Zbliżały się imieniny Agnieszki i chociaż nie mogłam wykrzesać z siebie ani odrobiny chęci, żeby ją odwiedzić, wiedziałam, że powinnam to zrobić. Byłam przecież jej przyjaciółką! Kupiłam zatem wiązankę irysów, których wiosenne barwy ucieszyłyby nawet konającego i ruszyłam do jaskini lwa.
Agnieszka otworzyła mi w szlafroku.
– Dopiero wstałaś czy już idziesz spać? – zapytałam złośliwie.
Jak można robić z siebie taką cierpiętnicę tylko dlatego, że 25-letnia córka w końcu się od niej wyprowadziła?!
– Nie spodziewałam się, że ktokolwiek będzie o mnie pamiętał – wyjęczała zbolałym głosem, a mnie szlag trafił.
– Albo się natychmiast ubierzesz i doprowadzisz do porządku, albo wychodzę – oznajmiłam stanowczo. – Decyduj.
Skrzywiła się, mrucząc pod nosem, że jestem okrutna, ale obiecała się ogarnąć
No doprawdy – wielkie poświęcenie! Weszłam za nią do pokoju, patrzę, a tu nowiuśki laptop, jeszcze nierozpakowany. I nawet słowem mi nie pisnęła!
– Od Mileny dostałam – mruknęła. – Żebyśmy mogły gadać... Tak jakbym się znała na tym cholerstwie!
Przypomniałam jej, że zanim poszła na emeryturę, pracowała przy komputerze, jednak Agnieszka zaczęła wydziwiać. Bo co ona umie?! Program dla księgowych obsługiwać, e–mail wysłać... I to tylko na stacjonarnym, a laptop to czarna magia!
– Zresztą, co ta Milena sobie wyobraża!? – prychnęła z wściekłością. – Zostawia starą matkę samą jak palec i myśli, że jak się czasem odezwie, to wystarczy…
– Chyba nie myślałaś, że będzie z tobą tu mieszkać do śmierci – zaczęłam, lecz Agnieszka w ogóle mnie nie słuchała.
– Taka córka, jak i ojciec – stwierdziła posępnie. – Dopiero teraz wszystko wyłazi… Źle wybrałam w życiu, Elżbietko. Właściwie beznadziejnie.
„O Boże! – pomyślałam. – Chyba mi na mózg padło, że tu przyszłam!”. Teraz się zacznie wyciąganie historii sprzed króla Ćwieczka: o niewiernym Kaziu, który zmył się bez pożegnania, gdy Milena miała pięć lat; o ciężkim życiu samotnej matki użerającej się o groszowe alimenty za pośrednictwem komorników, o trudnym okresie dorastania córki i problemach, z którymi musiała się zmierzyć. Postanowiłam do tego nie dopuścić i – co tam, niech stracę!– zaprosiłam ją na ciastka do cukierni. W końcu jak imieniny, to imieniny, a nie stypa! Trochę się wreszcie rozpogodziła, chociaż nie omieszkała ponarzekać, że kompletnie nie ma co na siebie włożyć.
Nad eklerką wzięło ją na refleksje i przyznała się, że ostatnio śnił jej się Michał.
– Dasz wiarę? Po tylu latach! – rozmarzyła się. – Nic się nie zestarzał… Był taki jak wtedy, gdy w stanie wojennym wyjeżdżał na emigrację do Stanów: piękny, niezależny i zbuntowany.
– Nigdy mi nie wyjaśniłaś, dlaczego właściwie za niego nie wyszłaś…
Agnieszka westchnęła ciężko.
– Mój dziadek po wojnie został w Anglii… Mama powiedziała, że emigracja rozwala rodziny – odparła.
– I tylko dlatego się rozstaliście? Przecież mogłaś z nim jechać – stwierdziłam.
– A rodzice? Rodzeństwo? Zresztą, nikt mu pistoletu do głowy nie przystawiał – wzruszyła ramionami. – Jakby mnie naprawdę kochał, toby został w kraju.
Znowu to samo! Sama podjęła decyzję, a potem ma żal do całego świata.
Mój mąż nie może się nadziwić, że jeszcze chcę się z nią spotykać
A ja po prostu przywykłam – znamy się kopę lat! Poza tym, choć Agnieszka miewa fatalne okresy jak teraz, to jednak równa z niej babka. Nie zawsze jej się chce wysłuchiwać plotek, ale w sprawach poważnych nie odmówi pomocy. No i spójrzmy prawdzie w oczy: czy ja mam inne przyjaciółki? Tylko koleżanki, które mieszkają daleko. Na myśl o koleżankach, które w większości znała także Agnieszka, wpadłam na pewien szatański pomysł.
– Wiesz, że Magda ma wychodzić za mąż – zarzuciłam przynętę. – Trzeci raz!
– No co ty! – od razu się ożywiła.
– Skąd wiesz? Gadałaś z nią ostatnio?
– Słyszałaś może o czymś takim jak Facebook? – uśmiechnęłam się chytrze.
– Ach tak… Milena coś wspominała, ale to nie dla mnie – mruknęła.
– Żartujesz! Taki portal to świetna sprawa. Możesz w każdej chwili sprawdzić, co się dzieje u ludzi, których nie widziałaś od lat! – zawołałam z entuzjazmem.
Choć minę miała niepewną, dostrzegłam w jej oczach iskierkę zainteresowania. Zaproponowałam więc, że nauczę ją, jak się posługiwać tym wynalazkiem. Najpierw stawiała opór, lecz w końcu uległa. Umówiłyśmy się na czwartek, że wpadnę i wypróbujemy jej nowy sprzęt. Kiedy przyszłam, Agnieszka była wykąpana, ubrana i wyszykowana, co uznałam za dobry znak. Zaparzyła kawę, pogadała chwilę o tym i tamtym, po czym pchnęła w moją stronę laptop.
– Zdaje mi się, że miałaś mnie trochę podszkolić w internecie – rzuciła.
„Wykazuje dobre chęci, więc nie jest źle” – pomyślałam z ulgą i zabrałam się do odpalania laptopa. Miałam trochę problemów z uruchomieniem tego ustrojstwa, ale tylko na początku. Naprawdę nie trzeba być Einsteinem, żeby sobie z czymś takim poradzić.
Weszłam na Facebooka, zalogowałam się i zaczęłam oglądać fotki. Agnieszka w tym czasie krzątała się po pokoju, jakby nie do końca zdecydowana, czego chce.
– Są zdjęcia ze ślubu Magdy – rzuciłam od niechcenia. – Chcesz zobaczyć?
Agnieszka podeszła niepewnie, spojrzała mi przez ramię i parsknęła śmiechem.
– W białej sukni Magda poszła! Dziewica orleańska! – chichotała. – Wygląda jak słoń w bezie… A ten jej trzeci mąż to jakiś pokurcz! Jak oni TO robią?!
Również się roześmiałam, jednocześnie czując ulgę. Wyglądało na to, że Agnieszka w końcu odzyskała dawny pazur! Usiadła na krześle obok mnie i wspólnie zaczęliśmy oglądać profile dawnych znajomych. Ile było przy tym zabawy!
– A ten twój Michał jak ma na nazwisko? – spytałam w pewnym momencie.
Zrobiła dziwnie nadąsaną minę, ale na szczęście raczyła odpowiedzieć. Wstukałam nazwisko w wyszukiwarce i… był! Pracownik naukowy uniwersytetu w Pensylwanii, stan cywilny: rozwiedziony. I całe mnóstwo zdjęć! Muszę przyznać, że facet mimo upływu lat całkiem nieźle wyglądał. Pomijając smutek w oczach… Agnieszka patrzyła zafascynowana.
Nie miała żadnych wieści od ukochanego przez długie lata, a teraz nagle zbombardowała ją taka ilość informacji! Bo jej Michał był dość aktywny na stronie. Zamieszczał posty, komentował zdjęcia. Dużo można się było o nim dowiedzieć z samego tylko Facebooka.
– Widziałaś? Nawet na Hawajach był – podekscytowała się moja koleżanka.
Pomogłam Agnieszce założyć profil na Facebooku
Spytała, czy można to wszystko oglądać, jak się nie jest zalogowanym. Nie? To może podam jej swoje hasło, żeby mogła chociaż Milenkę na zdjęciu zobaczyć, jak jej będzie smutno. Jasne, Milenkę…
Pokazałam jej, jak się zarejestrować, bo chyba na mózg upadła, jeśli myślała, że będzie włazić na moje konto. Jeszcze by zaczęła czytać moje wiadomości! Wróciłam do domu spokojna, że nie będzie się nudzić. Nudziłam się za to ja, bo złapałam jakieś choróbsko i cały tydzień leżałam w łóżku. Agnieszka nawet nie zadzwoniła, nie mówiąc o odwiedzinach. Mąż, ledwo mi zeszła gorączka, zaczął się naigrawać, jakie to mam troskliwe koleżanki. Sama nie wiedziałam, co myśleć: z jednej strony byłam rozżalona, z drugiej się martwiłam. Przecież nie dawała znaku życia. A zwykle wydzwaniała codziennie… Może ta wariatka sobie coś zrobiła?!
Ledwo stanęłam na nogi, pognałam do koleżanki. Wyglądała na całą i zdrową, a nawet… zadowoloną z życia! Wszystko wskazywało na to, że przez cały ten czas siedziała przy komputerze, bo całe biurko miała rozgrzebane.
– Co robisz? – spytałam.
– Ach, wiesz… Michał się do mnie odezwał, więc tak sobie gadamy – odparła, wysłała wiadomość i zatrzasnęła laptopa.
No cóż, niby wyleczyłam Agnieszkę z depresji, czyli osiągnęłam swój cel. Tylko nie sądziłam, że sama na tym ucierpię…
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Teściowa najchętniej zostałaby u nas na 3 tygodnie
Jako dziecko straciłam słuch i stałam się niewidzialna dla innych
Teściowa przed śmiercią wyznała mi, że mąż mnie oszukał
Facet w którym się zakochałam, próbował mnie zgwałcić