„Kumpel w tajemnicy wyprowadzał pieniądze z naszej spółki. Jemu wszystko uszło płazem, ja zostałem goły jak święty turecki”

mężczyzna oszukany przez współnika fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Byłem idealnym celem dla urzędu skarbowego: miałem mieszkanie i auto, wszystko kupione uczciwie. A Jasiek? Przeciwnie! Wszystko u niego było jak wydmuszka: piękne z zewnątrz, a puste w środku A z pustego nawet urząd skarbowy nie naleje. Skoro mogli bez żadnego kłopotu ściągnąć pieniądze ode mnie, od razu to zrobili”.
/ 09.07.2022 17:15
mężczyzna oszukany przez współnika fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Gdy Jasiek zaproponował, żebyśmy razem założyli firmę, byłem zaskoczony. On, prymus na studiach, i ja, skromny facet… Dlaczego mnie wybrał? Powiedział mi, że jestem bardziej skrupulatny –  w końcu zawsze miałem najlepsze notatki na roku – i twardo stąpam po ziemi.

– Jak ty poprowadzisz księgowość, będę spał spokojnie – wyjaśnił. – Ja się zajmę rozwojem firmy. Mam nosa do interesów.

To fakt. Na studiach nie brakowało mu kasy, bo tu coś kupił, tam coś sprzedał…

– To były drobne biznesy! – Jasiek machnął ręką. – Pora wreszcie rozwinąć skrzydła. Zadam ci temat: dom ergonomiczny, Taki, którego utrzymanie prawie nic nie kosztuje, bo nie tylko jest energetycznie oszczędny, ale sam generuje energię. Słyszałeś o panelach słonecznych, pompie cieplnej? – sypał terminami, które niewiele mi mówiły.

Czytałem trochę o tym, ale nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, o co chodzi.

– Pompa cieplna czerpie z wnętrza ziemi energię, która potem służy do ogrzania domu. Kapujesz? Głęboko w ziemi jest dużo wyższa temperatura niż na powierzchni. Jeśli zakopiesz taką pompę na odpowiednią głębokość, masz darmowy kaloryfer! A panele to takie prostokątne tafle montowane na dachach. Mają przyciągać energię słoneczną...

– Ale czy to się sprawdzi w tym klimacie? – pytałem. – Przecież u nas słońca w zimie jak na lekarstwo – nie kryłem wątpliwości.

– Te panele idą jak woda, moda jest na to! – odparł Janek, wzruszając ramionami. – A Unia daje dofinansowanie, chyba nawet do czterdziestu procent. Głupi by nie skorzystał! Zresztą teraz wymyślili jakieś panele rurowe, które generują ciepło jeszcze szybciej i skuteczniej. Niemcy tylko ich używają. A to, co niemieckie, u nas w mig się sprzeda!

Trwonił mnóstwo kasy na bzdury...

Nawet moja narzeczona, zwykle nieufna i ostrożna, była zachwycona tym, co opowiadał Jasiek. To była dla nas szansa: chcieliśmy już założyć rodzinę, ale Ola uznała, że musimy najpierw zyskać stabilizację finansową, bo przecież na razie nawet nie mamy gdzie mieszkać, trzeba by wziąć kredyt, a potem mieć z czego spłacać... Posada, którą dostałem po studiach, kokosów nie zapewniała, a propozycja Jaśka dawała nadzieję.

– Wchodzę w to! – oświadczyłem.

– Cieszę się, wspólniku! – Jasiek przybił mi piątkę. – Trzeba przygotować papiery spółki.

– Wszystko na pół? – zapytałem.

– Wszystko na pół! – potwierdził.

Każdy z nas wniósł niewielki kapitał pieniężny i pracę. Jasiek miał rację: to, że byliśmy tak różni, służyło firmie. Szliśmy jak burza i w pierwszym roku osiągnęliśmy spore zyskiWarto było pracować nawet po kilkanaście godzin na dobę. Dla takiego efektu!

– To wszystko dla naszej przyszłości – mówiłem Oli, którą rzadziej teraz widywałem.

Moja narzeczona doskonale to rozumiała, zwłaszcza że stan naszego konta wzrastał.

Chyba już nas stać na wesele i wspólne życie – uznała w drugim roku istnienia firmy.

Byłem dumny, że we mnie wierzy.

Nie weselu, na które nie wydaliśmy za dużo, Jasiek szalał na parkiecie z Kaśką, najbliższą przyjaciółką mojej żony. Widać było, że kompletnie zawrócił dziewczynie w głowie. Lubię ją, więc próbowałem ją ostrzec. 

On jest niestały w uczuciach. Nie wierz za bardzo w to, co mówi – klarowałem jej, ale ona miała już maślane oczy.

Nic dziwnego: Jasiek jest przystojny, potrafi być uroczy i szarmancki. Na studiach zmieniał panny jak rękawiczki, niejednej złamał serce. Oczywiście, Kasia stała się jego kolejną ofiarą. Kilka tygodni później wypłakiwała się na ramieniu mojej żony.

– Myślałam, że skoro się z tobą przyjaźni, to jest taki jak ty! – chlipała.

– Nie, jesteśmy skrajnie różni – odparłem.

I była to prawda. Nie tylko w interesach, także w życiu prywatnym. Podczas gdy ja budowałem stabilny związek z Olą, on polował na kolejne zdobycze. Miał jeszcze inną słabość: drogie samochody. Ja kupiłem mieszkanie i pracowicie spłacałem kredyt, a Jasiek...  szastał kasą. Jego wóz kosztował  równowartość całkiem niezłej kawalerki.

– A po co mi druga kawalerka?! – pytał ze śmiechem. – Jedną już mam! 

Mógłbyś sobie kupić większe mieszkanie, takie przyszłościowe – przekonywałem.

– Ale po co? Przecież w swoim tylko śpię, i to zwykle nie sam. Wszystko, co mi potrzebne do szczęścia, to fura, na którą złapię fajną laskę, i duże łóżko, w którym z nią wyląduję –  popisywał się jak szesnastolatek. – Te dwie rzeczy to podstawowe wyposażenie prawdziwego mężczyzny...

Cóż, ja widać prawdziwy nie byłem. Mnie trzeba było do szczęścia znacznie więcej. Albo mniej – zależy, jak na to patrzeć. Ja budowałem swoje życie z jedną kobietą.

Zawsze potrafił mydlić ludziom oczy

Kiedy urządziliśmy już nasze mieszkanie, przyszła kolej na dzieci. Ola zaszła w ciążę bez żadnego problemu, chociaż oboje się nieco obawialiśmy, że ze względu na moje zdecydowanie za duże zaangażowanie w pracę możemy mieć z tym kłopot. Wiadomo przecież, że plemniki nie są takie żywotne, kiedy człowiek się nie oszczędza. Na szczęście nam się udało, a po dziewięciu miesiącach urodziła nam się śliczna i zdrowa córeczka. Byłem wprost wniebowzięty. Poprosiłem Jaśka, aby został jej ojcem chrzestnym Monisi. 

– Jesteś pewien, że się do tego nadaję? – rozbawiła go moja propozycja.

Ale kiedy podawał Monisię do chrztu, na jego twarzy malowało się wzruszenie. Pomyślałem wtedy, że jesteśmy jak rodzina. 

Wspólna firma bardzo nas zbliżyła. Szło nam świetnie – był spory popyt i na nasze pompy cieplne, i na panele. Jasiek był jednak wizjonerem. Miał mnóstwo propozycji (a ja na niektóre z nich przystawałem):

– Potrzebne nam nowe rozwiązania, to się nie będzie tak sprzedawało wiecznie.

Interes się kręcił.

Kiedy nasza Monisia skończyła dwa lata, zdecydowaliśmy się z Olą na kolejne dziecko. Już z małym Maksymilianem przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania większego od poprzedniego. W tym czasie Jasiek jeździł na egzotyczne wakacje, z których przesyłał nam kolorowe kartki. „Piję drinka z palemką za wasze zdrowie!“ – pisał.

On się kiedyś przejedzie na takim życiu! – wyrokowała moja żona. – Człowiek przecież musi mieć coś stabilnego, do czego będzie wracał, prawda?

Kiwałem głową, myśląc, że jestem szczęściarzem, skoro Ola jest taka mądra. Niestety, w tej jednej kwestii się przeliczyła: to nie Jasiek się przejechał, tylko… my.

Sam nie wiem, kiedy i jak do naszej firmy zawitał kryzys. To znaczy wiedziałem, że Jasiek nabrał kredytów na jej rozwój, ale prawdę mówiąc, nie miałem pojęcia, jak źle je spożytkował. Okazało się w sumie, że chociaż niezły ze mnie księgowy, to Jasiek był lepszy w te klocki. Ukrywał przede mną dokumenty, aż przyszła kontrola skarbowa, która wykazała szokujące fakty. Okazało się na przykład, że kawalerka Jaśka była wynajmowana przez naszą firmę! On więc nie płacił za nią grosza. Na co więc wydawał pieniądze, które zarobił? Nie wiadomo, bo... formalnie nic nie miał!

Nawet samochód nie należał do Jaśka, bo go przepisał na swojego brata.

– Darowizna…  Miałem prawo braciszkowi podarować furę, zgłosiłem to do urzędu skarbowego – powiedział mi bezczelnie, doskonale wiedząc, że skoro on formalnie nic nie posiada, komornik nie zapuka do jego drzwi. 

Zapukał do moich, domagając się spłaty jakichś długów. Kiedy podał sumę, z przerażenia złapałem się za głowę.

– Splajtujemy! – krzyknąłem do Jaśka. – To... niemożliwe, by firma przez lata działała tak źle, skoro braliśmy tak wysokie pensje!

Załatwił mnie na cacy

Niestety, wszystko to była prawda. Komornik zajął nasze mieszkanie, które musiałem oddać za długi. A my z Olą i dwójką małych dzieci pozostaliśmy bez dachu nad głową. Dobrze, że przygarnęli nas teściowie, bo nie wiem, co bym bez nich zrobił. Moi rodzice mieszkali na wsi zabitej dechami, a przecież Ola musiała pracować – teraz jej pensja to były nasze jedyne dochody.

– Nie martw się, kochanie – podtrzymywała mnie na duchu, ale za dobrze ją znałem, by nie widzieć, że się martwi.

A ja się miotałem: czy mam ratować firmę, czy pozwolić jej utonąć? W końcu zrozumiałem, że ratować nie ma czego, bo.. zostałem oszukany przez wspólnika. Nie wiem, jakim cudem Jasiek wyprowadził pieniądze z firmy, ale to zrobił. A kto za to wszystko zapłacił? Ja! Jak ostatni frajer…

Byłem idealnym celem dla urzędu skarbowego: miałem mieszkanie i auto, wszystko kupione uczciwie. A Jasiek? Przeciwnie! Wszystko u niego było jak wydmuszka: piękne z zewnątrz, a puste w środku A z pustego nawet urząd skarbowy nie naleje. Skoro mogli bez żadnego kłopotu ściągnąć pieniądze ode mnie, od razu to zrobili.

Pytałem u prawnika, jaka jest  szansa, że uda mi się ściągnąć od Jaśka połowę kwoty.

– Nikła – powiedział mi uczciwe. – Bo przecież ten facet nic nie ma. A w umowie spółki  napisano, że ręczycie za jej działanie swoim majątkiem. Może pan dochodzić w sądzie, że powinno być pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, ale nawet jeśli zapadnie korzystny dla pana wyrok, i tak nie dostanie pan tych pieniędzy, skoro on formalnie nic nie ma. Najwyżej pójdzie siedzieć za długi, wyjdzie za dobre sprawowanie po odbyciu jednej trzeciej kary i będzie cieszyć się życiem i ukrytymi przed panem pieniędzmi .

– Czyli wynika z tego, że mam przerąbane? – podsumowałem.

Mina adwokata mówiła sama za siebie.

Tym sposobem zapłaciłem sam za działanie naszej firmy, a raczej za machlojki Jaśka. A wszystko to, co w niej zarobiłem, straciłem bezpowrotnie. Właśnie zaczynam od zera. Jednak teraz jedno wiem już na pewno: powiadały jaskółki, że niedobre są spółki...

Czytaj także:
„Wściekałam się, że przy dziecku nie mam czasu umyć włosów, a teściowa lata po kosmetyczkach. To niesprawiedliwe”
„Myślałam, że kobieta po 40-stce nie ma już szans na randki i zamążpójście. Zaczęłam się więc przyjaźnić z emerytami”
„Sama zaprzepaściłam wielką miłość. Pogodziłam się z losem staruchy z kotami, jednak życie miało na mnie inny plan”

Redakcja poleca

REKLAMA