Zawsze wydawało mi się, że jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. Ja zajmowałam się domem i dwójką naszych dzieci, a Witold pracował. Dbaliśmy o siebie nawzajem, kochaliśmy się. Witek był dobrym ojcem i czułym mężem. Wydawało się, że nic nie może zaburzyć tej sielanki. A jednak.
Pewnego słonecznego dnia – mąż był w pracy, ja gotowałam obiad, a dzieci bawiły się u siebie – na progu naszego mieszkania pojawiła się ona. Młodziutka, zgrabna brunetka. Tonem nieznoszącym sprzeciwu zażądała, abym dała Witkowi rozwód.
– Bo my się kochamy – patrzyła na mnie wielkimi, sarnimi oczami. – Poza tym jestem w ciąży, a moje dziecko musi mieć ojca.
Autentycznie mnie zamurowało. Gapiłam się na nią, zupełnie nie rozumiejąc, o co chodzi. Tymczasem dziewczyna stała, najwyraźniej czekając na odpowiedź. Dopiero po dłuższej chwili odzyskałam głos.
– Mój mąż jest ojcem pani dziecka?
– Oczywiście, że tak! – prychnęła, mierząc mnie wyniosłym spojrzeniem. – Przecież sama go sobie nie zrobiłam.
– Ale... – wyjąkałam. – Ale jak...
– Normalnie. Jędruś i ja jesteśmy sobie przeznaczeni – oznajmiła mi. Jędruś? Jaki Jędruś?!
– Mój mąż ma na imię Witek.
Dziewczyna zdziwiła się.
– Witek? – zmarszczyła brwi.
Z torebki wyjęła portfel, a z niego zdjęcie mężczyzny. Podsunęła mi je pod nos.
– To Witek czy Jędruś? – spytała.
– Proszę pani, to na pewno nie jest mój mąż – odpowiedziałam zgodnie z prawdą i spłynęło ze mnie to okropne napięcie. A zatem to zwykła pomyłka. Oczywiście. Jak mogłam chociaż przez chwilę pomyśleć, że Witold zrobiłby mi coś takiego?!
Brunetka wyraźnie się zmieszała. Pogrzebała ponownie w torebce i po chwili wyciągnęła z niej jakąś zapisaną karteczkę.
– Po prostu taki adres mi podał – mruknęła przepraszającym tonem. Rzuciłam okiem na kartkę. Adres nasz, jednak mąż na szczęście nie mój.
– Przykro mi – rozłożyłam ręce. Co miałam jej powiedzieć? Jak się zadajesz z żonatym, to się nie dziw, że ciebie też oszukuje? Kłamca to kłamca. Zamknęłam drzwi za dziewczyną i wróciłam do gotowania obiadu. Witek miał niedługo wrócić z pracy, a nie chciałam, żeby czekał na jedzenie zbyt długo.
Wieczorem, gdy dzieci już spały, a my oglądaliśmy film, przytuliłam się do męża.
– Nie uwierzysz, jakiego dzisiaj miałam gościa. Młodą, śliczną brunetkę…
Witek zdawał się nie słuchać.
– Powiedziała, że jesteś ojcem jej dziecka – dodałam i chciałam zachichotać, bo nagle wydało mi się to strasznie zabawne. Jednak spojrzawszy na męża, zauważyłam, że gwałtownie zbladł.
– Wituś, co ci jest? – zaniepokoiłam się.
– Ilonko... – zrobił jakąś dziwnie spłoszoną minę, jak ktoś, kto ma coś na sumieniu. – To naprawdę nic nie znaczyło. Poderwałam się z miejsca.
– Co nic nie znaczyło? – wycedziłam. Przeczucie czegoś złego przyspieszyło mi tętno. Serce waliło jak młotem. Witek niezdarnie wstał z kanapy. Przesunął dłońmi po twarzy. Robił tak zawsze, kiedy był bardzo zdenerwowany.
– Mówiła, że się kochacie i mam ci dać rozwód – dodałam, obserwując jego reakcję.
– Ilonko, to nie tak… – Witek chwycił moje ręce. – Posłuchaj, to była tylko przygoda, która nie miała znaczenia. Byłem wtedy na imprezie integracyjnej. Wypiliśmy z kolegami trochę. Jedna nowa stażystka...
– Nie kończ! – krzyknęłam histerycznie. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Mój mąż? Mój... Witek? Poczułam, że coś dusi mnie w klatce piersiowej.
– I tak chciałem ci o tym powiedzieć – Witek patrzył na mnie wzrokiem zbitego psa. – Męczyło mnie to od tamtej imprezy. Miałem zamiar wyznać prawdę…
– Ach, męczyło cię... Biedaku. I co mi chciałeś powiedzieć? Że mnie zdradziłeś?! Że wywaliłeś do kosza dziesięć lat małżeństwa, bo przeleciałeś jakąś gówniarę?! – mój mąż opuścił głowę. – I na dodatek ta smarkula spodziewa się twojego dziecka. – czułam, że jeszcze chwila i wybuchnę.
– Ale ona nie mogła zajść w ciążę – odezwał się cicho. – Uważałem...
– Co? – krzyknęłam. – Uważałeś? Trzeba było uważać, zanim wlazłeś jej do łóżka.
– Ilonko, proszę, obudzisz dzieci… – Witek próbował mnie uspokoić.
– I dobrze! Niech wiedzą, jakiego mają tatusia. – darłam się wniebogłosy.
Dosłownie gotowałam się z wściekłości. Odkrycie prawdy, świadomość, że Witek mnie zdradził, zburzyły mój dotąd bezpieczny, pewny i poukładany świat.
– Ty zakłamany draniu. Nienawidzę cię.
– Kochanie, proszę... – mąż podszedł do mnie. – Naprawdę, chciałem ci powiedzieć...
– G.... mnie obchodzi, co chciałeś. Ważne, co zrobiłeś. Rozumiesz? Wszystko zniszczyłeś. Wszystko. – i zaczęłam płakać.
– Ilonko. Nie kocham jej. Ty i dzieci jesteście dla mnie najważniejsi. Uwierz mi…
Próbował mnie przytulić. Odepchnęłam go i uderzyłam w twarz. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Wyobraźnia podsuwała mi obrazy Witolda w objęciach młodej, jędrnej brunetki, którą pieścił i całował, jak mnie kiedyś, dawno temu. Czemu przestał? Nie pragnął mnie już? Zbrzydłam, utyłam po ciążach, znudziłam mu się? Dlatego poszukał młodszej, ładniejszej? Te myśli były nie do zniesienia.
Przestałam odzywać się do męża. Wyrzuciłam go z sypialni. Nie wyobrażałam sobie, żeby mógł mnie dotknąć, choćby przypadkiem. Chciałam zemścić się na nim, na jego kochance. Chciałam dopiec mu tak samo jak on mnie. Tylko co mogłam zrobić? Rozwieść się? Rozwalić rodzinę? Wreszcie nie wytrzymałam. Musiałam z kimś o tym porozmawiać. Zadzwoniłam do przyjaciółki i umówiłyśmy się na kawę.
– No to ładnie cię urządził – podsumowała Gosia. – To teraz co, rozwód?
– Sama nie wiem... – rozpłakałam się.
– Słuchaj, jeśli raz zdradził, zrobi to znowu – oznajmiła mi pewna swoich racji.
– Oni już tacy są. Urodzeni poligamiści.
– Przecież mamy dzieci – wyjąkałam. – Myślałam, że on nas kocha.
– Myślałaś...! – prychnęła Gośka. – Przecież to facet. Oni kochają tylko swoje ego. – przyjaciółka od pewnego czasu miała złe zdanie o mężczyznach. – Musisz się wziąć w garść. Po pierwsze, pozew rozwodowy. Z orzeczeniem o jego winie. Podział majątku. Wyrzuć go z mieszkania. Niech płaci wysokie alimenty. Ma jakieś oszczędności?
Przytaknęłam mimowolnie, choć wcale nie uśmiechało mi się brnąć w rozwód:
– Mamy coś na wspólnym koncie.
– Wypłać całość. Niech się nauczy, że z kobietami się nie zadziera. Po drugie, zbieraj dowody, że się nad wami znęcał.
Popatrzyłam na nią zszokowana.
– Ale przecież Witek zawsze był dobrym ojcem i mężem. – broniłam go.
– Jakim dobrym, skoro cię zdradził? – parsknęła Gośka. – Wiedziałam, że to zrobi, już jak braliście ślub. Zresztą mnie też próbował podrywać… – spuściła wzrok.
– Ciebie? – spojrzałam na nią zdumiona. Pokiwała głową, nie patrząc mi w oczy.
– Tak, więc go nie żałuj. Zabierz mu pieniądze i dzieci, zrujnuj go. Niech zdycha
w rynsztoku. – dorzuciła z tak wielką nienawiścią, że aż mnie ciarki przeszły.
Rozmowa z Gosią niewiele mi pomogła. Przyjaciółka wciąż żyła emocjami sprzed kilku lat, kiedy to rozstała się ze swoim mężem. Po wysłuchaniu kolejnej partii porad i wskazówek, jak zniszczyć Witka, wyszłam. Mimo całej złości na męża nie chciałam go niszczyć. Leżąc samotnie wieczorami
w sypialni, wspominałam wspólne radosne chwile. Czasy, kiedy ufałam mu bezgranicznie i kiedy byłam pewna jego miłości. Tym trudniej było mi pogodzić się z myślą, że zawiódł to zaufanie, zdradzając mnie z inną kobietą.
Bagatelizowanie tego, nazywanie nieistotną przygodą obrażało mnie. Nie umiałam wybaczyć, udawać, że nic się nie stało. Dalej zajmowałam się domem i dziećmi, ale nie prałam już ubrań męża, nie prasowałam jego koszul. Obiad nakładał sobie sam, bo ja uciekałam z dziećmi na plac zabaw. Kiedy wchodził do kuchni, ja wychodziłam. Kiedy chciał zabrać nas na wycieczkę czy spacer, odmawiałam.
– Ilonko, tak dalej żyć się nie da – któregoś wieczoru zaczaił się na mnie pod łazienką i złapał mnie za rękę, gdy chciałam go minąć bez słowa. – Porozmawiajmy, proszę.
– Porozmawiaj sobie ze swoją kochanicą.
Wyrwałam się i trzasnęłam mu drzwiami sypialni przed nosem. Złość była łatwa. Dopiero potem, w łóżku, wściekłość osłabła, za to wróciły inne uczucia, trudniejsze, z którymi nie potrafiłam sobie poradzić. Upokorzenie, że wybrał młodszą, rozgoryczenie, że kochałam, ufałam, starałam się, a on...
Czułam się wykorzystana i oszukana przez najbliższą mi osobę. Gdy już myślałam, że nie mam więcej łez, znowu zaczynałam płakać. Nie umiałam podjąć decyzji: rozstać się czy wybaczyć, więc miotałam się jak zwierzę w pułapce.
Wtedy przyjechała mama. Odwiedziła nas jak zwykle wiosną. Od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Dzieci były w szkole, Witold w pracy, więc siadłyśmy w kuchni i opowiedziałam jej wszystko. Słuchała w milczeniu.
– Widzisz, córeczko… – odezwała się, kiedy skończyłam już wylewać swoje żale. – Dwoje dorosłych ludzi musi umieć się ze sobą jakoś porozumieć.
– Nie chcę z nim rozmawiać.
– A powinnaś – spojrzała na mnie uważnie. – Kochasz go jeszcze?
Zastanowiłam się. Czy wciąż jeszcze kochałam Witolda? Po tym co zrobił? Sama już nie wiedziałam. Byłam tak rozdarta, jak jeszcze chyba nigdy w życiu.
– Nie wiem.
– Czyli kochasz – mama uśmiechnęła się lekko. – Gdybyś przestała, nie wahałabyś się nad odpowiedzią. Twój ojciec też święty nie był... – westchnęła ciężko. Popatrzyłam z niedowierzaniem.
– Gdy byłaś mała, miał romans z pracownicą – mama bawiła się łyżeczką. – Chciałam odejść, odegrać na nim, ale wtedy moja mama, a twoja babcia, powiedziała mi, że prawie każda zdrada ma swoją przyczynę.
– Jak to? – nie zrozumiałam.
– Nic nie dzieje się bez powodu. Oczywiście o ile mężczyzna nie jest oszustem czy jakimś niewyżytym donżuanem, tylko porządnym, uczciwym człowiekiem. A Witek należy do tej drugiej kategorii, prawda?
Musiałam jej przytaknąć.
– Twój tata czuł się osamotniony, kiedy więcej uwagi poświęcałam tobie i twojej siostrze niż jemu. Nie mieliśmy zwyczaju rozmawiać o tym, co dzieje się pomiędzy nami. A to błąd. Nie dbałam też o siebie tak, jak mogłam. Nie twierdzę, że kobieta powinna chodzić po domu ubrana niczym modelka, ale gdy mężczyzna wciąż widzi swoją żonę byle jak ubraną i niezbyt zadbaną, przestaje w niej dostrzegać... kobietę.
Spróbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz mój mąż widział mnie umalowaną, ładnie ubraną. Chyba na Wigilii… Musiałam mieć okazję, żeby się wystroić.
– Zawsze myślałam, że się z tatą kochacie – mruknęłam zdezorientowana.
– Oczywiście, że się kochamy! – mama roześmiała się. – Tamten romans uświadomił nam obojgu, co jest dla nas ważne i o co warto w życiu walczyć.
– I jak to się skończyło. Nigdy więcej już cię nie... – słowo „zdrada” jakoś nie mogło mi przejść przez gardło, zwłaszcza w odniesieniu do moich rodziców.
– Nie wiem – mama wciąż uśmiechała się. – Wtedy obiecał mi, że nigdy więcej tego nie zrobi. A ja chcę mu wierzyć. Tak samo jak on wierzy, że już nigdy go nie odepchnę od siebie. Oboje zaczęliśmy się starać o to drugie, bo ważniejsze niż zdrada i rozczarowanie były wspólnie przeżyte lata i nasza miłość. Rozumiesz, córeczko?
Pokiwałam głową.
Tamtego wieczoru zmusiłam się, by porozmawiać z mężem. Siedzieliśmy w kuchni do późna
w nocy. Musiałam przyznać sama przed sobą, że po urodzeniu dzieci ja też zaniedbałam się. Jakbym uznała, że rola matki mi wystarczy. Musiałam też przyznać, że mimo czasu spędzanego wspólnie z dziećmi niewiele mieliśmy chwili tylko dla nas. Zabiegani, zmęczeni, zaczęliśmy się od siebie oddalać. Nasza miłość słabła. Nie było łatwo przyznać się, jak bardzo mnie zranił. Kajał się i widziałam, że jest mu naprawdę przykro. Mimo złości zawsze czułam, że mnie kocha i nie chce stracić.
Stażystka, z którą Witek miał przygodę, nie była oczywiście tą samą dziewczyną, która mnie odwiedziła. Zdarzył się po prostu przypadek. Szczęśliwy...? Chyba tak, mimo że nie umiem już ufać Witkowi tak jak kiedyś. Lecz z drugiej strony ta odrobina niepewności działa na mnie mobilizująco. Mąż się stara. Ja także się staram. Oboje postanowiliśmy walczyć o naszą miłość. Żeby nie ostygła, nie spowszedniała...
Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”