Mówią, że prawdziwa przyjaźń przechodzi test w najtrudniejszych sytuacjach. Teraz wiem już na pewno. Kiedyś myślałam, że Agata zawsze będzie moją opoką, ale się myliłam. Nie mogłam uwierzyć, że zostawiła mnie w przysłowiowej biedzie zupełnie samą. Wciąż trudno mi to pojąć.
Przyjaźniłyśmy się od czasów szkolnych
Już na początku gimnazjum poznałyśmy się, siadając razem w ławce. Trzymałyśmy się blisko przez kolejne lata liceum. Wybrałyśmy różne studia, bo ona poszła na polonistykę, a ja na historię, lecz nasza przyjaźń się nie zmieniła. Czułam się szczęśliwa wiedząc, że mam u boku prawdziwą przyjaciółkę. Czasami dosłownie ratowała mi życie. Dzięki jej wsparciu podejmowałam decyzje, o które trudno byłoby mi samej. Była dla mnie jak rodzina.
Jestem świadoma swoich licznych wad – zawsze bałam się dużym zmian, trudno mi się zdecydować, bo nie widzę jasno dobrych i złych stron danej sytuacji. To właśnie Agata znajdowała dla mnie najlepszą ścieżkę i wskazywała, co będzie dla mnie najlepszym wyjściem. Znajdowała rozwiązanie każdego problemu. Mogłam z nią porozmawiać o wszystkim. Przy niej moje życie powoli postępowało do przodu. Doradzała mi też wtedy, gdy zaczęłam spotykać się na poważnie z Rafałem, który potem został moim mężem. Konsultowałam z nią nawet przyjęcie oświadczyn.
Razem z nią wybierałam drogi życia, a jej aprobata była dla mnie konieczna. Jej zdanie było cenniejsze niż złoto, ufałam jej w pełni. Byłam też pewna, że życzy mi dobrze. Te wszystkie powody sprawiały, że kolejny raz chciałam skonsultować z nią swój kolejny życiowy krok.
Poradziłam się przyjaciółki
To był pierwszy raz, kiedy doszłam do wniosku, że nie mogę na nią liczyć. Zamiast jak zwykle pomóc mi się zdecydować, owszem, porozmawiała ze mną, ale kazała samej się zadeklarować. Podobno sprawa zrobiła się zbyt poważna, by to ona brała za nią odpowiedzialność. A o co pytałam? Postaram się to wyjaśnić od początku…
Nie cały rok temu dowiedziałam się przez przypadek, że mój mąż mnie zdradza. Typowa sprawa – romans z koleżanką z pracy. Po prostu pewnego dnia zaspał, szykował się pędem do firmy i wybiegł w pośpiechu. Spieszył się na ważne spotkanie z klientem. Z tego wszystkiego zapomniał wziąć ze sobą telefonu. Zazwyczaj nie patrzyłam na jego komórkę, nie zwracam na nią uwagi i nie weszłabym do listy wiadomości, ale tym razem urządzenie non stop odbierało sygnały o SMS-ach i powiadomieniach. W końcu mnie to zaintrygowało.
Pomyślałam, że może to jakaś ważna sprawa firmowa, więc odblokowałam telefon, żeby w razie czego dodzwonić się do firmy męża i coś mu przekazać. A co się okazało? Jakaś kobieta rozpisywała się, jak to cudownie ostatnio spędziła czas z Rafałem, co planuje na kolejne spotkanie i jak bardzo tęskni…
Wściekłość odebrała mi rozum
To nie było nudne małżeństwo z długim stażem. Pobraliśmy się zaledwie cztery lata temu, a on już zdążył skoczyć w bok? Moja reakcja była dość drastyczna – wyrzuciłam męża z domu. Nie słuchałam tego tłumaczeń. Po prostu spakowałam mu walizki i wystawiłam za drzwi. Rzuciłam, że nie mogę na niego patrzeć, nie chcę go widzieć i żeby do mnie nie dzwonił. Zaraz potem wyżaliłam się o wszystkim przyjaciółce.
Jak zawsze to ona była pierwszą osobą, której zwierzałam się z problemów. Z emocji plątałam się w słowach i niejasno relacjonowałam wydarzenia. Głównie płakałam do telefonu i prosiłam ją o to, żeby przyjechała. Zjawiła się niedługo później i pocieszała mnie do czasu, aż nieco się uspokoiłam i opowiedziałam, co tak naprawdę się stało. Stwierdziłam, że dobrze się zachowałam.
Co z tego, skoro już dwa miesiące później usychałam z tęsknoty za mężem. Kochałam go i dlatego za niego wyszłam. Trudno mi było przekreślić wszystko, co nas do tej pory łączyło. Do tego on wcale nie pozwalał o sobie zapomnieć. Dzwonił, pisał i wysyłał wiadomości, gdzie się dało. Przepraszał i tłumaczył, że to był błąd, który zostawił daleko za sobą. Wyznawał, że mnie kocha i chce wrócić. Po pewnym czasie uznałam, że wybaczę mu zdradę i dam naszego związkowi szansę.
Uwierzyłam mu, że to była chwila słabości, która nic nie znaczyła. Wytłumaczyłam sobie, że to na pewno tamta kobieta go uwiodła, kokietowała, zanęcała, a on tylko się złamał i wykorzystał nadarzającą się okazję. Pewnie każdy facet tak by się zachował. Jednak zanim otworzyłam mu na nowo drzwi, postanowiłam przegadać sprawę z przyjaciółką.
Agata znowu zgodziła się ze mną i przyjęła przedstawiane przeze mnie argumenty za pragnieniem odbudowania związku. Wiedziała przecież, że szczerze kochałam męża i chcę z nim być. Podsunęła mi tylko pomysł, by mąż zmienił pracę – to pozwoli mu unikać kolejnych „błędów” w przyszłości. Inaczej tamta znów będzie go nęcić. Uznałam to za słuszny pomysł.
Kiedy przekazałam to mojemu mężowi, popatrzył na mnie jak na kosmitkę.
– A może po prostu mi zaufasz? – zapytał poważnie. – Dlaczego miałbym rezygnować z tak dobrej i opłacalnej pozycji? Przecież to głupota! Nie znajdę innej posady z podobnymi zarobkami. A musimy spłacać kredyty za mieszkanie i samochody. Z czego będziemy żyć? Ty ze swoją wypłatą tego nie pokryjesz.
Mąż nie zgodził się na moje warunki
Jak na złość użył całkiem dobrych argumentów. Z moim „talentem” do zmian i dyskusji skończyło jak tak, że odpuściłam. Prawie od samego początku czułam, że to był błąd. Pozwoliłam mężowi wrócić do domu, ale nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Niby wszystko sobie wyjaśniliśmy, ale nic nie wróciło do normy. Kiedy właściwie było normalnie? Nie byłam przecież pewna, jak długo mnie zdradzał.
Często się kłóciliśmy o głupoty, ale to były tylko preteksty do wymiany złośliwości. Tak naprawdę trudno mi było zapomnieć o jego zdradzie, a co dopiero ją wybaczyć. Każdy późny powrót z pracy, wyjazd w delegację czy telefon od nieznanego numeru sprawiał, że się jeżyłam. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę wydarzenia sprzed kilku miesięcy.
Miałam świadomość, że była kochanka męża wciąż pracuje obok niego. Skąd mam wiedzieć, czy omawiają popołudniu raporty z tego kwartału czy przerzucają pościel w hotelu? Mąż zarzeka się, że jest wierny i nic się nie dzieje. Ale wcześniej też tak mówił. Krzyczy, że ma dość bycia podejrzanym numer jeden przez cały czas i że nie będzie mnie wiecznie przepraszał. Podobno czuje się osaczony i obserwowany. Tylko mnie denerwuje takimi tekstami.
Nic jednak się nie zmienia i obawiam się, że w końcu dojdzie do czegoś więcej niż awantury, po której rozejdziemy się po pokojach. Już dłużej tego nie zniosę! Znowu postanowiłam poradzić się w tej sprawie przyjaciółki. Odpowiadała, że rozumie mnie i moje emocje, ale dla dobra związku muszę wreszcie odpuścić. Nie ma sensu wracać do tego, co było, inaczej nigdy nie zapanuje u nas spokój. Oboje się męczymy w takiej atmosferze. Przyjmowałam jej słowa, ale nie umiałam się do nich zastosować.
Gdy mąż dawał mi znać, że zostaje dłużej w pracy lub jedzie na spotkanie z klientem, nic nie mówiłam, ale łzy stawały mi w oczach i tylko czekałam na upewnienie się, że znów spędza czas z kochanką.
Tylko dziecko nas scementuje
Zwykle metody nie działały, więc musiałam poszukać jakichś innych sposobów naprawy związku. Długo nad tym myślałam i wpadłam na pewien pomysł. Uznałam, że idealnym załatwieniem naszych spraw będzie zajście w ciążę. W końcu od początku planowaliśmy zostać rodzicami, ale najpierw odłożyliśmy ten temat ze względu na uregulowanie spraw finansowych, później były jakieś problemy zawodowe, a w końcu sprawa się rozeszła. Może teraz byłby na to odpowiedni czas?
Gdyby nie nasza obecna sytuacja, jeszcze nie nalegałabym na macierzyństwo. Wciąż nie miałam nawet trzydziestu lat i do tej pory wolałam nacieszyć się życiem. Ale niedługo mogłoby być na to za późno, nie tylko ze względu na metrykę. W końcu wszystkie kobiety w rodzinie powtarzały, że dziecko najlepiej wiąże ludzi w związku.
Powiedział o tym wszystkim przyjaciółce. Miałam nadzieję, że jak zwykle ona przeanalizuje moje pomysły i mnie poprze. Albo że odradzi mi cały ten pomysł i podsunie inny. Tymczasem Agata jak nigdy milczała przez dobre kilka minut. Miała niepewną minę i zagubiony wzrok. Wreszcie powiedziała, że nie wie, co mi doradzić… Po prostu skapitulowała.
Zawiodłam się na niej
Przez chwilę myślałam, że się zgrywa albo że potrzebuje więcej czasu. Ale nic się nie zmieniało. Patrzyła na mnie tak samo wyczekująco, jak ja na nią. Ale jak to? Przecież mogłam na nią zawsze liczyć! Taką miałyśmy niepisaną umowę. Ja przychodzę do niej z problemem, a ona pomaga mi go rozwiązać. Po moich licznych pytaniach powiedziała wprost, że to wyjątkowo poważna decyzja, która zmieni moje dotychczasowe życie i że sama muszę ją podjąć.
Dodała jeszcze, że to mężem powinnam dokładnie omawiać takie sprawy, bo ona jest tylko dodatkiem. Nie mogłam w to uwierzyć. Zostawiła mnie na lodzie!
Dlatego teraz spędzam dni na rozważaniu, czy mój plan jest dobry. Wciąż nie potrafię podjąć decyzji, czy zacząć działać, czy nie. Może znów zadzwonię do przyjaciółki i będę ją błagać o pomoc tak jak zwykle? Zawsze chciała dla mnie dobrze. A może tym razem też ma rację? Tak czy inaczej, nie umiem już sama pokierować moim życiem…
Klara, 29 lat
Czytaj także:
„Dzieci szwagra zniszczyły nasze mieszkanie i małżeństwo. Wolę być bezdzietną rozwódką niż użerać się z takim pomiotem”
„Byłam przykładną żoną, aż zadzwonił mój kochanek z młodości. Z gorących wspominek dostanę pamiątkę za 9 miesięcy”
„Sąsiad kupił mi luksusowe perfumy w prezencie. Dzięki niemu ta wiosna pachnie nową miłością”