– Wujek Romek zmarł w Paryżu – zaskoczona usłyszałam przez telefon.
– Wybieracie się może na pogrzeb? – spytała ciocia Krysia.
O Romku niezwykle rzadko wspominało się w naszym domu. Dzieci nic o nim nie wiedziały. Dorośli znali tylko skąpe fragmenty jego pokrętnego życiorysu. W pewnym sensie losy wujka stanowiły rodzinną tajemnicę, o której nie wypadało rozmawiać.
Wiele lat temu, tuż po wojnie, rodzice Romka stanęli przed wyborem: pozostać w Warszawie, nie mając własnego kąta albo wyjechać do mniejszej miejscowości, gdzie czekało na nich służbowe mieszkanie. Wyjechali i ani przez chwilę nie żałowali tej decyzji. Wreszcie poczuli się u siebie. Mieszkanie było wygodne i obszerne, do pracy blisko, a sąsiedzi okazali się sympatyczni. Nieco inaczej potraktowali wyjazd ich synowie. Dotychczas chodzili do szkoły w Warszawie, mieli kolegów, z którymi zdążyli się zżyć.
Największe niezadowolenie okazywał Romek, który właśnie zdał do drugiej klasy podstawówki.
– Jeszcze kiedyś wrócę do Warszawy, zobaczycie – zapowiedział. – A potem na zawsze wyjadę do Paryża – dodał rozżalonym głosem.
Bardzo się starał i w końcu dopiął swego
Mijały lata i wszyscy zapomnieli o tamtych słowach. Poza Romkiem, który ciągle marzył o wielkim świecie, a o Paryżu przede wszystkim. Skończył ogólniak, poszedł na studia, a jak się później okazało, tamta sprawa nie wywietrzała mu z głowy. Zaczął pracę w państwowej firmie. Niewiele zarabiał i szybko zorientował się, że na własny kąt przyjdzie mu oszczędzać przez wiele lat. W małej miejscowości nie było dużo łatwiej o mieszkanie niż w stolicy, do której chciał się przenieść. Ot, polska rzeczywistość…
– Na Paryż jeszcze przyjdzie czas – zwierzał się cioci Krysi. – Na razie muszę się jakoś urządzić.
Nie czekał na wygraną na loterii i wziął sprawy w swoje ręce. Działał cynicznie i z wyrachowaniem. Rozejrzał się wśród koleżanek z pracy, wywiedział dyskretnie, która ma własne mieszkanie i jest samotna, a następnie ruszył, by podbić jej serce.
Bardzo się starał i w końcu dopiął swego. Randki, kwiaty, ciasteczka, romantyczne rozmowy przy świetle księżyca zadziałały. Romek zamieszkał ze swoją wybranką, ożenił się i dorobił trójki dzieci. On i Ania przez sześć lat byli przykładnym małżeństwem. Ania być może nie należała do najpiękniejszych kobiet, ale była sympatyczna, wyrozumiała i prostolinijna. Pewnie do głowy jej nawet nie przyszło, że Romek wziął z nią ślub tylko z wyrachowania. Cóż, może to nawet lepiej. Prawda boli.
Jak się wkrótce okazało, dla niego była tylko pierwszym etapem w podróży do wielkiego świata, o którym nie przestawał marzyć i postanowił zdobyć go za wszelką cenę.
Romek czuł się znudzony senną atmosferą małej miejscowości. Uważał, że utknął w drodze do spełnienia młodzieńczych marzeń. Wielki świat istniał gdzieś daleko, a on kręcił się w kieracie między pracą a domowymi obowiązkami. W gruncie rzeczy w jego życiu niewiele się zmieniło. To prawda, osiągnął stabilizację i miał gdzie mieszkać, ale nadal nie wyrwał się z zapadłej dziury, jak nazywał miasto, w którym przyszło mu żyć.
Niespodziewanie wysłano Romka w delegację. W czasie wyjazdu poznał zamożną panią z Warszawy, właścicielkę willi na przedmieściu i luksusowego samochodu. Beata bardzo przypadła mu do gustu. Po prostu zauroczyła go od pierwszego wejrzenia i nie wyobrażał sobie bez niej życia, jak wyjaśnił potem rodzinie.
Wziął rozwód, zostawił pierwszą żonę i zrozpaczone dzieci. Przeniósł się do stolicy. Jego poziom życia wyraźnie się podniósł, choć co miesiąc musiał płacić całkiem spore alimenty. Znalazł dobrą pracę. Wreszcie mógł wykorzystać wiedzę zdobytą na studiach. W miarę upływu czasu przyzwyczaił się do dobrobytu, jaki w dużej mierze zapewniła mu nowa żona, obrósł w piórka i nabrał pewności siebie.
Wyjeżdżał z Beatą na wakacje do Bułgarii i być może chwilowy sukces uderzył mu do głowy. Właściwie nie doszedł do niczego własną pracą, o czym najwyraźniej zapomniał. Po prostu korzystał z okazji i wspinał się po szczeblach kariery. W każdym razie uznał wtedy, że jest człowiekiem sukcesu, a świat stoi przed nim otworem. Warszawa powoli zaczęła wydawać mu się zaściankowa. Niby jedna z europejskich stolic, ale jakaś taka szara.
– Tu nie ma atmosfery prawdziwego miasta. Taka duża stołeczna wieś – mawiał z lekceważeniem.
Nadal marzył mu się wielki świat, a dokładniej Zachód. Szlifował niemiecki, zaczął naukę francuskiego. Wytworzył sobie wyobrażenie nierzeczywistych, cudownych miejsc, które na niego czekają w dalekich krajach.
Znalazł się w nieciekawej sytuacji
W czasie kolejnych wakacji wyjechał z żoną na Kretę. Zamieszkali w wygodnym pensjonacie, gdzie spędzała również wakacje urocza pani z Budapesztu. Była sporo młodsza od Romka i początkowo zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Jednak on nie należał do tych, którzy łatwo się zniechęcają. Gdy tylko Beata szła na plażę, szukał pretekstu, by zamienić słowo z uroczą Węgierką. Nadal był przystojny i potrafił zawrócić kobiecie w głowie. Imponował nienagannymi manierami, szarmanckim stylem bycia i czarującym uśmiechem.
Mimo obecności żony nawiązał bliski kontakt z cudzoziemką. Uznał zapewne, że dzięki niej zrobi kolejny krok w stronę wielkiego świata.
– Zakochałem się. Wyjeżdżam – oświadczył Romek żonie wkrótce po powrocie do Polski. – To nie twoja wina – dodał na pocieszenie.
Beata nie mogła wyjść ze zdumienia. Przecież dzięki niej osiągnął sukces. Jej zawdzięczał pomoc, gdy starał się o świetną pracę i doskonałe zarobki. Czuła się oszukana i wykorzystana. Natomiast Romek nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Uważał, że postąpił właściwie.
– Mam tylko jedno życie i chcę je jak najlepiej wykorzystać – stwierdził.
Rozstanie z Beatą okazało się punktem zwrotnym w jego karierze, choć wydarzenia nie potoczyły się tak, jak to sobie zaplanował.
– Romek zadomowił się w Budapeszcie. Napisał nawet do mnie list – wspominała ciocia Krysia.
Informował, jak dobrze mieszka mu się w zabytkowym budynku w drogiej dzielnicy miasta, a jego najnowsza wybranka to prawdziwy anioł. Jednak nie powiedział całej prawdy.
– Akurat wysłali mnie w delegację do Budapesztu, więc postanowiłam odwiedzić kuzyna – ciągnęła dalej opowieść ciocia Krysia. – Zadzwoniłam na numer, który mi podał w liście. Nie spodziewał się pewnie, że kiedykolwiek będę miała okazję z niego skorzystać. W końcu nie co dzień człowiek wyjeżdża sobie na zagraniczne delegacje, prawda?
Romek strasznie się wymigiwał od spotkania z krewną, ale w końcu uległ i zaprosił ciocię Krysię do domu na herbatę. Szybko okazało się, że w nowej rodzinie pełni dość upokarzającą rolę, spełniając polecenia i zachcianki zarówno swojej partnerki, jak i jej nastoletniej córki. Pracę znalazł marną, bo o języku węgierskim miał dość mgliste pojęcie. Krótko mówiąc, ciężko pracował fizycznie i nie miał perspektyw na awans. Po powrocie do domu sprzątał, dźwigał zakupy, gotował i wyprowadzał na spacer wielkiego śliniącego się buldoga o paskudnym pysku.
Ciocię Krysię po prostu zatkało. Nie spodziewała się, że elegancki światowiec, za jakiego chciał uchodzić Romek, dźwiga skrzynie w jakiejś fabryce. Najwyraźniej on sam też zdawał sobie sprawę z faktu, że na własne życzenie znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia.
Wreszcie spełnił największe marzenie
Musiał strasznie cierpieć, gdy jego marzenia runęły… I na dodatek ten wstyd przed rodziną… Dzielnie wytrzymał kolejne trzy lata. Potem ciocia Krysia dostała kartkę z Paryża. Tym razem nie chwalił się sukcesami.
„Jestem wreszcie tu, gdzie zawsze chciałem być” – napisał z dumą i na tym kontakt się urwał na kilka lat.
Następna wiadomość o losach wujka Romka dotarła do Krysi przez telefon. Jakaś sympatyczna, choć bardzo słabo mówiąca po polsku pani, zadzwoniła do cioci z informacją, że Romek, jej mąż, zmarł, a pogrzeb odbędzie się za cztery dni. Chciała wiedzieć, czy ktoś z jego rodziny przyjedzie na uroczystość do Paryża.
W naszej rodzinie nikt nie zrobił kariery jak wujek Romek, dlatego wyjazd i nawet bardzo krótki pobyt za granicą oznaczałby dla nas finansową katastrofę. Stanęło więc na tym, że ciocia Krysia pojedzie sama. Gdy wróciła po czterech dniach, zaprosiła nas do siebie i złożyła dość szczegółowe sprawozdanie z podróży.
Okazało się więc, że w Paryżu Romek ożenił się z Iriną, rosyjską imigrantką, która opuściła ojczyznę piętnaście lat temu, czyli mniej więcej wtedy, gdy Roman zawierał pierwsze małżeństwo. Pracowała jako konsjerżka, czyli dozorczyni. Pomogła Romkowi znaleźć zajęcie. Zatrudnił się do pilnowania jakichś magazynów na przedmieściach francuskiej stolicy. Bez dobrej znajomości języka nie miał szans na pracę w zawodzie. Ze swoją „paryską” żoną, pierwszą, którą poślubił z prawdziwej miłości, żył skromnie w maleńkim służbowym mieszkanku. Podobno do ostatniej chwili podkreślał, że jest szczęśliwy, bo spełnił największe marzenie swego życia.
– Chciał żyć i umrzeć w Paryżu – Irina zwierzała się Krysi, spracowaną dłonią ocierając łzy z policzków.
Czytaj także:
„Dziadek zmieniał kobiety jak rękawiczki. 70-letni pies na baby ma większe powodzenie niż ja. W moim łożu wciąż posucha”
„Z mlekiem matki wyssałem nienawiść do kobiet. Rozkochiwałem, oszukiwałem i zdradzałem, by pomścić jej ból”
„Mściłem się na kobietach za ich materialistyczne podejście. Uwodziłem je i rzucałem w kąt jak zepsute Barbie”