Kiedy Wojtka wywiało, bliźniaki nawet nie chodzili do zerówki. Bardzo chciałam, żeby niczego im nie brakowało. Z perspektywy czasu myślę, że samotne macierzyństwo to syzyfowa praca.
Tylko co z tego, że zdaję sobie sprawę z tego, że wychowanie dwóch chłopców jest trudne? Nikt tego za mnie nie zrobi. Ich ojciec nawet do nich nie zadzwoni, i jak ja mam im to wytłumaczyć? Alimentów też nie płaci, więc pozostało mi albo fiknąć i zgotować chłopakom jeszcze większą traumę, albo zakasać rękawy.
Chciałam, żeby niczego im nie brakowało
Może powinnam spędzać z nimi więcej czasu, odrabiać z nimi lekcje, rozmawiać, a w zamian za to byłam ciągle nieobecna. Ale jakie miałam wyjście? Ciągle byłam w pracy, bo wraz z wiekiem chłopców, rosły również ich potrzeby. Poza tym ktoś musiał ogarnąć dom, uprać, ugotować.
Mogliśmy żyć skromniej, w zamian za to, spędzałabym z nimi więcej czasu, ale chciałam im jakoś wynagrodzić to, że ich ojciec nas zostawił. To, że Wojtek wypiął się na własne dzieci, nie jest ich winą, dlatego postanowiłam sobie, że nigdy Kacprowi i Karolowi niczego nie zabraknie.
Kolejna wycieczka? Proszę bardzo, ale mamusia musi zrobić nadgodziny. Nowe buty? Nie ma problemu, wrócę później. Wyszła nowa gra na komputer? Dobrze, pożyczę od kogoś pieniądze i kupię. Koledzy mają większe kieszonkowe? Dobrze, pójdę w weekend sprzątać po ludziach.
Powinnam ich zagonić do roboty
Żyłam w takim kieracie dwanaście lat, ale ostatnio jestem już naprawdę zmęczona i prawdę mówiąc, wydaje mi się, że chłopcy mnie wykorzystują. Nie od razu to zrozumiałam, to mama zwróciła mi uwagę, że bliźniaki są już prawie dorośli.
– Dziecko, masz takie wory pod oczami, że aż smutno na ciebie patrzeć. Zostaw to pranie, niech chłopcy je wstawią i rozwieszą – powiedziała któregoś dnia.
– Mamo, daj spokój, oni nawet pralki nie potrafią włączyć, co ja im będę głowę zawracać – odpowiedziałam.
– Chyba sobie żartujesz! Pomagają ci w czymkolwiek?
– Nie będę im zabierać dzieciństwa. Nie są winni temu, że ich matka nie ogarnia życia – stwierdziłam.
– Ty jesteś naprawdę niereformowalna! Wszystko im podsuwasz pod nosek, zaharowujesz się tak, że już ci reumatyzm zaczyna dokuczać, a masz dopiero 45 lat! Latasz wkoło nich, jak jakaś służka, a oni nawet w swoim pokoju kurzu nie zetrą. Otrząśnij się, bo wychowujesz leniów i darmozjadów. Zobaczysz, że będą tak traktować swoje przyszłe żony, tego chcesz? Żeby byli jak ich tatuś? No to wykonałaś dobrą robotę – powiedziała i wyszła z mojego mieszkania.
Stałam jak wryta. Wiedziałam, że moja matka ma trochę racji. Chłopcy mieli już siedemnaście lat, a jedyne, co opanowali do perfekcji, to wymigiwanie się ze wszystkiego. Ewidentnie gdzieś popełniłam błąd.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przestaję mieć nad nimi władzę. Nie zdziwię się, jak zaraz jeden z drugim będą śmiali mi się w twarz, gdy dam im karę, albo czegoś zabronię. Już i tak zaczynają mocno pyskować. A ja tylko marzę o świętym spokoju, i może dlatego schodzę im z drogi, żeby ten buzujący testosteron nie trafił we mnie.
Gdyby ich ojciec nas nie zostawił, albo może gdybym się związała z jakimś mężczyzną, pewnie te ich pyskówki i cwaniakowanie zdusiłby w zarodku. A tak, muszę się z tym mierzyć sama, i uczciwie muszę przyznać, że ledwo mi się to udaje. Także moja matka, zamiast mnie krytykować, powinna trochę docenić, jak się staram.
Czas postawić na siebie
Czułam, że potrzebuję oddechu. Po dwunastu latach harówy miałam dość. Dlatego, kiedy moja przyjaciółka zaplanowała weekendowy wyjazd do Sopotu, zgodziłam się bez wahania. Nigdy nie byłam nad morzem, chłopcy zawsze sami jeździli na kolonie. Miałyśmy się zatrzymać u ciotki Pauliny, więc cała wycieczka miała nie kosztować wiele.
Problem pojawił się już podczas pakowania. Okazało się, że wszystkie moje ubrania wyglądają, jak stare łachy. No tak, od lat nic sobie nie kupiłam.
– Kobieta powinna o siebie dbać, a ty zaczynasz wyglądać, jak kocmołuch – gderała moja matka przez telefon, gdy się jej żaliłam.
– Mamo, proszę cię. Gdybym miała lepszą pracę, to zadbałabym też o siebie.
Moja mama uwielbiała zrzędzić, ale muszę przyznać, że zawsze mogłam na niej polegać. Na poczet przyszłych urodzin dostałam od niej parę pięknych półbutów. A za zaskórniaki, które skitrałam w szufladzie z bielizną kupiłam sukienkę, w której nie wyglądałam źle. Na sukienkę wydałam stówę, zostały mi jeszcze trzy stówki, i myślę, że powinny mi wystarczyć na dwa dni nad morzem.
Bliźniakom narobiłam gar gołąbków i miałam nadzieję, że przynajmniej zechce im się je podgrzać. Właśnie się pakowałam, kiedy przyszedł do mnie Kacper.
– Mamo, bo w sobotę idziemy na urodziny do Bartka – powiedział oparty o framugę drzwi.
– No dobrze, tylko żebyście się tam nie spili. Matka wyjeżdża raz na ruski rok, więc błagam, zachowujcie się przyzwoicie – prosiłam.
– Nie no spoko, tylko wiesz, musimy jakiś prezent kupić. No i nowa bluza by mi się przydała, bo w tym co mam, to siara do ludzi iść – powiedział.
– Osiemnastka jest jutro, ja z samego rana wyjeżdżam, a ty teraz mi mówisz, że potrzebujesz pieniędzy i nowych ubrań? Kacper, ja nie mam pieniędzy, przykro mi.
– A ten hajs, co masz skitrany w szufladzie? – zapytał bezczelnie. – Widziałem tam cztery stówy, dasz nam dwie i będzie git.
– Czy ty sobie ze mnie teraz żartujesz?! – krzyknęłam. – Po pierwsze, jak śmiesz grzebać w moich rzeczach?! A po drugie, nie dostaniecie ani grosza, bo po prostu nie mam pieniędzy.
– Jasne, ty zawsze nie masz. A na wycieczkę jedziesz. Mogliśmy z Karolem od razu powiedzieć, że nie przyjdziemy. Żenada – fuknął, spojrzał na mnie z pogardą i poszedł do swojego pokoju.
Stałam tam, jak wryta z ręcznikiem w ręku. Mój syn był naprawdę niesprawiedliwy, ale Kacper zawsze mówił, co myśli. Karol był trochę delikatniejszy, może dlatego wysłał brata po pieniądze. Co miałam zrobić? Nie byli winni temu, że ich ojciec miał ich w nosie, a ja nie miałam wykształcenia, więc pracowałam na dwóch etatach – w dzień w mięsnym, a wieczorami sprzątałam biura.
Wyjęłam portfel z torebki i odliczyłam dwie stówy.
– Robisz krzywdę sobie i chłopakom – powiedziała mama, gdy do niej zadzwoniłam. – Kasia, wychowujesz dwie leniwe niedojdy. Sami powinni zarobić na swoje przyjemności, już nie są dziećmi – gderała.
– Mamo…
– Zobaczysz, jeszcze wspomnisz moje słowa – powiedziała i się rozłączyła.
Przecież nie mogłam inaczej postąpić.
Czytaj także:
„Na emeryturze wynajęłam sobie przystojniaka do towarzystwa. Mam zamiar wyszaleć się za wszystkie czasy”
„Byłam przedszkolanką. Załamałam się, kiedy zobaczyłam, że dzieci są puszczone samopas i jedzą ze wspólnej miski”
„Nie chcę być kurą domową. Nie widzę siebie w roli gospodyni. Gardzę życiem mojej mamy i sióstr, nie będę tyrać jak one”