„Wyswatały córkę i syna, a potem się pokłóciły o młodych”. Czyli o wtrącaniu się rodziców w życie dzieci

Matka i córka fot. Adobe Stock
Byłyśmy z Renią takie szczęśliwe. Oczywiście zaakceptowałybyśmy każdą partnerkę czy partnera naszych dzieci, ale to, że wybrali właśnie siebie, dla nas było jak najwspanialszy prezent.
/ 21.09.2020 16:31
Matka i córka fot. Adobe Stock

Mieszkamy z Renią przy jednej ulicy i znamy się prawie od zawsze – na początku było tylko „cześć, cześć”, z czasem połączyła nas prawdziwa babska przyjaźń. Kiedy Renia urodziła syna, a rok później ja zostałam mamą Milenki, zaczęłyśmy żartować, że byłoby wspaniale, gdyby pewnego dnia nasze dzieci się ze sobą związały.

– Nie wyobrażam sobie, że pewnego dnia przyjdzie jakaś obca dziewucha i zabierze mi mojego Pawełka. – żartowała Renia, a ja jej wtórowałam.
– Milenka nie jest obca, miałabyś łatwiej. – dopowiadałam.
– Wiadomo, wszystko zostałoby w rodzinie. – kwitowała ze śmiechem.
Nasi mężowie tylko machali ręką i mruczeli pod nosami coś o „głupim gadaniu”. Oni mieli swoje sprawy i swoje tematy. Grali razem w karty, jeździli na ryby, na piwko.

Nigdy nie naciskałyśmy na nasze dzieci. To wszystko było raczej formą żartu. Obie wiedziałyśmy, że nie ma co dzieciom życia układać. Zarówno ja, jak i Renia, miałyśmy bardzo wścibskie teściowe i obiecałyśmy sobie, że nigdy takie nie będziemy. Dlatego kiedy nasze dzieci dorosły, absolutnie nic im nie sugerowałyśmy. Milenka nawet przyprowadziła do domu jakiegoś chłopaka, ale szybko okazało się, że nie są dla siebie stworzeni. Zresztą mojemu dziecku nie w głowie były amory. Milena to bardzo ambitna dziewczyna, po maturze poszła na studia. I to na prawo. Pękałam z dumy na myśl, jaką mam mądrą córkę.

No i co? Nie takie najgorsze z nas swatki

Pewnego dnia pod wieczór zadzwoniła do mnie Renia.
– Możesz rozmawiać? – od razu przeszła do rzeczy. – Milena nie kręci się gdzieś w pobliżu?
– Nie, jest u koleżanki, a co się dzieje?
– Wyobraź sobie, że Paweł zamierza zaprosić ją na wesele Wojtka. – wyznała podekscytowanym tonem.
– Syna twojej siostry? – upewniłam się. – Naprawdę? Ale… dlaczego? Tak nagle? Mam nadzieję, że mu tego nie zasugerowałaś. – zaniepokoiłam się.
Nie chciałam, żeby Paweł zaprosił Milenę na wesele kuzyna, bo tak kazała mu matka. Wolałam, żeby sam do tego doszedł, bez pomocy Reni.
– A skąd! – zaprzeczyła natychmiast. – Sama się zdziwiłam, bo dotąd niczego nie zauważyłam, ale chyba Milenka już dawno wpadła mu w oko. To znaczy, tak wnioskuję, ale podpytam jeszcze dzisiaj Pawła delikatnie….
– Daj spokój, nie będziemy się wtrącać – machnęłam ręką. – Ale… to naprawdę wspaniała wiadomość. Milence przyda się trochę rozrywki, cały czas tylko siedzi z nosem w książkach
Do pokoju wszedł Mirek. Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, a ja szybko zakończyłam rozmowę z Renią.
– Znowu coś knujecie? O co chodziło z tą rozrywką? – nie rozumiał.
– Pamiętasz, że syn siostry Reni niedługo się żeni?
– No, chyba coś Kazik wspominał…
– Wyobraź sobie, że Paweł chce zaprosić Milenkę na to wesele. Ale ani słowa, nie chcę jej zepsuć niespodzianki. Mam nadzieję, że będzie zadowolona.

Kiedy zobaczyłam ich razem serce zabiło mi szybciej

Przed weselem pojechałam z córką na zakupy. Kupiłam jej nową sukienkę, buty… A kiedy zobaczyłam ich razem – moją piękną córkę i eleganckiego Pawła – serce zabiło mi szybciej. Naprawdę do siebie pasowali.

Milena wróciła do domu o piątej rano. Oczywiście kiedy tylko usłyszałam, że wchodzi do mieszkania, poderwałam się na równe nogi. Wystarczyło jedno spojrzenie na moją córkę i uśmiechnęłam się w duchu.
– Jak się bawiłaś? – zapytałam, chociaż właściwie nie musiałam tego robić.
Już wiedziałam.
– Było naprawdę wspaniale. Nie przypuszczałam, że z Pawła jest taki fajny chłopak. Zapamiętałam go raczej jako gburowatego nastolatka…
– Milena, on miał wtedy 15 lat. Każdy chłopak w tym wieku tak się zachowuje. – podsumowałam.
– Taaak, chyba masz rację.
Od tej pory wisiałyśmy z Renią każdego dnia na telefonie i w każdej wolnej chwili biegałyśmy do siebie nawzajem.
– I co, mówił coś? Gdzie byli, co robili? Milena ani słowem nie pisnęła.
– Co ty, chodzi po domu z jakąś tajemniczą miną i ani pary z gęby… Ale myślisz, że coś z tego będzie?
Mirek i Kazik śmiali się z nas otwarcie.
– Ech, dajcie dzieciom spokój. Jak coś ma z tego wyjść, to wyjdzie, a wam nic do tego. – powtarzał mój mąż.
– No właśnie – dodawał Kazik.
– Jak to: nam nic do tego? – oburzałam się. – A wy byście nie chcieli, żeby Paweł i Milenka się związali?
– Będzie, co ma być – podsumowywał Mirek, a Kazik mu przytakiwał.

Tymczasem Milena i Paweł coraz bardziej zbliżali się do siebie. Ślepy nie zauważyłby tej różnicy, jaka zaszła w zachowaniu mojej córki. Coraz częściej była nieobecna duchem, zamyślona, rozmarzona jak nigdy…
– Dziecko, ty się zakochałaś, prawda? – zagadnęłam ją wreszcie.
– Mamo, nie chcę zapeszać. – zastrzegła i zniknęła w swoim pokoju.
Minęło kilka tygodni, zanim Milena i Paweł potwierdzili to, co my z Renią już wiedziałyśmy: przyznali się, że są parą, a Milenka w tajemnicy wyznała mi, że chyba po raz pierwszy w życiu tak naprawdę się zakochała.

Nieoczekiwana ciąża

Byłyśmy z Renią takie szczęśliwe. Oczywiście zaakceptowałybyśmy każdą partnerkę czy partnera naszych dzieci, ale to, że wybrali właśnie siebie, dla nas było jak najwspanialszy prezent. Wszystko się układało. Milena studiowała, Paweł pracował i uczył się zaocznie, a każdą wolną chwilę spędzali we dwoje. Nasze gołąbeczki. Świata poza sobą nie widzieli.

Nie minął rok, kiedy próbowałyśmy z Renią dojść do siebie po kolejnym szoku, jaki wywołali młodzi.
Prawdę mówiąc, byłam załamana. Uważałam, że Milena zaprzepaściła swoją szansę na godne życie, że wszystko jest już stracone…

Ciąża. Kiedy młodzi nas poinformowali, oniemieliśmy. Wszyscy. Nawet Mirek i Kazik, którzy zazwyczaj mają dużo do powiedzenia. Niby Milena i Paweł nie byli już dziećmi, oboje mieli po dwadzieścia kilka lat, ale chyba wszyscy byliśmy zgodni co do jednego – to za wcześnie. Owszem, Paweł pracował, ale kokosów nie zarabiał, wciąż jeszcze studiował. A Milena? Miała bardzo dobre oceny, studiowała dziennie, ale wyglądało na to, że będzie musiała się przenieść na zaoczne. No bo jak inaczej? I ja, i Renia wciąż pracowałyśmy. A zresztą my już swoje dzieci odchowałyśmy…
– Co wy narobiliście? – zapytałam, chowając twarz w dłoniach.
Pierwszy otrząsnął się Mirek.
– Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Jakoś to będzie. – zawyrokował.
Sugerowałyśmy młodym ślub, ale oni uparli się, że chcą z tym poczekać.
– Teraz przed nami ważniejsze wydatki – stwierdziła Milena.
– Ale my przecież damy wam pieniądze na wesele. – nie rozumiałam.
– Ty lepiej, babko, wózek wnukowi kup. – Mirek rozładował atmosferę.
Zastanawiałyśmy się z Renią, jak to ugryźć. Tak, wiem, Milena i Paweł byli dorośli, ale wciąż jeszcze nie mieli pojęcia o prawdziwym życiu. Musiałyśmy im pomóc.

W końcu przedstawiłyśmy młodym naszą propozycję: zamieszkają u mnie i Mirka na poddaszu, a Renia i Kazik wyłożą pieniądze na remont. Milenka rzeczywiście przepisała się na studia zaoczne. Chciała wziąć dziekankę, ale przekonałyśmy ją z Renią, że nie ma takiej potrzeby.
– Weekendy mamy wolne, możemy na zmianę zajmować się dzieckiem. – wyjaśniłam córce.
Niby próbowałam przekonać ją, że wszystko będzie w porządku, ale sama miałam czarne myśli. Wiadomo, jak to bywa z małym dzieckiem, tym bardziej że oni sami jeszcze byli dziećmi.

Jaś urodził się w grudniową, bardzo mroźną noc i od razu skradł serca całej rodziny. Oszalałyśmy z Renią na punkcie wnuka. Był idealny, trochę podobny do Mileny, trochę do Pawła. Wziął to, co najlepsze z obojga rodziców.

Ale nad naszym domem szybko zgromadziły się burzowe chmury. Musiałabym być głucha, żeby nie słyszeć tych kłótni docierających z poddasza… Próbowałam je ignorować, ale serce matki krwawiło.

Nie tak to wszystko miało wyglądać

Ciągle chodziłam podminowana, chociaż próbowałam robić dobrą minę do złej gry. Jednak miarka się przebrała, kiedy pewnego dnia przyszła do mnie Renia i zapytała:
– Słuchaj, może porozmawiałabyś z Mileną? Paweł jest sfrustrowany.
– A co się dzieje? – zapytałam, próbując ukryć swoje emocje.
– No to jak to, ty nie wiesz? Mieszkasz z nimi pod jednym dachem i nie widzisz, że oni jakiś kryzys przechodzą? – zdziwiła się przyjaciółka.
– Wiesz, ja się nie wtrącam. – złożyłam przed sobą ręce w obronnym geście. – I tobie radziłabym to samo.
– No moja kochana, jak mogę patrzeć biernie na to, co się dzieje, skoro moje dziecko mi się skarży?
Mój instynkt macierzyński zadziałał. Od razu się najeżyłam.
– A niby na co się skarży? Milenka nocami nie śpi i bawi Jasia, a ten chrapie w najlepsze. Co mu niby nie pasuje?
– He, he, podobno się nie wtrącasz – mruknęła tylko Renia.
– Ale to nie znaczy, że nie słyszę. Dowiem się w końcu, co mówił Paweł?
– Wiesz, narzekał, że wraca z pracy zmęczony, całe weekendy spędza na uczelni, a po powrocie do domu wieczne pretensje Mileny – podsumowała całą sytuację w jednym zdaniu.
– Dziecko płacze, on chodzi niewyspany, a Milena w ogóle go nie rozumie.
Zatrzęsłam się ze złości.
– A to on, biedaczek, nie wiedział, że dziecko płacze? – fuknęłam. – Cóż, mógł się nie brać za dzieci, skoro się do tego nie nadaje. A tak na marginesie to powiem ci, że nie tylko on chodzi niewyspany, bo jedynymi osobami, które śpią w tym domu, są Mirek i Jaś. Mirek, bo on zawsze miał mocny sen, a Jaś, bo Milenka dniami i nocami nosi go na rękach, żeby mógł się wyspać, bo odłożony do łóżeczka podnosi alarm. Nawet ja nie mogę spać, bo mi serce pęka, kiedy słyszę jego płacz
– Mogli zamieszkać z nami – rzuciła Renia. – Mnie by to nie przeszkadzało.
– Czy ja powiedziałam, że mi to przeszkadza? Tylko stwierdziłam fakt.

Koniec przyjaźni?

Prawdę mówiąc, zdenerwowałam się wtedy na Renię, jak nigdy wcześniej. Nie pamięta wół, jak cielęciem był. Sama narzekała na Kazika, że jej nie pomaga przy Pawełku, że nie może na niego liczyć… A teraz co, nagle zapadła na amnezję?

Niestety, odgłosy kłótni dochodzące z poddasza były coraz częstsze i coraz głośniejsze. Serce mi pękało, ale przecież miałam się nie wtrącać. Rwałam sobie włosy z głowy i nie chciałam słuchać Mirka, który powtarzał mi:
– To minie, przecież o tym wiesz. Nie pamiętasz, jak to z nami było, kiedy Milenka przyszła na świat? Całe życie stanęło na głowie. Oni muszą się dotrzeć, porozumieć, a nam nic do tego. Będzie dobrze, zobaczysz.

Renia po naszej ostatniej rozmowie była jakby obrażona, chociaż nadal często do nas wpadała. Nie wiedziałam tylko, czy do syna, czy do mnie. Nie komentowała już sytuacji między młodymi. Do czasu. Wiedziałam, że w końcu nie wytrzyma.
– Czy ty wiesz, że Paweł chciał wyjść z kolegami ze studiów do baru, a Milena zrobiła mu karczemną awanturę? No, kto to widział. Zamknęła chłopaka w domu, a potem dziwi się, że jest sfrustrowany i ma dość. – zacmokała z niesmakiem ustami.
– No, moja droga, nie tylko życie Pawła uległo diametralnej zmianie. Milenka też straciła kontakt z koleżankami, nie ma czasu na wyjścia do kina czy na plotki – podsumowałam.
– Bo karmi piersią. – Renia podniosła głos. – A Paweł wcale nie musi z nią cały czas siedzieć.
– Cały czas? Przecież od poniedziałku do piątku pracuje, a w weekendy oboje są na wykładach. To takie dziwne, że wieczorami Milena chce, żeby Paweł z nią został?
– No, jeszcze niech ma do niego pretensje o to, że pracuje. – oburzyła się moja przyjaciółka.

Nigdy wcześniej nie pokłóciłam się z Renią. Ba! Nigdy nie zdarzyło się nawet, żebyśmy miały odmienne zdanie. We wszystkim się ze sobą zgadzałyśmy. A teraz, za sprawą problemów naszych dzieci, nagle stanęłyśmy po przeciwnych stronach barykady i nie mogłyśmy sobie z całą sytuacją poradzić. O wszystkim opowiedziałam Mirkowi. Wyżaliłam mu się, a on tylko machnął lekceważąco ręką.
– Nie macie poważniejszych problemów?
Mężczyźni. Na nich zawsze można liczyć – pomyślałam. I… nie pomyliłam się.
Bo sytuację uratowali właśnie Mirek i Kazik.

To ich życie, my go za nich nie przeżyjemy

W tajemnicy przede mną i przed Renią zorganizowali spotkanie we czworo. Kiedy weszłam z mężem do restauracji i zobaczyłam na miejscu Renię i Kazika, oniemiałam. Przyjaciółka była nie mniej zaskoczona.
– Postanowiliśmy zorganizować to spotkanie na neutralnym gruncie – zaczął uroczyście mąż Reni – żeby porozmawiać w spokoju, bez wzajemnego oskarżania się. Zawsze świetnie się dogadywaliśmy i uważamy, że problemy naszych dzieci nie mogą tego zmienić.
– Młodzi się wkrótce dogadają, a wy pokłócicie się na śmierć – dodał Mirek.
– Naprawdę myślicie, że się dogadają? – zapytałam z nadzieją drżącym głosem.
– Kto się czubi, ten się lubi. A przecież widać gołym okiem, że oni świata poza sobą nie widzą. Dziecko przyszło, zaczęły się obowiązki, to i zrobiło się nerwowo – podsumował mój mąż. – W każdym razie muszą się wyprowadzić. Uważam, że najlepiej będzie im na swoim. Zresztą sami mówili, że chcieliby coś wynająć…

Nieoczekiwanie Renia stanęła po jego stronie.
– A wiesz, Mirek, że ja też o tym myślałam. To chyba będzie najmądrzejsze wyjście. Niech się docierają tylko we dwoje, bez nadzoru i nasłuchu starych.
Uśmiechnęłam się do niej szeroko. Przez nasze ostatnie sprzeczki byłam przybita. Brakowało mi mojej dawnej Reni, mojej przyjaciółki.
– A tymczasem mamy plan. – odezwał się Kazik. – Dziś wieczorem wyganiamy młodych do kina, żeby pobyli tylko ze sobą, a wnuk zostaje z nami.
– Z wami? Znaczy z tobą i Mirkiem? – zdziwiła się Renia.
– Nie no, z nami i z wami. – powiedział Kazik, a całe towarzystwo ryknęło śmiechem.
Tamtego wieczoru, kiedy Jaś zasnął ukołysany w ramionach dziadka Kazia, porozmawiałam szczerze z Renią. Obiecałyśmy sobie nawzajem, że nie będziemy już rozmawiać o problemach naszych dzieci. To są ich sprawy, niech sobie życie układają. Nie ma co zmarnować takiej pięknej przyjaźni, jaka nas łączy.

Więcej listów do redakcji:„Powiedziałem żonie: »Sorry skarbie, ale nasz czas minął« i odszedłem do młodej kochanki. Chciałem poczuć, że żyjꔄWybaczyłam mężowi seks ze stażystką, bo każda zdrada ma swoją przyczynę. Ja też byłam winna, że poszedł do innej”„Nie odeszła do kochanka, ale dlatego, że coś się skończyło... To bardziej boli niż zdrada”

Redakcja poleca

REKLAMA