„Wymarzony dom okazał się być nawiedzony. Tygodniami nie spałam, bo co noc budziły mnie dźwięki pianina z salonu”

Nie spałam całymi nocami przez duchy w nowym domu fot. Adobe Stock, Lightfield Studios
„– Ty na rzęsach już chodzisz. Jak ty wyglądasz?! Masz takie podkrążone oczy – martwił się Mateusz. Faktycznie, byłam wyczerpana. Wyglądałam jak upiór, zaczęłam przysypiać w pracy, nie mogłam się na niczym skupić, byłam wrakiem człowieka”.
/ 15.05.2022 07:15
Nie spałam całymi nocami przez duchy w nowym domu fot. Adobe Stock, Lightfield Studios

Po mojej ukochanej babci Cecylii odziedziczyłam nieduży, uroczy domek pod miastem. Jednak wprowadzenie się do niego nie było wcale taką prostą sprawą. Konieczna okazała się wymiana belek w dachu oraz dziurawej jak durszlak kanalizacji, która pamiętała jeszcze przedwojenne czasy. Musieliśmy się też postarać o kredyt na remont. Zanim doprowadziliśmy budynek do stanu, w którym nadawał się do zamieszkania, minęło siedem miesięcy.

W końcu bez żalu pożegnałam stare mieszkanie wynajmowane na posępnym blokowisku i przewiozłam rzeczy do naszego nowego domu. Były tam trzy pokoje i całkiem spora, drewniana weranda wychodząca na ogródek.

Zaczynała się wiosna, wszystko budziło się do życia

Pojawiła się już zielona trawka, niektóre drzewa puszczały listki, jabłonie i grusze pokryły się drobnym kwieciem. Stałam w progu mojego domu i patrzyłam na moje nowe królestwo z ogromną radością w sercu.

– Będziemy tutaj bardzo szczęśliwi, zobaczysz – powiedziałam do Mateusza, przytulając się do niego.

Oczami wyobraźni ujrzałam wózek z niemowlęciem pośród kwitnących jabłonek. Tak, to był idealny moment, żeby się postarać o dziecko! Plan ten zresztą wcieliłam z życie, gdy tylko pościeliliśmy łóżko. Wycieńczeni przeprowadzką i miłosnymi uniesieniami szybko zasnęliśmy.

– Słodkich snów w nowym domu, kochanie – zdążyłam usłyszeć i odpłynęłam.

Jednak Mateusz się pomylił. Nie spałam tej nocy słodko. Po północy nagle usiadłam na łóżku, próbując zrozumieć, co mnie obudziło. Dopiero po dłuższej chwili do mojego ospałego jeszcze umysłu dotarło, że dźwięki pianina. Spojrzałam na męża. Spał jak zabity. Rozejrzałam się wokoło i przypomniało mi się, gdzie jesteśmy. Odgłosy instrumentu były bardzo wyraźne. Ale nazwanie tego muzyką wymagałoby ogromnej tolerancji. Ja takiej nie miałam. Dla mnie brzmiało to po prostu jak okropne rzępolenie.

– Mateusz! – syknęłam. – Wstawaj. Wstawaj!

– Co się dzieje? – jęknął nieprzytomny.

– Ktoś gra w salonie!

– Gra? – zapytał zdziwiony.

– Na pianinie! Naprawdę.

Mąż usiadł na łóżku i zaczął nasłuchiwać. Jak na złość zapadła akurat cisza.

– To przez nadmiar wrażeń. I to nowe miejsce. Wydaje ci się, kochanie – pogłaskał mnie czule po głowie.

Ale ja się nie dałam tak łatwo zbyć.

– Musimy iść do salonu i sprawdzić, kto tam gra na pianinie!

– Daj spokój. Nikt nie gra.

– Musimy! Wstawaj – pociągnęłam go za rękaw piżamy.

W końcu z miną zbitego psa, ziewając i powłócząc ciężko nogami, mój mąż zwlókł się z łóżka. Na palcach poszliśmy do dużego pokoju. Panowała w nim cisza i spokój. Zapaliliśmy światło.

– Widzisz? – powiedział Mateusz. – Nikogo tutaj mnie na. Przyśniło ci się. Jesteś zmęczona, wracajmy do łóżka.

Położyliśmy się, ale ja już do rana nie zmrużyłam oka. Nie było więcej nic słychać, ale i tak byłam pewna, że ktoś w nocy grał na naszym starym pianinie!

Przy śniadaniu próbowałam przekonać Mateusza. W ogóle nie chciał słuchać. Zaaferowana opowiedziałam całą historię przyjaciółce z pracy, Karolinie. A ona wczuła się aż za bardzo.

– To przecież jasne jak słońce! Twoja babcia chce ci coś przekazać!

– No co ty?

– Pewnie, że tak. Zastanów się, co ona może ci chcieć powiedzieć. To wiadomość zza światów, musi być ważna – powiedziała dramatycznym tonem.

Nie wierzyłam w żadne paranormalne zjawiska, ale słowa Karoliny zasiały w mojej duszy niepokój. Tego wieczora kładłam się spać pełna obaw. Niestety, sytuacja się powtórzyła. Znowu ze snu wyrwały mnie dźwięki pianina. Wiedziałam, że nie ma sensu budzić Mateusza. Wściekłby się, bo już rano marudził, że się nie wyspał. Poszłam sama do salonu ledwo żywa ze strachu. Bałam się, że ujrzę siedzącego przy klawiaturze upiora albo – co dla mnie jeszcze gorsze – moją babcię Cecylię! Ale nie było tam nikogo.

– Może babunia, świeć panie nad jej duszą, jest zła, że nie naprawiliśmy pianina? – zagadnęłam następnego dnia męża. – Może trzeba by było przykręcić wreszcie tę klapę? Widziałam ją na strychu.

– Gdyby twojej babci przeszkadzał brak klapy, to sama by komuś zleciła naprawę. A odkąd się znamy, ten instrument nigdy nie miał klapy, czyli dobre dwadzieścia lat!

Faktycznie, Mateusz miał rację

Ale co innego w takim razie chciała mi przekazać przekazać babcia zza grobu? Zaczęłam wsłuchiwać się w te nocne koncerty, próbując odgadnąć, o co może chodzić. Słuchałam starych nagrań z nadzieją, że to nocne stukanie w klawisze będzie przypominać jakiś szlagier z myszką. Jeżeli babcia zadawała sobie tyle trudu, żeby mi coś przekazać, to musiałam w końcu odszyfrować tę wiadomość. Nie wysypiałam się, byłam przemęczona i rozdrażniona. Tak bardzo chciałam rozwikłać tę zagadkę.

– Ty na rzęsach już chodzisz! Jak ty wyglądasz?! Masz takie podkrążone oczy! – martwił się Mateusz.

Wstawałam z łóżka i miałam wrażenie, jakbym właśnie skończyła intensywny, długi bieg. Byłam wyczerpana. Znacznie bardziej niż przed położeniem się do łóżka. Zaczęłam przysypiać w pracy, nie mogłam się na niczym skupić, byłam wrakiem człowieka.

– Mateusz, ty naprawdę niczego nie słyszysz? – trudno mi było uwierzyć.

– Naprawdę. Za bardzo się wkręciłaś w tę historię. To na pewno nie babcia.

– Skąd możesz wiedzieć?

– Z tego, co opowiadasz, to jakaś kocia muzyka. A babcia Cecylia przepięknie grała. To nie może być ona.

Mateusz miał rację. Ale co z tego, skoro te dźwięki mnie wciąż budziły. Zadzwoniła komórka. Spojrzałam na wyświetlacz. Moja mama. Nie miałam ochoty na rozmowę, ale odebrałam.

– Jak tam wam się mieszka? – zapytała. – Czekam i czekam na telefon. Nie chciałam ci przeszkadzać. Ale w końcu się zaniepokoiłam. Wszystko w porządku?

– Tak, mamusiu... – nie chciałam jej obarczać swoimi problemami.

Miała kłopoty z sercem.

– No to kiedy nas zapraszacie? Już się nie mogę doczekać, kiedy zobaczę, jak sobie uwiłaś to upragnione gniazdko!

Obrzuciłam spojrzeniem pokój. Wszędzie stały nierozpakowane pudła. Torby, z których wysypywały się pomięte ciuchy. Z moich wielkich marzeń o własnym miejscu na ziemi wyszedł wielki bajzel. Zamiast cieszyć się nowym domem, meblować go, dekorować i zacząć prace w ogrodzie, ja przeżywałam koszmar. Poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Pod byle pretekstem skończyłam rozmowę.

Mijały dni, a ja nie miałam pojęcia, jak rozwikłać zagadkę kakofonicznych recitali. Na szczęście mój rzeczowy i zaradny mąż wpadł na świetne rozwiązanie.

– Nie mogę patrzeć, jak się męczysz. Trzeba to skończyć raz na zawsze. Pożyczyłem od kumpla kamerę i statyw. Ustawimy w rogu salonu, tak żeby nie były widoczne w ciemności i włączymy na całą noc. Może, jak zobaczysz, że nikt tam nie przychodzi, to ci przejdzie.

– A może to ty zobaczysz, że nawiedza nas duch? Skąd wiesz?! – naskoczyłam na niego, bo miałam dosyć tego, że traktował mnie jak idiotkę, która coś sobie uroiła.

Tak czy siak pomysł wydał mi się świetny.

Ustawiliśmy kamerę, włączyliśmy ją i poszliśmy spać

Oczywiście znowu usłyszałam dźwięki pianina nad ranem, ale tym razem nie wstałam. Dopiero po śniadaniu Mateusz podłączył sprzęt do telewizora i puścił nagranie. Na monitorze ukazał się nasz pokój. Z zapalonego światła w łazience padała łuna, ukazując bardzo wyraźnie kąt salonu, gdzie stał instrument. Mateusz przewijał godzinę za godziną. Na ekranie nic się nie pojawiało. Aż do piątej nad ranem. Wtedy ją zobaczyliśmy! Na klawiaturze pianina pojawiła się… mysz! Tak! Zwyczajna polna mysz! Łaziła sobie tam i z powrotem, wydobywając z instrumentu nieskładne dźwięki.

– Nie wierzę! – wydusił z siebie zszokowany Mateusz.

Ja też nie mogłam pojąć, dlaczego ten mały gryzoń robi coś takiego. Niebywałe! Czując wielką ulgę, zaczęliśmy się oboje śmiać. Takiego rozwiązania zagadki żadne z nas się nie spodziewało! Do dzisiaj nie mamy pojęcia, skąd u myszy takie upodobanie do łażenia po klawiszach. Szybko zamontowaliśmy klapę i odtąd spałam już błogo i spokojnie. Dzisiaj Mateusz zerwał się wcześniej i pojechał dokądś, zapowiadając, że wróci z niespodzianką dla mnie.

– Prezent na nowy dom – powiedział, wkraczając do domu i wręczając mi pięknego czarnego kocura.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA