Niedługo stuknie mi 42 lata i nie mam partnera. Brzmi to prawie jak przedstawienie na terapii grupowej dla osób bez drugiej połówki. Jednak to nie żadne spotkanie – to po prostu moje codzienne życie. Ania z Beatą nieustannie powtarzają, że powinnam wreszcie znaleźć sobie kogoś na stałe. Ciągle słyszę te same teksty o tym, jak to samotność nie jest dobra i że mój biologiczny zegar coraz głośniej odmierza czas.
Łatwo im powiedzieć
One prowadzą typowe rodzinne życie – wychowują potomstwo, spędzają weekendy przy stole z rodzicami męża i jeżdżą latem na wczasy do nadmorskich miejscowości. A ja? Mieszkam sama w małym mieszkanku, pracuję w zawodzie, który nie zawsze przynosi mi radość, a moim jedynym towarzyszem jest kotka, którą przewrotnie nazwałam Romantyka.
– Słuchaj, Marta, czas się przełamać i wyjść ze skorupy – odzywa się Ania podczas rozmowy o kolejnym spotkaniu dziewczyn – Znalazłyśmy ci idealnego kandydata!
– O nie, znowu to samo? Pamiętacie, jak ostatnio... – urywam w pół zdania, nie chcąc wracać do tamtego koszmarnego spotkania. Ten gość zanudzał na śmierć.
– Ten będzie całkiem inny, zobaczysz – przekonuje Beata, patrząc na mnie z optymizmem. – Kamil to naprawdę wyjątkowy facet.
Ile razy już słyszałam to słowo „inny”, tyle razy czułam, jak mój entuzjazm wyparowuje, a ja przygotowuję się psychicznie na kolejny stracony wieczór. Mimo wszystko jakaś część mnie wciąż wierzy. Może to ta mała iskierka nadziei, że pewnego dnia los ześle mi kogoś, kto naprawdę zasłuży na moje serce.
Chciał mówić tylko o sobie
Kawiarnia, którą wybrałam na spotkanie, była niewielka i klimatyczna. Nie tylko regularnie piłam tu kawę, ale miejsce to miało dla mnie wyjątkowe znaczenie – spędzałam w nim godziny, przelewając przemyślenia do swojego zniszczonego notesu. Pomyślałam, że nawet gdyby randka nie wypaliła, zawsze zostanie mi pociecha w postaci mojego ukochanego cappuccino.
– Marta? – dobiegł do mnie nieśmiały głos, gdy oderwałam oczy od ekranu telefonu, gdzie mechanicznie przeglądałam służbową pocztę.
– Tak, to ja. Kamil, tak? – odparłam, próbując się uśmiechnąć.
Dialog toczył się niemrawo, bez specjalnych uniesień. Podczas gdy on przedstawiał szczegóły swojej korporacyjnej kariery, skupiając się głównie na podwyżkach i szczeblach awansu, ja zauważałam, jak jego zainteresowanie gaśnie, gdy tylko zaczynałam mówić o tym, co mnie fascynuje.
– ...tak właśnie odkryłam piękno rosyjskich klasyków – skończyłam swoją refleksję o ostatniej lekturze, licząc na choć krótki komentarz.
– Mhm, fajnie... Ale słyszałaś o tym nowym projekcie giełdowym? – rzucił, kompletnie ignorując wątek, który był mi szczególnie bliski.
Wróciłam do mieszkania z poczuciem pustki. Przy wejściu, jak zawsze, przywitała mnie Romantyka, wydając z siebie miłe pomruki, jakby wyczuwała mój kiepski nastrój.
– Gdzie się podziali faceci, z którymi da się normalnie pogadać? – westchnęłam, drapiąc moją kotkę za uchem.
Dotarło do mnie, że tak naprawdę nie cierpię z powodu samotnych wieczorów. Najbardziej męczy mnie to wieczne, prowadzące donikąd szukanie osoby, która dostrzeże we mnie coś głębszego niż tylko następny match z Tindera.
Na siłę szukały mi faceta
Mimo że protestowałam, kolejnego dnia moje przyjaciółki – Ania i Beata – rozłożyły się wygodnie na kanapie w moim mieszkaniu. Z wielkim zaangażowaniem przeglądały profile facetów na apce randkowej.
– Daj spokój, Marta! Każdemu zdarza się kiepska randka, musisz działać dalej! – powiedziała Ania, wykonując gest, jakby chciała przepędzić moje dotychczasowe porażki.
– Weź mnie i Michała na przykład. Zanim go spotkałam, zaliczyłam masę beznadziejnych randek – wtrąciła Beata, która zawsze lubiła pokazywać, że warto być wytrwałym.
Spoglądałam na przyjaciółki z uczuciami, które trudno było nazwać jednoznacznie. Z jednej strony mnie denerwowały, z drugiej byłam im wdzięczna. To one nie pozwalały mi się poddać, powtarzając, że zawsze jest szansa na lepsze jutro, choć czasem najchętniej machnęłabym na wszystko ręką.
– W porządku, dam wam ostatnią szansę na jedną randkę. Ale jeżeli ten facet okaże się być kopią poprzednich, to definitywnie kończę z randkowaniem – powiedziałam niepewnie, sama nie wiedząc, czy te słowa kieruję do przyjaciółek, czy może próbuję przekonać samą siebie.
Na twarzy Ani pojawił się szeroki uśmiech, podczas gdy Beata od razu zabrała się za szukanie następnego potencjalnego partnera. Wpisując termin spotkania do kalendarza, próbowałam się przekonać, że „to na pewno będzie ten właściwy”. Jednak głęboko w środku czułam, że znów czeka mnie bezowocne poszukiwanie przysłowiowej igły w stogu siana.
Żaden nie spełniał moich oczekiwań
Kolejna randka w ciemno. Po wielu nietrafionych spotkaniach, gdzie albo przesłuchiwano mnie jak na etacie, albo słuchałam tylko o cudzych osiągnięciach, przyszedł czas na następnego kandydata. Tym razem moje koleżanki – Ania z Beatą – były pewne, że to strzał w dziesiątkę. Facet miał imię Robert i podobno uwielbiał ekstremalne sporty, co brzmiało jak gwarancja ciekawej konwersacji.
– Hej, doszły mnie słuchy, że też lubisz adrenalinę? – przywitał mnie promiennym uśmiechem od ucha do ucha.
– No więc... – próbowałam coś wykrztusić, ale kompletnie nie wiedziałam co. Bo niby skąd? Mój największy zastrzyk emocji to zazwyczaj gonitwa za odjeżdżającym autobusem.
– Ostatnio zaliczyłem skok na bungee. Coś niesamowitego! A ty? Jakie masz na koncie ekstremalne przygody? – wypytywał z entuzjazmem w oczach, najwyraźniej licząc na równie emocjonującą historię.
– Cóż... ściągnęłam nowy program do języków na smartfona – wyszeptałam, czując jak moja twarz robi się czerwona ze wstydu.
Zauważyłam, że mój towarzysz tylko uprzejmie przytaknął, ale widziałam w jego oczach gasnące zainteresowanie. Spędziliśmy resztę czasu jakby na przesłuchaniu – on sprawiał wrażenie, jakby marzył o ucieczce gdziekolwiek, byle nie siedzieć przy tym stoliku. Wracając do domu, czułam mieszankę złości i zniechęcenia. Składałam sobie w duchu uroczystą obietnicę – nigdy więcej nie zgodzę się na randki w ciemno. Miałam już dosyć tej szopki.
Szybko się dogadaliśmy
Zwykle unikam imprez firmowych jak ognia – sztucznie prowadzone rozmówki, niezręczne dowcipy z przełożonymi i nachalni handlowcy skutecznie mnie do nich zniechęcają. Ale tego dnia sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. Właśnie wtedy, przeciskając się między stanowiskami pełnymi pomysłowych projektów i wykresów, spotkałam wzrok Tomasza. Wcześniej tylko mijaliśmy się na korytarzu – wiedziałam, że to miły gość z zespołu marketingowego, ale jakoś nigdy nie złapaliśmy okazji do pogawędki.
– Siema – zagadnął z takim ciepłym uśmiechem, że od razu poczułam się bardziej zrelaksowana. – Co sądzisz o naszym pokazie?
– O, cześć Tomasz. Szczerze mówiąc, robi wrażenie – odparłam, również się uśmiechając.
Byłam pod wrażeniem jego szczerego podejścia, szczególnie po moich ostatnich nieudanych randkach. Na początku gadaliśmy o sprawach zawodowych, ale szybko znaleźliśmy wspólne tematy – uwielbialiśmy czytać książki, zwiedzać nowe miejsca, a do tego oboje przepadaliśmy za włoskimi potrawami. Ucieszyłam się, gdy dowiedziałam się, że Tomasz też jest książkowym zapaleńcem, a najbardziej spodobał mi się fakt, że jego najważniejsza lektura – „Mistrz i Małgorzata" – była również moją ulubioną.
– Rzadko można trafić na kogoś, kto w ogóle czytał Bułhakowa, nie mówiąc już o tym, żeby go docenił – powiedział z prawdziwą radością.
– Dokładnie to samo sobie pomyślałam! – odpowiedziałam, czując narastające podekscytowanie podczas naszej rozmowy.
Straciłam poczucie czasu, gdy dyskutowaliśmy o tym, co najbardziej nas zachwyciło w książce i jakie mamy pomysły na interpretację bohaterów. Jedno mogę powiedzieć na bank – już dawno nie spotkałam kogoś, przy kim tak świetnie się czuję. Ani się obejrzałam, a wieczór dobiegł końca, a ja już nie mogłam się doczekać, kiedy znów się zobaczymy.
Czy coś z tego będzie?
Wydarzenia z imprezy firmowej i spotkanie z Tomaszem sprawiły, że poczułam się jakbym występowała w jednym z tych romantycznych filmów, gdzie główna bohaterka znajduje szczęście w najmniej spodziewanym momencie. Musiałam jak najszybciej opowiedzieć o wszystkim Ani i Beacie – w końcu dzięki ich ciągłemu dopingowaniu los się do mnie uśmiechnął, choć stało się to w zupełnie nieoczekiwany sposób.
– Opowiadaj szybko! – wypaliła Beata, nie mogąc się doczekać. – Mamy dopisać następną „ciekawą”historię do listy? – wtrąciła się Ania, puszczając oko.
Wypuściłam powietrze z płuc, ale tym razem był to szczęśliwy oddech.
– Słuchajcie, to było coś wyjątkowego – nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu. – Myślę, że Tomek to właśnie ta osoba, na którą czekałam. Łapie wszystkie moje dowcipy, czyta te same powieści co ja, a kiedy zaczynam gadać o moim hobby językowym, nie patrzy na mnie jakbym spadła z księżyca – mówiłam z entuzjazmem, a moje przyjaciółki od razu wyczuły, że tym razem to coś poważnego.
– Ale super wiadomość! – Ania rzuciła się na mnie z uściskiem, który o mało nie wyciskał ze mnie powietrza.
– No widzisz, opłaciło się być cierpliwą! – powiedziała Beata z nutą satysfakcji w głosie.
Pozostały czas wykorzystałyśmy na obmyślanie mojej dalszej drogi. Mimo że zazwyczaj unikałam takich szczegółowych planów, tym razem naprawdę ekscytowała mnie perspektywa nadchodzących wydarzeń. Kiedy spojrzałam wstecz na te wszystkie trudne tygodnie wypełnione szukaniem, zawodami i momentami zwątpienia w siebie, poznanie Tomasza było jak światełko nadziei w szary, ponury dzień. Nasza relacja dojrzewała stopniowo i naturalnie, przypominając delikatną roślinę, której należy dać czas, by mogła w pełni rozkwitnąć.
Rozłożona wygodnie w moim najlepszym fotelu, delikatnie głaskałam drzemiącą na moich nogach Romantykę i zastanawiałam się nad ogromnymi zmianami w moim życiu. Mnóstwo pytań kłębiło się w mojej głowie, a ja nie znałam na nie odpowiedzi. Co przyniesie wspólna droga z Tomaszem? Czy uczucie, które teraz jest tak silne, nie zgaśnie z czasem? Przypomniałam sobie wszystkie te kiepskie randki i zdałam sobie sprawę, że każda z nich czegoś mnie nauczyła – pokazała mi nowe spojrzenie na świat i nauczyła wytrwałości. Może właśnie musiałam przejść przez to wszystko, żeby teraz umieć dostrzec wartość człowieka takiego jak Tomek?
Kiedyś śmiałam się z ludzi, którzy twierdzili, że los ma dla nas plan, ale teraz zaczynam rozumieć, co mieli na myśli. Przy Tomaszu nie muszę zakładać maski – mogę pokazać prawdziwą siebie, co jest dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem. Nie wiem dokładnie, co przyniesie jutro, ale pierwszy raz od dawna czuję się gotowa na przyjęcie tego, co życie ma mi do zaoferowania. Jestem przekonana, że każda przeszkoda na mojej krętej ścieżce miała głębszy cel. Choć droga nie była łatwa, doprowadziła mnie do czegoś wyjątkowego.
Marta, 41 lat
Czytaj także:
„Sponsorowałam życie siostrzenicy, bo nie miałam własnych dzieci. Po tym, co powiedziała, odcięłam ją od kasy”
„Ledwo ziemia przykryła trumnę niedoszłej teściowej, a narzeczona rzuciła się na spadek. Nie znałem jej od tej strony
„Mam 40 lat i ciągle żyję jak cnotka. Co musi się stać, by ktoś skotłował moje łóżko i rozgrzał serce?”