Kiedy Anka z Robertem zaproponowali nam wspólny wypad nad morze, przyjęliśmy ten pomysł z radością. W końcu na studiach nieraz ruszaliśmy razem w Polskę, czasem w czwórkę, czasem większą ekipą – i zawsze było bardzo przyjemnie. Podróż na stopa dziurawymi drogami, wspólne biwakowanie w plenerze, piwko przy ognisku, pałaszowanie schabowych w przydrożnych knajpkach… To były naprawdę piękne chwile.
Potem, gdy wszyscy zaczęliśmy „dorosłe życie”, a przede wszystkim pracę na pełnych etatach, nagle zabrakło nam czasu na tego typu wyprawy. Przede wszystkim trudno było nam zgrać termin. Zawsze komuś nie pasował. Inny z kolei narzekał na brak gotówki, komuś właśnie urodziło się dziecko i był „uziemiony”. Przez wiele lat wyjeżdżaliśmy więc z mężem sami. Krzysiek nie miał z tym problemu, ja jednak z rozrzewnieniem wspominałam nasze dawne wyprawy. I nagle Anka z Robertem wyskoczyli z tym morzem…
Mieliśmy inny pomysł na spędzenie czasu
Pierwszy zgrzyt pojawił się już przy wyborze miejsca. My optowaliśmy za domkami pod wynajem w jakiejś cichej, nadmorskiej miejscowości, chociażby w Chałupach, oni proponowali głośne i tłoczne Międzyzdroje. W dodatku chcieli zamieszkać w betonowym molochu przy samej plaży!
– To świetny hotel, mówię ci! Mają tam basen, spa, a nawet siłownię – przekonywała nas Anka.
– Wiesz, wolelibyśmy coś bardziej kameralnego – pokręciłam głową. – Poza tym to dość drogie miejsce.
– Chyba nie chcesz dziadować na wakacjach? – zaśmiał się Robert.
Już wtedy nas wkurzyli. Mam określony budżet i określone upodobania, i nic im do tego! A co się tyczy dziadowania, to już nie będę mówić, kto ostatnio wziął kredyt na nowy telewizor, a potem wbijał zęby w ścianę przez kolejne trzy miesiące… Ostatecznie wylądowaliśmy w średniej wielkości hoteliku w Darłowie, z czego ani oni, ani my nie byliśmy zadowoleni. Ale kompromis to kompromis.
Pierwszego dnia było nawet fajnie. Po przyjeździe wszyscy zgodnie ruszyliśmy na plażę, gdzie spędziliśmy następne trzy godziny z przerwą na obiad w przytulnej smażalni ryb. Wieczorem z kolei poszliśmy na spacer, a potem na wino. Wspominaliśmy stare czasy, gadaliśmy o wspólnych znajomych, śmialiśmy się z dowcipów Roberta. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że gdy koło północy poczułam się zmęczona i chciałam się położyć, usłyszałam, że jestem „starą babą”.
– Dziewczyno, wyjeżdżasz na urlop raz do roku i idziesz spać z kurami?! – zawołała Anka. – Tu niedaleko jest dyskoteka, ogarnij się i chodźmy. Noc przecież jeszcze młoda…
– Spokojnie, jutro też jest dzień… i noc – starał się załagodzić sytuację mój ugodowy Krzysiek.
Przez dobre pół godziny próbowali nas zaciągnąć na tę nieszczęsną dyskotekę. Nie chcieli iść sami. Wierzcie mi, ludzie po alkoholu bywają naprawdę męczący. W końcu machnęliśmy ręką i poszliśmy, ale po godzinie zwyczajnie stamtąd uciekliśmy, bo przysypiałam przy stoliku. Oczywiście Anka z Robertem nie byli zachwyceni.
– Jutro będzie obraza – mruknęłam, a Krzysiek tylko wzruszył ramionami.
Każdy chciał postawić na swoim
Następnego dnia byłam niewyspana. Byłam też zła na siebie, że dałam się namówić na tę dyskotekę. Mimo to szybko się ubrałam i wraz z Krzyśkiem ruszyliśmy na plażę. Kilka razy próbowaliśmy się dodzwonić do naszych znajomych, ale ich telefony milczały. W końcu, w porze obiadu, odezwał się Robert i powiedział, że wczoraj trochę przesadzili z ilością drinków, więc śpią. I żeby im nie przeszkadzać…
Pojawili się dopiero wieczorem. Nieco zmęczeni, ale gotowi do dalszych harców. Usiedliśmy więc w knajpie, a oni zaczęli opowiadać, co się wczoraj wydarzyło w tej dyskotece. Oczywiście nie kryli żalu, że ich zostawiliśmy. No bo przecież, jak się wyjeżdża razem, to wszystko trzeba robić razem, prawda?
No cóż, nieprawda. Nie bawi mnie siedzenie w klubie do rana, żeby potem przez cały dzień spać. Wolę inaczej spędzać czas, chociażby zwiedzić pobliski zamek.
– Zamek?! – prychnęła Anka. – No, wy to naprawdę jesteście staruchy. Żeby po muzeach na urlopie łazić…
– Wolę łazić po muzeach niż na zmianę chlać i leczyć kaca! – warknęłam, bo byłam naprawdę wkurzona.
No i wybuchła awantura, nie potrafiliśmy dojść do porozumienia. Kolejne kilka dni spędziliśmy osobno. My poszliśmy zwiedzać zamek, popłynęliśmy w krótki rejs motorówką, oglądaliśmy zachody słońca, kąpaliśmy się w morzu. A oni nocą łazili po dyskotekach, a w dzień spali. I pewnie nie byłoby w tym nic złego, gdyby każda ze stron zaakceptowała wybory drugiej. Ale to tak nie działa. Każdy chce postawić na swoim.
Czytaj także:
„Wyjechaliśmy ze znajomymi na majówkę. Okazało się, że są po prostu skąpi - szkoda im było nawet kasy na muzeum”
„Mam 16 lat i bardzo chciałam być już dorosła. Po samotnym wyjeździe na wakacje wracałam do rodziców w podskokach”
„Mój mąż utrzymuje kontakt tylko z wpływowymi i bogatymi znajomymi. Twierdzi, że przyjaźnie muszą mu się opłacać”