„Miałam romans z kolegą z pracy. Myślałam, że to już przeszłość, ale on mnie szantażuje i straszy, że zniszczy mi życie”

Romans w pracy fot. Adobe Stock
Romans z nim miał być tylko zabawą, taką odskocznią od rzeczywistości. A skończył się fatalnie.
/ 27.01.2021 16:45
Romans w pracy fot. Adobe Stock

Artur. Wulkan energii i dobrego humoru. Taktowny dżentelmen, który tak potrafił pokierować rozmową, że czułam się najbardziej interesującą osobą na świecie. Całkowite przeciwieństwo mojego męża, wiecznego milczka skupionego na swoich modelach samochodów. Podczas gdy Artur wrzał, Bartek był zaledwie letni. Choć trzeba mu oddać, że umiał słuchać. Tylko co z tego, skoro rozmowa z nim przypominała monolog? Po latach znudziło mi się ciągnięcie go za język. Zwłaszcza gdy na scenie pojawił się ekscytujący Artur.

To była odświeżająca zmiana

Pracowaliśmy na tym samym piętrze. Ja zarządzałam handlem z Europą Wschodnią, on z Zachodnią. Kiedy pierwszy raz zwróciłam na niego uwagę? Chyba w kuchni, gdy czekaliśmy w kolejce do mikrofalówki. Powiedział, że żona zrobiła mu ulubioną lazanię. Ja miałam zwykłego kotleta z ziemniakami. Przyznałam, że słabo znam włoską kuchnię, a on stwierdził, że muszę kiedyś spróbować lazanii.

Odtąd często natykałam się na niego w korytarzu. Wymienialiśmy uprzejmości. Jeśli go nie widziałam, słyszałam jego śmiech dźwięczący na całym piętrze. Opowiadał dowcipy; świetnie sprawdzał się w roli komika. Pewnego razu stanął w progu mojego biura.
– Wiesz, gdzie serwują wyborną lazanię? – uśmiechnął się.
Nie byłam pewna, czy to jakiś test. Może kolejny żart? Uniosłam brwi.
– W naszym barku na dole. Idziemy.
Niewiele myśląc, ruszyłam za nim do windy. Nie pamiętam, jak smakowała lazania, ale od dawna tak się nie uśmiałam. I nie pamiętam, kiedy ostatni raz poczułam się choć w połowie tak atrakcyjna jak w czasie dwudziestominutowego lanczu z Arturem.

W hotelu, motelu, nawet aucie – rewelacyjny seks

Odtąd jadaliśmy już razem codziennie. Po wieczornych spotkaniach firmowych Artur odprowadzał mnie do samochodu. Długo rozmawialiśmy, zanim wracałam do domu, gdzie czekała na mnie córka z pracą domową. Bartek nie czekał. Ledwo podnosił wzrok znad magazynu modelarskiego.
Nieraz miałam ochotę podzielić się z nim wrażeniami z pracy, ale jego to nie interesowało. Jeśli już rozmawialiśmy, to o zwykłych sprawach domowych: zakupy, sprzątanie, rachunki.

Czy gdybym mogła cofnąć czas, wtedy, podczas służbowego wyjazdu, nie poszłabym z Arturem na wino? Wróciłabym na noc do własnego pokoju? Nie wiem. Trudno powiedzieć.

Seks był rewelacyjny, więc zaczęliśmy się potajemnie spotykać. Naszym standardem stały się wypady pod miasto, kilkugodzinne wizyty w hotelu, a nawet krótkie, ekscytujące chwile w samochodzie. Reagowałam entuzjazmem na wszystkie jego propozycje. Choć nie mówiliśmy o tym wprost, nasza relacja nie miała żadnej przyszłości. Była czystą odskocznią, zabawą, niczym więcej. Żadne z nas nie zamierzało porzucać rodziny.

W końcu poczułam się niewygodnie z tym romansem. Nie przywykłam do krętactw, podwójnego życia. Dotąd nigdy nie zdradziłam męża. Gdy pierwsza euforia opadła, włączyły się wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że robię coś złego. Było mi wstyd. No i bałam się, że Bartek się czegoś domyśli.
Pewnego dnia kompletnie bezmyślnie, z przesadnym entuzjazmem opowiedziałam Bartkowi o płytach, które przegrał mi Artur.
– Ten… kolega z pracy? – spytał i jakoś dziwnie na mnie spojrzał, a ja się poczułam, jakby poraził mnie prąd. Dlaczego Bartek, zupełnie nie po swojemu, zainteresował się Arturem? „Uważaj – pomyślałam. – Możesz opowiadać o znajomych, ale zwracaj uwagę, w jaki sposób to robisz”.

Zdecydowałam się zakończyć romans z Arturem, ale wspólny lunch nazajutrz zachwiał moim postanowieniem. I tak po kilku dniach wahania wróciłam do intymnych spotkań z kochankiem. Jednocześnie wzmogłam czujność. Od razu kasowałam esemesy od niego, a spotykaliśmy się tylko
w takich miejscach, w jakich z Bartkiem nigdy bym się nie pojawiła: w drogich restauracjach i hotelach.

Dzisiaj wprost nie mogę uwierzyć, że byłam gotowa zaryzykować małżeństwo i szczęście mojej córki dla tego gnojka. Zwłaszcza że Bartek zachował się… imponująco. Pewnego wieczoru po prostu nalał mi wina i usiadł po przeciwnej stronie stołu.
– Może zawieźlibyśmy Olę do babci i pojechali gdzieś razem na weekend? Tylko we dwoje. Co ty na to?
Nie pamiętałam, kiedy mój mąż wypowiedział do mnie tyle słów naraz. Co więcej, zaproponował romantyczny weekend. Zbił mnie z tropu.
– O co ci chodzi?! – zareagowałam stanowczo zbyt agresywnie.
Właściwie często to robiłam. Może dlatego Bartek tak rzadko i oszczędnie się odzywał? Wolał milczeć, niż się kłócić. Ale tym razem nie wycofał się.
– Kiedy ostatnio ze sobą spaliśmy?
Przeraziłam się. Ta rozmowa zmierzała w bardzo złym kierunku.
– Wiesz co, daj mi spokój.

Wstałam od stołu i uciekłam do łazienki. Skąd u Bartka ten nagły przypływ zainteresowania mną? Czyżby się czegoś domyślał? A jeśli nawet, to czy nie powinien zrobić mi karczemnej awantury? Zagrozić rozwodem? Tak postąpiłby prawdziwy facet…

Potem płakałam. Długo i intensywnie. Czyżby wciąż mu na mnie zależało?! Może wcale nie był taki letni i ostygły, jak mi się wydawało? Może zamiast rzucać się w objęcia kochanka, powinnam zawalczyć o męża?

Bartek faktycznie stał się jakby bardziej obecny. Nie zaborczy czy podejrzliwy, po prostu słuchał mnie, rozmawiał, był. Zmienił się. Znowu przypominał faceta, w którym się zakochałam. Nieśmiałego romantyka. Tymczasem spotkania z Arturem straciły wcześniejszy powab. Zaczęły mi przeszkadzać jego przesadna galanteria i nieustająca wesołość. Jakby na pokaz. I to jego szastanie pieniędzmi… Tym chciał mi zaimponować? Jak małolacie? Chyba zdjęłam różowe okulary, bo zaczęłam też dostrzegać, że spod wizerunku szarmanckiego wesołka wyziera zarozumiały bufon.

Nie wierzę. On mi każe się wycofać? Niedoczekanie

Pewnego dnia szef zaprosił do siebie na kolację kilku zaufanych pracowników, w tym mnie i Artura, z osobami towarzyszącymi. Obawiałam się tego wieczoru, ale czułam, że nie mogę przecież rozczarować szefa.

Siedzieliśmy z Bartkiem naprzeciwko Artura i jego żony. Okazała się ładną, zadbaną blondynką, chociaż dziwnie spiętą. Podobnie zresztą jak Artur. Jakby wiedział o czymś, o czym ja nie miałam jeszcze zielonego pojęcia.
– Chciałbym coś ogłosić – powiedział szef. – Jak już wiecie, połączyliśmy się z hiszpańską firmą. Zaproponowano mi, żebym został dyrektorem tamtejszej filii – to stwierdzenie wywołało ogólne gratulacje. – Chciałbym wam powiedzieć, kogo rekomendowałem na swojego następcę…
Artur wyprostował plecy. Cóż, jego kandydatura wydawała się oczywista.
– Agnieszkę – dokończył szef.
Wszystkie spojrzenia skupiły się na mnie. Koledzy się uśmiechali albo patrzyli z niedowierzaniem. Artur zaś był wściekły. Nie spodziewał się tego.
– Gratuluję – powiedział, ale jego słowa nie zabrzmiały szczerze.

Koledzy zaczęli wypytywać o szczegóły. Tylko Bartek się nie odzywał. Mierzył wzrokiem Artura i mogłabym przysiąc, że przelatywały między nimi iskry. Żona szefa włączyła muzykę i zachęciła nas do tańca. Bartek spojrzał zachęcająco w stronę parkietu i za moment byliśmy na środku. Przytulaliśmy się jak na pierwszej randce.

Artur czekał na mnie pod damską toaletą. Gdy go ujrzałam, poczułam się zażenowana i zaniepokojona.
– Przyjmiesz ten awans? – spytał wprost. – Lepiej, żebyś się wycofała.
– Czemu? – prychnęłam. – Pracuję równie ciężko jak tak ty. Skoro szef tak zdecydował, widać zasłużyłam…
– Może nie wiedział, że nie jesteś taka święta, co? Twój mąż, z którym tak gruchałaś, też chyba nie wie, że ma rogi. Czy awans wart jest rozwodu? Zachowałem kilka naszych wspólnych zdjęć i twoje gorące esemesy…

Ten drań mnie szantażował. Gdyby powiedział, że celowo wdał się ze mną w romans, bo wiedział o fuzji i postanowił się ubezpieczyć, wcale bym się nie zdziwiła. Tylko co powinnam teraz zrobić? Bartek pewnie się czegoś domyślał… Ale co innego podejrzenie, a co innego brzydka prawda rzucona prosto w twarz przez kochanka żony.

Zrozumiałam, że nie mogę mu na to pozwolić. Zawsze już miałby na mnie haka. Uznałam, że sama muszę przyznać się Bartkowi. Do wszystkiego.

Więcej listów do redakcji:„Powiedziałem żonie: »Sorry skarbie, ale nasz czas minął« i odszedłem do młodej kochanki. Chciałem poczuć, że żyjꔄWybaczyłam mężowi seks ze stażystką, bo każda zdrada ma swoją przyczynę. Ja też byłam winna, że poszedł do innej”„Nie odeszła do kochanka, ale dlatego, że coś się skończyło... To bardziej boli niż zdrada”

 

Redakcja poleca

REKLAMA