„Z przyjemnością dogryzałam mężowi. Nagminnie plotłam to, co mi ślina na język przyniesie i w końcu się doigrałam”

smutna żona fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Zawsze po spięciu mówiłam, że nasze myśli są dobre, tylko słowa złe, aż nagle okazało się, jak łatwo mi stracić panowanie i nad myślami, a raczej celowo sprawić, aby stały się one okrutne i podłe. Przesadziłam i musiałam wszystko naprawić. Ale najpierw musiałam znaleźć Krzyśka”.
/ 10.03.2023 11:15
smutna żona fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Kiedy Krzysiek wychodził z domu po okropnej awanturze, w złości pomyślałam, że chcę, aby się winda pod nim urwała, żeby dostał za swoje i wreszcie się czegoś przestraszył. Krzyknęłam jeszcze: „Mam cię dosyć, idioto! Lepiej nie wracaj!”, a on trzasnął drzwiami i tyle go widziałam. Słyszałam, jak zbiega po schodach, przeskakując po trzy stopnie, zupełnie jakby usłyszał moje myśli.

Wysłałam mu esemesa, że wieczorem będzie zdychał na serce i ciśnienie, więc niech lepiej nie udaje młodzieniaszka, ale nie odpowiedział. Mało tego, po raz pierwszy, odkąd jesteśmy razem, nie wrócił do domu na noc, więc nie mogłam się przekonać, czy miałam rację. Dopiero po pierwszej zaczęłam się rozsypywać.

Podrywał mnie każdy szelest, stałam w oknie, patrząc w pustą ulicę. Zaparzyłam sobie zioła na uspokojenie, ale nie pomogły, więc znalazłam w szufladzie starą paczkę papierosów i zaczęłam palić jednego po drugim, krztusząc się i kaszląc, bo nie palę od lat i zdołałam się odzwyczaić od dymu.

Abonent poza zasięgiem…

Koło trzeciej zaczęłam dzwonić, ale nie odbierał… Czułam niepokój, bo Krzysiek od kilku dni wyglądał nieszczególnie. Mówił, że czuje się, jakby go rozbierało przeziębienie, a w czasach pandemii to brzmiało groźnie. Wyobraziłam więc sobie, że stracił przytomność na ulicy i jest w jakimś szpitalu, do którego mnie nie wpuszczą, więc nie zdążę mu nawet powiedzieć, że żałuję, że tak się pokłóciliśmy, choć na ogół nigdy i za nic nie przepraszam…

Pokłóciliśmy się o głupstwo. Ja stwierdziłam, że przydałby się mały remont, bo w kuchni sufit aż szary od brudu, wannę trzeba wymienić na nowocześniejszą, a on natychmiast zaprotestował, mówiąc, że w tak niepewnych czasach głupotą jest zajmowanie się domowymi porządkami i wydawanie pieniędzy, które mogą się przydać na znacznie poważniejsze sprawy. Więc ja uznałam, że to z jego strony zwyczajne uniki i maskowanie lenistwa, bo niezależnie od wszystkiego w domu powinno być czysto. Na co on dogryzł mi uwagami o szukaniem dziury w całym i o tym, że zawsze byłam pedantką.

Od słowa do słowa rozpętała się burza z piorunami, tylko z mojej strony tych słów było za dużo, a do słów doszły złe myśli. Tego najbardziej żałowałam, martwiąc się i telefonując raz za razem, choć po jakimś czasie w jego komórce włączył się komunikat, że abonent poza zasięgiem.
Jesteśmy razem pięć lat. Mamy za sobą rozmaite przejścia i nieudane związki, ja mam także syna z pierwszego małżeństwa. Nie było łatwo się dotrzeć, bo oboje dajemy się ponosić nerwom, chociaż ja bardziej, ale jakoś się w końcu dogadywaliśmy.

Zawsze po spięciu mówiłam, że nasze myśli są dobre, tylko słowa złe, aż nagle okazało się, jak łatwo mi stracić panowanie i nad myślami, a raczej celowo sprawić, aby stały się one okrutne i podłe. Przesadziłam i musiałam wszystko naprawić. Ale najpierw musiałam znaleźć Krzyśka. Jakoś doczekałam do rana i już miałam telefonować do jego siostry, kiedy ona sama się odezwała.

Już ja się na niej odegram!

Prawdą jest, że za sobą nie przepadamy. Mnie denerwuje jej ostentacyjna religijność, a ją to, że – jak twierdziła – „odciągam jej brata od Kościoła”. To nie jest prawda, bo nikogo do niczego nie zmuszam, tylko po prostu sama jestem ateistką, więc śmieszą mnie cudze fantasmagorie. Parę razy się z Anitą przemówiłyśmy na ten temat, więc wiem, że nie mam w niej przyjaciółki. Tym bardziej byłam zdumiona, że chce ze mną rozmawiać, choć od razu wiedziałam, że to nie będzie miłe.

– Krzysiek jest u mnie – usłyszałam. – Przyszedł w nocy, i to w strasznym stanie. Jak mogłaś go tak wypuścić?

– Sam poszedł – odpowiedziałam. – Jest dorosły. Ani go nie wypuszczałam, ani nie zatrzymywałam.

– Ale podobno się pożarliście? – dociekała Anita.

– Podobno. Każdemu się zdarza.

– Wam coraz częściej. Może trzeba coś z tym zrobić?

– Może. Powiedz mu, żeby wracał.

– On mówi, że nie chce wracać – przekazała. – Ma dosyć.

– Niech sam to powie! Prosto w oczy. Nie baw się w pośredniczkę.

– W nikogo i w nic się nie bawię. Powtórzę mu, co powiedziałaś. Swoją drogą zamiast podziękować, że cię zawiadomiłam, gdzie on jest, ty się jak zwykle wydzierasz…

– Nie wydzieram się. Po prostu głośno mówię, bo jestem zdenerwowana.

– Ty zawsze jesteś zdenerwowana i zawsze krzyczysz. Cześć!

Przerwała rozmowę, a ja znowu pomyślałam, że jest z niej wredna małpa i że przydałoby się, żeby ktoś jej utarł nosa. Pomyślałam także, jak się na niej odegram, kiedy tylko załatwię swoje sprawy. Miałam w głowie kolejne złe myśli. Tak bardzo się na nich skupiałam, że cała aż się trzęsłam z nerwów.

Pracuję zdalnie, więc nie musiałam wychodzić z domu. Arek, mój syn, spał, bo i on miał białą noc przez nasze krzyki, więc teraz nawet mi to było na rękę. Byłam pewna, że Krzysiek ochłonie i wróci, ale tak się nie stało. Nie przyszedł ani po południu, ani wieczorem, nie było go w nocy i przez następne trzy dni.

O mało nie zwariowałam

Oczywiście bez przerwy do niego dzwoniłam, ale miał stale wyłączony telefon. Wreszcie nie wytrzymałam i napisałam esemesa do jego siostry, że muszę się z nim zobaczyć i że proszę (to proszę podkreśliłam), aby mi pomogła. Anita odpowiedziała, że gdyby nawet bardzo chciała, to nie da rady, bo Krzysiek się uparł. Twierdzi, że ma dosyć życia na wulkanie i że chce spokoju, a ze mną to raczej niemożliwe.

Zapytałam, czy mogę do nich przyjechać, ale się nie zgodziła. Powiedziała, że żadna rozmowa nie pomoże, bo nie o słowa tu chodzi, tylko o to, co ja mam w głowie i w sercu, i że dopóki nie dojdę do ładu sama z sobą, nie mam na co liczyć. Na koniec poradziła mi jeszcze, żebym poszła na jakąś terapię do dobrego specjalisty, bo według niej sama sobie nie poradzę. Co za małpa! Tak mnie tym zirytowała, że gdybym ją miała pod ręką, to chyba pióra by poleciały!

– Żeby cię szlag! – wrzasnęłam do słuchawki, a wtedy ze swojego pokoju wyjrzał mój syn.

– Komu znowu tak dobrze życzysz? – zapytał.

– Znowu? Jak to – znowu? A komu ja niby jestem nieżyczliwa?

– Wszystkim – odpowiedział prosto z mostu. – Chyba nie ma osoby, o której ty, mamo, dobrze myślisz. Nie lubisz ludzi, każdego obsmarujesz, jak tylko masz okazję, i jesteś z tego znana. Nie wiedziałaś?

– Co ty za głupstwa gadasz?

– Nie głupstwa, tylko prawdę. Nawet Krzysiek miał cię dosyć, a to przecież fajny facet. Nie dziw się więc, że ludzie cię raczej omijają. Zauważ, że wszyscy, z którymi się spotykaliście, to byli znajomi Krzyśka. Teraz oni się na pewno zmyją, zobaczysz…

– No, ale ty zostaniesz.

– Do czasu. Ja też mam dosyć, gdy mówisz: a dostań jedynkę, a żebyś skopał klasówkę, a złam nogę albo rękę, to się czegoś nauczysz.

– To przecież tylko głupie słowa! – zaoponowałam. – Nikt tego nie traktuje poważnie.

– Tak myślisz? To dlaczego nie masz koleżanek? – wytknął mi Arek. – Jesteś złośliwa, tylko czyhasz na cudzy błąd, żeby go wyśmiać, i to najczęściej publicznie. Łatwo wpadasz w pasję i wtedy gadasz, co ci ślina na język przyniesie. Nie można ci powierzyć żadnego sekretu. Jesteś nieuprzejma dla ludzi. Uważasz, że zawsze masz rację, więc nie dziw się, że i ja ucieknę stąd, kiedy tylko będę mógł. Kocham cię, bo jesteś moją mamą, ale bardzo często cię nie lubię. Powinnaś to wiedzieć.

A może Arek ma rację?

Chyba po raz pierwszy w życiu straciłam chęć na to, by mieć ostatnie słowo. Zawsze do tej pory musiało stanąć na moim, aż nagle mój własny syn zamknął mi usta. Najpierw pomyślałam, że najwyraźniej Krzysiek i jego siostrunia przeciągnęli Arka na swoją stronę. Wmówili mu, że jestem wredna i złośliwa, a przecież każdemu zdarza się zdenerwować! Tyle że taki młody chłopak jeszcze nie ma na tyle rozumu, żeby to wszystko prawidłowo ocenić.

Potem jednak pomyślałam – a może Arek ma rację? No bo jak tak się zastanowić, to faktycznie nie mam zbyt wielu koleżanek, nie wspominając o jakiejś przyjaciółce od serca…  Zresztą skoro własny syn mi mówi prosto w oczy, że kiedy dorośnie, to stąd ucieknie, skoro Krzysiek twierdzi, że nie wróci, bo dłużej ze mną nie wytrzyma… Może naprawdę powinnam się nad sobą zastanowić?

Czytaj także:
„Żona traktowała mnie jak psa przy budzie i tego samego uczyła córki. Miałem dość tej smyczy i po 40 latach zrobiłem to, co należało”
„Nie chciałem zdradzić żony z kochanką, to był >>wypadek przy pracy<<. Ukrywałem niewierność, ale po 6 latach karma wróciła”
„Uważałem, że zarabianie to mój obowiązek, a dzieci i dbanie o dom – żony. Miała wszystko, czego jeszcze chciała?”

Redakcja poleca

REKLAMA