„Chciałem mieć dzieci, ale nie takie, którymi się trzeba zajmować. Chodziło mi o to, by moje geny poszły w świat”

Mężczyzna, który chce zostać ojcem fot. Adobe Stock
Po raz pierwszy zostałem dawcą ponad 3 lata temu. To był zupełny przypadek. Po prostu któregoś razu zobaczyłem anons w internecie.
/ 04.01.2021 15:07
Mężczyzna, który chce zostać ojcem fot. Adobe Stock

Zuzanna to moja dziewczyna. Znamy się od 2 lat, chodzimy ze sobą od roku. W styczniu jej się oświadczyłem. Tydzień później dowiedziała się, że jestem dawcą. Wyszła trzaskając drzwiami. Nie chce ze mną rozmawiać. Zupełnie nie rozumiem dlaczego.

Po raz pierwszy zostałem dawcą ponad 3 lata temu. To był zupełny przypadek. Po prostu któregoś razu zobaczyłem anons w internecie. „Młody, 24 lata, wysoki, wysportowany, zdrowy, komplet wszystkich badań, pomoże pani w zajściu w ciążę. Mam doświadczenie, nie szukam żadnych przygód”. W pierwszym odruchu pomyślałem, że to żart, a może jakiś młodzieniec pragnie mocnych wrażeń. I zacząłem przeglądać forum pod ogłoszeniem.

Okazało się, że chłopak działa w ten sposób od 2 lat i ma wiele pozytywnych komentarzy. Naiwny nie jestem, więc od razu uznałem, że komentarze mogą być sfałszowane. Ale wrzuciłem w wyszukiwarkę hasło „dawca spermy” i od razu wyskoczyło kilkadziesiąt linków. Większość to prywatne ogłoszenia młodych mężczyzn. Znalazłem też jednak kilka ogłoszeń kobiet, które poszukiwały dawcy. Przyznam, zaintrygowało mnie to.

Napisałem więc na jeden z adresów mailowych. Po kilku dniach otrzymałem odpowiedź. Pani bardzo podziękowała za zainteresowanie, bo istotnie chciała mieć potomstwo, ale nie chce męża. Szukała mężczyzny, z którym mogłaby mieć dziecko. Jest już jednak po dwóch próbach w tym miesiącu, więc na razie poczeka na efekt, bo woli nie mieszać dawców. Zamurowało mnie. Nigdy w życiu bym nie pomyślał, że aż tak bezpośrednio i – jak na mój gust – w dość ryzykowny sposób to się odbywa.

Zacząłem szukać dalej. Znalazłem kilka portali, na których całkowicie swobodnie można kupić lub sprzedać spermę albo komórki jajowe. Każdego miesiąca takich ogłoszeń pojawia się w sieci nie kilka, lecz nawet kilkaset. Mężczyźni gotowi do zapłodnienia ręczą, że w ich rodzinach nie było żadnych chorób genetycznych. Kobiety sprzedające swoje komórki jajowe zapewniają, że przynajmniej raz już były matkami, a ich dzieci miały po urodzeniu 10 w skali APGAR. Nie miałem pojęcia, że w Polsce istnieje aż tak szeroki rynek, na którym komórki jajowe i sperma są towarem.

Myśl o tym, że i ja mógłbym zostać anonimowym ojcem, nie dawała mi spokoju. Wyobraziłem sobie, że przecież w każdej chwili mogę mieć wypadek albo dopadnie mnie jakaś okropna choroba, a wtedy umrę, nie pozostawiając po sobie ani wybudowanego domu, ani zasadzonego drzewa, ani potomka. Z drzewem byłoby najłatwiej, na dom nie miałem jeszcze szans. Zapragnąłem więc mieć dzieci. Jak najwięcej dzieci, dzięki którym coś po mnie zostanie. Myśl ta owładnęła mną całkowicie, stała się niemal moją obsesją.

Odpowiedziałem na anonse kilku kobiet. Wymiana maili, zdjęć, dowodów badań wydawała mi się jednak zbyt nużąca. Za każdym razem korespondencja przeciągała się miesiącami i nic z tego nie wynikało. Raz tylko spotkałem się z dziewczyną, która chciała zostać matką, ale zażyczyła sobie, żeby akt ten dokonał się w obecności jej partnerki, z którą chciała stworzyć nietypową rodzinę. Partnerka siedziała na krześle i patrzyła się na mnie z wyraźną dezaprobatą. Byłem tak spięty, że nic z tego nie wyszło.

Postanowiłem pójść na skróty. Nie zależało mi przecież na seksie, tylko na przekazaniu genów. Na istnieniu za sto, może i dwieście lat. Znalazłem w internecie adresy kilkunastu ośrodków, w tym klinik, które zajmują się skupowaniem spermy. Zarejestrowałem się, wypełniłem ankiety. Bardzo szybko z większości ośrodków dostałem odpowiedź. Okazało się, że – paradoksalnie – w tej dziedzinie popyt przewyższa podaż. Odpowiednich dawców z dobrym materiałem genetycznym jest naprawdę mało.

Przebadano mnie tak dokładnie - jak nigdy wcześniej. Pytano mnie dosłownie o wszystko. Czy pracę mam stresującą, czy kiedykolwiek paliłem papierosy, a nawet o to, czy mój samochód ma podgrzewane fotele. Okazuje się bowiem, że mają one zły wpływ na jakość plemników. Podobnie jak obcisłe slipki, w związku z czym zostałem zobowiązany do chodzenia tylko w bokserkach. Osłupiałem na pytanie, czy moja matka karmiła mnie piersią. Nie mam zielonego pojęcia, jakie to ma znaczenie dziś.

Wyniki badań okazały się rewelacyjne. Ruchliwość, koncentracja i żywotność moich plemników były o 30% wyższe niż przyjęte w klinikach normy określone przez Światową Organizację Zdrowia. Poza tym miałem wszystkie cechy pożądane w kwestionariuszach przez przyszłe matki. Zdrowie, młodość, wyższe wykształcenie, wysoki wzrost, szerokie zainteresowania, spokojny tryb życia. W czterech ośrodkach na sześć zainteresowanych zaproponowano mi więc najwyższe z przyjętych tam stawek. Rozrzut był duży – od 500 do 1600 złotych za maleńki pojemniczek. Nieźle.

Jednak wymagania postawiono mi rygorystyczne. Określona dieta bogata w cynk, witaminy C i E, dużo owoców morza, ryb, warzyw i świeżych owoców. Zamiast słodyczy – pestki dyni. Zakaz spożywania smażonego mięsa oraz fast foodów. Zakaz alkoholu i papierosów. Nie wolno było mi też brać żadnych leków. Nawet po zwykłym przeziębieniu musiałem przechodzić coś w rodzaju kwarantanny. Do tego obowiązkowa abstynencja seksualna przez przynajmniej trzy dni przed pobraniem nasienia.

Po każdym pobraniu miałem trzy miesiące przerwy, bo tyle wynosi czas niezbędny do sprawdzenia nosicielstwa niektórych chorób. Pod koniec przerwy znowu przechodziłem badania. Dopiero wówczas otrzymywałem zapłatę i zapraszany byłem na następną wizytę. Podpisałem tuziny oświadczeń i zobowiązań. Przede wszystkim musiałem zobowiązać się do anonimowości i zrzec się wszelkich praw do potomstwa. Dużo o tym myślałem. Pamiętam, jak w zeszłym roku jechałem z Zuzą autobusem. Obok stała matka z wózkiem.
– Popatrz, ta dziewczynka ma takie same oczy jak ty – powiedziała Zuzanna.
Poczułem, że zasycha mi w gardle. Mała miała roczek, może półtora. Teoretycznie mogłem być jej ojcem

Dopiero wtedy zacząłem się zastanawiać. Co będzie, jak spotkam kiedyś dziecko, które będzie wyglądać jak moja miniaturka? Nie wolno mi przecież nawet do niego podejść. Nie wolno mi matki tego dziecka o nic zapytać… Nie pomyślałem o tym wcześniej. Cieszyła mnie myśl, że będę miał dzieci, dzięki którym ślad po mnie nie zginie. Anonimowych, niepłaczących po nocach w moim domu, niekłopotliwych dla mnie w najmniejszym stopniu. Teraz poczułem jednak jakiś trudny do określenia żal. Żal za czymś bezpowrotnie utraconym. Podobny żal czułem w dzieciństwie, gdy dostałem od ojca tuzin baloników. Ojciec chciał mi je wręczyć; wyciągnąłem dłoń, ale umknęły z mojej małej piąstki. Patrzyłem, jak się unoszą, i płakałem.

Zuzanna widziała, że straciłem nagle humor, ale nie znała powodu.
– Co ci jest? – spytała później.
Opowiedziałem jej o wszystkim.
– To idiotyczne – wybuchła Zuzanna. – Ja od tygodnia odchodzę od zmysłów, bo okres mi się spóźnia jak nigdy dotąd. Boję się, bo ty mówiłeś, że ze mną nie chcesz mieć jeszcze dzieci. A teraz się przyznajesz, że będziesz je miał z obcymi kobietami? Ile? Pięcioro? Dziesięcioro?
– Zuza, daj spokój – próbowałem ją udobruchać. – Przecież ja tym kobietom dałem tylko swój materiał genetyczny…
– Tylko? – zapłakała nagle Zuzanna. – Tylko? A co ty oprócz tego masz? Co możesz dać kobiecie poza tym?
Nie chciała mnie słuchać. Wyszła, trzaskając drzwiami. Chyba przesadza…

Więcej prawdziwych historii:„Macocha traktowała mnie jak Kopciucha, który na nic nie zasługuje. Tylko mnie żaden książę nie wyrwał z tego koszmaru”„Nie ufam facetowi mojej córki, bo jest dla niej... zbyt przystojny. Boję się, że ją zdradzi i skrzywdzi”„Mój mąż jak posłuszny piesek leci na każde zawołanie swojej byłej żony. Czy on nie widzi, co ta jędza robi?!”„Tydzień po urodzeniu dziecka zrozumiałam, że nie kocham męża. On zagroził mi, że jeśli odejdę, zniszczy mi życie”

Redakcja poleca

REKLAMA