„Wolałam dać opłatek psu, niż przełamać się nim z teściową. Mamuśce życzę jedynie, by kolejne święta spędziła w urnie”

pewna siebie kobieta fot. Adobe Stock, JackF
„Tym razem zraniła mnie jednak tak bardzo, że nie zamierzałam robić dobrej miny do złej gry. Nie postrzegałam jej jako miłego gościa i zamierzałam dać temu wyraz. Gdy nastał czas przełamania się opłatkiem, z rozmysłem ominęłam teściową, a kawałek przeznaczony dla niej dałam Borówce, naszej kochanej suczce”.
/ 16.12.2023 18:30
pewna siebie kobieta fot. Adobe Stock, JackF

Nie liczyłam na święta w miłej, rodzinnej atmosferze. Nie mogłam, skoro wiedziałam, że zasiądę przy wspólnym stole z teściową. Miałam jednak cichą nadzieję, że będzie przynajmniej znośnie.

Znośnie, czyli „mogłoby być lepiej, ale mogłoby być znacznie gorzej”. Coś pomiędzy zadowoliłoby mnie w zupełności. Nie wymagałam dużo, ale moja teściowa kolejny raz udowodniła mi, że karmienie się nadzieją prowadzi do zagłodzenia. Jestem jej jednak wdzięczna, bo swoją postawą nauczyła mnie, że to już najwyższy czas, żeby zacząć wyciągać wnioski ze swoich błędów. 

Teściowa była niezłą aktorką

„Nie miałam szczęścia i trafiłam na niewłaściwego mężczyznę”. Te lub podobne słowa wypowiada większość kobiet, których małżeństwo rozpada się w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Dla mnie to stek bzdur. Każda z nas ma przecież swój rozum, a trafna ocena wybranka leży w naszym interesie. To, że niektóre wolą spoglądać na swoje życie przez różowe okulary, to już zupełnie inna sprawa. Ale nie doszukujmy się przypadku w swoich wyborach. Nie w tej kwestii.

Nie oznacza to jednak, że małżeństwo jest pozbawione elementu loterii, bo na to, jakich teściów wylosujemy, nie mamy żadnego wpływu. Wychodzimy za naszych mężczyzn, nie za ich bliskich. Oni są tylko miłym lub koniecznym dodatkiem, a ja wyciągnęłam najgorszy los z puli.

Zanim pobraliśmy się z Sebastianem, jego matka niczym  aktorka odgrywała rolę normalnej osoby. Nigdy nie była przesadnie ciepła i troskliwa, ale swoim zachowaniem w żaden sposób nie zdradzała, że potrafi zatruć człowiekowi życie. Po naszym ślubie, przestała bawić się w pozory. Mam wrażenie, że słowa „ogłaszam was mężem i żoną” zabrzmiały w jej uszach jak komenda „zdjąć maskę”, wypowiedziana przez wodzireja na imprezie. 

Już na weselu pokazała drugą twarz

Gdy wszyscy zaproszeni goście składali nam gratulacje, ona wyszeptała mi do ucha:

„Najdalej za rok Sebuś zmądrzeje i rozwiedzie się z tobą, ale do tego czasu przynajmniej się zabezpieczajcie”.

Podczas toastu weselnego nie raczyła nawet podnieść się z krzesła. A to jeszcze nie wszystko, na co ją stać. Pamiętam, gdy pierwszy raz jako małżeństwo zaprosiliśmy rodziców Sebastiana na obiad. Podałam wówczas grillowanego łososia z puree z zielonego groszku i salsą z mango. Starałam się, jak mogłam, by posiłek był smaczny i zdrowy.

A ona? Stwierdziła, że „nie jest świnią, by jeść coś, czego miejsce jest w korycie”. Takie sytuacje mogę wymieniać niemal w nieskończoność. Oto moja teściowa – potwór w ludzkiej skórze, ale bez krzty ludzkich uczuć. 

Wiedziałam, że mnie nienawidzi

Po tym dniu powiedziałam mężowi, że nie mam ochoty więcej widywać jego matki.

– Ta kobieta mnie nienawidzi, więc chyba przestanę unieszczęśliwiać ją swoją osobą – wycedziłam przez zęby, gdy już pożegnaliśmy gości.

– Skarbie, wiem, że mama jest trudna, ale proszę cię, daj jej szansę – przekonywał mnie.

– Ona najwyraźniej tego nie chce, bo robi wszystko, żeby zniechęcić mnie do siebie.

– To nie tak. Nie chcę jej usprawiedliwiać, ale wiesz przecież, jak zakończyło się małżeństwo mojego brata. Najwyraźniej dalej nosi w sobie obawę, że historia się powtórzy.

– Ale ja nie jestem jak Dominika!

– Kotku, ja to wiem i ona też wkrótce przekona się o tym. Proszę cię tylko o odrobinę zrozumienia. Daj jej czas.

Nie chciałam dzielić rodziny, więc przystałam na tę prośbę. Była żona Marcela, brata Sebastiana, za dużo już namieszała, gdy okradła swojego męża ze wszystkich oszczędności, uciekła z kochankiem i zostawiła go samego z dziećmi. Postanowiłam, że spróbuję przekonać ją do siebie. Mój mąż zasugerował, że nadchodzące święta będą ku temu dobrą okazją.   

Diabeł mnie podkusił z tymi świętami

Miałam pewne wątpliwości. Do końca życia nie zapomnę, jak zachowała się na naszym ślubie. Nigdy nie powiedziałam Sebastianowi, co wtedy mi wyszeptała do ucha, więc nie mogłam winić go, że chciał zasiąść z nią do wigilijnego stołu. Poza tym sama też chciałam spędzić Boże Narodzenie w rodzinnej atmosferze.

Moi rodzice nie żyją, a z bratem nie utrzymuję kontaktu. Nie miałam kogo zaprosić na święta. Zgodziłem się na wizytę teściów. Choć nie opuszczała mnie obawa, postanowiliśmy, że wigilijny wieczór spędzimy w towarzystwie rodziców Sebastiana, jego ciotki i wuja. 

„Olka, nie łam się. Na pewno nie będzie tak źle, jak ci się wydaje” – pocieszałam samą siebie w myślach.

Przekonałam się jednak, że dla tej diablicy nie istnieją żadne granice przyzwoitości.  

Naprawdę się starałam

Żeby nie prowokować nerwowych sytuacji, nie pozwoliłam sobie na żadne kulinarne eksperymenty. Przygotowałam typowo wigilijne potrawy, według najbardziej tradycyjnych przepisów. Wierzyłam, że w ten sposób dogodzę podniebieniu mojej teściowej. 

Goście zjawili się przed 19. Powitałam ich w drzwiach razem z Sebastianem. „Kochana” mamuśka już na wejściu postanowiła pokazać, że nie ma zamiaru odpuszczać mi nawet w święta.

Co za smród! Kochani, wybaczcie mi – zwróciła się do brata i bratowej. – Nie miałam pojęcia, że zabieram was do smażalni nieświeżych ryb!

– Co ty wygadujesz, Bożena? – skarcił ją wujek Sebastiana. – Przecież pachnie wspaniale.

– Wszystko pachnie wyśmienicie i na pewno jest bardzo smaczne – dodała jego żona.

– Nie bądźcie dla niej zbyt mili, bo jeszcze obrośnie w piórka – skontrowała ich, nie zamierzając odpuścić. – Pamiętajcie, jak wam nie będzie smakować, nie musicie jeść.

Co za bezczelna baba!

– Naprawdę nie możesz darować sobie nawet w święta? – zapytałam, zmuszając się, by nadać spokojny ton swojemu głosowi.

– Jak mam sobie odpuścić, skoro najwyraźniej chcesz nas otruć?

Już miałam wystawić ją za próg, ale wtrącił się Sebastian.

– Mamo, nie widzisz, jak bardzo Ola się stara? Proszę cię, skończ się tak zachowywać, wejdź i usiądź przy stole. A jeżeli nadal chcesz zgrywać wredną jędzę, to nie musisz zaszczycać nas swoją obecnością.

– Synku, twoja babcia wychowała mnie na kulturalną osobę, więc nie odmówiłam zaproszenia. Skoro wam zależy, mogę się poświęcić – stwierdziła i weszła do salonu.

Jej mina zdawała się mówić: „To jeszcze nie koniec i zaraz przekonasz się, na co mnie stać”.

Tego się nie spodziewała

Doceniłam, że mąż stanął w mojej obronie i wreszcie powiedział jej, co myśli na temat takiego zachowania. Tym razem zraniła mnie jednak tak bardzo, że nie zamierzałam robić dobrej miny do złej gry. Nie mogłam pozwolić, by ta stara czarownica traktowała mnie jak śmiecia. Nie postrzegałam jej jako miłego gościa i zamierzałam dać temu wyraz.

Gdy nastał czas przełamania się opłatkiem, z rozmysłem ominęłam teściową, a kawałek przeznaczony dla niej dałam Borówce, naszej kochanej suczce. To zadziałało na nią niczym czerwona płachta na byka.

– I teraz patrzcie, co ja muszę znosić z jej strony! – wykrzyczała. – Ta smarkula nie raczy nawet złożyć mi świątecznych życzeń!

Na taką reakcję liczyłam. Zamierzałam wygarnąć jej wszystko i powiedzieć, że to ostatnie święta, które spędzamy razem. Nie zdążyłam, bo ubiegł mnie Tadeusz, ojciec Sebastiana.

Zamknij się wreszcie, wredna babo! – wykrzyczał jej prosto w twarz – Gdy tylko ta cudowna dziewczyna pojawiła się w naszej rodzinie, zaczęłaś traktować ją jak śmiertelnego wroga, a ona przecież nic nam nie zrobiła! Nie dociera do ciebie, że twój syn ją kocha? Jak będziesz dalej się tak zachowywać, poróżnisz rodzinę, a tego ci nie wybaczę.

– Nie mów do mnie tym tonem, ty...

– Będę mówił takim tonem, na jaki zasługujesz. A jeżeli nie podobają ci się święta w towarzystwie naszych dzieci, możesz w tej chwili wyjść, wrócić do domu i spędzić ten czas sama.

Byłam w szoku

Pierwszy raz Tadeusz przeciwstawił się swojej apodyktycznej żonie. Wcześniej zawsze siedział cicho, jak mysz pod miotłą. Ona najwyraźniej też nie spodziewała się takiej reakcji, bo zajęła miejsce przy stole z miną skarconego dziecka. Nie odezwała się do końca wieczerzy. Dopiero w drzwiach podziękowała za kolację i życzyła nam dobrej nocy.

Tego wieczora powiedziałam Sebastianowi, że nie chcę więcej mieć styczności z jego matką. 

– Dla mnie ona jest już martwa – stwierdziłam w przypływie złości.

– Rozumiem cię i przepraszam, że nalegałem na wspólne święta. Skoro nie chce cię w swoim życiu, będzie musiała pogodzić się, że mnie też więcej nie zobaczy. Nie będę już prosił cię o kolejną szansę dla niej.

Cieszyłam się, że mąż stanął za mną murem, choć nawet przez chwilę nie zasugerowałam, że sam powinien zerwać z nią kontakt. Nie takie były moje intencje. Podjął jednak taką, a nie inną decyzję, a jego matka będzie musiała wypić piwo, które sama sobie nawarzyła. 

Czytaj także: „Sąsiadka zaczęła rodzić na klatce schodowej. Pomogłam jej, bo wszystko jest ciekawsze od samotnej Wigilii”
„Teściowa robi listy prezentów, a w nich perfumy po 600 zł. Myśli, że wolę wydać kasę na nią, niż na własne dzieci?” „Znajomi wymyślili, że wezmą ślub w Boże Narodzenie. Nie rozumieją, że wolę spędzać ten czas z rodziną”

 
 

Redakcja poleca

REKLAMA