Ludzie nie potrafią cieszyć się cudzym szczęściem. Ich zawiści doświadczyłem ja i moja rodzina.
Musieliśmy sobie jakoś radzić
Zaraz po skończeniu liceum „wpadłem” z dziewczyną. Był to słaby czas na zakładanie rodziny i nie chodziło tylko o nasz wiek. Ona wybierała się na studia, a ja nie zdałem matury i oboje nie mieliśmy pracy. Moi rodzice na wieść o ciąży dostali szału i powiedzieli, że skoro byłem w stanie zrobić dziecko, to mam znaleźć teraz dom dla mojej rodziny i się nią zająć.
Lepiej sprawy przyjęła mama mojej dziewczyny, która pozwoliła nam zamieszkać razem z nią w 40-metrowej kawalerce. Była końcówka wakacji. Nie miało sensu, żeby pracy szukała moja dziewczyna, która była wtedy w drugim miesiącu ciąży. Nie mogliśmy jednak być na garnuszku u jej mamy. Dlatego też, gdy mój kuzyn zapytał, czy chce jechać z nim na saksy do Niemiec, bez wahania odparłem, że tak.
Nie było łatwo wyjechać, gdy mój związek dopiero się rozwijał, a jednocześnie miałem ciężarną dziewczynę, którą chciałem się opiekować. Jednak musieliśmy myśleć też o zabezpieczeniu finansowym dla nas i dla dziecka. Nie jechałem tam przecież na wakacje.
Pojechaliśmy do Niemiec pracować w polu i przyznam, że nie spodziewałem się, iż będzie tak ciężko. Pod koniec drugiego miesiąca pobytu zaczynałem już planować powrót, gdy kuzyn powiedział, że jest jeszcze jedna opcja pracy, ale będę musiał zostać do końca listopada. Trochę mnie zmroziło, bo tęskniłem już za Anetą i chciałam chwilę odpocząć. Miała to być praca na budowie, a na budowlance trochę się znałem. Mój tata miał bowiem firmę budowlaną i zdarzało mi się tam pomagać, więc miałem doświadczenie. Okazało się też, że stawki są trzy razy takie jak przy warzywach.
Zadzwoniłem do Anety i zapytałem, co o tym myśli.
– Tęsknię za tobą – powiedziała – a ciąża sprawia, że mam straszne wahania nastrojów. Bardzo chciałabym się móc do ciebie przytulić, ale jeśli uważasz, że może to nam pomóc, to może warto jeszcze chwilę się przemęczyć.
Wiedziałem, że ma rację. W Polsce nie miałem szans na pracę za taką kasę, a już na pewno nie za takie pieniądze w tak krótkim czasie. Powiedziałem więc kuzynowi, że się zgadzam.
Ciężko tam harowałem
Praca okazała się równie ciężka, ale jak dla mnie bardziej satysfakcjonująca. Na tej się znałem i łatwo było dostrzec efekty. Szybko też okazało się, że jestem jednym z pracowników, którzy potrafią najwięcej. Zostało mi więc zaproponowane, bym został majstrem, co wiązało się także z większymi pieniędzmi. Było miło zostać docenionym również pod względem finansowym.
I tak oto czas szybko uciekał, aż nadszedł koniec listopada i wreszcie mogłem wrócić do mojej kobiety. Szef zadowolony z mojej pracy zaproponował przy tym, żebym w grudniu został w Polsce, a następnie przyjechał na kolejne trzy miesiące do innego projektu. Powiedziałem mu, że Aneta jest ciężarna i chciałbym najpierw móc z nią o tym porozmawiać. Zgodził się i poprosił o kontakt jak najszybciej.
Tymczasem ja jechałem do Polski zadowolony i z niespodziankami dla mojej dziewczyny i jej mamy. Wróciłem do domu Lexusem z prezentami dla „moich kobiet”. Gdy dojeżdżałem do domu, zadzwoniłem do Anety, żeby wyszła przed kamienicę. Widziałem, jak zaparło jej dech i jakie miała zdziwione oczy, gdy podjechałem autem. Wysiadłem, a ona rzuciła mi się w ramiona. Ja z kolei nie mogłem się nadziwić, że brzuszek już taki… krągły. Niby widziałem na zdjęciach i na Skypie, ale to nie to samo, co na żywo.
Miesiąc w domu szybko zleciał, zwłaszcza że było mnóstwo do roboty. Skoro zarobiłem parę groszy, chciałem przeprowadzić też prace remontowe, wymienić rzeczy stare i uszkodzone, zacząć zakupy dla dziecka. Część kasy wpłaciliśmy też na konto, żeby było na później.
Ludzka zazdrość mnie zaskoczyła
Dzień przed Wigilią zszedłem do auta, bo zostawiłem tam świeczki, które dziewczyny chciały postawić na stole podczas kolacji. Nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Miałem przerysowane auto! Nie przez inny pojazd, tylko ewidentnie czymś ostrym – może gwoździem, może kluczem.
Rozejrzałem się skonsternowany. Nie parkowałem tak, żebym komuś przeszkadzał w wejściu do klatki schodowej czy w zostawieniu auta. O co chodziło?
– Co się stało sąsiedzie? – zapytał starszy pan, który akurat wychodził z naszej kamienicy.
– Ktoś mi przerysował auto! – powiedziałem zbulwersowany.
Staruszek westchnął i powiedział:
– Tak to jest, jak się jest bogaczem i w komunalnym mieszka.
Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Bogaczem? Jakim bogaczem! Wtedy jednak dotarło do mnie, co się stało. Któryś z sąsiadów zrobił to po prostu z zazdrości. Nie mogłem uwierzyć. Jak można komuś coś zniszczyć z takiego powodu! Wróciłem na górę i powiedziałem Anecie i jej mamie, co się stało. Pokiwały głowami. Na szczęście do końca roku nie było już żadnych więcej ekscesów. Rysę usunąłem i w zasadzie zapomniałem o temacie.
Na początku stycznia wróciłem do Niemiec. Praca na nowej budowie szła szybko. Kasa też była dobra, jeszcze lepsza niż poprzednio. Aneta i jej mama dbały dalej o mieszkanie. Zatrudniły fachowców do pozostałych prac remontowych. Jej mama złożyła wniosek do gminy o wykup mieszkania. Wszystko zmierzało we właściwym kierunku, a przynajmniej tak nam się wydawało.
To zaczynało być niebezpieczne
Kolejne zdarzenie miało miejsce gdzieś pod koniec stycznia. Jak co wieczór, rozmawiałem z Anetą na Skypie. Była akurat po kolejnej wizycie u ginekologa. To już leciał ósmy miesiąc. Bolało mnie, że nie mogłem przy niej być w takich chwilach. W pewnym momencie powiedziała:
– Kochanie, muszę ci też powiedzieć o czymś jeszcze – zmroziło mnie na taką zmianę tonu.
– Co tam? – zapytałem, udając pogodny ton.
– Ktoś w nocy oblał nam drzwi farbą.
Skamieniałem.
– Jak to oblał farbą?
– No … wyszłyśmy, a całe drzwi i wycieraczka były w białej farbie. Nie wiem, czy uda się to doczyścić.
Przeczesałem dłonią włosy i głęboko odetchnąłem. Najpierw przerysowane auto, teraz to.
– Zamówcie nowe, jakieś antywłamaniowe – powiedziałem.
Aneta pokiwała głową. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i rozłączyliśmy się. Przez dwa tygodnie był spokój, po czym wydarzyła się kolejna „dziwna” historia. Gdy mama mojej dziewczyny wracała do domu, ktoś wyrwał jej pod domem torebkę i uciekł. Trzy dni później to samo spotkało Anetę, która została jeszcze popchnięta i przewróciła się. Była w ósmym miesiącu ciąży – moje serce stanęło. Ktoś zdecydowanie nie mógł się pogodzić z tym, że mamy pieniądze.
Z jednej strony nie ma w tym nic dziwnego, bo w kamienicach komunalnych mieszkają osoby o niskich dochodach. Jednakże to, że teraz nam się trochę lepiej powodzi, jest wynikiem mojej ciężkiej pracy i naszego wspólnego poświęcenia. Przecież w tym czasie nie przebywałem z rodziną! Z drugiej to niedopuszczalne, by w ten sposób traktować drugiego człowieka.
Najgorsze było jednak, że nie wiedzieliśmy, który z sąsiadów nam tak zazdrości i skąd spodziewać się kolejnego ataku, bo że coś jeszcze się wydarzy, nie miałem wątpliwości. Pytanie brzmiało nie „czy”, a „kiedy”. Strach zmroził mi krew w żyłach. Na ten moment nie mogłem jednak nic więcej zrobić poza proszeniem Anety i jej mamy, by były ostrożne.
Mojej rodzinie grożono nożem!
Dwa tygodnie później Aneta urodziła. Miałem synka … dawno nie byłem taki szczęśliwy. Popłakałem się, gdy się dowiedziałem i bolało mnie, że nie byłem z moją kobietą w tym najważniejszym dniu. Lekko poprawiałem sobie nastrój myślą, że robiliśmy to dla naszej lepszej przyszłości.
W połowie marca Aneta poszła z dzieckiem do pediatry. Po powrocie zostawiła wózek pod kamienicą, żeby zanieść synka na górę. Gdy wróciła na dół, żeby go zabrać do piwnicy, budka wózka była pocięta nożem! Nie mogłem w to uwierzyć! To nie może tak dłużej wyglądać! Poszedłem do mojego szefa i opowiedziałem, co się dzieje i że muszę wcześniej zjechać do kraju. Szef przytaknął, że to słuszna decyzja.
Przyjechałem więc do Polski i zabrałem Anetę do Niemiec. Jej mama natomiast akurat kończyła formalności związane z wykupem mieszkania i przeprowadziła się do siostry, a to mieszkanie wynajęła. To straszne, że ludzie nie dają innym po prostu żyć szczęśliwie.
Czytaj także:
„Wiedziałam, że ratunkiem dla mnie jest tylko przeszczep. Ze smutkiem i nadzieją czekałam na cudzą tragedię”
„Wstydziłam się polskiego pochodzenia i skrzętnie to ukrywałam. Czułam się lepsza, bo na koncie miałam funty, nie złotówki”
„20 lat temu porzuciłam swojego syna, owoc przelotnego romansu. Zamarłam, gdy córka przyprowadziła go do domu”