzę ci to czekanie…

Pomyślałem, że na wymówki przyjdzie jeszcze czas, niekoniecznie muszę to robić teraz. Odwróciłem się więc do niej, wtuliłem twarz w jej włosy, a potem wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka. Było już dobrze po północy, gdy wysunąłem się cicho spod kołdry.

Ewelina spała w najlepsze, a ja musiałem zakończyć sprawę esemesa od jej kochanka. Poszedłem więc do łazienki i ze swojego telefonu zadzwoniłem pod tamten numer. Wcześniej dokładnie zaplanowałem, co mam powiedzieć, ale gdy tylko usłyszałem męski głos po drugiej stronie, znowu ciśnienie mi skoczyło i wszystkie słowa uleciały z pamięci.

– Ty gnojku! – syknąłem wściekły. – Odczep się od mojej żony, bo jak cię dorwę, to ci nogi z tyłka powyrywam!

– Że co? – spytał facet zaspanym głosem. – Odbiło ci, czy pijany jesteś?

– Spadaj – warknąłem i wyłączyłem się.

Z tych emocji aż zaschło mi w gardle, więc do kubka od mycia zębów nalałem sobie trochę zimnej wody i napiłem się. Nie zdążyłem nawet wyjść z łazienki, gdy zadzwonił mój telefon. Ze zdziwieniem zobaczyłem, że to ojca i aż serce mi mocniej zabiło z niepokoju. Jak nic, coś się u nich stało, może mama zachorowała, ciśnienie tak jej ostatnio skakało…

– Co jest, tato? – spytałem szybko.

– To chyba ja powinienem zadać to pytanie tobie – usłyszałem zdenerwowany głos ojca. – Wydzwaniasz do mnie po nocy, budzisz nas, a potem inwektywami mnie obrzucasz… Upiłeś się czy co?

– Ale ja nie wiem, o czym ty mówisz – bąknąłem zdumiony. – Ja do ciebie nie dzwoniłem przecież, coś ci się pomyliło.

– Co ty gadasz, chłopcze?! Przecież przed chwilą kazałeś mi się odczepić od Eweliny i nazwałeś gnojkiem… Jeszcze potrafię rozpoznać głos swojego syna.

Z wrażenia aż usiadłem

Bo przypomniało mi się, skąd znam numer, z którego przyszedł miłosny esemes do Ewy. Ten numer należał kiedyś do mnie! I tę wiadomość sam napisałem… A potem, gdy kupiłem sobie smartfona, tamten oddałem ojcu razem z kartą sim. Jak mogłem o tym zapomnieć? Ale obciach!

Przeprosiłem tatę i zacząłem intensywnie myśleć. Jednak wcale nie było ze mną dobrze, skoro swojego własnego esemesa wziąłem za wyznanie jakiegoś kochanka swojej żony…

Nie pozbyłem się do końca tej mojej zazdrości! I po co ja właściwie ruszałem ten jej telefon? Nieźle by mi się dostało, gdyby Ewelina dowiedziała się o tym, albo, co gorsza, wyszła z łazienki i przyłapała mnie na gorącym uczynku. Posądziłaby mnie znowu, że nie mam do niej zaufania, i miałaby rację. A do tego nie mogłem dopuścić.

Postanowiłem bardziej uważać z tą moją zazdrością. Z drugiej strony, to wcale nie takie proste. Mogę sobie sam nie poradzić. Chyba więc pójdę do mojego terapeuty i mu o wszystkim opowiem. Może nie powinienem jeszcze rezygnować z terapii, może to za wcześnie? Dobrze, chociaż, że nie zdążyłem nawymyślać Ewelinie, bo znowu bym ją stracił. Ty razem pewnie już na zawsze.

Czytaj także:
„Mam w domu 3 facetów, a wszystko robię sama. Dygam z ciężkimi siatami, piorę im gacie i pod nos podtykam obiadki”
„Ta jędza wykorzystała naszą rodzinną tragedię, aby napełnić sobie kieszenie. Musiałam ją przepędzić”
„Teściowa nie mogła ścierpieć, że córka wybrała za męża rolnika. Rozsiewa ploty, bo chce się go pozbyć jak chwastów”

Redakcja poleca

REKLAMA