„Wziąłem Beatę za żonę, bo mama tego chciała. Nigdy jej nie kochałem, zrozumiałem to, gdy posmakowałem ust kochanki”

mężczyzna zdradza zonę fot. Adobe Stock, master1305
„Mogło być gorzej, pocieszałem się. Beata będzie dobrą żoną, a ja dotąd nigdy w nikim się nie zakochałem, nie poczułem żadnych motyli w brzuchu. Może nie byłem zdolny do tego rodzaju uniesień? Lepsza więc miła i ładna Beata niż samotność”.
/ 19.07.2022 08:30
mężczyzna zdradza zonę fot. Adobe Stock, master1305

Moja mama miała tylko mnie. Ojciec zniknął, gdy tylko dowiedział się o ciąży, a dziadkowie się jej wyrzekli. Taki wstyd! Panna z brzuchem. Niby kończył się dwudziesty wiek, jednak na prowincji nie było tak postępowo, a na pewno nie tak anonimowo jak w mieście.

Dała radę, choć lekko jej nie było. Żyliśmy skromnie, ale zawsze czułem się kochany i starałem się odwdzięczyć mamie za to, co dla mnie robiła, ile poświęciła. Kiedy chciała mieć synka, który przynosi piątki do domu, przynosiłem piątki. Nawet kosztem przyjaźni z chłopakami, którzy woleli ganiać po podwórku niż wkuwać daty z historii.

Chciałem, by mama była szczęśliwa

Oni osiadali na laurach, ja walczyłem o jak najlepsze stopnie, bo to była dla mnie sprawa honorowa. Mojej mamie marzył się syn prawnik, więc się postarałem i zdałem na prawo, choć moim pragnieniem była praca z roślinami. Najchętniej widziałbym się w roli architekta krajobrazu, ale… Nie mogłem zawieść matki, dla której byłem jedynym szczęściem i sukcesem w życiu.

Ukończyłem prawo, i to z jednym z najlepszych wyników na roku. Dostałem się na aplikację radcowską i harowałem jak wół, by stać się radcą prawnym z prawdziwego zdarzenia.

Spotykałem się z dziewczynami, ale nic poważnego z tego nie wyniknęło, skoro nie miałem zbyt wielu wolnych chwil na randkowanie. Wkuwanie na pamięć kodeksów pochłania mnóstwo czasu i energii, a po nauce starałem się pomagać mamie. Byłem młody, zdrowy, pełen sił. Mogłem jej podwieźć zakupy czy pomóc w sprzątaniu, zwłaszcza że ostatnio skarżyła się na problemy z sercem.

– Chciałabym twojego wesela doczekać… – wzdychała, gdy gorzej się czuła.

– Doczekasz, spokojnie, na weselu wnuków też zatańczysz – zapewniałem ją.

Któregoś razu nie skończyło się jednak na tej wymianie zdań.

– Bo wiesz, moja koleżanka, właściwie była szefowa, ma wnuczkę Beatkę…

Serio? Będzie się bawić w swatkę?

Nie miałem na to ochoty. Ale gdy mamie się pogorszyło, obiecałem, że zabiorę Beatę na randkę. Co mi szkodzi. Są gorsze rzeczy niż kolacja w towarzystwie podobno ładnej i miłej kobiety.

Najwyżej potem powiem, że nie zaiskrzyło, i po sprawie. Nie wyjdę na wyrodnego, nieposłusznego syna, a mama nie będzie mi marudzić, że nawet nie spróbowałem, że nie dałem dziewczynie szansy.

Beata istotnie była ładna i miła. Farmaceutka z wykształcenia, co nie dziwiło, biorąc pod uwagę, że jej rodzice mieli kilka aptek w okolicznych miejscowościach. Z jednej randki zrobiło się kilka.

Niby Beata nie przyprawiała mnie o szybsze bicie serca, ale była… taka przyjemna. Wiem, przyjemna to może być pogoda, a nie kandydatka na żonę, ale kiedy widziałem, jak mama się wzrusza na nasz widok, jak się cieszy… brnąłem w to dalej. Aż dotarliśmy do zaręczyn.

Mogło być gorzej, pocieszałem się. Beata będzie dobrą żoną, a ja dotąd nigdy w nikim się nie zakochałem, nie poczułem żadnych motyli w brzuchu. Może nie byłem zdolny do tego rodzaju uniesień? Lepsza więc miła i ładna Beata niż samotność spędzona na czekaniu nie wiadomo na co. Widać nie każdemu miłość jest pisana.

Rany boskie, a więc to jest miłość i pożądanie!

Mama płakała ze szczęścia, gdy składała nam życzenia tuż po ślubie. Więc ja też byłem zadowolony, ciesząc się jej radością. Z Beatą od początku byliśmy jak stare dobre małżeństwo.

Nie kłóciliśmy się, lubiliśmy się i ceniliśmy nawzajem, ale temperatura uczuć między nami była zaledwie letnia. Żadnych iskier, żadnych wybuchów na słońcu. Żadnego gniewu i żadnych namiętności.

Było uprzejmie i przyjemnie, spokojnie i rzeczowo – jakby nasze wspólne życie było partnerskim zadaniem do wykonania. Kiedy nasze matki rok po ślubie stwierdziły, że najwyższa pora na powiększenie rodziny, przystąpiliśmy do działań. Skutecznie.

Wtedy wreszcie poczułem coś więcej niż wygodę w rutynie. Uwielbiałem być ojcem Stasia. Relacja z synem była zupełnie inna niż z jego mamą – pełna uczuć, śmiechu, płaczu, histerii, strachu, szczęścia… Ciągle coś się działo.

Przy takim maluchu świat przyspiesza i nabiera rumieńców. Ponieważ mój tryb pracy pozwalał na sporządzanie pism nocą, dnie często spędzałem z synkiem, w domu i na spacerach, albo na placu zabaw. Właśnie tam poznałem Esterę.

Marzyłem o niej. Śniła mi się

Na początku byliśmy tylko znajomymi z widzenia. Wpadaliśmy na siebie przy piaskownicy czy huśtawkach, wymienialiśmy uśmiechy i pozdrowienia. Dzień dobry, do widzenia, ładna dziś pogoda. Ale gdy nasi synowie się polubili i chcieli bawić razem, zaczęliśmy siadać na tej samej ławce i rozmawiać.

Najpierw o dzieciach, bo dla rodziców takie pogawędki to żaden problem, później pojawiało się coraz więcej wątków osobistych, co lubimy, o czym marzymy… Estera. Nawet imię miała piękne. Pasowało do niej. Miała długie, ciemne włosy i bardzo jasną skórę. Przykuwała wzrok, zwłaszcza jej duże, piwne oczy robiły na mnie wrażenie.

Kiedy chłopcy zmęczyli się zabawą, wsadzaliśmy ich do wózków i ruszaliśmy na spacer po okolicy. Oni zasypiali, a my dalej wędrowaliśmy, niespiesznie, nie mogąc się rozstać… 

Marzyłem o niej. Śniła mi się. Wiedziałem, że to było nierozsądne. Niestosowne. Ja miałem żonę, ona też nie zrobiła sobie dziecka sama. Nie zamierzałem zdradzić żony, złamać danego przed Bogiem i ludźmi przyrzeczenia, choć miałem ogromną ochotę sprawdzić, jak by to było pocałować inną kobietę – taką, do której mnie ciągnęło, do której w ogóle coś silniejszego poczułem. Jak by to było… kochać się nią.

Z Beatą uprawialiśmy seks raz w miesiącu albo rzadziej. Bardziej dla zdrowia niż z namiętności, i umawialiśmy się na to jak na wizytę u lekarza. Co innego Estera…

Czułem zapach jej perfum i robiło mi się gorąco.

– Staś zaczyna coraz szybciej biegać, a dzisiaj wspiął się na kanapę i chciał wejść na parapet – relacjonowałem Esterze podczas spaceru. – Dobrze, że żona to zauważyła…

– Nawet mi nie mów! Ja codziennie boję się o Michasia. Jestem sama i muszę mieć oczy dookoła głowy…

– Sama? A ojciec Michałka? – spytałem, bo jakoś nigdy wcześniej ten temat nie wypłynął. Założyłem, że kogoś ma, i tyle.

– Białaczka. Nie zdążył nawet synka zobaczyć. Zmarł, gdy byłam w ósmym miesiącu.

– Przykro mi… – mruknąłem, choć moje serce oszalało. Estera była sama. Była sama!

– Życie… – wzruszyła ramionami. – Szkoda, że ty… – urwała i pokręciła głową. – Przepraszam – szepnęła i ruszyła szybciej.

Złapałem ją za rękę.

– Dokończ – poprosiłem.

Milczała ze spuszczoną głową. Sięgnąłem dłonią do jej brody, uniosłem do góry, i pocałowałem.

O Boże… Wreszcie to poczułem!

Tę różnicę, która była jak przepaść. Bezpłciowe pocałunki z żoną, które czasem wymienialiśmy, żeby podtrzymać iluzję dobrego małżeństwa, nie umywały się do tego… Iskrzenia? Mało powiedziane. Ja płonąłem! Miałem gdzieś, że ktoś nas może zobaczyć, że całujemy się publicznie.

– Myślę o tobie, ciągle, bez przerwy. Nie mogę przestać – wyznałem w jej włosy.

– Ja też – poczułem jej szept na szyi. – Ale nie możemy, nie wolno nam… Masz żonę, a ja… Wiem, co to znaczy kogoś stracić, i nie chciałabym zrobić tego drugiej kobiecie…

– Beata mnie nie kocha. Niewiele nas łączy. To małżeństwo z rozsądku. Wiem, jak to brzmi, ale tak właśnie było… Nie sądziłem, że kiedykolwiek się zakocham, że jestem zdolny do takich uczuć, że zapłonę po ślubie, ale tak się stało. Tylko…

Westchnąłem ciężko. Mama. Jak zareaguje, gdy powiem, że chcę rozwodu? Co ze Stasiem, którego uwielbiałem i który spędzał ze mną mnóstwo czasu? A jeśli ten ogień między mną a Esterą to tylko zauroczenie?

Silne, lecz chwilowe, które tym szybciej się wypali, im wyżej strzelały płomienie? A jeśli nie, jeśli pożar nigdy nie zgaśnie i zawsze będzie się we mnie tlił? Co dalej? Ma mnie trawić od środka, nie mogąc znaleźć ujścia?

Chciałem kochać. Ale czy potrafię zaryzykować rozpad rodziny dla czegoś tak ulotnego jak miłość? Pracowałem przy zbyt wielu sprawach rozwodowych, by nie wiedzieć, jak to wygląda. Bitwy o wszystko, a największymi ofiarami na tej wojnie są dzieci.

W końcu będę musiał podjąć jakąś decyzję

Decyzja wydawała się oczywista dla każdego rozsądnego człowieka, ale… Tęskniłem jak potępieniec, gdy Estera wyjechała z Michasiem na kilka tygodni do swoich rodziców. Każdego dnia chciałem jej coś powiedzieć i… nie mogłem.

Czułem pustkę, gdy nie spotykałem jej na placu zabaw, nie mogłem jej zobaczyć choćby z okna. Potrzebowałem Estery jak powietrza. Ożeniłem się, by uszczęśliwić matkę, i teraz już wiedziałem, że to był błąd. Nie można układać swojego życia pod cudze oczekiwania i pragnienia. Nigdy nie kochałem Beaty i nigdy nie pokocham, choć była dobrą żoną i matką.

Biję się z myślami i wciąż waham. Zaryzykować wszystko, co mam, czy przerwać to miłosne szaleństwo? Beata patrzy na mnie coraz uważniej, jakby coś podejrzewała. W końcu będę musiał coś postanowić i raz w życiu podjąć decyzję za siebie samego. I sam poniosę konsekwencje, niezależne od tego, co wybiorę. 

Czytaj także:
„Kochałam synową, dopóki wspierałyśmy się po śmierci syna. A potem niewdzięczna małpa zaczęła sobie układać życie na nowo”
„Sąsiadka nie pracuje, a wszystko co miała, przepiła. Ale cwaniara znalazła sposób na zarobek – naciąga niewinnych ludzi”
„To zięć bierze urlop wychowawczy, a nie córka. Co z niej za matka? Mąż ma zarabiać na rodzinę, dziecko to jej obowiązek!”

Redakcja poleca

REKLAMA