Kocham Mariusza i chciałam za niego wyjść. Wyobrażałam sobie, że spędzimy razem wszystkie nasze dni. Ale wtedy na horyzoncie pojawiła się jego była żona. Wjechała w nasze życie jak czołg i rozjechała wszystkie moje marzenia na drobny pył.
Zacznę od tego, że nie rozbiłam ich małżeństwa. Gdy się poznaliśmy, byli już z Marzeną po rozwodzie. I to od dobrych kilku lat. Nie wiem dokładnie, czy to on od niej odszedł, czy może ona go rzuciła, bo nie chciał o tym mówić. W każdym razie papier rozwodowy w szufladzie miał, mieszkał sam i ze swoją eks nie utrzymywał żadnych kontaktów. Ich córka, Agata, była już dorosła, miała swoje życie, więc kiedy zamierzał się z nią spotkać, nie musiał jeździć do jej mamusi. Umawiał się z nią na mieście lub zapraszał do siebie. Poznałyśmy się, kilka razy rozmawiałyśmy. Nie zapałałyśmy może do siebie wielką miłością, ale się tolerowałyśmy. I mnie, i jej to wystarczało.
Niby nic ich nie łączyło...
Długo Mariusz i ja byliśmy jedynie przyjaciółmi. Nie umiałam mu zaufać. Kiedyś zostałam boleśnie skrzywdzona przez mężczyznę i pamięć o tym tkwiła w mojej głowie jak cierń. Nie potrafiłam stworzyć stałego związku. Wydawało mi się, że każdy chce mnie w sobie rozkochać, by potem porzucić ze złamanym sercem.
Mariusz był jednak bardzo wytrwały. Z anielską cierpliwością znosił moje fochy, okazywał mi czułość, opiekował się mną. Tak koło mnie krążył, tak chodził, że w końcu wychodził. Zakochałam się w nim jak wariatka. Zamieszkaliśmy razem i wkrótce zaczęliśmy mówić o ślubie. Byłam pewna, że nic nie jest w stanie zniweczyć naszych planów. A jednak…
To się stało pod koniec listopada. Odwiedziła nas córka Mariusza. Zwykle zapowiadała wcześniej swoją wizytę, ale tamtego dnia wpadła jak burza. Była bardzo zdenerwowana.
– Muszę natychmiast porozmawiać z ojcem. W cztery oczy. Wybaczysz nam na chwilę? – zapytała, gdy tylko wbiegła do naszego mieszkania.
– Jasne! Gadajcie sobie do woli, a ja pójdę poczytać do sypialni – uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju.
Już wcześniej miewali swoje tajemnice, więc nie zdziwiła mnie ta prośba. Byłam pewna, że Agata znowu chce się zwierzyć ojcu z kłopotów w pracy albo pożalić się na męża. Zawsze przychodziła z tym do ojca.
Szeptali w salonie chyba ze dwie godziny. Za zamkniętymi drzwiami. Nigdy tak długo nie rozmawiali, więc zaczęłam się trochę niecierpliwić. Gdy wreszcie wyszli, Agata od razu zaczęła zbierać się do wyjścia. Słyszałam, jak wkłada płaszcz w przedpokoju.
– Pamiętaj, tato, liczę na ciebie. Nie zwiedź mnie. Sytuacja jest naprawdę tragiczna… – prosiła.
– Wszystkim się zajmę. Zobaczysz, będzie dobrze – obiecał, a z tonu jego głosu wywnioskowałam, że jest czymś bardzo zmartwiony i poruszony.
To był cios
Zamknął za córką drzwi, a potem wrócił do salonu. Nawet nie zajrzał do mnie do sypialni. Jakby w ogóle zapomniał, że jestem w domu. Czułam, że stało się coś bardzo złego. Odczekałam minutę, a potem poszłam za nim. Siedział skulony w fotelu, z twarzą schowaną w dłoniach.
– Boże drogi, co się stało? Agata ma jakiś problem? Może mogę pomóc? – zarzuciłam go pytaniami.
– Co? Nieee… – pokręcił głową z roztargnieniem. – Z nią na szczęście wszystko w porządku. Tylko Marzena jest ciężko chora. Ma raka. Czeka ją operacja. Agata ma nadzieję, że wesprę ją w trudnych chwilach i znajdę jakieś dojścia do lekarzy. Oficjalna kolejka jest długa, a zabieg trzeba wykonać jak najszybciej – wyznał mi.
– I co jej odpowiedziałeś?
– Że oczywiście pomogę. Nie mogłem inaczej. Jest przecież matką mojego dziecka. No i swego czasu przeżyliśmy ze sobą wiele szczęśliwych chwil. Jestem jej to winien – odparł.
Potem chwycił komórkę i po chwili usłyszałam, jak dzwoni do każdego ze swoich przyjaciół po kolei i wszystkich pyta, czy nie mają przypadkiem znajomości w centrum onkologii. I tak przez całe popołudnie…
Prawdę mówiąc, byłam w szoku. Nie spodziewałam się, że Mariusz tak się przejmie zdrowiem byłej żony. Gdyby to Agata zachorowała, oczywiście bym zrozumiała. Ale Marzena? Mój ukochany twierdził, że ta kobieta nic dla niego nie znaczy, że dawno wymazał ją ze swojej pamięci. A tu nagle zachowuje się jak litościwy samarytanin. „Czyżby jednak kłamał i tamto uczucie wcale nie wygasło?” – zaczęłam się zastanawiać.
Mam dość tego, że on ciągle jej pomaga
Nie wspomniałam mu jednak słowem o swoich podejrzeniach. Nie chciałam wyjść na nieczułą egoistkę i zazdrośnicę. „Spokojnie, jest dobrym człowiekiem, więc chce pomóc. Powinnam się cieszyć, że mam takiego wrażliwego faceta” – pocieszałam się.
W ciągu następnych dni Mariusz bardzo zaangażował się w pomoc Marzenie. Nie tylko załatwił jej wizyty u znanego profesora, ale nawet ją na nie woził i za nie płacił. Nie przyznał mi się do tego, ale podsłuchałam, jak mówił córce przez telefon, że koszty nie grają roli, byle mama była zdrowa. Bardzo mnie to zabolało. Nie chodziło mi o pieniądze, tylko o to, że zataił przede mną ten (w końcu niemały) wydatek.
Mieliśmy wkrótce rozpocząć wspólne życie i należało mi się chyba jakieś wyjaśnienie. Zwłaszcza że już teraz wspólnie rozporządzaliśmy finansami. W pierwszej chwili zamierzałam mu to wytknąć, ale zrezygnowałam. Bałam się, że wyjdę na materialistkę, dla której pieniądze są ważniejsze od ludzkiego życia. „Jak to wszystko się już skończy, wtedy mu wygarnę, co myślę o takich tajemnicach” – obiecałam sobie w duchu.
Po dwóch tygodniach Marzena trafiła na stół operacyjny. Akurat wtedy były moje urodziny. Przygotowałam pyszną kolację. Tylko dla nas dwojga. Wystygła, bo Mariusz do późnego wieczoru warował w szpitalu jak pies. A kiedy wreszcie wrócił do domu, to nawet nie przeprosił za spóźnienie. Wręczył mi kupiony w pierwszej lepszej kwiaciarni bukiet lekko przywiędłych już kwiatów i zaczął opowiadać o swojej byłej. Gadał jak nakręcony.
– Lekarz powiedział, że operacja poszła bardzo dobrze. Wyciął wszystko, a przerzutów nie widać. Jest duża nadzieja, że po kilku chemiach Marzenka wróci do zdrowia. To wspaniale, prawda? – ekscytował się, a ja poczułam, jak ogarnia mnie złość.
– Rzeczywiście, wspaniale. Może dzięki temu znowu łaskawie przypomnisz sobie o moim istnieniu. Bo teraz traktujesz mnie jak powietrze – rzuciłam, siląc się na spokój.
Nie bardzo mi to chyba wyszło, bo Mariusz spojrzał na mnie spod oka.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Nic takiego. Tyle tylko, że od pewnego czasu twoja była żona jest dla ciebie ważniejsza ode mnie. Spędzasz z nią cały swój wolny czas. Nie podoba mi się to – zaczęłam tłumaczyć.
Od razu się zdenerwował.
– O co ci chodzi? Kocham cię nad życie i nic tego nie zmieni. Ale przecież ona jest ciężko chora, potrzebuje kogoś bliskiego. Czy to źle, że zachowuję się wobec niej jak człowiek, a nie jak ostatnie bydlę? – warknął.
Zamilkłam, bo czułam, że i tak nie zrozumie, o co mi chodzi. „Bądź cierpliwa. Wkrótce to wszystko się skończy i Mariusz będzie taki jak dawniej” – pocieszałam się w myślach.
Marzena wyszła ze szpitala niedługo przed świętami. Podobno w całkiem niezłej formie. Od tamtej pory miała już tylko jeździć na chemie. Lekarze byli bardzo dobrej myśli, bo wyniki badań miała świetne. Jak mi Mariusz o tym powiedział, z radości chciałam otworzyć szampana. Myślałam, że nasze życie wreszcie wróci do normy. Zaczniemy jak dawniej spędzać wolny czas tylko we dwoje, pójdziemy do kina, do teatru. Nie zdążyłam jednak nawet zdjąć z korka sreberka, gdy zadzwonił telefon Mariusza. Odebrał natychmiast, chwilę porozmawiał.
– Przepraszam cię, kochanie, muszę wyjść. Marzenka bardzo źle się poczuła. Może trzeba będzie wezwać pogotowie – wyjaśnił mi, gdy skończył.
Moje marzenia o miłym wieczorze prysnęły jak mydlana bańka.
– A co, sama już nie może zadzwonić po pomoc? Do ciebie jakoś zdołała wybrać numer! Na pogotowie jest krótszy – zdenerwowałam się.
– Ojej, nie kpij. Przecież ona jest po takich ciężkich przeżyciach. Nie mam sumienia jej odmówić – odparł.
– To może od razu się do niej przeprowadź? Nie będziesz wtedy musiał tak latać tam i z powrotem. Mnóstwo czasu zaoszczędzisz. Jak znam życie, to Marzena będzie wydzwaniać non stop – nie odpuszczałam.
– Dlaczego jesteś taka złośliwa? Myślałem, że mnie rozumiesz – powiedział z wyrzutem i wyszedł.
Wypiłam tego szampana sama, bo ze złości i smutku chciało mi się wyć.
Było tak, jak przypuszczałam. Ta kobieta dosłownie nie dawała nam żyć. Bez przerwy czegoś potrzebowała. A to źle się czuła po chemii i trzeba było przy niej posiedzieć, a to znowu zabrakło jej lekarstw… A Mariusz rzucał wszystko i biegł jej pomagać. Wracał po trzech, czterech godzinach. Coraz trudniej mi było to znieść, ale się nie odzywałam. Nie chciałam znowu usłyszeć, że niepotrzebnie się czepiam albo jestem nieczuła. Naiwnie wierzyłam, że jeszcze będzie między nami jak dawniej. Ale ostatnio, po wizycie Agaty, ta wiara znacznie osłabła.
Wpadła do nas kilka dni temu. Ledwie Mariusz zdążył wrócić od Marzeny, a ona już stała pod drzwiami.
– Muszę pogadać z ojcem sam na sam. Chyba się nie obrazisz? – zapytała, ciągnąc go do salonu.
– Jasne, że nie. Pójdę sobie poczytać – odparłam, siląc się na uśmiech.
Nie podreptałam jednak do sypialni. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, podeszłam na paluszkach i nadstawiłam ucha przy dziurce od klucza.
Na początku nie mówili o niczym szczególnym. Agata dziękowała Mariuszowi za opiekę nad Marzeną, rozpływała się nad jego dobrocią. On odpowiadał, że nie ma sprawy i że nie mógłby postąpić inaczej. I takie tam grzeczności. Jednak w pewnym momencie rozmowa zeszła na inne tory.
– Wiesz, mama wspomniała mi, że świetnie się ostatnio dogadujecie. Jak za dawnych czasów, kiedy byliście jeszcze w sobie szaleńczo zakochani – zagadnęła go nagle Agata.
– Naprawdę? A to ci niespodzianka! – Mariusz wydawał się rozbawiony.
– Naprawdę! Jak tak dalej pójdzie, to może się jeszcze zejdziecie. Wiem, że swego czasu dała ci porządnie popalić, ale choroba bardzo ją zmieniła. Złagodniała, zrozumiała, co się w życiu naprawdę liczy. No i że jesteś świetnym facetem. Może więc jednak…? – tu Agata zawiesiła głos.
Zrobiło mi się gorąco. Mocniej przycisnęłam ucho do drzwi, by usłyszeć odpowiedź Mariusza. Myślałam, że zaprzeczy. Powie, że to absolutnie niemożliwe, bo kocha tylko mnie. I ze mną zamierza ułożyć sobie życie. A on? Przez dłuższą chwilę milczał.
– Daj spokój, nie czas na takie rozmowy. Teraz najważniejsze jest to, żeby mama jak najszybciej wróciła do zdrowia – odezwał się wreszcie.
– No to przynajmniej mi obiecaj, że się nad tym zastanowisz – córka mimo wszystko nie rezygnowała.
– No dobra, obiecuję! – odparł.
Poczułam się tak, jakbym dostała pięścią prosto w twarz. Nie muszę chyba mówić, co było potem. Awantura. Gdy tylko Agata wyszła, przyznałam się Mariuszowi, że podsłuchałam jego rozmowę
z córką. Był oczywiście oburzony, ale miałam to gdzieś. Nie zamierzałam dłużej ukrywać swoich uczuć. Udawać, że wszystko jest w porządku.
– Mam tego dość. Jak chcesz do niej wrócić, to proszę bardzo. Nie zamierzam stać wam na drodze. Tylko powiedz mi to prosto w oczy. Nie pozwolę się zwodzić. – krzyczałam.
Zaprzeczał. Przysięgał, że między nami nic się nie zmieniło i nadal chce spędzić ze mną resztę życia. A Agacie odpowiedział tak, a nie inaczej, dla świętego spokoju. Niestety, zaraz dodał, że dopóki Marzena zupełnie nie wyzdrowieje, to jej nie zostawi. Bo sumienie nie pozwoliłoby mu spokojnie zasnąć, bo Agata nigdy by mu tego nie darowała… I tak dalej, i tak dalej… Pod koniec przestałam już słuchać, bo znałam tę śpiewkę na pamięć.
Czuję się tak, jakbym stała na rozstaju dróg. Z jednej strony bardzo kocham Mariusza i chcę z nim być. Ale z drugiej… Nie mam siły dłużej tolerować obecności jego byłej żony w naszym życiu. I zastanawiać się, czy nadal ją kocha. Muszę więc postawić mu jasne ultimatum: albo ona, albo ja. Jeśli wybierze mnie, będę szczęśliwa. A jeśli nie… Trudno. Lepiej już teraz zakończyć znajomość, niż dalej tkwić w niepewności. Już raz zostałam skrzywdzona przez mężczyznę. Nie chcę, żeby to się powtórzyło…
Więcej prawdziwych historii: „Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby uprawiać seks z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”„Wychowuję nie swoje dziecko. Żona mnie zdradziła i zaszła w ciążę z... moim bratem”