Zamieszkałyśmy razem zaraz po moim dyplomie – ja, Magda i Kinga; trzy współlokatorki i z czasem trzy dobre przyjaciółki. Tak się złożyło, że akurat w tamtym czasie wszystkie byłyśmy wolne, więc w sobotnie i niedzielne wieczory często wychodziłyśmy razem do miasta, żeby potańczyć i rozejrzeć się za jakimiś chłopakami.
Pierwsza znalazła miłość Kinga, i to w pracy
– Coś zaiskrzyło między tobą i Wojtkiem? Przecież jeszcze niedawno mówiłaś, że to mruk i nudziarz – palnęłam prosto z mostu, bo nie mogłam się nadziwić nagłemu sercowemu wyborowi Kingi.
Rzeczywiście do tej pory nie wyrażała się o Wojtku z entuzjazmem. Okrąglutki, cichy, w dodatku księgowy… Czyżby Kingę tuż przed trzydziestką dopadła jakaś nagła desperacja?
Postanowiłam przemówić jej do rozumu, zanim popełni błąd swojego życia.
– Pamiętasz, jak obiecałyśmy sobie, że żadna z nas nie zwiąże się z pierwszym lepszym facetem, jaki się nawinie? – zapytałam ją następnego dnia.
– Wojtek nie jest pierwszym lepszym facetem, który mi się nawinął – odparła Kinga urażonym tonem. – Po prostu nagle zaczęliśmy do siebie lgnąć, i tyle. Dużo rozmawiamy, mamy wspólne pasje – tłumaczyła się z wypiekami na policzkach.
– Mówiłaś, że jest gruby i nudny. Nagle się coś zmieniło? – drążyłam temat.
– Wiesz co, Anka? Ty jesteś chyba trochę płytka. Lepiej pilnuj własnego nosa – ucięła dyskusję Kinga. – Może ty też byś się wybrała na jakąś randkę… Chociaż, przepraszam, przecież ty nie masz z kim iść na randkę, bo wszyscy faceci są tacy beznadziejni – docięła mi kąśliwym tonem.
– Nic nie poradzę, że mam duże wymagania. Z byle kim się nie zwiążę – mruknęłam.
– Czyli, że ja się związałam z byle kim, tak?! – krzyknęła Kinga i wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami, a milcząca do tej pory Magda posłała mi niechętne spojrzenie.
– Nie wiem, co cię ugryzło, ale chyba straciłaś przyjaciółkę – powiedziała.
– Nie przesadzaj. Przejdzie jej, jak się pozna na tym całym Wojtusiu.
Niestety, Kinga całkiem zwariowała
– Wojtek mi się oświadczył – powiedziała któregoś wieczoru, machając Magdzie przed nosem jakimś tandetnym, zbyt krzykliwym pierścionkiem z różowym oczkiem.
Magda rzuciła się jej na szyję, a ja… pomyślałam, że straszna z tej Kingi frajerka. Zamiast szukać kogoś na stanowisku, z klasą, wyglądem i tym „czymś”, ona wychodzi za jakiegoś grubaska z marną pensyjką.
Pogratulowałam jej bardziej z musu niż z potrzeby serca i nawet się ucieszyłam, kiedy powiedziała, że za dwa tygodnie wyprowadza się do mieszkania Wojtka.
„Jakoś się z nią ostatnio nie dogadywałam. Może z Magdą będzie się nam sympatyczniej mieszkać we dwójkę?” – pocieszałam się.
Kiedy Kinga się wyprowadziła, zaproponowałam Magdzie, żebyśmy wyskoczyły do naszego ulubionego klubu potańczyć. Wymówiła się zmęczeniem, a w kolejny weekend pojechała w góry z jakimiś swoimi przyjaciółmi, których nie znałam. Ja nie zostałam zaproszona. Wróciła opalona, roześmiana i… zakochana.
– Poznaliśmy się w schronisku. Jakub jest niesamowity! Nie mogę się doczekać, aż go poznasz! – paplała, kiedy przygotowywałyśmy sobie wspólną kolację. – Mogę go zaprosić na jutro? – zapytała.
– Jasne – odparłam, czując w gardle nieprzyjemną gorycz.
Bo choć szczerze lubiłam Magdę i cieszyło mnie jej szczęście, trochę też podgryzała zazdrość. Nie da się ukryć: wyglądało na to, że zostałam na lodzie!
„Moje przyjaciółki znalazły facetów, a ja nie"
Zaczęłam się martwić. Następnego dnia pojawił się w naszym mieszkaniu ów tajemniczy Kuba. Wysoki, uśmiechnięty, dobrze ubrany. Otaksowałam go uważnym spojrzeniem i w końcu stwierdziłam, że Magda nie jest taka głupia jak Kinga – wybrała świetną partię.
Kiedy Kuba opowiadał o swojej pracy architekta, posłałam koleżance spojrzenie pełne uznania. „To jest to! Takich facetów szukamy” – przekazywałam jej telepatycznie.
Jednak przy deserze okazało się, że wybranek Magdy nie jest taki idealny. Gadaliśmy o rodzinie i dowiedziałam się, że Kuba jest wdowcem samotnie wychowującym dwie małe córeczki. Byłam w szoku i nie omieszkałam podzielić się swoją opinią z Magdą.
– Ty chyba kompletnie oszalałaś?! – naskoczyłam na nią, ledwo za adoratorem przyjaciółki zamknęły się drzwi. – Naprawdę chcesz się władować w taki związek?! Będziesz chować obce dzieci, prać im, sprzątać i gotować? Uciekaj, póki to jeszcze nic poważnego – poradziłam jej, przerażona wizją Madzi
w roli złej macochy pary diablątek.
Spojrzała na mnie jakoś dziwnie.
– Anka, w życiu nie da się tak wszystkiego skalkulować, jak byś chciała. Poznaliśmy się, zaiskrzyło, dobrze się z nim czuję. Nie zrezygnuję z niego tylko dlatego, że sam wychowuje córki – powiedziała, a potem zaczęła się do mnie odzywać półgębkiem.
Wieczorami wracałyśmy do domu i każda zamykała się w pokoju
Skończyły się szczere rozmowy przy winie i ploteczki, zresztą Magda coraz częściej znikała na noc. Zrobiła się oficjalna i chłodna. Było mi cholernie przykro. W końcu miałam je za przyjaciółki – Kingę i ją…
Postanowiłam, że w takim razie ja też sobie kogoś znajdę, tym bardziej że wielkimi krokami zbliżały się moje dwudzieste siódme urodziny, a od ponad dwóch lat byłam sama. Spróbowałam szczęścia w Internecie, lecz szło mi kiepsko. Jacyś nieciekawi faceci tam siedzieli…
Bartek nawet fajne maile pisał i miał poczucie humoru, ale na żywo – porażka! Nie znoszę łysych! No nie znoszę i już, nic się na to nie poradzi! Z kolei Adrian był przystojny, lecz miał fatalną pracę.
Hydraulik? Wolne żarty. Co z tego, że z własną firmą, skoro bez studiów, prestiżu, tytułu? Spławiłam go po pierwszej randce, chociaż przyznaję, że było całkiem miło.
Romek był rozwodnikiem, a ja takich nie toleruję
No bo wiadomo to, czemu się rozwiódł? Może tłukł żonę albo teściową? Marcin miał wygląd, klasę i kasę, ale palił. A palacza całować nie będę! Więc nie odbierałam jego telefonów, chociaż po naszym pierwszym spotkaniu dzwonił chyba z pięć razy.
Choć już miałam dość randek, próbowałam dalej. Tyle że wciąż pechowo. Jarek jeździł polonezem i chociaż był miły i niebrzydki, odpadł w przedbiegach. Tolek – też poznany w sieci – był inżynierem lotnictwa.
Niestety, lekko się jąkał, co zaraz mnie zniechęciło. Włodek na drugiej randce wyznał, że lubi jeść i kocha, kiedy kobieta umie gotować. Nie mam ambicji zostać kurą domową, więc więcej się z nim nie spotkałam. I tak mijał czas.
Kinga wyszła za Wojtka. Magda nadal ze mną mieszkała, ale nie byłyśmy sobie zbyt bliskie. Chyba wciąż się gniewała o to, co jej powiedziałam o jej przystojnym wdowcu… Skończyłam dwadzieścia siedem lat, potem dwadzieścia osiem i dziewięć.
30-stka przyszła równie szybko, a ja wciąż byłam wolna
– Masz za duże wymagania – powtarzała mi Elka, jedyna koleżanka z pracy, która nie miała jeszcze męża i z którą wychodziłam czasem w soboty potańczyć.
– Za duże?! – prychałam. – Że niby czego ja od nich wymagam?! Facet ma być przystojny, wolny, obrotny, niepalący, na stanowisku i broń Boże, rozwodnik. To tak wiele?! – pieniłam się.
– Obawiam się, że tak – mruknęła Elka.
– Chyba najwyższy czas spuścić z tonu!
Parę tygodni później ona też znalazła sobie jakiegoś niepozornego maminsynka. I tak straciłam ostatnią wolną przyjaciółkę…
Minęły trzy lata. Byłam zgorzkniała i zniechęcona, ale nie poddawałam się. Chodziłam na randki, które, niestety, zawsze były niewypałami, lecz wciąż szukałam.
„Musi gdzieś być ten mój jeden jedyny; mądry, przystojny, szarmancki, wolny i bezdzietny” – mówiłam sobie co wieczór…rycząc do poduszki. Któregoś dnia zupełnie niespodziewanie odezwała się do mnie Kinga.
– Robimy z Wojtkiem grilla, zapraszamy starych znajomych. Wpadnij, nie widziałyśmy się tyle lat – zaproponowała.
Nie miałam ochoty tam jechać
W końcu Kinga tak długo się do mnie nie odzywała! Choć z drugiej strony… „Może kogoś na tym grillu poznam?” – pomyślałam i obiecałam, że przyjadę.
Na miejscu doznałam prawdziwego szoku. Wojtek – grubiutki i nudny księgowy z dawnej pracy Kingi zamienił się w całkiem szczupłego, wygadanego faceta! Świetnie ubrany, dowcipny, szarmancki. No i ten dom na obrzeżach miasta! Poezja.
– Trafiliście w lotto czy jak? – mruknęłam, rozglądając się po rozległym, zadbanym ogrodzie i zalesionej okolicy.
– Skąd! Po prostu Wojtek założył własną firmę i okazało się, że ma smykałkę do interesów – Kinga z dumą poklepała męża po ramieniu, a on pocałował ją w szyję.
Wyglądali na tak bardzo zakochanych, aż mnie skręcało z zazdrości. Chwilę potem przyjechała Magda z Kubą i jego dziewczynkami. Roześmiani, objęci, pełni radości. Ogród zapełnił się ludźmi. Piłam piwo, jadłam świetną karkówkę i rozmawiałam z kolejnymi gośćmi…
Miałam bardzo nieprzyjemne wrażenie, że w całym tym towarzystwie jestem jedyną wolną babką po trzydziestce.
Przyjrzałam się innym parom
Kobiety były śliczne i zazwyczaj zadbane, faceci różni - tędzy, łysi, fatalnie ubrani, a jednak… Każdego z nich trzymała pod rękę jakaś dumna narzeczona, żona, dziewczyna. Wyglądali na szczęśliwych, cieszyli się życiem, sobą.
„Może ja rzeczywiście mam za duże wymagania? – pomyślałam, bladym świtem wracając z imprezy u Kingi i Wojtka. – Może przebierałam i przebierałam, aż wszystkie okazje przeszły mi koło nosa?”. Wysiadając na pętli z pierwszego porannego autobusu, potknęłam się na stopniach, niemal się wywracając.
– Ostrożnie, dziewczyno – mrugnął do mnie kierowca, a potem zapytał, czy nie wypiłabym z nim szybkiej kawy, bo akurat ma kilka minut przerwy.
Otaksowałam go uważnie. Młody, przystojny, ale przecież tylko kierowca MPK!
– Dziękuję, spieszę się – powiedziałam wyniosłym tonem, pospiesznie wysiadając.
No przecież nie po to tyle czasu przebierałam w facetach, żeby teraz zadawać się z kimś takim, prawda? Poczekam, poszukam. Na pewno gdzieś jeszcze jest ten mój jedyny, wymarzony. Przystojny, niepalący, wolny, obrotny, bezdzietny, wykształcony i bogaty – pocieszałam się, idąc w stronę mojego bloku. Tylko trzeba dalej szukać!
Czytaj także:
„Szukałam faceta do tańca i do różańca. Udało się. Dziś tańczę życiowe tango w ramionach gorącego kochanka"
„Nastoletnia córka nie ma przyjaciół i nie wyściubia nosa z domu. Powinna się bawić i szaleć, a ona chyba boi się ludzi”
„Uratowałem z opresji młodziutką ślicznotkę, którą jakiś drab wziął za tirówkę. Od razu wyczułem, że to moja druga połówka”