„Z mężem czułam się jakbym żyła w grobie. Nie ruszała go nawet kusząca bielizna, więc wymieniłam go na żwawego kochanka”

kobieta fot. Westend61
„Kolejnym pomysłem było kupienie pończoch. Wiadomo, taki element damskiej garderoby zawsze działa na męski popęd. Któregoś dnia po pracy przebierałam się i niby od niechcenia zaczęłam je przy nim zdejmować. Popatrzył tylko i wyszedł”.
/ 27.05.2024 22:00
kobieta fot. Westend61

Po latach małżeństwa przychodzi taki czas, kiedy wszystko powszednieje. Motyle w brzuchu i ekscytacje drugą połówką stają się wspomnieniem, a codzienność ogranicza się do wieczornych posiłków i porannego całusa na do widzenia. Choć czasem i tego nie ma.

Jesteśmy z Tadeuszem 15 lat po ślubie

Fakt, nie doczekaliśmy się potomstwa, ale zawsze żyliśmy zgodnie. Nigdy nie było między nami awantur czy poważniejszych spięć, a wszystkie utarczki udawało nam się niemal od razu godzić.

Wydaje mi się, że jesteśmy zgodną parą, a jednak… Czegoś mi brakuje. Tadeusz jakby przestał zauważać mnie jako kobietę. Stałam się dla niego elementem wyposażenia mieszkania, jak szafa czy lodówka.
Oczywiście rozmawiamy ze sobą, on raczej z nikim się nie spotyka, ale brak w naszej relacji ognia czy choćby maleńkiego płomyka.

Początkowo myślałam, że może powinnam coś zmienić w swoim wyglądzie. Przefarbowałam i podcięłam włosy, kupiłam nową sukienkę. Tadeusz tylko stwierdził:

– O, nowa fryzura.

I tyle. Nie pociągnęło to za sobą żadnych jego działań czy starań. Dalej byłam tą samą poczciwą Marysią u jego boku.

Kolejnym pomysłem było kupienie pończoch. Wiadomo, taki element damskiej garderoby zawsze działa na męski popęd. Któregoś dnia po pracy przebierałam się i niby od niechcenia zaczęłam zdejmować przy nim pończochy. Popatrzył tylko i wyszedł. Kompletna nieczułość.

– A może ty powinnaś doprowadzić do tego, żeby on się czuł zazdrosny? – podpowiedziała mi Kaśka, moja przyjaciółka.

No jasne! Tego, czego mu właśnie brakuje, to emocje. Ale jak to zrobić? Przecież nigdzie razem nie wychodzimy, w knajpie ostatni raz byliśmy lata temu.

Obmyśliłyśmy z Kaśką intrygę

Miała mi wysyłać z innego numeru tajemnicze SMS-y w stylu: „Kiedy znów się spotkamy? Nie mogę się doczekać”.

Przez kolejne tygodnie każdy wieczór wytrwale spędzałam z nosem w telefonie. Tadeusz nie mógł nie zauważyć, że z kimś piszę, ale ani razu nie zapytał o to. Po miesiącu miałam dość. Skończyłyśmy z Kaśką całą tę maskaradę, bo nie miało to żadnego sensu. Mój mąż pozostał niewzruszonym gburem.
Straciłam już nadzieję na wszelkie zainteresowanie z jego strony.

W tym czasie moja firma podpisała kontrakt z innym przedsiębiorstwem. Do naszego biura zaczęli przychodzić handlowcy z tej drugie firmy, wśród nich Andrzej – facet obok którego nie dało się przejść obojętnie.

Oglądały się za nim nie tylko babki, ale i faceci. Andrzej był wysoki, miał oliwkowy odcień skóry i ciemne błyszczące oczy. Ponadto swoją sylwetką mógłby zawstydzić niejednego sportowca.

– Maryśka, on się na ciebie ciągle gapi – szepnęła do mnie Gośka, kiedy siedziałyśmy na konferencji, słuchając nudnego przemówienia naszego szefa.

– Chyba ci się wydaje. Może po prostu jakoś przypadkiem tu spojrzał, ale na pewno nic więcej.
Nie wierzyłam, że taki facet mógłby wyłowić mnie, szarą mysz, spośród tłumu ponętnych asystentek i sekretarek.

– Mówię ci, on ma na ciebie oko – koleżanka była nieustępliwa.

– A daj spokój. Słuchaj lepiej co nasz boss mówi.

Dwa dni później znalazłam na swoim biurku karteczkę, a właściwie łabędzia złożonego z karteczki samoprzylepnej. W łabędziu była informacja do mnie: „Spotkamy się na kawie? O 16 w bistro obok biura. A.”.

O mało nie spadłam z wrażenia z krzesła. Dobrze że Gośki nie było jeszcze w pokoju, bo zaraz całe biuro by o tym wiedziało.

Miotałam się ze sobą czy pójść czy nie, ale jednak ciekawość wzięła górę. W końcu to niezobowiązująca kawka. O 16 weszłam do knajpy, w której już czekał Andrzej.

– Nie byłem pewny, czy przyjdziesz. Tym bardziej się cieszę, że jesteś.

– Mam nadzieję, że nie ściągnąłeś mnie tutaj w celach biznesowych? – spytałam z wahaniem i nadzieją.

– Ależ skądże. Po prostu liczyłem na miłą pogawędkę.

Była miła, nawet bardzo. Andrzej był uważnym słuchaczem, a równocześnie fascynującym rozmówcą. Okazało się, że lubimy te same filmy i ten sam typ muzyki. Nie pamiętam, żebym z moim mężem kiedykolwiek rozmawiała z równym zapałem.

– A co powiesz na koncert jazzowy w piątek? W centrum jest klub, w którym grają na żywo – niespodziewanie zaproponował, kiedy już mieliśmy wychodzić.

– No… właściwie czemu nie… – wahałam się. Ale z drugiej strony spędzenie kolejnego wieczoru z mężem, który w ogóle nie jest mną zainteresowany napawał mnie niemal przerażeniem.

– Wychodzę w piątek na koncert – rzuciłam do Tadeusza dzień wcześniej.

– Uhm – odmruknął. Nie zapytał z kim, dokąd, na jaki koncert, nic.

Wieczór z Andrzejem był wspaniały

I kolejny też. W końcu zaczęliśmy się spotykać niemal regularnie. Wydawało mi się, że nikt o nas nie wie, bo w pracy staraliśmy się zachować pozory.

– Maryśka, czy ty byłaś na randce z Andrzejem? Widziałam was wczoraj chyba w restauracji – Gośka aż dygotała z podekscytowania. – Powiedz, jaki on jest?

Dłużej nie mogłam już ukrywać, że mam romans z Andrzejem. Opowiedziałam wszystko Gośce.

– No ale co z Tadkiem? Weźmiecie rozwód?

– Nie mam pojęcia. Nie rozmawialiśmy z Andrzejem co dalej…

Kompletnie nie wiedziałam co z tym zrobić. Właściwie nigdy nie poruszyliśmy z Andrzejem tematu naszej przyszłości. Spotkaliśmy się kolejnego dnia wieczorem.

– Coś cię trapi? Wydajesz się zmartwiona – spytał od razu.

– Całe biuro prawdopodobnie już wie o naszym romansie. A my nigdy nie rozmawialiśmy o przyszłości…

Wyjdź za mnie – powiedział nieoczekiwanie.

– Oszalałeś?! Przecież ja ma męża. No i w ogóle… Jak to…

– Rozwód to formalność, kiedy nie ma się dzieci. Wiem, bo sam przez to przechodziłem. A zdaje się, że wasze małżeństwo od dawna istnieje już tylko na papierze.

– No… tak… Sama nie wiem. Muszę to przemyśleć.

Męczyłam się z tym przez kolejny tydzień

W końcu podjęłam decyzję.

– Tadeusz, odchodzę. Chcę wziąć rozwód.

– Rozwód? Jak to?

– Nie jesteśmy parą w żadnym sensie, może poza tym, że żyjemy pod jednym dachem. Kompletnie cię już nie interesuję. Stałeś się karykaturą samego siebie.

– Nie, to nie tak… – próbował się tłumaczyć.

– Podjęłam już decyzję. Do końca miesiąca się wyprowadzę.

Tadeusz nie oponował. Nie spytał nawet, czy kogoś mam. Jakby było mu całkiem wszystko jedno co się stanie. Kompletnie nie rozumiem jak z zabawnego dwudziestolatka w ciągu piętnastu lat mógł się stać takim ponurakiem. Przecież Andrzej był w tym samym wieku co on, a tryskał wręcz energią!

Rozwód faktycznie okazał się zwykłą formalnością. Tadeusz wyglądał na nim strasznie, taki rozmemłany i niechlujny. Jak on mógł się tak zapuścić przez te wszystkie lata?

Dwa miesiące później wzięliśmy z Andrzejem ślub. Moje życie nabrało wiatru w żagle. W każdy weekend dokądś wyjeżdżamy: a to do znajomych na działkę, a to na kajaki, albo pochodzić po górach. A w tygodniu chodzimy na koncerty albo do teatru. Nie ma mowy o ślęczeniu przed telewizorem na kanapie. Wreszcie poczułam, że życie po czterdziestce wciąż ma sens.

Maria, 41 lat

Czytaj także:
„Los zabrał mi męża, a teściowa chce odebrać mi mieszkanie. Według niej, gdy owdowiałam, przestałam być rodziną”
„Wziął mnie za żonę tylko dlatego, że zaszłam w ciążę. Gdy tylko nadarzyła się okazja, czmychnął do innej”
„Umówiłam się na randkę z dojrzałym gentlemanem. Oniemiałam, gdy zamiast słodkiego ciasteczka, zobaczyłam tatę”

Redakcja poleca

REKLAMA