Kiedy słyszałam o kłopotach małżeńskich swoich koleżanek, to próbowałam je pocieszyć, ale jednocześnie oddychałam z ulgą. Sama byłam w szczęśliwym związku i nic nie wskazywało na to, żeby kiedykolwiek miało się to zmienić. Mój mąż był opiekuńczy, wyrozumiały i wspierający. A do tego kochał mnie do szaleństwa. Jednak jego serce było pojemne, a ja odkryłam, że jest w nim miejsce nie tylko dla mnie.
Od falstartu po wielką miłość
Swojego przyszłego męża poznałam na wakacyjnych praktykach, które odbywałam w jednej z lokalnych firm. I od razu zaczął mnie denerwować.
– Jeżeli chcesz coś osiągnąć, to musisz wziąć się do pracy – powiedział mi drugiego dnia stażu. Sam odbywał praktyki w tej firmie już drugi rok z rzędu i według samego siebie pozjadał wszystkie rozumy świata.
– Dziękuję za dobrą radę – odpowiedziałam chłodno. Nie miałam zamiaru wysłuchiwać mądrości nadętego bufona, który ewidentnie mi zazdrościł. Ja byłam w tej firmie pierwszy rok, a już dostawałam bardziej odpowiedzialne zajęcia od niego.
– Spokojnie, to tylko taka podpowiedź – odpowiedział z uśmiechem. A ja zauważyłam, że ma bardzo ładny uśmiech. Ogólnie był przystojny – wysoki, wysportowany i zadbany. I te czarne oczy, które przewiercały rozmówce na wskroś.
– Nie potrzebuję jej – warknęłam i odwróciłam się na pięcie. Nie podobała mi się ta wymiana zdań i byłam przekonana, że mój nowy znajomy nie znajdzie się na liście moich ulubieńców.
Z czasem okazało się, że nie miałam racji. Piotr okazał się bardzo sympatycznym facetem, który w każdej sytuacji służył pomocą. A do tego miał rację. Praktyki faktycznie okazały się bardzo wymagające. A ja musiałam się postarać, aby sprostać oczekiwaniom szefostwa
– A nie mówiłem? – zażartował któregoś razu Piotr. Właśnie spędzaliśmy przerwę w pobliskim lokalu gastronomicznym, a ja głowiłam się jak przedstawić projekt, aby zadowolić swojego bezpośredniego przełożonego.
– Mówiłeś – przytaknęłam gorzko. Już kilka dni po rozpoczęciu stażu przekonałam się, że będzie on wymagał ode mnie sporo wysiłku i zaangażowania. Ale jednocześnie przekonałam się, że mam nieoczekiwanego sprzymierzeńca. Okazał się nim Piotr, który niemal od razu zaproponował swoją pomoc.
– Poradzisz sobie – usłyszałam głos Piotra. A potem z uśmiechem na twarzy powiedział, że mi pomoże.
I tak to się wszystko zaczęło. Piotr pomógł mi przy projekcie, który bardzo spodobał się szefostwu. A ja w ramach podziękowań zaprosiłam go na własnoręcznie przygotowaną kolację. Potem było kino, wypad do parku linowego i wspólne wyjście na urodziny znajomego. Wreszcie Piotr zaprosił mnie na wycieczkę poza miasto, podczas której pierwszy raz mnie pocałował. A ja poczułam, że coraz bardziej się zakochuję. Pod koniec stażu byłam już przekonana, że Piotr jest miłością mojego życia.
Uczuciowe trzęsienie ziemi
Już podczas tych pamiętnych praktyk zrozumiałam, że Piotr jest kimś znacznie ważniejszym niż tylko kolegą z pracy. Z każdym kolejnym dniem odkrywałam w nim cechy, które sprawiały, że moje serce biło coraz mocniej. A on chyba czuł to samo, bo na kilka dni przed zakończeniem stażu poprosił mnie o rozmowę.
– Chyba się zakochałem – powiedział.
– Chyba? – zapytałam niepewnie. Z jednej strony chciałam skakać pod sufit, a z drugiej nie opuszczała mnie niepewność.
– Więcej niż chyba – odpowiedział z uśmiechem. I to mi wystarczyło. Teraz byłam już pewna, że mam szansę na stworzenie z Piotrem udanego i szczęśliwego związku.
Wzięliśmy ślub od razu po skończeniu studiów. Oboje doszliśmy do wniosku, że nie ma na co czekać.
– Jestem taki szczęśliwy – usłyszałam od Piotra podczas naszego pierwszego tańca. Kilkadziesiąt minut wcześniej powiedzieliśmy sobie sakramentalne „tak”, które zmieniało wszystko. Teraz byliśmy mężem i żoną.
Początkowo wynajęliśmy małą kawalerkę, w której uwiliśmy nasze małżeńskie gniazdko. Z perspektywy czasu wiem, że to były nasze najszczęśliwsze chwile. Byliśmy młodzi, beztroscy i do szaleństwa zakochani.
Z czasem nasz związek stał się bardziej zrównoważony i spokojny. Pojawiły się dzieci, które automatycznie skupiły całą naszą uwagę. Dodatkowo wzięliśmy kredyt na mieszkanie, co potęgowało niepewność i stres. A do tego wszystkiego dochodziła jeszcze praca, w której też bywało różnie. Jednym słowem – dorosłość. Mimo wszystko nasz związek przetrwał. I wydawało się, że każdy kolejny kryzys tylko go wzmacnia.
– Kochamy się i nic tego nie zmieni – mówiłam koleżance, która pytała o sposób na udane małżeństwo. Ona właśnie się rozwiodła i nie mogła uwierzyć w to, że można być szczęśliwym pomimo upływu lat i wielu kryzysów.
– Zazdroszczę ci – wzdychała. A ja tylko się uśmiechałam. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to moje niby szczęśliwe małżeństwo to tylko fasada, która pewnego dnia runie jak domek z kart.
Wakacje na Mazurach zniszczyły wszystko
Doskonale pamiętam dzień, w którym Piotr poinformował mnie o wyjeździe na Mazury. Tego dnia wróciłam do domu zmęczona jak nigdy wcześniej. Mój szef wymyślił sobie, że zmniejszy obsadę firmy, a ci, co pozostaną, przejmą wszystkie obowiązki.
–To jest nie do wytrzymania – żaliłam się Piotrowi. – Jak tak dalej pójdzie, to nie będę miała innego wyjścia jak poszukać sobie innej pracy – dodałam.
Jednak w głębi duszy wiedziałam, że to nie będzie takie proste. Mieliśmy kredyt na głowie, który skutecznie wybijał z głowy wszelkie nieprzemyślane decyzje.
– Mam dla ciebie niespodziankę – powiedział Piotr, mocno mnie obejmując. – Wyjeżdżamy na Mazury – dodał z uśmiechem.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Nie rozmawialiśmy wcześniej o żadnych wakacjach, więc byłam pewna, że urlop spędzimy w domu.
– Tak, tak, jedziemy na wakacje. Przyda nam się urlop – usłyszałam od rozemocjonowanego męża. I nawet jeżeli chciałabym zaprotestować, to nie mogłam. Doskonale wiedziałam, że jeżeli nie odpocznę i nie naładuję baterii, to długo nie pociągnę.
Mazury przywitały nas piękną pogodą i uroczymi krajobrazami. I wystarczyło kilka dni, abym znów poczuła, że żyję.
– Ten wyjazd to najlepsze, co ostatnio mnie spotkało – poinformowałam męża. A potem podziękowałam mu długim pocałunkiem.
– Wiem – odpowiedział Piotr, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wtedy myślałam, że jestem najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Nawet w najgorszych snach nie przypuszczałam, że za niedługo to wszystko zostanie mi odebrane.
Tego pamiętnego dnia było deszczowo. Być może nawet pogoda dostosowała się do tego, co za chwilę miało mnie spotkać.
– Co ty tu robisz? – usłyszałam za nami kobiecy głos. Odwróciłam się na pięcie i ujrzałam ładną kobietę z kilkuletnim chłopcem.
Żył sobie na dwa fronty
Początkowo myślałam, że to jakaś pomyłka, a nieznajoma kobieta pomyliła nas z kimś innym. Ale wystarczył jeden rzut oka na Piotra, aby zorientować się, że coś tu jest nie w porządku.
– Dobrze się czujesz? – zapytałam męża, który wyglądał jakby zobaczył ducha.
– Kim jest ta kobieta? – w tym samym czasie usłyszałam głos nieznajomej wciąż stojącej obok nas. Spoglądała raz na mnie, raz na Piotra. A na twarzy mojego męża wyraźnie rysowała się panika.
– Jak to kim? – zapytałam oburzona. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce, bo Piotr dalej stał jak zaczarowany. – Jestem żoną Piotra. A pani kim jest? – zapytałam agresywnie.
W oczach kobiety pojawiło się zdziwienie, a potem złość.
– Piotr? – spojrzała na mojego męża. – Co tu się dzieje. Możesz mi to wytłumaczyć?
Spojrzałam na męża i już wiedziałam, że nie spodoba mi się to, co usłyszę.
– Wszystko wam wytłumaczę – wymamrotał w końcu Piotr. Jednak jego głos nie brzmiał zbyt pewnie. A to, co powiedział, zniszczyło cały mój świat.
Okazało się, że mój kochany i uwielbiany przeze mnie mąż prowadził podwójne życie. Kilka lat po ślubie poznał kobietę, która całkowicie zawróciła mu w głowie. A jednocześnie nie potrafił zrezygnować ze mnie i z wygodnego małżeńskiego życia. Dlatego postanowił żyć na dwa domy z nadzieją, że żadna z nas nie dowie się o tej drugiej. I każdą z nas oszukiwał.
– Jak mogłeś mi to zrobić? – zapytała ze łzami w oczach moja konkurentka.
Ja chciałam zapytać o to samo, ale nie mogłam wydusić z siebie głosu.
Piotr nic nie powiedział. Wpatrywał się w ziemię i kręcił głową.
– Kocham was obie – wydusił w końcu. A ja nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.
Wyjechałam z Mazur jeszcze tego samego dnia. A następnego spakowałam męża i wystawiłam jego walizki za drzwi.
– Nie chcę cię znać – powiedziałam ze łzami w oczach, gdy Piotr zapytał, mnie czy mu wybaczę. Nie byłam w stanie na niego patrzeć.
Rozwiedliśmy się kilka miesięcy później. I przez kolejne tygodnie próbowałam się podnieść. Nie było to łatwe, ale zrobiłam to dla dzieci. A teraz próbuję na nowo ułożyć sobie życie i zapomnieć o tym, jak bardzo skrzywdził mnie mój były mąż.
Katarzyna, 33 lata
Czytaj także:
„Małżeństwo jest jak karkówka z grilla – marynata z miłości i ogień namiętności. Teraz jednak chcę zostać wegetarianką”
„Dla przyjaciółki ważniejszy był awans niż nasza znajomość. Wsadziła mnie na minę, a smród ciągnie się za mną do teraz”
„Na wakacjach w Hiszpanii puściły mi wszelkie hamulce. Wywijałem fikołki niemal pod nosem mojej żony-cnotki”