„Wyjechałem zarobić na dom dla siebie i narzeczonej. Zdradziłem ją z dwiema kobietami zaraz po wyjeździe”

Zdradziłem narzeczoną na wyjeździe fot. Adobe Stock, Syda Productions
„W moim sercu wciąż tkwiła Grażyna, ale moje ciało w końcu przestało się opierać zachętom. Kiedy Hela przyszła do mnie w środku nocy, rozgrzana, pachnąca szarlotką, moja wola osłabła. W końcu byłem tylko mężczyzną”.
/ 18.05.2022 07:19
Zdradziłem narzeczoną na wyjeździe fot. Adobe Stock, Syda Productions

To był początek nowego millenium. Skończyłem właśnie studia na politechnice i, jak każdy z moich kolegów, zacząłem szukać odpowiedniej pracy. Przez rok łapałem jakieś dorywcze zlecenia, a na pytania, dlaczego nie szukam etatu, mówiłem, że sonduję rynek. Moja dziewczyna, Grażyna, przebąkiwała o ślubie, rodzice zacierali ręce na myśl o wnukach, a mnie ogarniał coraz większy niepokój. Coś mnie gnało, gdzieś, nie wiem co, nie wiem dokąd, ale nawet w snach nie miałem spokoju.

Następnego roku, w czerwcu, podjąłem decyzję

– Jadę do Niemiec na wakacje trochę zarobić – powiedziałem Grażynie. – Potrzebujemy pieniędzy na remont tej chaty po twojej ciotce. Na meble.

Zapakowałem do motocyklowych kufrów potrzebne rzeczy, ucałowałem naburmuszoną narzeczoną i ruszyłem w siną dal. Czułem, jakbym wreszcie wyrwał się na wolność z domu wariatów. W okolice Bawarii dotarłem po trzech dniach jazdy i dwóch noclegach pod gołym niebem. Kilkanaście kilometrów za miastem rozpościerało się niewielkie miasteczko jak ze starych filmów o Frankensteinie. Pamiętam, że na moment zatrzymałem się w punkcie widokowym i spojrzałem w dół wzgórza – wieża kościoła, charakterystyczne bawarskie domy z białymi ścianami i przecinającymi je ciemnobrązowymi drewnianymi deskami. A w oddali coś, co przypominało dwór otoczony sadami i polami.

Pomyślałem, że tu bym się chciał zatrzymać i popracować kilka miesięcy. Po drodze do karczmy zaszedłem w kilka miejsc, rozpytując o pracę, ale nie miałem szczęścia. W końcu wszedłem do karczmy, by zjeść coś na gorąco. Gulasz był pyszny. Byłem w połowie, gdy do karczmy weszła kobieta – wczesna czterdziestka, zadbana, jasna aryjska uroda. Kiedy uniosłem wzrok, stała obok mojego stołu i patrzyła na mnie tak, jakby właśnie odkryła tajemnicę własnej duszy.

– Słyszałam, że szukasz pracy – powiedziała ochrypłym głosem Marleny Dietrich, a przez moje ciało, jakbym na jakimś poziomie mojej podświadomości przeczuł przyszłość, przebiegł dreszcz. – Wiesz, jak naprawiać narzędzia rolnicze?

– Jestem mechanikiem.

– To masz robotę w majątku. Jestem Gertrude. Będziesz mieszkał i jadał w zamku.

Usiadła. Ustaliliśmy szczegóły, powiedziała, jak mam dojechać do majątku, po czym wstała i wyszła. Zapłaciłem za obiad i też wyszedłem na zewnątrz. Na ławce przed karczmą siedziała staruszka.

– Lepiej wyjedź z miasteczka, chłopcze – powiedziała starczym głosem. – Nadchodzą krwawe deszcze.

W tym momencie pożałowałem, że tak dobrze znam niemiecki.

– Krwawe deszcze? – spytałem.

Kobieta spojrzała na mnie bladymi, załzawionymi oczyma.

– Miłość, zdrada i śmierć – odparła.

I to było wszystko. Kiedy odjeżdżałem, czułem na plecach jej ciężkie spojrzenie.

Powinienem był jej posłuchać...

Kiedy rozpakowałem się w niewielkiej izbie w skrzydle dworu, przeznaczonym dla służby i pracowników najemnych, poczułem się tak, jakbym trafił na swoje miejsce. Ogarnął mnie spokój. Już dawno się tak nie czułem, więc się ucieszyłem. Następne tygodnie minęły szybko. Naprawiałem maszyny, pomagałem w stajni przy koniach, zrywałem owoce w sadzie.

Doskonale dogadywałem się z innymi pracownikami najemnymi, a także ze służbą we dworze. W dzień pracowaliśmy, wieczorami piliśmy piwo i graliśmy w karty. Gdzieś w połowie lipca zdradziłem Grażynę. Podwójnie. Hela była tutejszą ochmistrzynią. Starsza ode mnie o trzy lata, dorodna, pełna życia. Niemal od pierwszego dnia wzięła mnie sobie na cel. Nie, nie zakochałem się w niej, w sercu wciąż tkwiła Grażyna, ale moje ciało w końcu przestało się opierać zachętom. Kiedy Hela przyszła do mnie do pokoju w środku nocy, rozgrzana, pachnąca szarlotką, moja wola osłabła.

W końcu byłem tylko mężczyzną. Gertrude natomiast była chłodna. Elegancka. Wyrafinowana. Wzbudzała we mnie dreszcz oczekiwania. Była zwiastunem niebezpieczeństwa – w końcu w tym samym domu mieszkał jej mąż, zaborczy i zazdrosny. Gertruda na to nie zważała. Czy miałem wyrzuty sumienia, że sypiam z dwiema kobietami, a w kraju czeka na mnie ukochana? Powinienem mieć. Wiem o tym.

Czułem się tak, jakbym grał w jakimś filmie

Byłem w świecie odległym od mojego prawdziwego życia. Świecie, gdzie konsekwencje czynów nie istnieją. Na początku września pojechałem do miasteczka po części zamienne do kosiarki i wpadłem na piwo do karczmy.

Popijając gorzki napój, pisałem list do Grażyny. W pewnej chwili ktoś usiadł po drugiej stronie stołu. Uniosłem wzrok. Staruszka, która trzy miesiące wcześniej ostrzegła mnie przed krwawym deszczem. Teraz już wiedziałem, że była babką właściciela karczmy. Rita, tak miała na imię. I nikt nie twierdził, że jest szalona. Wręcz przeciwnie. Szanowano ją tu. Za młodu była kucharką w majątku.

– Krwawy deszcz nadchodzi – powiedziała. – Zdrada, miłość i śmierć. Pierwsze ciosy już padły.

– Nie wiem, o czym pani mówi – powiedziałem.

– Nie zdradziłeś? Po wielokroć?

– To moja sprawa, proszę wybaczyć.

Pomilczała chwilę.

– Pamiętam tamto lato – powiedziała. – Było gorące jak teraz. A nawet bardziej, bo trwała wojna. Bieda i rozpacz. W majątku pracowali robotnicy przymusowi z Polski. Między innymi Heinrich.

– Henryk – poprawiłem odruchowo.

Skinęła głową.

– Młody był, przystojny. A w majątku hrabiego nie było, walczył na wojnie. Była za to hrabina, która zakochała się w Heinrichu. Ona miała już czterdzieści lat, on dwadzieścia parę. Jego młodość rozpaliła w niej ogień. I tylko on mógł go ugasić. Ale nie tylko jej ogień gasił, lecz także ówczesnej ochmistrzyni. Obie kobiety dostały na jego punkcie obsesji. Nie widziały, że on je wykorzystuje, jak to mężczyzna bez zasad, który patrzy tylko na swoją korzyść i chuć. W swoim kraju zostawił narzeczoną.

Spojrzenie pani Rity było osądzające, ostre. Poczułem ukłucie wstydu.

– I co się stało? – spytałem.

– Hrabina przyłapała Heinricha i ochmistrzynię w pokoju na piętrze, dostała szału. Kobiety zaczęły się okładać. Wypadły na korytarz. Ochmistrzyni pchnęła hrabinę, a ta wpadła na balustradę, która pękła, i kobieta spadła na kamienną posadzkę. Ochmistrzyni trafiła do więzienia. Heinrich wrócił do swojego kraju.

– Po co mi pani to opowiada? – spytałem, udając, że to mnie nie dotyczy.

– We dworze jest zamknięty pokój. Wejdź tam, a zrozumiesz dlaczego.

Dwa dni się wahałem

Ale kiedy jeden z kolegów robotników powiedział mi, że słyszał, jak Gertrude kłóci się z Helą o mnie, złamałem się. Poszedłem tam. Otworzyłem drzwi wytrychem. Kiedyś musiał to być buduar pani domu. Szybko się zorientowałem, o czym mówiła staruszka. Na biurku stało oprawione w srebrną ramkę zdjęcie.

Młody mężczyzna ubrany w strój robotnika z połowy zeszłego wieku obejmował smukłą kobietę w eleganckiej sukience z lat 40. Gdyby nie te stroje i fryzury z zeszłego wieku, powiedziałbym, że to ja i Gertrude. Podobne zdjęcie, tylko bez niemieckiej hrabiny i w nieco innym stroju widziałem w albumie mojego dziadka Henryka, który, jak mówią rodzinne opowieści, pół wojny przepracował w majątku rolnym niemieckiego hrabiego. Umarł, zanim ja się urodziłem. Kiedy ochłonąłem, dostrzegłem pamiętnik otwarty na ostatniej stronie. Pochyliłem się i przeczytałem ostatni wpis. Był krótki: „On mnie zdradza. Ból jest nie do wytrzymania. Muszę się jej pozbyć. Heinrich jest mój, kocham go i kochać go będę na wieki, choćbym moją miłość śmiercią przypłaciła. Wrócę i zdobędę go jeszcze raz, i jeszcze. Moja miłość i tęsknota przyciągać go będą do mnie po wsze czasy”.

Zrozumiałem, że jeśli tu dłużej zostanę, ktoś zginie

Mój rozsądny, współczesny, kochający naukę mózg buntował się przeciw założeniu, że ja i dwie moje kochanki jesteśmy pod wpływem jakiejś klątwy czy czegoś w tym rodzaju, ale moje prymitywne, żyjące w ciemnych wiekach ciało migdałowate krzyczało wniebogłosy: uciekaj!

Jeszcze tego samego dnia spakowałem się, zostawiłem pożegnalne kartki obu kobietom. Wyznałem ze skruchą, że jestem męską gnidą, która je obie wykorzystała. Pomyślałem, że to skutecznie zgasi w nich namiętność do mnie. Potem szybko się ulotniłem. Nie wiem, co dalej się działo w majątku, ale mam nadzieję, że klątwa nie będzie już działać w następnych pokoleniach. Choć nie jestem tego tak całkiem pewien. Ostatnio przyśniła się mi Gertrude…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA