Mój mąż od lat grał. Najpierw w totolotka, potem w lotto. Uparcie śledził powtarzające się numerki, potem przez jakiś czas skreślał te same. Rzadko puszczał kupon na chybił trafił. Zdarzało się nawet, że coś tam wygrywał. Były to jednak drobne kwoty. W ogólnym rozliczeniu więcej przegrał niż wygrał, byliśmy więc na minusie.
Próbowałam przemówić mu do rozsądku, przekonać, że zainwestowane i stracone w ten sposób pieniądze moglibyśmy spożytkować lepiej. Nic z tego nie wynikało. Adam twierdził, że kiedyś trafi i zatriumfuje.
– Ktoś przecież wygrywa – powtarzał uparcie – więc dlaczego nie ja?
– Nie znam nikogo, kto wygrał – ripostowałam. – Ty znasz?
– Nie, ale co z tego? Zobaczysz, jeszcze będziesz się cieszyć, jeszcze będą nam zazdrościć – prorokował mój mąż.
– Wcześniej zbankrutujemy.
– Przestań uprawiać czarnowidztwo, mamo – wtrącały się do naszych rozmów dzieci.
One dzielnie kibicowały ojcu i równie mocno jak on wierzyły w fart i wygraną. Potrafiły nawet wieczorami, najczęściej przed losowaniem, wydawać te jeszcze nieistniejące pieniądze. Planowały, co z nimi zrobią, co sobie kupią, gdzie pojadą i co zwiedzą. Też bym chętnie pomarzyła, na co wydam nadprogramowy milion, ale nie potrafiłam. Nie wierzyłam w wygraną. Wydawało mi się, że te totolotkowe kumulacje, a potem kolosalne wygrane są jakieś nieprawdziwe. Czułam, że to jedno wielkie oszustwo.
– Normalni ludzie nie wygrywają takich pieniędzy – powtarzałam mężowi. – To nie jest możliwe. Lepiej oddaj mi to, co wydajesz na kupony, będę wiedziała, co z tym zrobić.
Z chwilą, kiedy zauważyłam, że Adam przynosi do domu coraz więcej kuponów, nerwy zaczęły mi puszczać. Bałam się, że wyniknie z tego coś niedobrego. Czytałam o uzależnieniu od hazardu, a gry liczbowe – totolotek, multilotek, lotto, jak zwał, tak zwał, chyba były rodzajem hazardu. Coraz częściej się o to kłóciliśmy. Żadne nie chciało ustąpić. Podejrzewałam, że Adam już się uzależnił od skreślania numerków i sprawdzania wyników!
Wystraszyłam dzieci i chyba samego Adama
Pewnego wieczoru, wypełniając kupon, powiedział, że jutro na pewno wygra, dlatego zaznaczy stawkę razy dziesięć. Wściekłam się. Zaczęłam krzyczeć, że mam już tego dosyć, że albo natychmiast wyrzuci te śmieci do kosza, albo ja wyrzucę go z domu. Niech idzie mieszkać z bezdomnymi pod mostem. Droga wolna! Wystraszyłam dzieci i chyba samego Adama, bo podarł kupon i wyrzucił do kosza.
– Jak sobie życzysz! – warknął ze złością.
– Żebyś tylko nie żałowała.
Potem obrażony poszedł do łóżka. Nigdy nie zapomnę snu, jaki dręczył mnie przez całą noc. W kółko powtarzały się w nim kolejne cyfry i mój nieżyjący od lat tata, który powtarzał, że mam wysłać ten kupon. Wstałam tak zmęczona, jakbym calutką noc ciężko pracowała. Adam nadal się nie odzywał, wyszedł do pracy bez jednego słowa. Nie pamiętałam cyfr, które mi się śniły, ale kiedy tylko dzieci wyszły do szkoły, rzuciłam się do kosza na śmieci. Wysypałam jego zawartość na podłogę w kuchni i zaczęłam przeglądać. Gdybym sama na siebie patrzyła z boku, pomyślałabym – wariatka.
Przeszukałam jednak kosz, odnalazłam podarty kupon i dokładnie poskładałam na stole. Był wypełniony, ale do niczego się nie nadawał. Odszukałam w rzeczach Adama czyste kupony i dokładnie przepisałam cyfry.
Powiedział, że teraz chyba się ze mną rozwiedzie
W drodze do pracy weszłam do najbliższej kolektury lotto i wysłałam kupon. Wolałam się nie zastanawiać, czy to rozsądne. Czy na pewno nie zwariowałam? Dopiero wczoraj pokłóciłam się z mężem, a dzisiaj sama robiłam to, za co na niego nakrzyczałam. Zawsze byłam osobą twardo stąpającą po ziemi, nie wierzyłam w przeznaczenie, ani tym bardziej w sny. A jednak nie potrafiłam się oprzeć. Dwa dni później Adam wrócił z pracy wściekły, jak jeszcze nigdy.
– Chyba się z tobą rozwiodę po tym, co mi zrobiłaś – wrzasnął w drzwiach.
– Co ci zrobiłam? – spojrzałam na niego zdziwiona i przestraszona zarazem.
– Gdyby nie wasz mama – Adam zwrócił się w kierunku dzieci – bylibyśmy milionerami!
Na te słowa usiadłam na krześle. Przecież to niemożliwe – przebiegło mi przez myśl. Czyżby jednak? Nie, mowy nie ma!
– O czym ty mówisz? – wyjąkałam.
– O tym, że tym razem główna wygrana padła na moje liczby. Rozumiesz? Na te, które ostatnio zapisywałem! – warknął mój mąż i z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi łazienki.
Coś tam jeszcze mruczał pod nosem, ale nie zrozumiałam. Dzieci stały w progu kuchni i patrzyły na mnie, nie wiem czy bardziej przestraszone, czy zaskoczone.
– Mamo, czy tatuś mówi prawdę? – wyjąkała w końcu Joasia.
– Nie mam pojęcia, dziecko – odpowiedziałam z wahaniem. – Ale na wszelki wypadek dzisiaj się do niego nie odzywajcie. Chyba jest w szoku.
Czułam się kompletnie skołowana
Wysłałam ten kupon, były na nim identyczne numery jak te z kuponu Adama. Przepisałam je dokładnie. A teraz on mówi, że trafiłam? Czyżbyśmy byli bogaci? Jednak zachowanie męża bardzo mnie przestraszyło, nie wiedziałam co robić. Powiedzieć mu? Może lepiej milczeć… Postanowiłam nic nie mówić, dopóki nie sprawdzę, czy rzeczywiście wygrałam. Poczekałam, aż dzieciaki zasnęły. Usiadłam naprzeciwko Adama, który sączył już trzecie piwo, choć nieczęsto pił alkohol.
– Zejdź mi z oczu! – warknął wściekle.
– Adam, muszę ci coś powiedzieć…
– Nie jestem zainteresowany!
– Posłuchaj, ja… ja wysłałam ten twój kupon – powiedziałam. – To znaczy nie ten sam, bo tamten był podarty, ale…
Zatrzymał na mnie wzrok.
– Nie kpij sobie – mruknął.
– Nie kpię, naprawdę go wysłałam. Wyjęłam rano ze śmieci, przepisałam i wysłałam.
– Pokaż – poprosił ochrypłym głosem.
Wyjęłam z torebki kupon i położyłam na stole. Adam wziął go do ręki, a potem długo studiował. W końcu odłożył na miejsce.
– Wygląda na to, że wygrałaś prawie trzy miliony złotych – wykrztusił.
– Jesteś pewien? – nie mogłam uwierzyć.
– Tak – pokiwał głową. – Na sto procent. Jesteś bogata – dodał po chwili.
– Wszyscy jesteśmy bogaci – sprostowałam.
Wcale nie czułam się szczęśliwa, byłam raczej przestraszona i zagubiona. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić takich pieniędzy, nie miałam pojęcia, co powinnam z nimi zrobić, na co wydać, gdzie i w co zainwestować.
– Adam, boję się – wykrztusiłam w końcu.
Czy czegoś brakuje nam do pełni szczęścia?
– Czego? – zaśmiał się. – Masz… mamy – poprawił się, widząc moją skrzywioną minę – kupę forsy. Wiesz, co możemy z nią zrobić?
– No właśnie nie.
– Możemy kupić większe mieszkanie albo nawet dom. Nowy samochód. Możemy pojechać na zagraniczną wycieczkę. A co tam, na wycieczkę dookoła świata! No i zabezpieczyć przyszłość dzieciom. Jesteśmy bogaci, Lilka!
Adam się cieszył, a ja… nie do końca. Bałam się, że teraz wszystko się zmieni. A mnie właściwie dobrze było tak, jak dotąd.
– Tylko, proszę cię, nie mów nic dzieciom – zwróciłam się do męża. – Są za małe. Wszystko wyklepią kolegom.
Pierwszą rzeczą, jaką kupiliśmy za pieniądze z wygranej, był nowy samochód. Duży, wygodny, bezpieczny, a przede wszystkim nowy, prosto z salonu, żeby się nie psuł. Znajomym i rodzinie powiedzieliśmy, że wzięliśmy go na kredyt.
Z samochodem nie było problemu, gorzej z domem. Adam naciskał, żebyśmy sprzedali nasze mieszkanie i kupili coś większego. Długo myślałam, jak to zrobić, żeby nie trzeba było się przyznawać do wygranej. Adam nie rozumiał moich obaw, on najchętniej pochwaliłby się wygraną przed całym światem, ja jednak upierałam się, że lepiej nic nie mówić.
W końcu prawdę zdradziliśmy tylko rodzicom, pozostałym opowiadaliśmy zmyśloną historyjkę o spadku, a to po wujku Adama, a to po mojej cioci. W końcu sami się w tym zamotaliśmy.
– Mamo, co to za spadek? – zapytała nas w końcu córka. – Nigdy nie słyszałam, żebyśmy mieli ciotkę w Ameryce.
Oboje z mężem zaczęliśmy się śmiać
– Nie była żadnego spadku – przyznał się Adam. – Chodzi o to, że mama wygrała sporo kasy w lotto.
– Mama? – zdziwił się Antek. – Przecież mama nigdy nie grała.
– A widzisz, nie grała, nie grała, aż raz zagrała i od razu – bingo.
– I całą kasę wydaliście na dom? – Asia była najwyraźniej niezadowolona.
– A co byś chciała, córciu?
– Chciałabym pojechać na wycieczkę do Portugalii – palnęła. Skąd jej to przyszło do głowy, nie mam pojęcia.
– Na wycieczkę jeszcze wystarczy – zdecydowałam. – Pojedziemy latem. Tylko proszę nie chwalić się wygraną – zaznaczyłam, chociaż i tak nie wierzyłam, że zatrzymają taką nowinę dla siebie.
I tu moje dzieci mnie zaskoczyły. Plotka się nie rozniosła, więc musiały milczeć.
Letnia wycieczka do Portugalii była wspaniała, wypoczęliśmy, zwiedziliśmy piękne miejsca i wróciliśmy do naszego nowego domu. Resztę pieniędzy odłożyliśmy na specjalne konto, żeby dzieciaki miały na studia.
– Kto wie, może mama jeszcze kiedyś wygra – żartuje czasem Adam.
Ja jednak nie chcę już grać. Mamy nowy dom, jeździmy nowym samochodem, oboje z Adamem pracujemy. Wystarczy. Nic więcej nie potrzebujemy do szczęścia. Dlaczego w takim razie dziś, wracając z pracy, weszłam do kolektury i wzięłam kilka pustych kuponów lotto? Siedzę teraz w domu i zastanawiam się, czy je wypełnić. Skoro raz się udało, to może warto spróbować kolejny?
Czytaj także:
„Jako nastolatek podkochiwałem się w sąsiadce. Po 15 latach znów pojawiła się w moim życiu i skradła mi serce”
„Ukochany mówił, że na oświadczyny muszę sobie zasłużyć. Zrobił ze mnie darmową służącą, a na koniec odszedł do kochanki”
„Ukochana zostawiła mnie i córkę dla kochanka. Jestem samotnym ojcem, który dzięki bezmyślnej niani poznał miłość życia”