„Wszyscy szepczą, że nasza córka nie jest moja, a ja dałem się wrobić. Co jeśli mają rację? Prawda może zrujnować moje życie”

Matka mnie porzuciła, a potem pozwała o alimenty fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„– Ups! Myślałem, że wiesz. Mówiłem sobie nawet: >>Co za porządny gość z tego Antka. Ja zwiałem, a on wychowuje cudze dziecko jak swoje. Jagoda nie mogła lepiej trafić. Facet z chatą, zawodem...<<. Naprawdę tak się dałeś skołować? – pokręcił głową w udawanym zdumieniu. – Jak człowiek chce w coś wierzyć, to uwierzy, choćby na przekór własnym oczom”.
/ 25.11.2022 10:30
Matka mnie porzuciła, a potem pozwała o alimenty fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Z obawą patrzyłem na kopertę leżącą na stole. Listonosz przyniósł ją rano. Byłem wdzięczny, że nie spytał, czego chce ode mnie Laboratorium Genetyczne. Nie chciałem kręcić, a dziś szczególnie nie miałem nastroju na pogaduszki. Wręcz nie mogłem się doczekać chwili, kiedy zostanę sam, rozerwę kopertę i dowiem się... I co? Minęło południe, a koperta nadal leżała na stole. Nietknięta.

Zadzwoniła żona z sanatorium

Spytała, jak sobie radzę. Skłamałem, że dobrze. Dała do telefonu Zuzię. Usłyszałem, że „w satolium jest fajnie, ale skoda, ze cię nie ma, tatuś”. Dokończyłem robotę. Wróciłem, zjadłem coś. Obejrzałem film. Minęła północ... A ja wciąż bałem się otworzyć ten przeklęty list! Przecież chciałem wiedzieć! Chciałem?

Poznałem Jagodę jeszcze w podstawówce. Bardzo mi się podobała, ale była dla mnie jak obraz w galerii. Mogłem na nią co najwyżej popatrzeć. Nawet gdybym się odważył uczynić jakiś krok, nie miałem szans przy bardziej rozmownych i zabawnych kolegach. A oni stawali na głowie, żeby poderwać śliczną córkę trenera szkolnej drużyny siatkówki. Ja tak, niestety, nie umiałem, byłem milczkiem i samotnikiem. Rodzina mojego ojca od czterech pokoleń zajmowała się kamieniarstwem. Żaden powód do wstydu, lecz kiedy człowiek wychował się wśród nagrobków, trudno mu pretendować do tytułu duszy towarzystwa. Dorośliśmy. Mijając się na ulicy, mówiliśmy sobie tylko zdawkowe „Cześć” i wymienialiśmy uśmiechy. Nadal miała najpiękniejszy uśmiech na świecie, a ja nadal uważałem, że jest poza moim zasięgiem. Spotkaliśmy się ponownie w smutnych okolicznościach. Umarł jej ojciec. Przyszła wraz z matką, żeby zamówić pomnik.

Nie stać nas na wiele. To, co dostaniemy z ubezpieczenia, musi starczyć na pogrzeb i nagrobek – tłumaczyła mama Jagody. – Ale, rozumiecie panowie, nie chciałabym też wstydzić się przed sąsiadami...

– Nie obchodzi mnie, co ludzie powiedzą – przerwała jej Jagoda, dumnie unosząc lekko drżący podbródek. – Tata zasłużył na dobry pomnik, bo był dobrym człowiekiem.

– Oczywiście – przytaknąłem.

Bez względu na ich prywatną tragedię przywykłem do takich rozmów. I jak zwykle starałem się stanąć na wysokości zadania. W trakcie ustalania szczegółów Jagoda nieco się uspokoiła. Gdy jej matka wybierała czcionkę i wielkość pisma na inskrypcję, ona pochyliła się w moją stronę.

– Dziękuję. Głównie za mamę. Przy tobie zapomniała, co i dla kogo wybiera. Ja też. Bałam się, że będzie dużo gorzej. Naprawdę dziękuję. Przyjdziesz na pogrzeb?

– Naturalnie – potwierdziłem gorliwie. – Bardzo ceniłem twojego tatę.

Na pogrzebie stanąłem z boku, ale tak, by móc ją obserwować. Znałem mężczyznę, który jej towarzyszył. Miał na imię Jakub. Już w szkole mieli się ku sobie. Tworzyli piękną parę. Dziwne, że ich zapowiedzi do tej pory nie zagrzmiały z ambony. Chociaż... Im dłużej się im przyglądałem, tym mniej się dziwiłem. Pewny siebie Kuba tym razem czuł się wyraźnie nieswojo. Chyba nigdy nie był na pogrzebie. Niemal czytałem mu w myślach: „Nie lubię takich sytuacji. Jestem młody, zdrowy, nie uznaję czegoś takiego jak śmierć”. Jagoda potrzebowała wsparcia, w sensie dosłownym też, ale jej towarzysz bynajmniej nie spieszył z ramieniem, na którym mogłaby się wypłakać. Zniknął mi z oczu, zanim złożono wszystkie wieńce i kondolencje.

– Współczuję, naprawdę – powiedziałem.

– Wierzę. Wpadnij do nas na mały poczęstunek – zaprosiła mnie nieoczekiwanie.

– Nie jestem pewien, czy...

– Proszę! – spojrzała na mnie błagalnie. – Kuba oznajmił mi, że właśnie dzisiaj wyjeżdża na rozmowę o pracę. Niby już wcześniej się między nami nie układało, ale naprawdę nie myślałam, że zostawi mnie samą w takim momencie...

– Przyjdę – zdecydowałem.

Zawsze cię lubiłam, wiesz? – uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością.

Po skromnej stypie pomogłem Jagodzie posprzątać i pozmywać. Rozmawialiśmy o szkolnych czasach. Udało mi się ją rozśmieszyć. Patrząc na jej ożywioną twarz, odkryłem, że nic się nie zmieniło. Tylko przy niej serce biło mi żywiej, a myśli układały się w wiersze, całkiem jak jakiemuś niepoprawnemu romantykowi.

Pierwsza miłość okazała się tą jedyną

Gorzej być nie mogło... Kiedy się żegnaliśmy, wyraźnie czekała na coś więcej niż zdawkowy pocałunek w policzek. W jej oczach znowu pojawiły się łzy. A ja byłem w rozterce jak nigdy dotąd. Potrzebowała czułości, ale ja nie chciałem być tylko plastrem na ranę. Zresztą, czy można w ten sposób wykorzystywać sytuację? Delikatnie dotknąłem jej ust. Były słone. I słodkie zarazem. Marzyłem o nich od VII klasy.

„Trzymaj się, stary” – pomyślałem.

Tak zaczęliśmy się spotykać. Codziennie. Zaledwie tydzień wystarczył, żebym zapomniał o wszelkich zasadach.

– Mama wyjechała do ciotki. Jestem sama... Zostaniesz? – kusiła Jagoda.

Oszukiwałem się, że będę spał na kanapie, że tylko na chwilę położyłem się obok niej, bo bardzo prosiła. „Póki nie zaśnie”, obiecałem sobie, głaszcząc ją po plecach. Gdy zasnęła, było jeszcze gorzej. Ciepła, miękka, pachnąca wszystkim, co słodkie i zakazane. Gdy wtuliła się we mnie jak mały kociak, moje postanowienie, że między nami do niczego nie może dojść, zaczęło słabnąć.

Muszę już iść, Jagódka, skarbie... – próbowałem uwolnić się z jej objęć.

– Nie! Nie zostawiaj mnie! – uczepiła się kurczowo mojej szyi. – Wszyscy mnie zostawiają. Ty nie odchodź, proszę...

Miesiąc później powiedziała mi, że jest w ciąży. Przeżyłem szok.

– Tak szybko? Jesteś tego pewna? – nie mogłem uwierzyć. – Ciężkie przeżycia mogą wpłynąć na regularność cyklu...

Nie mów jak mój ginekolog! – zirytowała się. – Jestem pewna. Czuję je... nowe życie. To sprawiedliwe. Tata umarł, ono się urodzi. Nie chcesz go, to sama wychowam! – nagle uniosła się honorem

– Oczywiście, że chcę! – złapałem ją za ręce, zmusiłem do uwagi. – Kocham cię od dawna. Marzę, żeby się z tobą ożenić i mieć z tobą dziecko. Ale czego ty chcesz? Co będzie, jak wróci Kuba? Co stanie się ze mną, gdy twój żal minie? Tego się boję. Bardzo egoistycznie boję się o siebie.

– Niepotrzebnie – pokręciła głową. – Jesteś dobry, czuły, kochany...

– Kochany? – spytałem.

– Tak – potwierdziła. – W takim razie nie zgłaszam więcej żadnych zastrzeżeń – uśmiechnąłem się.

Co innego moja rodzina. Ojciec po męsku radził, bym nie mylił seksu z miłością. Siostra uprzejmie zauważyła, że Jagoda dopiero co z kimś się rozstała, a ja mogę być tylko na pocieszenie. A mama wprost zapytała, czy to na pewno moje dziecko. Nie zdołali mnie jednak odstraszyć od Jagody i w końcu się wycofali. Uznali, że wiem, co robię, a raczej w co się pakuję. Szczerze mówiąc, bałem się, co to będzie, gdy wprowadzę młodą żonę do domu teściów. Niby mieliśmy oddzielne wejście, własną kuchnię i łazienkę, a jednak...

Z początku nie było lekko

Dopiero kiedy urodziła się Zuzia, lody pękły. Nawet mama nie miała wątpliwości, że to jej rodzona wnuczka. Te oczy, te usta, specyficzny sposób, w jaki kręciła loczka nad czołem – cały Antek! Nikt nie wątpił, zwłaszcza ja. Kiedy znowu spotkałem Jakuba, nie wyglądał mi wcale na zwycięzcę. Wyjazd za pracą niezbyt mu chyba posłużył.

– Co tam słychać u umarlaków? – zagadnął mnie mało dowcipnie.

– Nie żyją – odparłem ponuro.

– O, dowcip ci się wyostrzył! Prawidłowo. Słyszałem, że nieźle ci się powodzi. A co u Jagody? Wciąż się na mnie gniewa?

– Nie sądzę. Minęło sześć lat. Właśnie wyjechała z małą do sanatorium. Zuza coś za często łapie zapalenia oskrzeli.

Nie przejmuj się, wyrośnie z tego. Ja też w jej wieku ciągle chorowałem, a teraz, proszę, chłop ze mnie jak dąb! – zarechotał.

– Nie rozumiem... – zmroziło mnie. – Czy ty przypadkiem sugerujesz, że...

Jakub spojrzał na mnie, jakbym się urwał z choinki. Po chwili doznał olśnienia.

Ups! Myślałem, że wiesz. Mówiłem sobie nawet: „Co za porządny gość z tego Antka. Ja zwiałem, a on wychowuje cudze dziecko jak swoje. Jagoda nie mogła lepiej trafić. Facet z chatą, zawodem...”. Naprawdę tak jej się dałeś skołować?! – pokręcił głową w udawanym zdumieniu. – Cóż, jak człowiek chce w coś wierzyć, to uwierzy, choćby na przekór własnym oczom…

Przestałem go słuchać. Odszedłem, nie mogłem na niego patrzeć. Bałem się, że w jego wrednej gębie i złośliwych oczkach dostrzegę podobieństwo do... Nie! To niemożliwe! To nie może być prawda! Moja matka uważała, że Zuzia to skóra zdarta ze mnie. Może się myliła, może ja się myliłem? Może całe moje udane małżeństwo było jednym wielkim oszustwem? Zostałem zwyczajnie wrobiony! Z drugiej strony, Zuzia nie urodziła się przed terminem, tylko... aż dwa tygodnie po czasie!

Zamiast do domu trafiłem do pubu

Dawno się tak nie upiłem. Kac nazajutrz nie poprawił mi humoru. Dobrze, że Jagoda wyjechała. Gdybym w takim stanie zaczął jej zadawać pytania, skończyłoby się awanturą, a ja wyszedłbym na drania. Znałem ją. Gdy wierzyła, że ma rację, broniła się jak ci spod Częstochowy. Jeżeli pięć lat temu postanowiła mnie oszukać, teraz nie zmieni zdania. Pójdzie w zaparte. Miałaby o co walczyć i... miałaby rację. Byliśmy małżeństwem niemal doskonałym. Wszystko w nim grało: wspólne zainteresowania, tematy do rozmów, nieco ironiczne poczucie humoru, świetny seks, no i córka, za którą dalibyśmy się pokroić. Tylko że ta córka mogła nie być moja...

I wszystko zaczynało się kruszyć, walić, tracić sens. Oczywiście Jakub mógł kłamać, żeby mi dopiec. Bo jemu się nie udało, a ja byłem szczęśliwy. Sukinsyn, tchórz i egoista! Mógł kłamać, ale nie musiał... Kolejna noc w pubie i kolejny kac nazajutrz. Ojciec spytał, czy nie przesadzam z tym balowaniem jako słomiany wdowiec. Odpyskowałem mu coś bez sensu. Matka obrzuciła mnie zamyślonym spojrzeniem. Czyżby coś podejrzewała? Uciekłem do siebie przed jej kobieco-matczyną intuicją, musiałem sam się z tym uporać. Usiadłem na kanapie i sięgnąłem po leżącą na stole gazetę telewizyjną. Przerzucałem szybko kartki w poszukiwaniu czegoś, co zagłuszy moje galopujące myśli...

„CZYJE TO DZIECKO?” – krzyczało pytanie z reklamy przy programie na czwartek. „Genetyczne testy na ustalenie ojcostwa i pokrewieństwa – czytałem dalej. – Anonimowo w domu. Wysyłkowo. 100% pewności. Także z włosa lub śliny”.

Sięgnąłem na półkę po album Zuzi, w którym notowaliśmy wszystko, co jej dotyczyło. Waga, wzrost, odrysowana rączka i stópka, pierwszy ścięty loczek... Zadzwoniłem. Potwierdzili, że włos wystarczy, skoro nie dysponuję próbką krwi. Gdy do nich pojechałem, pobrali moją. Spytałem, jak długo będę czekał na wyniki. Góra dziesięć dni. Mogę odebrać osobiście albo przyślą do domu.

Niech przyślą – pomyślałem. – List powinien dotrzeć, zanim dziewczyny wrócą z sanatorium”.

I dotarł. Tylko ja nie miałem siły go otworzyć. Minęły trzy dni... Obejrzałem albumy ze zdjęciami. Szczęśliwe chwile uchwycone na kliszy. Pamiętam, jak trzymałem Jagodę za rękę, gdy rodziła się Zuzia. Pamiętam, co czułem, gdy pozwolili mi wziąć maleńką na ręce. Jej pierwszy kroczek, radosny śmiech, pierwsze słowo i dzień w przedszkolu, jej mała łapka ściskająca kurczowo mój kciuk... Ogarnęło mnie wielkie wzruszenie i uczucie bezbrzeżnej miłości. Bezwarunkowej, absolutnej. Kochałem moją córkę. Taka była prawda. I Jagodę, moją żonę. To się nigdy nie zmieni, bez względu na to, co zawiera ten list. Pierwszy raz, odkąd ponownie spotkałem Jakuba, poczułem ulgę. Poczułem, jak łapa, która ściskała mnie od środka, rozluźnia palce. Zrozumiałem, że list nic nie zmieni. Po co więc miałem go otwierać? Wolałem go podrzeć na drobne kawałki. Najdrobniejsze... I zapomnieć.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA