„Z dnia na dzień zaczęłam nienawidzić własnego męża. W zachowaniu Piotra drażniło mnie coraz więcej rzeczy. Nawet to, jak je"

kobieta która nie lubi swojego męża fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Mam nieudane życie, a obok siebie człowieka, którego nie potrafię już nawet tolerować” – pomyślałam. Miłość? Trudno mi było uwierzyć, że kilka lat temu łączyła nas wielka namiętność, że kochałam tego faceta bardziej niż kogokolwiek na świecie".
/ 09.09.2022 09:12
kobieta która nie lubi swojego męża fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Nie mogłam już znieść tego jego mlaskania i wyrazu błogości na twarzy, kiedy łapczywie przełykał kolejne kęsy spaghetti. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a podniosę talerz sprzed jego nosa i całą jego zwartość wywalę na stół. Im bardziej chciałam to zrobić, tym bardziej było mi wstyd, że jestem zdolna do takich myśli i zachowań.

Mąż irytował mnie każdym ruchem

Obok przy stole siedziały przecież nasze dzieci, które na szczęście nie domyślały się, jakie pomysły chodzą po głowie ich matce. Sama zresztą też nie wiedziałam, skąd mi się to bierze. Od dłuższego czasu denerwowało mnie w zachowaniu Piotra coraz więcej rzeczy. Można powiedzieć, że nic innego nie robił, tylko wyprowadzał mnie z równowagi. Szczególnie zaś drażnił mnie jego sposób jedzenia.

Mąż najwyraźniej nawet nie przypuszczał, co się we mnie kłębi, bo co jakiś czas, odrywając oczy od telewizora, posyłał w moim kierunku błogie uśmiechy.

– Pyszne! – ma​mrotał z pełnymi ustami.

co właściwie mi chodzi?! Sama siebie nie rozumiem. Powstrzymując się resztkami sił przed wybuchem, wstałam od stołu i poszłam do łazienki. Machinalnie umyłam ręce i spojrzałam w lustro na swoją skrzywioną, zmęczoną twarz.

„Mam nieudane życie, a obok siebie człowieka, którego nie potrafię już nawet tolerować” – pomyślałam.

Miłość? Trudno mi było uwierzyć, że kilka lat temu łączyła nas wielka namiętność, że kochałam tego faceta bardziej niż kogokolwiek na świecie. Teraz drażnił mnie w nim nawet entuzjazm, z jakim zjada przygotowane przeze mnie posiłki… Nie wiem nawet dlaczego. Przecież pewnie z takim samym apetytem jadł, kiedy dopiero się poznaliśmy! Trudno mi jednak było przypomnieć sobie, jak kiedyś na to reagowałam. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, że coś takiego mogło mnie nie razić.

Zawsze przywiązywałam wagę do manier

– Ty zawsze zwracałaś uwagę na maniery – jak echo powtórzyła moje przemyślenia przyjaciółka podczas spotkania przy kawie jeszcze tego samego dnia.

– No i co z tego? Jak to się ma do mojego małżeństwa? I tego, że niemalże zaczęłam nienawidzić własnego męża? – zapytałam Agatę, przenikliwą jak zawsze.

– Dobrze, spróbuję ci to wytłumaczyć. Ale nie będziesz na mnie zła, nie obrazisz się? – zapytała i przyjrzała mi się uważnie, podnosząc do ust filiżankę.

– Jeżeli pozwoli mi to zrozumieć choć trochę moją sytuację… – zawahałam się na moment, po czym szybko dodałam: – No dobrze, mówże wreszcie!

– Pamiętasz Krzysztofa? – spytała.

– No tak, ale chyba mówimy o Piotrze...

Zdumiałam się, że Agata nagle wciąga do tego mojego dawnego narzeczonego.

– Owszem. Ale pamiętasz, dlaczego tak zależało ci na Krzysztofie? – drążyła przyjaciółka i po chwili, kiedy wciąż milczałam, odpowiedziała za mnie: – Mówiłaś wtedy, że to nie była szaleńcza miłość, ale przecież zależało ci na nim, bardzo przeżyłaś rozstanie i od razu rzuciłaś się w ramiona Piotra. Podobno dopiero wówczas poznałaś, co znaczy prawdziwe uczucie.

– Dobrze, i co z tego? – obruszyłam się.

– Ano to, że z Krzysztofa był elegancik i zafajdany królewicz! – Agata nie kryła satysfakcji. – Olu, ty po prostu zawsze miałaś wysokie aspiracje, zawsze miałaś ciągoty do tak zwanego towarzystwa, chciałaś należeć do wyższych sfer. Byłaś skłonna nawet się poświęcić i wyjść bez miłości za Krzysztofa. Na szczęście cię rzucił... Tylko mnie nie zrozum źle – zastrzegła się przyjaciółka. – Miałaś takie ambicje, a Piotr, cokolwiek by o nim powiedzieć… Jest kochany, oddany, uczciwy, dobry, ale to żaden lew salonowy. To nie jest erudyta, arystokrata i znawca sztuki. Na początku to ci nie przeszkadzało. Znalazłaś ukojenie po zawodzie z Krzysztofem. Kochałaś i byłaś kochana, i tylko to się liczyło.

– A teraz, po latach, widzę już tylko, że jest nieokrzesanym chamem i ostatnim burakiem – dokończyłam za nią.

– Nie przesadzaj – zganiła mnie. – Piotr, chociaż może nie jest szalenie wyrafinowany, nie jest też nieokrzesanym chamem. On po prostu nie wie, że denerwują cię takie rzeczy jak mlaskanie. A ciebie on wkurza, bo porusza w tobie właśnie tę czułą strunę. Twoje niezaspokojone ambicje. Wyobraź sobie, że mój Bartek też mlaszcze przy jedzeniu. Dla mnie to jest dowód, że się przy mnie czuje bezpiecznie, no i że mu smakuje. Nie doprowadza mnie to do szału, bo przypisuję temu inne znaczenie.

– Robisz specjalizację z poradnictwa małżeńskiego? – próbowałam zażartować.

– Nie, próbuję rozumieć własne życie.

– Nieźle ci też wychodzi rozumienie mojego – czułam się trochę zbita z tropu.

– Olu, najważniejsze jest to, abyś uratowała swoje małżeństwo...

– Ale jak mam to zrobić? – zapytałam chyba bardziej siebie niż Agatę.

Przyjaciółka uśmiechnęła się

– Powiedz mu po prostu, żeby zaczął kontrolować się w tym względzie.

Jednak postanowiła udzielić mi porady! Mam coś dużo cenniejszego. Muszę to po prostu docenić. O dziwo, ta zwykła rozmowa z przyjaciółką przyniosła nieoczekiwanie uporządkowanie chaosu w mojej głowie. Faktycznie Bogu ducha winny Piotr nieświadomie stał się obiektem mojego odgrywania się na życiu. Bo przecież nie tak miało być...

Miałam skończyć studia, prowadzić firmę, dzieci posłać do prywatnych szkół, wakacje spędzać w luksusowych hotelach i jadać tylko z porcelany. No tak – szukałam księcia z bajki, który miał mi ułatwić realizację marzeń. Nie dostałam tego. Ale dostałam coś dużo cenniejszego. Mam przy sobie mężczyznę, który mnie naprawdę kocha, który dba o bezpieczeństwo finansowe domu i na pewno nigdy mnie nie zdradzi. Je łapczywie, bo chce mi pokazać, jak dobrze gotuję. A może też dlatego, że po prostu nie wie, że nie jest to zbyt kulturalne. Czy to straszna wina? Ogarnęła mnie nagle fala czułości. Piotr wydał mi się ciepłym, kochanym misiaczkiem, dla którego jestem wyjątkowa.

Miałam sporo czasu, żeby to sobie przemyśleć

Mąż wyjechał właśnie w kilkudniową trasę. Jest kierowcą w dużej firmie transportowej. Wrócił w sobotę.

– Już dawno nie byłaś dla mnie taka miła – przytulił mnie do siebie w łóżku.

– A mogę cię o coś prosić, Misiaczku?

– O wszystko, Królewno.

– Czy mógłbyś nie mlaskać przy jedzeniu? – powiedziałam z niewinną minką. Roześmiał się głośno.

– Tylko tyle? Myślałem, że chcesz domu z basenem i wczasów na Karaibach! – zawołał. – Oczywiście będę jadł najpiękniej, jak sobie możesz wyobrazić. Jeżeli chcesz, od razu mogę ci to pokazać. Zrobiłaś pyszną sałatkę, a ja jestem głodny jak wilk!

Czytaj też
„Przyjaciel z młodości okazał się miłością mojego życia. Musiałam wiele przejść, żeby się o tym dowiedzieć”
„Po rozwodzie z Jurkiem wszystko zaczęło się sypać. W przenośni i dosłownie. Nawet spłuczka nie chciała działać”
„Byłam w szoku, gdy podsłuchałam, że nastolatka chce uwieść mojego męża. Co ta młodzież ma w głowach?”

Redakcja poleca

REKLAMA