„Wstydzę się mojej córki, to płytka smarkula. Nie chce jej się uczyć, od zawsze tylko ciuszki, kosmetyki i chłopaki”

Nie chciałem zdradzać rodzinnych tajemnic córkom fot. Adobe Stock, Вячеслав Чичаев
„Szkoła zawsze była dla niej wybiegiem dla modelek, a nie miejscem, gdzie się zdobywa wiadomości. Wprawdzie nigdy nie doszło do tego, żeby powtarzała klasę, ale zawsze plasowała się bliżej tych najsłabszych i co rok przeżywaliśmy huśtawkę: przejdzie, nie przejdzie? Miałem tego dosyć, niech ten leń w końcu zacznie się uczyć!”.
/ 19.02.2023 18:30
Nie chciałem zdradzać rodzinnych tajemnic córkom fot. Adobe Stock, Вячеслав Чичаев

Z Alicją, naszą starszą córką, mieliśmy jakoś mniej problemów niż z młodszą. Zawsze dobrze się uczyła, wiedziała, czego chce, i dokonywała mądrych wyborów. Nawet okres gimnazjalny przetrwała, nie sprawiając większych problemów ani w szkole, ani w domu. Paulina to przeciwieństwo Alicji: w głowie jej tylko imprezy, ciuchy i chłopcy. Niekoniecznie w tej kolejności.

„Wyrośnie z tego – tłumaczy ją żona. – Ma dopiero szesnaście lat. To trudny wiek dla dziewczyny”.

Też mi odkryła Amerykę!

Wiadomo, że tak bywa, gdy się dorasta, ale mam wrażenie, że córka tkwi w tym stanie, odkąd odkryła różnicę płci, czyli gdzieś od trzeciej klasy podstawówki. Szkoła zawsze była dla niej wybiegiem dla modelek, a nie miejscem, gdzie się zdobywa wiadomości. Wprawdzie nigdy nie doszło do tego, żeby powtarzała klasę, ale zawsze plasowała się bliżej tych najsłabszych i co rok przeżywaliśmy huśtawkę: przejdzie, nie przejdzie? Oczywiście, stres zżerał tylko „wapniaków”, bo młoda hołdowała zasadzie „cool i spoko”. Gdy słyszałem te słowa, szlag mnie trafiał w ułamku sekundy. W tym roku Paula kończy gimnazjum, a Alicja szkołę średnią. I zgodnie ze zdrowym rozsądkiem to ta starsza powinna się szykować na studniówkę. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Alicja zapowiedziała kategorycznie, że nie wybiera się na żadną głupią zabawę. Koniec, kropka. Woli poczytać książkę albo iść do kina. Oboje z żoną przekonujemy uparciucha od miesięcy, że to jedyna taka impreza w życiu, że potem będzie żałowała, ale córka obstaje przy swoim:

– Bawić to ja się będę dopiero, jak skończę szkołę.

Nigdy nie zrozumiem kobiet

Trochę ją rozumiem, też nigdy nie lubiłem obowiązkowych uroczystości… Poza tym dla chłopaków taki bal to z reguły okazja do wypicia czegoś mocniejszego, choćby i w toalecie, do poobściskiwania koleżanek i tyle. Z dziewczynami jest inaczej, przynajmniej tak mi się wydaje. Mogą pochwalić się nową kreacją, zrobić się na bóstwo… Ale Alicja powiedziała, że te argumenty są żenujące. No więc jak dla mnie, sprawa studniówki została definitywnie załatwiona odmownie. Niestety, żona nie przyjęła tego do wiadomości i ciągle nękała córkę, nie wiem, skąd czerpiąc nadzieję, że w ostatniej chwili Alicja zmieni zdanie. Z jakichś powodów ten bal był ważniejszy dla niej niż dla samej maturzystki. No cóż, meandry kobiecych umysłów są dla mnie cały czas zagadką i dawno już przestałem dociekać, jak to wszystko działa. Jakoś tak – to jedyna sensowna odpowiedź.

– Idę na studniówkę! – oświadczyła córka parę dni później.

Tyle że młodsza córka – gimnazjalistka. Jednym uchem mi wleciało, drugim wyleciało. Przyjąłem za pewnik, że chodzi o zwykłą szkolną dyskotekę, a młodej się tylko skojarzyło ze studniówką… Ale nie. Moja szesnastoletnia córka została zaproszona jako „osoba towarzysząca” przez jakiegoś klasowego niedorajdę, który nie potrafił znaleźć sobie dziewczyny w podobnym wieku i postanowił zapolować na małolatę, super! Nawet nie chciało mi się tego komentować, spojrzałem tylko z politowaniem na rozpromienioną Paulinę i wyszedłem do garażu. Musiałem wymienić przepaloną żarówkę w jednym z reflektorów mojego auta, co okazało się zadaniem nad wyraz trudnym, jeśli w ogóle wykonalnym. Przez dobrą godzinę szukałem możliwości wciśnięcia ręki w wąską szczelinę między reflektorem a osłonką, które to dojście zaprojektował najwyraźniej jakiś konstruktor po szkole baletowej, ale nie udało mi się. Nie ma się co dziwić, że majster w warsztacie nie podjął się tej roboty, rzuciwszy tylko okiem na markę. Szlag by to trafił!

I co ja mam teraz z tym zrobić?

Jakby mało mi było kłopotów, do garażu zajrzała żona.

– Jak mogłeś ją tak potraktować? – spytała. – Dziewczyna siedzi w swoim pokoju i płacze.

– Nawet się do niej nie odezwałem, kochanie – odparłem zgodnie z prawdą, usiłując zachować spokój.

– No właśnie, cały ty. – Żona wzięła się pod boki. – Nie dałeś jej żadnej nadziei, nie wysłuchałeś argumentów, ba, nawet nie raczyłeś otworzyć ust! Przecież ta studniówka to jest dla niej ważne wydarzenie, jak mogłeś ją tak zlekceważyć?

Trzeba przyznać, że wybrała sobie kiepski moment na stawianie mi zarzutów Jeszcze nie ochłonąłem po przegranej walce z materią, a tu wydumane problemy małolaty nie mogą się doczekać pozytywnego rozpatrzenia.

– Przede wszystkim – uniosłem, może przesadnie, głos – studniówka może i jest ważnym wydarzeniem w życiu, ale dla maturzysty. Na studniówkę trzeba sobie zasłużyć. O ile wiem, nasza Paulinka wybiera się do zawodówki, więc ta impreza ominie ją na własne życzenie. Teraz ma szesnaście lat i wybacz, ale dziwię się, że ty, jako matka, nie widzisz nic niestosownego w tym, żeby wyszła na całą noc z nieznanym nam niemal dwudziestoletnim młodzieńcem, któremu na pewno nie w głowie patrzenie w niewinne dziewczęce oczy i romantyczne wzdychanie. Uwierz, sam miałem kiedyś dwadzieścia lat. I nie zamierzam więcej dyskutować na ten temat, a już na pewno nie ze smarkulą, której się wydaje, że wszystko jej wolno. Chce studniówki? Niech idzie do liceum i dotrwa do matury, wtedy sam kupię jej kieckę na tę okoliczność!

Żona spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakbym odmówił jej ostatniej posługi, odwróciła się na pięcie i trzasnęła za sobą drzwiami. No i zamiast jednej, miałem teraz w domu dwie obrażone kobiety, nawet mi się nie chciało wchodzić na górę. Otworzyłem na powrót maskę auta i z rezygnacją zacząłem wciskać dłoń w szczelinę, żeby dostać się do żarówki. Już prędzej to mi się uda, niż dojść do porozumienia z tymi dwiema. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA