„Wychodzę za faceta, którego znam od 6 miesięcy. Matka się do mnie nie odzywa, a siostra dopytuje czy jestem w ciąży”

para która pobrała się po pół roku znajomości fot. Adobe Stock
„Dla Janka zerwałam z Mateuszem. Ten nie przyjął tego dobrze i odgrażał się, że nie pozwoli na nasz ślub. Gdy ksiądz zapytał, czy ktoś wie o przeszkodach dotyczących zawarcia małżeństwa, w kościele zabrzmiało donośne >>NIE!<<. Zamarłam...”.
/ 13.01.2022 12:38
para która pobrała się po pół roku znajomości fot. Adobe Stock

Dziewczyny, co myślicie o tej sukience? – wyszłam z przymierzalni, przydeptując spienioną kaskadę koronek.
Bardzo ładna – zapewniła mama ze sztucznym ożywieniem.
Chyba miała już dosyć. To była ósma kreacja, którą mierzyłam tego dnia. Spojrzałam pytająco na Dankę.

- Zdejmij – wymamrotała półgębkiem moja siostra.
Byłam podobnego zdania. Nie chciałam ani rozłożystej bezy, ani gładkiej sukni pasującej do skromnej misjonarki. Szukałam czegoś wyjątkowego.
– Pójdę do ślubu w letniej kiecce – rozpaczałam, wlokąc się do domu.
– Spoko, coś wymyślimy – obiecała siostra.  

Nikt mnie nie rozumiał...

Byłam koszmarnie przybita. Miałam wrażenie, że widziałyśmy już wszystkie ślubne kreacje zgromadzone w naszym mieście. Albo mi się nie podobały, albo były w niewłaściwym rozmiarze. Szykowała się katastrofa.

Dźwięk przychodzącej wiadomości wyrwał mnie z ponurych rozważań. Zerknęłam na ekran telefonu. Janek. Zdenerwowałam się. Czyżby coś się stało? Miał wrócić jutro ze służbowego wyjazdu, był mi potrzebny.
Pewnie pisze, że cię kocha – podsunęła siostra, zaglądając mi przez ramię.
– Zabierz twarz, bo nic nie widzę!
Na ekranie otwierało się zdjęcie przepięknej sukni, dokładnie takiej, jakiej nie mogłam znaleźć.

To był wstrząs, trzęsienie ziemi, czy jak tam to nazwać. Miłość od pierwszego wejrzenia, bez wahań i wątpliwości.

– „Może być?” – przeczytałam lakoniczny tekst.
Janek nie lubił dużo pisać.
– Mamoo! – krzyknęłam, alarmując przechodniów – Zobacz! Jest! To ona!
– A jaki rozmiar? – zapytała Danka tonem osoby ciężko doświadczonej przez życie.
Był właściwy. Mój najdroższy znalazł to cudo w sąsiednim mieście. Poganiany bez litości tata musiał uciec z biura, by nas tam zawieźć, i stało się. Wreszcie kupiłam ślubną suknię. Przymierzyłam ją w domu i powoli obracałam się przed lustrem, podziwiając białą kreację. Leżała jak ulał.
Babcia zaczęła płakać.
– Wychodzę za mąż, to jeszcze nie koniec świata – przysiadłam przy niej, ale zaraz poderwałam się, aby nie pognieść materiału.
– A bo to wiadomo, jak ci w małżeństwie będzie? – chlipnęła staruszka. – Pan młody widział suknię przed ślubem, to zły znak na przyszłość.
– Co też mama mówi – fuknął tata i nagle zrobił się gwar, bo wierna rodzina próbowała zagadać babciny nietakt.
– Nie chodzi o suknię, tylko pannę młodą w nią ubraną – Danka miała najdonośniejszy ze wszystkich głos.
– To nie to samo.
– No jasne – przyświadczył z zapałem tata, zamykając dyskusję.

Na szczęście nikt nie wspomniał o naszym niebezpiecznie krótkim stażu narzeczeńskim, bo tego bym już nie wytrzymała. Prawda była taka, że znaliśmy się z Jankiem ledwie pół roku.

Mamo, a może my się po prostu bardzo kochamy? Miłość spadła na nas bez ostrzeżenia. On był wolny, ja nie. Mój związek z Mateuszem miewał wzloty i upadki, ale był dla mnie bardzo ważny, do chwili kiedy poznałam Janka. To był wstrząs, trzęsienie ziemi, czy jak tam to nazwać. Miłość od pierwszego wejrzenia, bez wahań i wątpliwości. Byliśmy sobie przeznaczeni, oboje to czuliśmy. Chcieliśmy być razem na zawsze, więc nie było na co czekać. Janek podarował mi pierścionek i ogłosiliśmy zaręczyny. Po czterech miesiącach wyznaczyliśmy datę ślubu i wtedy się zaczęło rodzinne gadanie.
– Jesteś w ciąży? Musisz...? – pytała mama, pewna, że przyczyną pośpiechu jest przedmałżeńska wpadka.
– Tylko jedno wam w głowie – awanturowałam się. – A o miłości pomyśleć to nie łaska? Ludzie pobierają się, bo się kochają i chcą być razem!
– Kto wie, może im się rzeczywiście uda... – powiedziała mama później do taty, myśląc, że jestem w łazience.
– W końcu miłość jest najważniejsza.

Niestety, porzucony Mateusz był innego zdania. Gryzło mnie sumienie, ale kiedy dowiedziałam się, co on planuje, przestraszyłam się.
Mateusz opowiada, że zerwie wasz ślub. Przyjdzie do kościoła i wystąpi, kiedy ksiądz zapyta, czy ktokolwiek zna przeszkody uniemożliwiające zawarcie małżeństwa – przyjaciółka powtarzała mi plotki. – Mówi, że nie może pozwolić, byś popełniła największy błąd w życiu.

Znałam Mateusza, stać go było na zrobienie niezłego zamieszania podczas uroczystości. Ślubu nie uda mu się zerwać, ale może zepsuć nam najpiękniejszą chwilę życia... Traf chciał, że spotkałam go przypadkiem, w sklepie. Ta krótka rozmowa zostawiła we mnie niesmak. Wydawało mi się, że Mateusz cierpi nie tyle z powodu odrzuconego uczucia, ile urażonej męskiej dumy. Postanowiłam się nie przejmować i zająć własnym szczęściem. Miałam mnóstwo na głowie, a termin uroczystości zbliżał się nieubłaganie.

W ktoś donośnie krzyknął: „Nie!”

Kościelna nawa zdawała się nie mieć końca, kiedy szłam wsparta na ojcowskim ramieniu ku memu przeznaczeniu. Mój ukochany był tak samo stremowany jak ja, wyglądał dość żałośnie, zauważyłam, że zaczęła drgać mu powieka. Jedynie nasze rodziny, które szczelnie wypełniły ławy zabytkowego kościoła, miały dobry nastrój, trwając w oczekiwaniu na rozpoczęcie uroczystości. Organy umilkły, ucichły ostatnie rozmowy, ksiądz powitał nas przy ołtarzu. Starałam się skupić na tym, co mówi, ale słowa proboszcza zagłuszały uderzenia serca, które waliło jak oszalałe. Rzuciłam zrozpaczone spojrzenie Jankowi, odpowiedział mi tym samym. I jego zjadała trema.

„Zjada go trema, muszę być silna za nas oboje” – pomyślałam.
Potem Janek wyznał mi, że to samo przyszło mu do głowy. Jeśli troszczysz się o drugiego człowieka, zamiast myśleć o sobie, wszystko staje się łatwiejsze... Na szczęście oboje odzyskaliśmy przytomność umysłu, w samą porę, żeby usłyszeć słowa proboszcza:
Ktokolwiek wie o przeszkodach dotyczących zawarcia tego małżeństwa, niechaj teraz...
– Nie! – zniekształcony pogłosem okrzyk zawibrował pod gotyckim sklepieniem i umilkł, jakby zdławiony siłą.

Obejrzeliśmy się. Rodzina, która prawdopodobnie przed chwilą interweniowała, wchłaniając w swe szeregi śmiałka, trwała bez ruchu w ławach. Nigdzie nie zobaczyłam Mateusza.
– Tak? Czy ktoś chciałby coś powiedzieć? – spytał ksiądz.
Odpowiedziała mu cisza. Proboszcz z wahaniem powrócił do odprawiania ceremonii, chociaż wyglądał, jakby nie był pewien, czy podjął właściwą decyzję. Wypowiedzieliśmy słowa przysięgi małżeńskiej. Janek wsunął mi na palec obrączkę, potem ja założyłam mu symbol małżeństwa. Oboje wzruszyliśmy się przy tym do łez... Rozbrzmiały triumfalne tony organów, ślubna ceremonia była skończona. Udało się! Byliśmy małżeństwem.

Długi sznur krewnych i przyjaciół składających nam życzenia ciągnął się przez całą nawę aż pod ołtarz. Mam bardzo liczną rodzinę. Ponad gwar zadowolonych głosów co chwilę wybijały się chichoty i dziecięce okrzyki.
– Czy mogliby państwo dokończyć na dziedzińcu? – poprosił nas ksiądz. Wyszliśmy więc na zewnątrz w orszaku znajomych i krewnych.
– Najlepszego, kochani – rozpromieniła się ciocia, dopadając nas w drodze na dziedziniec. – I przepraszam za mojego huncwota. Już ja mu w domu powiem do słuchu. O mało się ze wstydu przez niego nie spaliłam.
– To tylko dziecko, proszę mu darować – Janek stanął w obronie mojego ośmioletniego kuzyna.
– Dobry z ciebie chłopak, Janku – wzruszyła się ciocia. – Mały przerwał wam ślub, a ty nie masz pretensji.
– Chwilkę – wtrąciłam się. – To Oleś krzyknął podczas ceremonii "nie"?
Zawstydzona ciocia spuściła głowę.
– Słusznie masz do mnie pretensje, Teresko, wybacz... – zaczęła.
Porwałam ją w objęcia i ucałowałam z dubeltówki. Ulżyło mi.
– Ależ ja się cieszę! – zapewniłam ją.
– Bałam się, że... To mógł być kto inny – dokończyłam niezręcznie.

Podobno pośpieszny ślub nie jest najlepszym pomysłem (no bo jeśli nie z "konieczności", to po co się pobierają?), a przedwczesne oglądanie przez narzeczonego sukni ślubnej źle wróży na przyszłość. Okazało się, że nas to nie dotyczy. Prawdziwa miłość pokona wszystkie przeciwieństwa.

Czytaj także:
„Czuję się jak zboczeniec, bo nie potrafię przestać myśleć o własnej siostrze - i to w sposób, w jaki żaden brat myśleć nie powinien”
„Zdrada? Uwierzcie, może być gorzej. Mój mąż mnie zdradził, a teraz możliwe, że jest nosicielem HIV”
„Mój syn wpadł w sidła dopalaczy. Tysiąc razy obiecywał mi, że przestanie brać, a prawie wciągnął w to własnego brata”
„Śmieją się ze mnie, że zakochałem się w 30 lat starszej kobiecie. Ale czy ktoś z nich widział jej konto bankowe?”

Redakcja poleca

REKLAMA