Z natury jestem dość stanowczą i upartą osobą, która dokładnie wie, czego chce. Kiedy więc mój ukochany poprosił mnie o rękę, zaczęłam szybko tworzyć plan swojego wymarzonego ślubu. Nie musiałam się zresztą zbyt mocno wysilać, bo już jako mała dziewczynka stworzyłam w swojej głowie wizję tego szczególnego dnia. I w ciągu kolejnych lat za bardzo się ona nie zmieniła.
Cenie sobie eleganckie rozwiązania, dlatego od zawsze chciałam, aby mój ślub i wesele odbyły się w luksusowych lokalizacjach. Kościół miałam upatrzony już od czasu, gdy zamieszkałam z Krystianem.
Niedługo później znalazłam też przepiękny, nowy dom weselny, w którym każdy element był dopracowany do perfekcji. Ogromna sala taneczna z dużymi kryształowymi żyrandolami, piękny wystrój sali z okrągłymi stołami i niezwykły park otaczający budynek, to elementy, które natychmiast przypadły mi do gustu.
Oczywiście wynajem lokalu był bardzo kosztowny, ale nie zamierzałam iść na żadne kompromisy.
Kiedy zadzwoniłam zapytać o dostępne terminy, okazało się, że dosłownie tego samego dnia odwołano rezerwację na przyszłe wakacje. Uznałam to za dobry znak i bez zastanowienia zaklepałam tę datę. Chwilę później wysłałam zaliczkę i dopiero wtedy poinformowałam Krystiana, że bierzemy ślub za nieco ponad rok.
Był bardzo zaskoczony, ale chyba przyzwyczaił się już do moich spontanicznych decyzji. Kilka dni później pojechaliśmy obejrzeć lokal. Obydwoje byliśmy oczarowani tym miejscem, które na żywo wyglądało jeszcze lepiej niż na zdjęciach i nagraniach. Od tego momentu mogłam spokojnie planować nasz ślub idealny!
Dla wielu osób przygotowania do ślubu są bardzo stresujące, a dla mnie to była czysta przyjemność. Byłam pewna tego, czego chcę i dzięki temu mogłam podejmować szybkie decyzje. Udało mi się zarezerwować termin u świetnego DJ-a, który obsługiwał najlepszą imprezę, na jakiej byłam. Zamówiłam catering, z którego sama często korzystałam i nigdy mnie nie zawiódł. Pracownia cukiernicza mojej przyjaciółki miała stworzyć dla mnie najwspanialszy tort. I co najważniejsze, znalazłam sukienkę, w której od razu się zakochałam. Wszystko szło po mojej myśli. Do czasu. Dwa tygodnie przed ślubem spadła na nas okropna wiadomość, przez którą nasz ślub stanął pod znakiem zapytania.
To nie ma sensu, trzeba wszystko odwołać!
Z niecierpliwością odliczałam ostatnie dni do naszej wielkiej uroczystości, gdy pewnego dnia do Krystiana zadzwonił właściciel domu weselnego. Akurat nie było mnie wtedy w domu. Kiedy wróciłam, narzeczony poprosił, żebym usiadła, bo ma mi coś do powiedzenia.
— Kochanie mamy mały problem z lokalem — zaczął Krystian.
— O nie, co się stało? Jakaś awaria? Coś poważnego? — byłam naprawdę zdenerwowana.
— Coś bardzo poważnego... Nasz dom weselny wczoraj się spalił — oznajmił mi narzeczony.
— Przestań głupio żartować! Powiedz, co się naprawdę stało! — skarciłam go.
— Niestety mówię serio Ela. Przed godziną zadzwonił do mnie właściciel i powiedział, że w nocy wybuchł pożar... Nie ma szans, żeby lokal będzie nadawał się do użytku przez kilka najbliższych miesięcy — powiedział poważnym tonem Krystian.
Nie docierało do mnie, że to wszystko prawda. Jak to możliwe, że mój plan doskonały został zrujnowany przez pożar? Wydawało się to nierealne, zwłaszcza że do tej pory wszystko układało się idealnie. Nie mogłam złapać tchu, a potem zaczęłam płakać i histeryzować. Krystian nie mógł mnie uspokoić.
— To nie ma sensu! Trzeba wszystko odwołać Krystian — krzyczałam przez łzy.
— Ela, spokojnie... Na razie nie będziemy niczego odwoływać, może coś wymyślimy — próbował uspokajać mnie narzeczony.
— Co ty chcesz niby wymyślić? Nie ma drugiego takiego lokalu, a nawet gdyby był, to żaden nie ma wolnych terminów — słowa Krystiana jeszcze bardziej mnie zdenerwowały.
— Kochanie, ja coś wymyślę, a ty się niczym nie przejmuj! Obiecuję, że będzie dobrze.
Wiejski ślub?
Nie byłam w stanie spać i jeść, cały czas myślałam o moim idealnym ślubie, który nigdy się nie odbędzie. Byłam gotowa wszystko odwołać, ale Krystian cały czas mnie przed tym powstrzymywał. Sama nie miałam natomiast siły dzwonić do dostawców i gości, informując ich o tym, co się stało.
Po trzech dniach od fatalnej wiadomości o pożarze Krystian wrócił do domu z moją najlepszą przyjaciółką. Obydwoje byli bardzo podekscytowani i bezczelnie radośni. Ostatkiem sił powstrzymywałam się przed tym, żeby na nich nie nakrzyczeć. Ja tu cierpię, a oni podskakują, jakby przeżywali najlepszy czas w swoim życiu.
— Wymyśliliśmy! — powiedział uśmiechnięty Krystian.
— Co znowu wymyśliliście? — zapytałam bez entuzjazmu.
— Robimy piękne, eleganckie wesele w stylu boho! I to w nie byle jakim miejscu, bo na ranczu szefa Pauliny! — niemal wykrzyczał mój narzeczony.
— Co? Niby jak? — dopytywałam, nie wiedząc jeszcze, co mam o tym myśleć.
— Pytałam już szefa i zgodził się użyczyć nam swoją posiadłość nad jeziorem. To 40 minut jazdy z kościoła, ale warto! Załatwiliśmy już też piękne namioty, oświetlenie i oczywiście stoliki. Szef dorzucił też wielką chłodnię od swojego znajomego, więc bez problemu poradzimy sobie z przechowywaniem jedzenia — Paulina również była wyraźnie podekscytowana.
— Nie wiem, to nie brzmi jak ślub z moich marzeń... — wciąż nie byłam przekonana.
— No pewnie, że nie! Bo to będzie jeszcze lepszy ślub, którego będzie ci każdy zazdrościł głuptasie! — zaśmiała się Paulina.
— No może i tak... — zaczęłam się łamać.
— Nie może, tylko na pewno! Skończ już z tą kwaśną miną, bo trzeba się wziąć do roboty — dopingował mnie Krystian.
Najlepsza impreza mojego życia
Nie byłam do końca przekonana, czy ten plan faktycznie wypali, ale nie miałam nic do stracenia. Zakasałam więc rękawy i zaczęłam pracować nad moim nowym, idealnym weselem.
Przygotowania do ślubu zaczęły się na nowo. Musieliśmy zadzwonić do wszystkich usługodawców i gości, aby poinformować ich o nowej lokalizacji naszego wesela. Wszyscy byli zaskoczeni, że udało nam się tak szybko zorganizować inne miejsce na tak dużą imprezę. Ja natomiast nabrałam wiatru w żagle i znów poczułam, że ten dzień może być naprawdę wyjątkowy.
Miejsce, w którym powstało ranczo, było po prostu magiczne. Rozległe połacie zieleni i jezioro sprawiały, że czułam się, jak w jakiejś bajce. Zamówione przez Krystiana i Paulinę namioty, postawiliśmy na przepięknej łące. Dzięki talentowi mojej florystki i dekoratorki ich wnętrza nabrały niepowtarzalnego charakteru i zachwycały swoim wyglądem. Udało się nawet ułożyć drewnianą podłogę w drugim namiocie, więc nie brakowało miejsca do swobodnego tańczenia. Catering, tort i DJ dotarli na czas, więc byłam pewna, że wszystko będzie gotowe na przyjazd gości.
Ślub był cudownym przeżyciem, zarówno dla mnie, jak i dla Krystiana oraz naszych bliskich. Nikomu nie przeszkadzało, że po uroczystości trzeba było poświęcić nieco więcej czasu na dojazd do miejsca imprezy. A przynajmniej nikt się nie skarżył. Oczywiście obawiałam się, czy wszystko się uda, ale wiedziałam, że planowanie każdej rzeczy nie ma żadnego sensu. Postanowiłam po prostu cieszyć się tymi pięknymi chwilami w cudownym miejscu wśród ludzi, których kocham.
O tym, że impreza się udało, może świadczyć to, że skończyliśmy ją dopiero o poranku. I mogę śmiało powiedzieć, że było to najlepsze wesele, na jakim kiedykolwiek byłam. Stres związany z pożarem lokalu i koniecznością przeniesienia przyjęcia w inne miejsce był ogromny. W ostatecznym rozrachunku jestem jednak szczęśliwa, że tak się to wszystko potoczyło. Życie zaskakuje nas na każdym kroku, ale efekty tych niespodzianek mogą być bardzo pozytywne.
Czytaj także:
„Wydaliśmy ponad 100 tysięcy na wesele, a w kopertach dostaliśmy tylko 7. Byłam załamana i rozczarowana”
„Poszłam do ślubu w przeklętej sukni prababci, bo chciałam wyglądać jak anioł. O mały włos, a skończyłoby się to tragedią”
„Jestem 3 lata po ślubie, a już chcę się rozwieść. Nie ma między nami bliskości, są tylko obowiązki i kredyt”