„Koleżanka wytykała mi nadwagę. Udawała wielką znawczynię diet, a sama żywiła się w fast foodach”

Przestrzeganie diety fot. Adobe Stock
Jak można myśleć o diecie, gdy tuż obok pachnie pieczona kaczka? Podobno można. Ale do tego trzeba mieć silną wolę…
/ 08.01.2021 10:06
Przestrzeganie diety fot. Adobe Stock

Uwielbiam jeść. Dużo i w zasadzie wszystko. Nigdy nie grymaszę, nie wybrzydzam, tylko zmiatam z apetytem, co mam talerzu. Niestety sama gotować nie umiem, na restauracje mnie nie stać, więc rzadko udaje mi się zjeść coś naprawdę dobrego.

Kiedy więc Basia zaprosiła mnie na imieniny, aż podskoczyłam z radości. Moja przyjaciółka ma bowiem jedną wielką zaletę: jeśli już coś organizuje – zawsze bardzo dba o to, aby na stole nie brakowało przepysznych różności. Niezależnie od tego, czy przyjęcie odbywa się gdzieś w lokalu, czy u niej w domu.

Nie mogłam się doczekać tej imprezy

Tam razem zaprosiła wszystkich do jednej z najlepszych restauracji w mieście. Marzenie! Specjalnie od rana nic nie jadłam, żeby nie zapychać żołądka byle czym. Na samą myśl o menu aż mi ślinka ciekła. Oczami wyobraźni już widziałam, jak próbuję tych wszystkich sałatek, roladek, zawijańców, pieczonych mięs i innych kulinarnych cudeniek, z których słynie ów lokal. Znałam Baśkę nie od dziś i wiedziałam, że każe podać wszystko, co jest w karcie.

Nie zawiodłam się. Gdy dotarłam na miejsce, szwedzki stół aż uginał się pod ciężarem różnych smakołyków. Złożyłam życzenia solenizantce, przywitałam się z gośćmi i zaczęłam przyglądać się potrawom. Prezentowały się naprawdę wspaniale. W myślach już układałam sobie plan, czego spróbuję na początku, a czego na końcu. Obliczałam, ile miejsca w żołądku muszę zostawić na danie na ciepło. Miała być pieczona kaczka! Mniam, mniam!

Przełykałam więc ślinkę i czekałam, aż Baśka da znak do rozpoczęcia uczty. I wreszcie:
– Kochani, częstujcie się, czym chata bogata! Kucharze są tutaj naprawdę świetni! Warto wszystkiego skosztować – zakrzyknęła do nas z uśmiechem.

Tylko sobie nie myślcie sobie, że rzuciłam się na jedzenie jak wygłodniały pies na kość. Mam trochę kultury! Poczekałam, aż inni naruszą półmiski i dopiero wtedy ruszyłam do bufetu. Wzięłam talerz ze stosiku i z gracją nałożyłam sobie pięć różnych przystawek. Dwie rybne i trzy mięsne. Nie były duże – każda na dwa kęsy. Na talerzu zostało jeszcze mnóstwo wolnego miejsca.

Oczywiście korciło mnie, żeby nałożyć sobie ciut więcej, ale uznałam, że trochę nie wypada. Poza tym zamierzałam przecież spróbować wszystkiego, nie mogłam się więc od razu napychać. Znalazłam sobie spokojne miejsce w rogu sali i chwyciłam za sztućce.

Zaczęła mi wyliczać ile zjadłam

Już miałam zabrać się do jedzenia, gdy poczułam, na sobie czyjś wzrok. Przeszywał mnie na wskroś. Podniosłam głowę. Trzy stoliki dalej siedziały Ewka, Kaśka i Agnieszka, koleżanki Baśki z pracy. Przyglądały mi się badawczo.
– Marylka, a ty co tak usiadłaś z boku? Chodź do nas! – pomachały do mnie.
Nie znałam ich za dobrze, bo spotykałyśmy się głównie przy okazji takich imprez, lecz postanowiłam się do nich przysiąść.

Solenizantka krążyła między gośćmi i na razie nie było szans z nią pogadać, a innych znajomych twarzy nie wypatrzyłam.
– Wspaniałe jedzenie, prawda? Baśka jak zwykle się postarała… – zagadnęłam je, gdy już usadowiłam się na miejscu.
O tak, wspaniałe… Ale bardzo, bardzo kaloryczne – westchnęła Ewka, patrząc z niesmakiem na zawartość mojego talerza.
– No coś ty, ryba jest przecież dietetyczna i w dodatku zdrowa! – zdziwiłam się.
– Sama, gotowana na parze, może tak… Ale tu jest mnóstwo dodatków. O, zobacz, nadzienie, pewnie z tłustego sera, majonez, galareta, no i te sosiki na bazie śmietany. A mięso? Sam tłuszcz! Zabójstwo dla linii! Żadna z nas by tego nie tknęła! – prawie grzebała palcem w moim talerzu.
– Eeee tam, przesadzasz, nie jest tak źle! – próbowałam jeszcze protestować, jednak Ewka natychmiast mi przerwała.
– Nie jest źle? Chyba sobie żartujesz! Dziwię się, że tak dużo sobie nałożyłaś, naprawdę. Przy twojej wadze… Powinnaś uważać na to, co i ile jesz. Zwłaszcza że jesteś już po czterdziestce – stwierdziła, taksując mnie krytycznym wzrokiem.

Nie ukrywam, zrobiło mi się przykro. Owszem, mam lekką nadwagę, ale wcale nie jestem jakimś wielorybem. Poza tym dość dobrze czuję się w swoim ciele.
– Czego się czepiasz! Nie każda kobieta musi wyglądać jak szkielet z wybiegu, nie sądzisz? – burknęłam, wstając od stołu.

Miałam serdecznie dość tej rozmowy, lecz Ewka mnie powstrzymała.
– O rany, siadaj! I nie obrażaj się. Przecież ja nie mówię tego złośliwie, tylko dla twojego dobra. Chcę cię zmotywować do zmiany diety. Zdrowie i szczupła sylwetka są dzisiaj w modzie. Prawda, dziewczyny? – spojrzała na swoje koleżanki, a te natychmiast przytaknęły jej skwapliwie.

A potem jedna przez drugą zaczęły mi opowiadać o zagrożeniach związanych z nadwagą. O cholesterolu, chorobach serca, udarach, zadyszce, nadciśnieniu, cukrzycy i Bóg wie o czym. Pod koniec wykładu miałam wrażenie, że za chwilę umrę.
– No to co ja mam niby zrobić? – spojrzałam na nie bezradnie.
– Wziąć się za siebie. Jeść mniej, liczyć kalorie, zrezygnować z posiłków po 18.00… Tak jak my. Pilnujemy się, dbamy o dietę. Zobacz, co mam na talerzu – odparła Ewa.

Zerknęłam. Łyżeczka sałatki z rukoli z sosem winegret i jeden malutki plasterek łososia. Wróbelek by się nie najadł…
– Tylko tyle? I żadnych odstępstw?! – jęknęłam przestraszona.
– Absolutnie! Nawet na przyjęciach trzymamy się reżimu. I proszę, od razu widać efekty. Najważniejsza jest determinacja i silna wola – stwierdziła Ewka, dumnie prezentując swoją sylwetkę. 

Pozostałe dziewczyny też wyprostowały się na krzesłach. Już miałam im powiedzieć, że do modelek to im jeszcze bardzo daleko, jednak ugryzłam się w język. Pomyślałam, że nie wolno podcinać skrzydeł komuś, kto walczy ze zbędnymi kilogramami.

Hipokryzja szybko wyszła na jaw

Wyszłam z przyjęcia głodna i zła jak osa. Mój plan nie wypalił. Prawie nie tknęłam jedzenia, bo przy koleżankach Basi wstydziłam się ruszyć nożem i widelcem. Gdy patrzyłam, jak każda z nich godzinę przeżuwają plasterek łososia, to miałam wyrzuty sumienia, że cokolwiek nałożyłam sobie na talerz.

Nawet kaczki nie spróbowałam, mimo że pachniała wspaniale i miała taką śliczną, brązową, chrupiącą skórkę. Jak zaczęły opowiadać, ile to ta skóra ma tłuszczu i jaka jest niezdrowa, mój apetyt od razu wyparował.

„Cholera, ale dałam się zagadać! Trzeba było zostawić je w diabły, przenieść się na drugi koniec sali i objeść do woli. A tak? W brzuchu mi burczy! – beształam sama siebie, idąc ulicą, lecz po kilku krokach przystanęłam i zaczęłam się zastanawiać:
– A może one jednak mają rację? Może powinnam się wziąć za siebie? Tylko czy tak jak one dam radę wytrzymać na diecie?”.

Zazdrościłam dziewczynom, że są takie silne i potrafią oprzeć się pokusom. Dotarłam na przystanek. Autobus miał być dopiero za pół godziny. A pech chciał, że akurat zaczął padać deszcz ze śniegiem. Rozejrzałam się za jakimś schronieniem.

I wtedy zobaczyłam pod drugiej stronie ulicy szyld znanej restauracji z fast-foodami. Wyglądało na to, że mimo późnej pory jest otwarta. Kiszki natychmiast mi marsza zagrały. „No dobra, pomyślę o odchudzaniu jutro. A na razie muszę coś zjeść, bo inaczej zemdleję” – uznałam.

W środku było mnóstwo ludzi. Chciałam ruszyć w stronę kasy, ale nagle zamarłam. W rogu sali siedziała… Ewka. Wcinała ze smakiem olbrzymiego hamburgera, ociekającego tłuszczem i roztapiającym się serem. Zagryzała go frytkami i popijała colą. Ależ się wkurzyłam! Przez cały wieczór obrzydzała mi jedzenie, mądrzyła się na temat zdrowego odżywiania, krytykowała mnie, a teraz pochłaniała hamburgera?!

Nie namyślając się długo, podeszłam do stolika. Postanowiłam Ewie wygarnąć, co myślę o jej zasadach i dietach. Była tak zajęta jedzeniem, że nawet mnie nie zauważyła.
Trzeba liczyć kalorie, tak? Żadnych odstępstw? Najważniejsza jest determinacja i silna wola? - zapytałam z przekąsem.

Aż się zakrztusiła!
– Eee, nie…. To tylko tak… Chwila słabości… – w panice zaczęła się jąkać, jakbym ją przyłapała na jakiejś zbrodni.
Zrobiło mi się jej żal.
– Smacznego! – rzuciłam i wyszłam.
I wiecie co? W nosie mam te wszystkie diety! Wolę już objadać się oficjalnie, niż tak jak ona chować się z jedzeniem po kątach.

Więcej prawdziwych historii:
„Wyjechałem na urlop z miłą i skromną dziewczyną. Godzinę później wracałem z narzekającym, rozwydrzonym babsztylem”
„Miałam wszystko, ale zostawiłam kochającego męża dla kochanka, bo mnie nudził. Teraz zmieniłam zdanie i chcę wrócić”
„Mąż nagle zaczął dawać mi drogie prezenty i stał się wyjątkowo czuły. Dziad mnie zdradza - jestem tego pewna”
„Podczas imprezy firmowej wdałam się we flirt z klientem. Zupełnie zapomniałam, że w domu czeka na mnie mąż”

Redakcja poleca

REKLAMA