Z życia wzięte - prawdziwa historia o dojrzałej miłości

Z życia wzięte fot. Fotolia
Martwiło mnie, że syn tak często zmienia dziewczyny. Jednak raz wyszło to na dobre nam obojgu.
/ 02.12.2014 06:58
Z życia wzięte fot. Fotolia
Nowa dziewczyna mojego syna była ładna, urocza, inteligentna i miała poczucie humoru. Patrzyłam na nich z przyjemnością – stanowili taką ładną parę! Mimo to nie mogłam powstrzymać się od myśli, że wcześniej to samo myślałam o Igorze i o… Lenie, Kasi, Asi, Agnieszce i paru innych młodych kobietach, które mi przedstawił.

Tak, mój syn jest wyjątkowo kochliwy. Mniej więcej co pół roku wpada do mnie z charakterystycznym, rozanielonym uśmiechem i opowiada o nowej wybrance swego serca. Po kilku miesiącach Igor robi się małomówny, a gdy zagaduję o jego dziewczynę, prosi, abym już o niej nie wspominała, bo to „zakończona historia”.
– Mimo wszystko powinnaś się cieszyć, że ci je przedstawia – pouczyła mnie przyjaciółka. – Macie świetne relacje, pozazdrościć! Moje dzieci nie są zbyt wylewne. O tym, że starszy syn ma dziewczynę, dowiedziałam się, kiedy zaprosił mnie na ślub. Chłopaka córki poznałam dopiero po dwóch latach – wyznała.
– Wolałabym, żeby przedstawił mi jedną, ale za to taką, która zostanie w rodzinie. Miałam nadzieję, że ożeni się z Kasią, naprawdę mi się podobała. Ale on znalazł sobie Asię. I musiałam się pilnować, żeby nie powiedzieć „Kasiu” do Asi, a teraz „Asiu” do Małgosi. To nie na moją pamięć!

Tymczasem minęło krytyczne pół roku, a Igor nadal spotykał się z Małgosią. Mało tego: powiadomił mnie nawet, że myślą o tym, aby razem zamieszkać.
– O, coś nowego! – postarałam się, żeby moja uwaga nie zabrzmiała sarkastycznie. – Ale dobrze to przemyśleliście, synku?
Zapewnił, że bardzo dobrze, i zapytał, czy może zaprosić do mnie na obiad Małgosię i jej ojca.
– Mamę Gosi też poznałem, ale lepiej ich nie zapraszać razem – mruknął. – Rozwiedli się piętnaście lat temu, a ta kobieta dalej wiesza psy na panu Mirku. Za to on podobno jest miły i spokojny.

– Mama, idź się szykuj, a ja dopilnuję sosu – Igor zaczął wyrzucać mnie z kuchni godzinę przed wizytą Małgosi i jej ojca.
– Jeszcze jest kupa czasu! – zaprotestowałam. – Wystarczy mi minuta, żeby zmienić sukienkę.
– Nie, nie – spojrzał na mnie z dezaprobatą. – Pan Mirek jest profesorem, Małgosia mówiła, że zawsze chodzi w garniturze i nosi krawat. Ty też musisz wyglądać elegancko. Proszę cię.
„Skoro dziecko prosi…” – pomyślałam, ruszając do łazienki. Uczesałam się, zrobiłam lekki makijaż, potem wybrałam sukienkę, która najładniej podkreślała moją wciąż widoczną talię, i pokazałam się synowi.
– Łał! – zakrzyknął, machając drewnianą łyżką. – Super!

Małgosia i pan Mirek przyszli punktualnie. Młodzi przywitali się namiętnym buziakiem, a mnie jej tata ofiarował bukiet kwiatów oraz drogie wino. Poprowadziłam ich do dużego pokoju i zaprosiłam do stołu, po czym wycofałam się do kuchni.
– Jest okej, nie? – szepnął syn, który wpadł po wodę mineralną. – Wiesz co? Idź, usiądź przy stole, a ja wszystko podam. Porozmawiajcie sobie kulturalnie z panem Mirkiem. O obiad się martw. Jakby co, Gosia mi pomoże.
Zaprotestowałam słabo, jednak w końcu uznałam, że nie po to włożyłam najlepszą sukienkę, żeby odgrzewać sos, i usiadłam naprzeciwko pana Mirosława.

Jakąś godzinę później przeszliśmy na „ty”. Przy deserze nie zwracaliśmy prawie uwagi na jedzenie, młodych ani wino, pogrążeni w fascynującej rozmowie o literaturze, Grecji, no i o kotach, które oboje uwielbiamy. Dopiero kiedy Małgosia napomknęła, że chyba powinni się zbierać, zorientowałam się, że przez tych kilka godzin bawiłam się lepiej niż kiedykolwiek w ciągu ostatniej dekady. A co najciekawsze – Mirek najwyraźniej też!
– Musimy się wam zrewanżować za pyszny obiad. Może w najbliższą niedzielę? – wypalił Mirek w przedpokoju, udając, że nie zauważa zdumionej miny córki. – Przyznaję, ja niezbyt potrafię gotować, ale znam doskonałą grecką restaurację na rynku. Co na to powiesz, Michasiu?
– Wspaniały pomysł – ledwie powstrzymałam się przed wybuchem entuzjazmu. – Uwielbiam grecką kuchnię!
No i spotkaliśmy się znowu, zaledwie kilka dni później. Wyznam, że jeszcze zanim dotarłam na miejsce i dostrzegłam przez okno sylwetkę Mirka, przeczuwałam, że to nie jest tylko kurtuazyjne spotkanie młodych i ich rodziców. Przynajmniej dla mnie było to coś więcej. Nie przestawałam myśleć o tym mężczyźnie…
– Michalino, nie do wiary! Wyglądasz jeszcze piękniej niż ostatnio! – Mirek na mój widok zerwał się z krzesła i pomógł mi zdjąć płaszcz. – A gdzie Igor?
– Spóźni się kilka minut, akumulator mu się rozładował – przekazałam wieści od syna. – Małgosiu, byłaś tu kiedyś?

Przez kwadrans uprzejmie konwersowałam z Małgorzatą, ponaglając w duchu syna, by wreszcie przyszedł i zajął się swoją dziewczyną. Nie mogłam się doczekać chwili, żeby móc spokojnie porozmawiać z Mirkiem.
– O, SMS od Igora – nagle Małgosia wyjęła wibrujący telefon. – No nie! Nie dojedzie! To nie akumulator, tylko zapłon. A za godzinę mieliśmy oglądać mieszkanie do wynajęcia!…
Wymieniliśmy z Mirkiem spojrzenia. Z mojej strony było to spojrzenie pełne troski, z jego – pełne zawadiackiego namysłu.
– Córcia, to jedź sama – zaproponował gładko. – Ja odprowadzę panią Michalinę do domu.
– Serio? – upewniła się, patrząc na mnie z poczuciem winy.
– Jasne – zapewniłam ją. I tak zostaliśmy sami. Była to przytulna knajpka, z drewnianymi stołami i świeczkami migoczącymi w kolorowych lampionach. Kiedy na zewnątrz zapadł zmrok, w środku zrobiło się naprawdę… hmm, romantycznie.
– Igor nic nie wspominał o swoim ojcu – zaczął Mirek i od razu wiedziałam, że do czegoś zmierza. – Rozwiedliście się?
– Nie – pokręciłam głową. – Zmarł, kiedy syn był mały. Nie wyszłam powtórnie za mąż.
– Przykro mi – szepnął i delikatnie dotknął mojej dłoni. Cofnął ją jednak o kilka sekund za późno, by można było uznać to za zwykły, przyjacielski gest.

Tamtego wieczoru, odprowadzając mnie, Mirek wyznał, że jest stworzony do życia w związku i chciałby ponownie się ożenić. Ja, oczywiście najzupełniej niezobowiązująco, rzuciłam, że taki przystojny mężczyzna na pewno nie będzie miał z tym problemu. No i tak to się zaczęło…
– Dobra, no to kiedy powiemy dzieciom? – Mirek, z którym spotykałam się już od kilku tygodni, stał za mną w kuchni i obejmował mnie w pasie. – To ukrywanie się ma swój urok, ale jednak chciałbym pokazać cię światu, Misiu!
– Myślisz, że się nie domyślają? – spytałam, podając mu do spróbowania sos. – Przecież od początku między nami iskrzyło!

Okazało się, że jednak się nie domyślali. Wyraz absolutnego osłupienia na ich twarzach, kiedy, trzymając się za ręce, przyznaliśmy się, że jesteśmy w romantycznym związku, nie pozostawił wątpliwości co do ich niewiedzy.
– Ale od kiedy? – Małgosia wodziła wzrokiem od ojca do mnie.
– Od początku. Przynajmniej z mojej strony – odparł jej tata, a ja poczułam falę szczęścia. Niestety, nie mogę powiedzieć, żeby Igor był zachwycony.
– A co, jeśli ja się ożenię z Gosią? – niemal mnie zaatakował. – Będziemy mieli tych samych rodziców? Jak rodzeństwo?
– A może to ja wcześniej wyjdę za Mirka? – odparowałam. –No co? Rozmawialiśmy o tym.

Faktycznie, oboje uważaliśmy, że nie ma sensu zwlekać. Uznaliśmy, że w naszej sytuacji ślub cywilny byłby dobrym rozwiązaniem. Dostęp do dokumentacji medycznej, wspólne rozliczenia podatkowe – w zasadzie nie było żadnych „przeciw”. Datę ustaliliśmy na początek grudnia. W październiku jednak wszystko zaczęło się sypać… Igor znowu stał się małomówny, nie mówił o Małgosi. Ze strachem zastanawiałam się, co mi oznajmi. W końcu usłyszałam to, czego się spodziewałam.
– Rzuciła mnie – syn udawał twardziela, lecz widziałam, że jest załamany. – Dobiło nas wspólne mieszkanie. Wcześniej było super, ale jak tylko zamieszkaliśmy razem, zaczęły się problemy.
– To się zdarza wielu parom – pocieszyłam go. – Może jeszcze wam się zmieni i…
– Nie! – krzyknął ze łzami w oczach. – Nie rozumiesz, mamo? To ona powiedziała „dość”. Podobno z kimś już się spotyka.

Współczułam synowi, jednak byłam pewna, że szybko znajdzie pocieszenie w ramionach kolejnej dziewczyny. Za to ja miałam większy problem. Szykowałam się do ślubu z mężczyzną, którego córka właśnie zerwała z moim synem. Niedługo wszyscy mieliśmy zostać rodziną. Czy to nie zniechęci Mirka do ślubu? Jak, u diabła, będziemy żyli, kiedy nasze dzieci mają za sobą taką historię?!
– To nie ma znaczenia – uspokoił mnie Mirek. – Oni są dorośli, poradzą sobie z emocjami.
– Będą tak jakby rodzeństwem… – nie podzielałam jego optymizmu. – Jak to sobie wyobrażasz? Wspólna Wigilia, twoja córka z mężem i dziećmi, a z drugiej strony stołu mój syn…
– …ze swoją nową narzeczoną – wpadł mi w słowo Mirek. – Wiesz co? Nie musimy urządzać rodzinnych przyjęć. Możemy na święta wyjeżdżać, co ty na to?

Trochę czasu zajęło mu przekonanie mnie, że naprawdę nie muszę martwić się o uczucia Igora i Małgosi. I okazało się, że miał rację. Młodzi porozumieli się, obiecali sobie, że na naszym ślubie będą dla siebie uprzejmi. W końcu oboje nas kochali.
– Wiesz, że Małgosia będzie z nowym chłopakiem? – lojalnie uprzedziłam syna dzień przed ślubem. – A ty? Przyjdziesz sam?
– Nie, mam partnerkę – usłyszałam uśmiech w jego głosie. – Ale to niespodzianka.
I faktycznie zrobił mi niespodziankę. Przyszedł ze swoją byłą dziewczyną, Kasią – tą, którą zawsze najbardziej lubiłam. Cieszyłam się, że znowu są razem, choć trudno mi było ukryć, że to ja najwięcej skorzystałam na ich zerwaniu. Bo przecież gdyby nie to, Igor nie poznałby Małgosi, a ja nie poznałabym Mirka!

Redakcja poleca

REKLAMA