Była przepiękna. Czerwona, ozdobiona błyszczącymi cekinami na obrzeżach. Dekolt był tak świetnie wyprofilowany, że idealnie eksponował biust, który prezentował się w tej bluzce wyjątkowo.
– Wyglądasz w niej obłędnie! Musisz ją mieć – przekonywała mnie kumpela, z którą poszłyśmy na shopping.
Rzuciłam okiem na cenę
– Widziałaś metkę z ceną? – wykrztusiłam z niedowierzaniem.
– Daj spokój! Jak chcesz w końcu zwrócić na siebie uwagę tego całego Krzyśka, to musisz trochę zaszaleć i zainwestować w siebie.
Iza doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jestem uparta. Już od blisko kwartału daremnie usiłowałam przyciągnąć wzrok świeżo zatrudnionego w naszej firmie informatyka. Wykorzystywałam każdą okazję, by zajrzeć do jego biura i kokieteryjnie mrugając powiekami, co rusz narzekałam na działanie komputera.
Schylałam się nad nim tak, aby mógł poczuć woń moich perfum, które – zgodnie z tym, co mówiła ekspedientka z perfumerii – zawierały specjalne składniki stymulujące zmysły, albo przysiadywałam na skraju jego biurka w taki sposób, by moja spódniczka nieco podwinęła się do góry, a kolano było odsłonięte.
Krzysztof zdawał się kompletnie ignorować moje zaloty. Owszem, był sympatyczny, nigdy nie odmawiał pomocy przy problemach z komputerem i z apetytem pałaszował słodkości, którymi go nieustannie raczyłam. Jasne, że nigdy mu nie wyznałam, że piekę je specjalnie z myślą o nim.
Zawsze mówiłam coś w stylu: „Z weekendu został mi jabłecznik, masz chęć na kawałek?” lub „Przyniosłam trochę tortu z moich urodzin”. On zawsze z uśmiechem dziękował, ale nic więcej. Nie dawał żadnych znaków świadczących o tym, że mógłby być zainteresowany czymś więcej, niż tylko pałaszowaniem ciast.
Doczekałam się
Od koleżanki z kadr dowiedziałam się, że jest kawalerem. Nic też nie wskazywało na to, aby był w jakiejś relacji. Kiedy kończył pracę, najczęściej od razu kierował się do mieszkania, sporadycznie uczestniczył w spotkaniach ze znajomymi w barze albo przesiadywał w salonach komputerowych – to już sama wybadałam. Robiłam niemal wszystko, żeby dowiedzieć się o nim czegoś więcej, bo bardzo mi zależało.
Był zabójczo przystojny. Wysoki, smukły, o wyrazistych rysach twarzy – mocno zarysowanym podbródku i uwidocznionych kościach policzkowych. Uwagę przykuwały także jego piękne niebieskie oczy, a jasne włosy zawsze miał w lekkim nieładzie. Zazwyczaj wybierał sportowy, ale schludny styl ubierania.
Ponadto, imponował mi tym, że lubił czytać i to nie byle co – na jego biurku bowiem zawsze można było znaleźć ambitne lektury. Kiedyś nawet zauważyłam, że czytuje Leśmiana. „To chyba wrażliwy facet” – przeleciało mi przez myśl. Uwielbiałam też jego głęboki, niski głos. W nocy, kiedy nie mogłam zasnąć, wyobrażałam sobie, że pewnego dnia wreszcie będzie szeptał mi tym tonem czułe słówka. Niestety, czas płynął nieubłaganie, a Krzysztof wciąż traktował mnie jedynie jak kumpelę z pracy.
Wreszcie mnie zauważył
Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy pewnego dnia założyłam nową bluzkę, na którą tak namawiała mnie Izka.
– Krzysiu, znów mam problem, tym razem chodzi o wydruk faktury – wymruczałam, pochylając się nad jego stanowiskiem pracy.
Mój biust, na co dzień skrzętnie ukrywany pod żakietem, teraz kusząco wystawał zza wycięcia w bluzce. Krzyś na chwilę oderwał oczy od laptopa i zaniemówił. Wpatrywał się we mnie przez moment, a w pokoju zapanowała głucha cisza. On sam zaś najpierw nieco zbladł, by za sekundę znów nabrać kolorów.
– No… to… moment, tak – zaczął się zacinać.
Dostrzegłam, że usiłował opanować wzrok i spojrzeć zupełnie gdzieś indziej, ale niespecjalnie mu to wychodziło. Czułam, że moje kształty przyciągały go niczym magnes. W końcu zlitowałam się nad tym biednym chłopakiem i z lekkim uśmiechem na ustach opuściłam biuro Krzyśka.
Sprawy nabrały tempa
Kilka dni później Jarek z magazynu zagadał do mnie, pytając czy zgodzę się pójść z Krzyśkiem do kina. Wtedy dotarło do mnie, że wybranek mojego serca nie tyle był ślepy i niezainteresowany moimi atutami, co po prostu nieśmiały, więc to ja wzięłam sprawy w swoje ręce. Umówiliśmy się najpierw do kina, później poszliśmy na kawę… a potem, nawet nie wiedzieć kiedy, zaczęliśmy ze sobą chodzić.
Tamtej bluzki już nie zakładałam dlatego, że Krzysztof nie znosił, kiedy obcy zerkali na to, co powinno być widoczne tylko dla jego oczu. Wyniosłam ją na strych i tam kurzyła się blisko dziesięć lat. Wpadła mi w ręce całkiem niedawno, gdy porządkowałam dom po wakacyjnym remontowaniu. Gdy ściskałam ją w dłoniach, ogarnęło mnie wzruszenie, bowiem był to element garderoby dzięki któremu przed laty oczarowałam swojego przyszłego męża. Zapragnęłam się przekonać, czy by ją rozpoznał.
Przekroczyłam próg pokoju. W miękkim siedzisku dokładnie naprzeciw telewizora spoczywała postać okryta czymś, co sprawiało wrażenie postarzałych już mocno bandaży. Zaraz, chwileczkę, to wcale nie były opatrunki, a wyblakła koszulka w paski, która kiedyś była bielutka.
– Krzyś?
Nic go nie ruszy sprzed ekranu
Postać przypominająca manekina lekko się poruszyła. Sądziłam więc, że zareagowała na moje słowa, ale ona jedynie chwyciła stojące na blacie piwo.
– Krzysiek? – odezwałam się ponownie.
– Mhm?
Już dawno temu nie miałam okazji rozkoszować się barwą głosu mojego ukochanego. Dźwięki, które zazwyczaj wydobywały się z jego ust, były dość lakoniczne. Najczęściej mówił: „Yhm”, „Nie”, „Tak”.
Zrobiłam parę kroków w przód i ustawiłam się wprost na linii między nim a odbiornikiem TV.
– Spójrz, robiłam porządki na strychu i wpadło mi w ręce…
Moje słowa przerwał kolejny ruch mumiowatej postaci, która się lekko przechyliła („Prawdziwa mumia już dawno by pękła” – pomyślałam) i wyraziła swoje niezadowolenie:
– Stoisz przed ekranem, nic nie widzę – wymamrotał.
Rzuciłam okiem na ekran telewizora.
– Daj spokój, przecież teraz przelatują reklamy.
Mumia zaczęła drapać się po nagim brzuchu (niedawno Izka, z którą spotkałam się w końcu po dwóch latach przerwy, wyszeptała mi na ucho, że ona, kiedy jechała na porodówkę, miała mniejszy brzuch niż mój mąż teraz), uniosła brew i zapytała:
– Skąd wiesz, że nie oglądam reklam?
– No przecież ich nie znosisz – odpowiedziałam bez chwili namysłu, bo świetnie wiedziałam, co mój mąż sądzi o głupich spotach, które, jak twierdził, zaśmiecają głowy naiwnym klientom.
Popełniłam błąd
Mój partner zawsze znajdował okazję, żeby podzielić się przemyśleniami – czy to na imieninach cioci, czy na przyjęciu weselnym kuzyna. Mówił jak najęty, od narzekania na piłkarzy po wytykanie politykom błędów.
– Skąd masz pewność, że akurat nie oglądam tego spotu?
Przyznam, że trochę mnie tym pytaniem zaskoczył. W sumie reklama jakiegoś specyfiku do protez zębowych faktycznie mogła przykuć jego uwagę. Prędzej czy później na sto procent mu się ta informacja przyda, bo wizytę u stomatologa przekładał już trzykrotnie.
– Oj, przestań już – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, mając nadzieję, że mój dobry nastrój w końcu mu się udzieli. – Kojarzysz to? – Zaczęłam wymachiwać ciuchem tuż przed jego nosem.
Nie mam pojęcia, czy sobie przypomniał czy nie, bo jego twarz wciąż miała nijaki wyraz, a jedyne, co można było z niej wyczytać, to kompletna pustka.
– Byłam w nią ubrana w dniu, gdy po raz pierwszy mnie zauważyłeś – napomknęłam, chcąc obudzić w nim to wspomnienie.
– Naprawdę musimy wałkować ten temat akurat w sobotę po południu? – powiedział przeciągle.
Mam w domu wałkonia
– A co za różnica, czy to sobota po południu, czy czwartek wieczorem? – zapytałam mocno już poirytowana.
– Czy mógłbym obejrzeć teleturniej w świętym spokoju? – mój mąż, przypominający z wyglądu mumię, wykrzesał z siebie ledwo widoczny uśmiech.
– No to w takim razie miłego oglądania – westchnęłam.
Poszłam więc do kuchni smażyć schabowe. Dla siebie jednego kotleta (do tego miskę warzywek), a dla Krzyśka trzy sztuki mięsa i ogórka. Mój facet często powtarzał: „Mężczyzna musi mieć siłę z mięcha, a nie z trawy”. Ja z kolei zaczęłam mocno przykładać się do dbania o swoje zdrowie, ponieważ oprócz energii do codziennych wyzwań przyda mi się też wytrzymałość, żeby dać radę przetrwać następne lata w tej relacji.
– Może dołączysz do mnie na obiad, czy wolisz jeść oglądając telewizję? – zawołałam głośno do salonu, mimo iż już wcześniej wiedziałam, co usłyszę w odpowiedzi.
Następnie, chwilę przed nałożeniem posiłku, wzięłam do ręki moją piękną bluzkę, za którą zapłaciłam kiedyś majątek, zgniotłam ją w dłoniach, po czym, zupełnie bez żalu wrzuciłam do worka na ścierki.
Dorota, 35 lat
Czytaj także:
„Wakacyjny kochanek był jak natrętna mucha. Nie rozumiał, że to była tylko przygoda i cały czas krążył wokół mnie”
„Najpierw wykorzystywała mnie rodzina, a potem mąż traktował jak pomywaczkę. Powiedziałam im wszystkim: dość!”
„Moja córunia zamiast lekarza, na męża wybrała obszarpańca. Jaką przyszłość zapewni jej biedny budowlaniec na etacie?”