„Wyciągnęłam przyjaciółkę z totalnego dołka i załatwiłam jej robotę. Nie do wiary, jak mi się później odwdzięczyła”

obrażona przyjaciółka fot. Adobe Stock, Prostock-Studio
„Wprost nie dowierzałam, że moja przyjaciółka postąpiła w taki sposób. Przecież wyciągnęliśmy do niej pomocną dłoń! Dawniej wskoczyłabym za nią w ogień, a w obecnej chwili nie pożyczyłabym jej nawet złamanego grosza”.
/ 25.09.2024 21:15
obrażona przyjaciółka fot. Adobe Stock, Prostock-Studio

Z Marlenką łączy mnie wieloletnia przyjaźń, sięgająca jeszcze czasów szkoły podstawowej. Przez ten długi okres była dla mnie kimś więcej niż tylko koleżanką – prawdziwą przyjaciółką od serca, z którą dzieliłam zarówno chwile radości, jak i smutku.

Będąc jeszcze dziewczynkami, złożyłyśmy sobie obietnicę, że w trudnych momentach zawsze będziemy mogły na siebie liczyć. I obie nigdy nie zawiodłyśmy. Parę lat temu, kiedy poważnie zachorowałam i dopadła mnie depresja, Marlena trwała przy mnie nieustannie, dodając otuchy. Za to, gdy los jej nie oszczędził – porzucił ją mąż, zostawiając samą z dwojgiem małych pociech, ja rzuciłam wszystko i pocieszałam ją w tych ciężkich chwilach.

Byłyśmy dla siebie jak siostry

W połowie zeszłego roku Marlenę spotkało przykre zdarzenie – straciła pracę. Firma, w której miała etat, zbankrutowała. Na szczęście udało jej się dość prędko znaleźć nową fuchę w sklepie spożywczym na osiedlu, jednak wynagrodzenie, jakie oferowali, było najniższe z możliwych.

Mimo że dawała z siebie wszystko, ledwo udawało jej się przeżyć od pierwszego do pierwszego. Sytuacji nie ułatwiał fakt, że były mąż płacił na dzieci w kratkę i nędznymi groszami. Marlena przez parę miesięcy dzielnie zmagała się z codziennymi troskami, aż w pewnym momencie nie dała rady i przyjechała do mnie, desperacko prosząc o pomoc.

– Ania, ja już po prostu nie mam siły tak żyć. Kiedy opłacę wszystkie rachunki, to praktycznie zostaję bez grosza. Koniecznie muszę poszukać lepszej pracy – ledwo wydusiła przez łzy.

– Nie zamartwiaj się. Biuro mojego Piotrka prowadzi księgowość dla wielu przedsiębiorstw. Poproszę go, żeby popytał właścicieli – próbowałam ją podnieść na duchu.

– No tak, Piotrek! Czemu wcześniej na to nie wpadłam! – nagle się rozpromieniła.

– Na co? – byłam zdezorientowana.

– No przecież on może przyjąć mnie do pracy! Wspominałaś ostatnio, że ma teraz więcej zleceń i chce zatrudnić kogoś do pomocy. To już nie musi nikogo szukać! – rozpromieniona oznajmiła.

– Wiesz, on szuka kogoś do księgowości. Ale ty nie masz doświadczenia w tej dziedzinie…

– Ej, ale zarówno w sklepie, jak i w hurtowni liczyłam kasę. Poza tym można się tego nauczyć. To co, pogadasz z mężem?

– Zobaczę, co da się zrobić, ale nic nie gwarantuję.

– Uwierz mi, dam radę. Nie zawiodę was – zapewniała mnie.

Już tego samego dnia pod wieczór wzięłam się za dyskusję z mężem. Na początku nie zamierzał nawet myśleć o daniu pracy Marlenie. Mówił, że owszem, jest to sympatyczna kobieta, jednak nie pasuje do roboty w jego firmie księgowej. Ustąpił dopiero w momencie, gdy postawiłam ultimatum, że wyrzucę go z łóżka i będzie spał w salonie.

– W porządku, dam jej szansę, żeby nauczyła się nowego fachu. Ale na początek zatrudnię ją na próbę i dam tylko najniższe wynagrodzenie – stwierdził.

– Tyle to ona dostaje obecnie. Musi zarabiać przynajmniej o tysiąc złotych na czysto więcej. Tylko w ten sposób będzie mogła odetchnąć z ulgą.

– Czyś ty oszalała? Tyle zarabiają u mnie tylko doświadczone osoby. Poza tym nie mam kasy, żeby płacić ekstra ZUS za kogoś bez doświadczenia. Ale zobaczę, co da się zrobić.

Nie liczyłam na wdzięczność

Zaraz po zakończeniu rozmowy z Krzyśkiem, bez chwili zwłoki wykręciłam numer do Marleny. Kiedy powiedziałam jej, co udało mi się załatwić, wpadła w euforię. Wrzeszczała do telefonu, że jestem najcudowniejszą przyjaciółką na całym świecie i że tego nigdy nie zapomni.

– W porządku, daj spokój z podziękowaniami. Od następnego miesiąca rozpoczynasz pracę. Tylko nie wspominaj na forum, że to ja załatwiłam ci fuchę... – ostrzegłam.

– Nie martw się, nikt ode mnie nic nie wyciągnie – zapewniła z przekonaniem.

Nie liczyłam na wdzięczność ze strony Marleny. Oczekiwałam jedynie, że zgodnie z umową, będzie solidnie pracować i skorzysta z danej jej możliwości. A tymczasem ona po prostu się leniła. Praktycznie nie było tygodnia, żeby mój mąż nie narzekał na jej zachowanie. Zirytowany mówił, że ciągle przychodzi po czasie, że zamiast z zapałem zgłębiać tajniki księgowości, przesiaduje na Facebooku i popija kawusię. A kiedy współpracownicy zwracają jej uwagę, to się obraża i gada, że każdemu należy się moment przerwy.

– Jestem świadomy, że łączy was przyjaźń, ale taka sytuacja nie może trwać w nieskończoność. Nieważne, czy ci się to spodoba, czy nie, ale przed początkiem kolejnego miesiąca dostanie ode mnie wypowiedzenie umowy o pracę – oznajmił pewnego dnia.

– Nie rób tego! Marlena będzie totalnie załamana, jeśli straci tę posadę. Obiecuję, że przeprowadzę z nią poważną rozmowę i przemówię jej do rozsądku. Gwarantuję ci, że od teraz będzie zasuwać jak szalona – zapewniłam.

– Lepiej, żeby tak było, bo jak nie, to nici z dalszej współpracy. Nie mam zamiaru sponsorować obiboków – zdenerwował się.

Kolejnego popołudnia spotkałam się z Marleną w pobliskiej kafejce. Kiedy przekroczyłam próg lokalu, ona już siedziała przy stoliku. Od razu zaczęła nawijać o tym, jak bardzo podoba jej się robota u mojego męża i jak bardzo jest mi zobowiązana za to, że pomogłam jej ją zdobyć.

– Serio? Masz dość osobliwy sposób okazywania tej wdzięczności – mruknęłam pod nosem.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – obraziła się Marlena.

– Serio? Według Krzyśka się lenisz. Nie tak to miało wyglądać... Od początku miałaś ostro wziąć się do pracy. Krzysiek przyjął cię tylko pod takim warunkiem i...

– Nieprawda, wcale nie próżnuję! – weszła mi w słowo. – Jestem tu dopiero trzeci miesiąc. Wciąż poznaję specyfikę...

– Problem w tym, że niczego nowego się nie uczysz. Krzysiek jest totalnie wkurzony. Dał ultimatum, że jak zaraz nie zmienisz podejścia, to przy najbliższej wypłacie wylecisz.

– Chyba mnie obronisz, co? Jak mam sobie poradzić?

– Wybacz, ale nie mam zamiaru stawać w twojej obronie. To by było nie fair. Zacznij się przykładać albo już szukaj nowej roboty – stwierdziłam.

Postawiła na szantaż

Liczyłam na to, że Marlena przyzna się do błędu i zadeklaruje poprawę. Ku mojemu zaskoczeniu, na jej twarzy pojawił się enigmatyczny uśmieszek.

– Jasne, poszukam czegoś nowego. Nie potrzebuję waszego miłosierdzia. Ale pamiętaj, że tak tego nie zostawię. Twój kochany Krzysio pożałuje, że mnie wyrzucił.

– Co ty wygadujesz?

– A to, że w dniu, gdy da mi ten papierek z wypowiedzeniem, pójdę prosto do zespołu i wyjaśnię, w jaki sposób przebiega u was proces rekrutacji. Z pewnością jego pracownicy będą zachwyceni!

– Przecież on działał w twojej sprawie. Dałaś słowo honoru, że będziesz milczeć w tym temacie.

– No i dotrzymam słowa. Chyba że mnie wyleje z roboty. Daj mu znać, co powiedziałam – rzuciła przez ramię i tyle ją widziałam, bo opuściła lokal, zanim zdążyłam się odezwać.

Trudno mi było pojąć, jak przyjaciółka mogła tak postąpić. Przecież to my jej pomogliśmy, a ona chciała się nam w taki sposób odwdzięczyć? Od razu streściłam całą sytuację mojemu facetowi. Sądziłam, że się wkurzy i zacznie mi wypominać, że to przeze mnie ma teraz problemy. On jednak zachował zimną krew. Powiedział, że da sobie z tym radę i jakoś to przeboleje.

– Przysięgam, ani słowa więcej o Marlenie – oznajmiłam.

– Mam nadzieję. Nie zniosę już tego tematu – odrzekł na odchodne.

Krzysiek postanowił nie zwlekać i już kolejnego dnia pożegnał się z Marleną, choć pierwotnie miał to zrobić pod koniec miesiąca. Marlena chyba liczyła, że mój mąż z obawy przed złą reputacją jednak jej nie zwolni, dlatego ta decyzja była dla niej sporym zaskoczeniem.

Kompletnie nie mam pojęcia, czy rzeczywiście plotkowała o tym z innymi, tak jak nam zagroziła. Od feralnego spotkania przy kawie nie miałyśmy okazji się spotkać. Z tego, co słyszałam od ludzi, których obie znamy, krąży teraz po okolicy i opowiada o mnie i Krzyśku niestworzone historie.

Podobno zostawiliśmy ją bez grosza przy duszy i w ogóle nie mamy serca. A przecież przyjaźń łączyła nas przez długi czas. Cóż, wygląda na to, że to już definitywnie koniec.

Anna, 37 lat

Czytaj także:
„Mąż pakował w siłowni i narzekał, że nie mam figury modelki. Instruktor jogi szybko jednak docenił moje wdzięki”
„Burza wpędziła mnie w ramiona przystojnego leśniczego. Czułam, że z pożądania rumienię się jak jabłka na jesień”
„Marzyłam o wielkiej karierze i uciekłam z wioski zabitej dechami. Pech chciał, że trafiłam do jeszcze większej dziury”

Redakcja poleca

REKLAMA