„Wywiózł mnie do puszczy i uskuteczniał leśne umizgi. Miałam nadzieję na jakieś gody, a nie gadanie o ptakach”

znudzona kobieta fot. Getty Images, Vyacheslav Chistyakov
„Lewo odsapnęłam po podróży, wypakowałam się i coś zjadłam, Paweł zarządził wymarsz. Do miejsca kilka kilometrów dalej, które koniecznie musiał mi pokazać. Oczywiście jak najszybciej. Żeby chociaż milczał w trakcie drogi. Gdzie tam, marzenie ściętej głowy”.
/ 14.09.2023 13:15
znudzona kobieta fot. Getty Images, Vyacheslav Chistyakov

Ciągał mnie po leśnych ostępach i wertepach, a ja robiłam dobrą minę do złej gry. Bo tak naprawdę chciałam tylko jednego. Gdy Paweł zaprosił mnie na ten wspólny wyjazd, z wrażenia oniemiałam, co raczej mi się nie zdarzało. No, ale kiedy facet, do którego robiły maślane oczy wszystkie babki w biurze, zaproponował mi weekendową wyprawę tylko we dwoje…

Specyficzne zaloty

Do Puszczy Augustowskiej. Czemu nie do Paryża? Jak szaleć, to szaleć. Stać go było. Klienci płci obojga jedli mu z ręki. Od kiedy zawitał do naszej firmy, w pół roku podwoił wyniki sprzedaży w regionie, który uchodził za handlową pustynię. Był więc ustawiony, hołubiony przez szefostwo, na dokładkę – przystojny, elegancki i czarujący. Po prostu marzenie każdej teściowej.

A ja? Nie, żebym tonęła w morzu kompleksów, ale sporo mi brakowało do klasycznej piękności. Ostre rysy nadawały mojej twarzy nieco ptasi wygląd, a cięty język odstraszył niejednego adoratora. Paweł też zdążył poznać jego ostrze. Komplementy, którymi szafował, po mnie spływały jak po kaczce. No, jeśli nawet trafiały celu, nie dawałam tego po sobie poznać. Tak jak ostatnio.

– Zielonooka czarownico, racz rzucić okiem na te faktury. Pośpiech byłby wskazany – wymruczał seksownym basem, okraszając prośbę zniewalającym uśmiechem.

– Niczym nie będę rzucać, wyleniały lwie salonowy, zwłaszcza w pośpiechu. Racz grzecznie poczekać na swoją kolej – wycedziłam, odkładając papiery na kupkę, żeby nie myślał, że jestem na jego usługi.

– Może faktycznie trochę mi się grzywa przerzedziła, ale ryknąć potrafię, więc nie kpij sobie ze mnie, wiedźmo o boskich nogach… – żartobliwie pogroził mi palcem, znowu szczerząc się w uśmiechu. 

– Już drżę ze strachu, kiciu, przed twoimi pazurami prosto od manicurzystki i olśniewająco białym zgryzem. Na te ząbki majątek musiałeś wydać.

– Zauważyłaś? Więc warto było pomęczyć się u dentysty. Teraz pogryzę i gładko przełknę każdą twoją złośliwość.

– Jak dla mnie facet może być łysy, bezzębny i bez wypasionego auta. Wnętrze się liczy!

I dalej w ten deseń. Flirt w naszym wykonaniu przypomniał fechtunek. Czy on naprawdę chciał to kontynuować poza firmą i dlatego zaproponował mi wyjazd? A może powinnam się bać? Może to podstęp, bo jako jedyna nie mdlałam z zachwytu na jego widok? W biurze już o nas plotkowano, nawet zakłady robiono, kiedy niezdobyty bastion padnie. Pewnie tak się stanie, jeżeli się zgodzę na wspólny wypad. Wywiezie mnie do lasu, gdzie zdana jego łaskę i męski urok, dam się uwieść.

Zaproponował mi wyjazd

Czy chciałam zaryzykować? Na co mi romans, z którego nic nie wyniknie? Bo nie uwierzę, że się we mnie na zabój zakochał. Cudów nie ma!

– Czy oniemiałaś, pani, ze szczęścia i zgadzasz się na wyjazd? – Paweł uznał, że już wystarczająco długo czekał na odpowiedź.

Ach, to barokowe słownictwo! Inne łapały się na ten lep, chichocząc głupawo. Nie ja.

Zatkało mnie co najwyżej z oburzenia, mój panie, że tak długo zwlekałeś. Chciałeś umówić się na randkę? Trzeba było od razu, zamiast od miesięcy zawracać mi gitarę i krążyć jak niedźwiedź wokół miodu.

– Miodu? – rozbawiony uniósł brwi. – Kojarzysz mi się raczej z chili. I wcale nie zwlekałem. Czekając na odpowiednią okazję, upewniałem się zarazem, że właśnie ciebie chcę zabrać w miejsce, które jest dla mnie niezwykle ważne.

– Aha – bąknęłam, bo jego słowa zabrzmiały niemal jak wyznanie. – Czyli jeśli odmówię, wyjdziesz na głupka?

Potaknął. Już się nie uśmiechał. Wyglądał wręcz na stremowanego. No i co mogłam zrobić w takiej sytuacji? Musiałam się zgodzić, żeby nie wyjść na jędzę. Albo tchórza.

– Co mam ze sobą zabrać? Tylko z góry uprzedzam: oby w twojej leśnej chatce były dwa łóżka, bo inaczej będziesz spał na podłodze! – zapowiedziałam mu.

Roześmiał się. Rany, ależ on był przystojny! Trudno będzie teraz utrzymać bastion i nie skapitulować…

CIągle gadał o tym lesie

Przyjechał po mnie przed świtem. Uprzedził, że będziemy dużo wędrować (tyle w kwestii romantyzmu), więc stawiłam się odziana jak na rasowego trapera przystało: w porządne pionierki, wygodne dżinsy i ciepłą kurtkę. Pocałował mnie na powitanie w policzek. Potem wrzucił mój plecak i śpiwór do bagażnika.

– Wiedziałem, że dobrze wybrałem. Punktualna kobieta, która na trzy dni zabiera tylko dwa tobołki, to skarb!

Rozczulił mnie, więc darowałam sobie dowcipny komentarz w stylu, że niby po co miałam zabierać tony strojów i kosmetyków, skoro w ramach podrywu zamierzał ciągać mnie po chaszczach i wertepach. No nic, darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda.

Prowadził auto szybko i sprawnie. Ukołysana jazdą, ziewałam dyskretnie, jednak z planów zdrzemnięcia się nic nie wyszło, bo Pawłowi buzia się nie zamykała. Nawijał jak nakręcony. Najpierw o swojej pasji fotograficznej. Nazwał się bezkrwawym myśliwym, który poluje na okazy fauny i flory z aparatem i ma już imponującą kolekcję zdobyczy. Zabrał albumy i chętnie mi pokaże. Mruknęłam coś niezobowiązująco. Znamy te bajery. Zaczyna się od oglądania fotek, a kończy zapasami na kanapie.

Potem opowiadał, jak to od lat przemierza Puszczę Augustowską i ona wciąż go zadziwia, zachwyca, wciąż mu jej mało. Po dwóch godzinach wynurzeń rodem z przewodnika turystycznego miałam puszczy, zajmującej teren ponad tysiąca kilometrów kwadratowych, po dziurki w nosie. A jeszcze nawet do niej nie dotarliśmy! Za to dowiedziałam się, że jej krajobraz ukształtowało ostatnie zlodowacenie, tworząc ogromne równiny.

Urozmaiceniem takiej rzeźby są wydmy i liczne jeziora, a dominującą szatę roślinną stanowią lasy sosnowo-świerkowe oraz torfowiska. Wstrząsające, czyż nie? Podobnie jak informacja, że znajduje się tutaj około tysiąca gatunków roślin oraz dwóch tysięcy gatunków zwierząt, w tym liczna grupa rzadkich ptaków, takich jak bociany czarne, trzmielojady, orliki krzykliwe, gadożery, cietrzewie oraz głuszce. Tym ostatnim Paweł poświęcił aż pół godziny!

Próbowałam przerwać mu monolog. Daremnie. Jakby ogłuchł, uwiedziony brzmieniem własnego głosu. Ale wymiękłam dopiero przy lekcji historii. O matko, cóż mnie mogło obchodzić, że w osiemnastym wieku pojawili się tutaj pierwsi osadnicy – jacyś Jaćwingowie!?

– Paweł, pomilczmy dla odmiany – bąknęłam. – W głowie mi się kręci o tych wszystkich informacji. Marzę o chwili ciszy.

– Ojej, chciałem przybliżyć ci krainę, którą kocham. Nie zanudziłem cię chyba?

– Ależ skąd! – zaprzeczyłam fałszywie. – To takie fascynujące, zwłaszcza trzmielojady, gadożery i ci… Jaćwingowie – mój głos był pełen ironii, której jednak Paweł nie wyłapał.

– Prawda? – ucieszył się.

Po prostu ręce opadały! Co się z tym facetem zrobiło? Zniknął czaruś, jakiego znałam, z którym prowadziłam ekscytujące potyczki słowne. Czyżby czuł się stremowany, dlatego tyle gadał? Tylko czym taki donżuan mógłby się denerwować w obecności zwykłej księgowej? Gdyby się we mnie zakochał… ech, takie marzenia mogłam włożyć między bajki.

Miałam nadzieję na coś wyjątkowego

Z ulgą wysiadłam z auta, gdy wreszcie dojechaliśmy. Chatka okazała się całkiem sporym lokum z dwiema sypialniami, salonem, kominkiem, a nawet sauną. Może nie będzie tak źle. Oczami wyobraźni zobaczyłam nas, zalegających na skórze przed kominkiem, patrzących sobie głęboko w oczy i raczących się winem…

Akurat! Lewo odsapnęłam po podróży, wypakowałam się i coś zjadłam, Paweł zarządził wymarsz. Do miejsca kilka kilometrów dalej, które koniecznie musiał mi pokazać. Oczywiście jak najszybciej. Żeby chociaż milczał w trakcie drogi. Gdzie tam, marzenie ściętej głowy.

– To jest dla mnie miejsce specjalne. W zeszłym roku, pod koniec marca, udało mi się tu podejść i nagrać głuszca w trakcie toków. Musisz wiedzieć, że to wyczyn! Nawet wśród leśniczych i ornitologów. Tym bardziej jestem z siebie dumny.

– Gratuluję – mruknęłam.

Nie podziękował, bo oczywiście znowu nie słuchał, zajęty własną opowieścią.

– Zasadziłem się na samca o północy, w miejscu, gdzie mógł mieć kryjówkę i czekałem. Nad ranem, około czwartej, zaczął. Nie widziałem go jeszcze, ale słyszałem. Toki głuszców składają się z czterech części, znaczy fraz: klapania, trelowania, korkowania i szlifowania. Niesamowite jest to, że podczas szlifowania ptak przestaje reagować na bodźce zewnętrzne. Głuchnie kompletnie, stąd nazwa gatunku – podniecał się Paweł.

Nagle potknęłam się o korzeń i przewróciłam. Jęknęłam przy tym wcale nie tak cicho, ale mój przewodnik w ogóle tego nie zarejestrował. Siedziałam na ziemi, zdumiona i olśniona nagłym odkryciem. Czyżby…?

– Nie jest dokładnie znana przyczyna owego głuchnięcia – perorował dalej Paweł. – Istnieją trzy główne hipotezy, ale mnie najbardziej przekonuje jedna: to wyjątkowe podniecenie samca powoduje, że ignoruje swoje otoczenie.

– Paweł! Zamknij się wreszcie! – krzyknęłam, by zwrócić na siebie uwagę. – Skończ to swoje tokowanie, szlifowanie, czy jak je zwał, i chodź tu!
Obrócił się przestraszony i zarumienił, kiedy dostrzegł mnie leżącą na ziemi.

– Już ci pomagam!

Podbiegł z wyciągniętą rękę. Pomógł mi się podnieść i otrzepał mnie delikatnie.

– Nic ci się nie stało? – zapytał.

– W sensie fizycznym nie, ale z ciekawości zaraz pęknę. Mam pytanie. Od odpowiedzi zależy, czy zostanę w tej jakże cudownej puszczy, słuchając niekończących się opowieści, czy każę jeszcze dziś odwieźć się do domu.

– Aha – pąs na twarzy Pawła się pogłębił, jednak odchrząknął i wydusił: – Pytaj.

Ile kobiet tu przywiozłeś przede mną? Ile nieszczęśnic ciągałeś po lesie, każąc tropić ślady żubrów, jeleni czy innych cietrzewi?

– Jak to ile? Żadnej! – obruszył się. – Ty jesteś pierwsza. Sądziłem, że to oczywiste. Bardzo mi na tobie zależy, podobasz mi się, intrygujesz. Trudno cię oczarować, mało co ci imponuje. Więc przywiozłem cię tutaj, pokazać moje tereny, pochwalić się dokonaniami innymi niż zawodowe. Ale… – westchnął ciężko – widać trafiłem kulą w płot. Przepraszam. Odwiozę cię do domu.

– Hola, hola, nie tak szybko. Odpowiedzi udzieliłeś prawidłowej i wielce dla mnie pochlebnej. Dołącz do niej wieczór przy kominku, wspólną saunę, a jutro dam się namówić na oglądanie albumów. Ile ich tam masz, niech stracę.

– Czyli, co? – uśmiechnął się nieśmiało, spoglądając na mnie z nadzieją. – Nie zraziłaś się?

– Nie. Twoje rozwlekłe toki okazały się skuteczne. Ująłeś mnie nimi do niezmierzonej głębi mojej duszy, jak widzisz, niezbyt wrażliwej na piękno przyrody. Teraz jednak mniej gadania, a więcej działania. Może byś mnie tak… pocałował?

Uczynił to niezwłocznie i wówczas ja ogłuchłam na wszystko inne, prócz łomotu naszych serc.

Czytaj także:
„Wymarzona zaręczynowa podróż, zamieniła się w obóz przetrwania. Mój ex porzucił mnie na pastwę losu w samym środku lasu”
„Wzięłam go za dzika, który chciał mnie pożreć, a okazał się słodkim kąskiem do schrupania. Kochanek z lasu skradł mi serce”
„Szef kazał mi w tajemnicy przed wszystkimi wyrzucić do lasu jakieś chemikalia. Przez niego omal nie straciłem synka”

Redakcja poleca

REKLAMA