Gdy zobaczyłam ogródek działkowy moich teściów, pomyślałam, że to miejsce ma spory potencjał, choć widać było, że nikt się nim szczególnie nie zajmuje.
– My się już za starzy robimy na takie prace ogrodowe – powiedziała teściowa, jakby wiedziała, o czym myślę. – Wy macie jeszcze siłę i energię. Ja się zadowolę tymi małymi grządkami koło domu.
Byliśmy uradowani
Rodzice męża posiadali niezły kawałek ogrodu przy domu w mieście, gdzie uprawiali różne warzywa i sadzili kwiaty. Za to ich działka za miastem, oddalona o kilkadziesiąt kilometrów, stanowiła dla nich tylko problem.
– Trzeba tu być praktycznie co weekend, bo inaczej wszystko zarasta. Dawniej, kiedy Lesio był dzieckiem, odwiedzanie tego miejsca miało sens. Ale dzisiaj? Po co mamy marnować paliwo na dojazdy? – Narzekał teść.
Miałam nadzieję, że teściowie wpadną na pomysł przekazania mnie i Leszkowi tego kawałka ziemi. Po ślubie wprowadziliśmy się do mieszkania, które dostałam od babci. Taki ogródek działkowy stanowiłby dla nas idealną odskocznię od betonu na osiedlu. Lokalizacja działki była wprost wymarzona – raptem dwieście metrów dzieliło ją od jeziora, a do lasu można było dojść w kilka minut. Trudno o lepsze miejsce do relaksu! I wtedy usłyszałam te wyczekiwane słowa…
– Słuchaj, Lesiu, a może byście przejęli naszą działkę? – Odezwała się teściowa.
Leszek popatrzył w moją stronę z niemym pytaniem w oczach. Kiwnęłam głową, nie próbując maskować swojej radości.
– Jasne! – Odpowiedział Leszek.
– No to od dziś działka jest wasza! – powiedziała teściowa ze łzami radości, kiedy mocno ją wyściskałam na podziękowanie.
Odremontowaliśmy go
Od razu miałam jasny plan, co i gdzie będzie rosło. Gorzej było z chatką, która znajdowała się w opłakanym stanie i nie miała podłączonej kanalizacji. Teściowie, choć spędzali tu dawniej całe wakacje, musieli chodzić po wodę do pompy, a toaleta to była zwykła drewniana sławojka.
Teściowie borykali się zarówno z problemami zdrowotnymi, jak i brakiem pieniędzy. W końcu porządny remont pochłonął prawie trzydzieści tysięcy złotych! A przecież większość prac wykonywaliśmy własnoręcznie – mój mąż nawet opanował sztukę układania płytek.
Kompletnie nie pomyślałam o tym, by pójść do notariusza i wszystko oficjalnie załatwić. Rodzice męża jasno powiedzieli, że przekazują nam tę nieruchomość, więc po co miałabym się martwić? Zresztą skoro Leszek nie ma rodzeństwa, to było dla mnie oczywiste, że to wszystko i tak kiedyś będzie jego.
Domek potraktowałam jak mój własny, dbając o każdy szczegół. Ze starej posiadłości moich rodziców przewiozłam różne meble, które własnoręcznie odmalowałam, zaś na fotele założyłam nowe obicia. Uzupełniłam wystrój wiklinowymi dodatkami i całość nabrała wyjątkowego charakteru.
– To chyba najpiękniej urządzone miejsce, jakie widziałam! Masz niezwykły talent – takie słowa usłyszałam od mamy mojego męża, gdy teściowie przybyli świętować z nami drugą rocznicę naszego ślubu.
Coś było nie tak
Na działce korzystałam już z prawdziwego piekarnika – siostra oddała mi swoją poprzednią kuchenkę. Rodzice Leszka podziwiali zarówno łazienkę i kuchnię, jak i zadbany ogród, podczas gdy ja opowiadałam im o wszystkich posadzonych roślinach.
– No i jak myślisz, zrobiło to na nich wrażenie? – Spytałam Leszka gdy nasi goście już odjechali.
– No jasne! Byli pod wielkim wrażeniem. Podsłuchałem, jak mama szepnęła tacie, że nie spodziewała się, że na tej działce można stworzyć coś tak luksusowego – przytulił mnie mocno.
– Luksusowego? – to określenie zabrzmiało jakoś osobliwie, ale zignorowałam je wtedy.
Gdy skończyła się jesień, zabezpieczyliśmy domek, ochroniliśmy kwiaty przed zimnem i pożegnaliśmy się z naszą działką aż do kolejnej wiosny. A gdy nadeszła… Podjechaliśmy pod wejście, mój mąż wyszedł z auta i ruszył w stronę furtki, żeby ją otworzyć. Po paru sekundach wrócił ze zdziwieniem na twarzy.
– Coś mi się wydaje, że wziąłem nie te klucze, bo w ogóle nie wchodzą – powiedział.
– Co ty opowiadasz? To niemożliwe. Może spróbuj jeszcze raz, pewnie zimą zamek trochę zardzewiał – zasugerowałam i również opuściłam samochód.
Wtedy zerknęłam przez ogrodzenie i oniemiałam. Ogród wyglądał zupełnie inaczej…
– Co jest z tymi krzewami? Nie widzę żadnych osłon. A ta okiennica u góry jest otwarta! – powiedziałam zaskoczona.
Byliśmy w szoku
Leszek znieruchomiał, trzymając klucze, a jego twarz zrobiła się biała jak kreda.
– Wracamy do domu – jego głos był tak stanowczy, że bez namysłu zajęłam miejsce w samochodzie. Mój mąż wystartował, aż zapiszczały opony.
– O co chodzi?! – Byłam kompletnie zdezorientowana.
– Działka nie jest już nasza! Rodzice ją sprzedali!
– Zaraz, naszą działkę? – Zapytałam z niedowierzaniem.
– Wiesz… tak naprawdę nie była nigdy przepisana na nas… – wymamrotał niepewnie.
– Przecież sami nam ją przekazali! Wyremontowaliśmy wszystko, zainwestowaliśmy mnóstwo kasy i roboty w ten domek! Trzymam tam swoje rzeczy, ciuchy, a co z moimi ukochanymi magnoliami?! Matko święta, czy ty przeczuwałeś, że oni nas tak wykiwają? – wydusiłam z siebie przerażona.
– Skąd – odparł ze złością. – Nawet przez myśl mi to nie przemknęło.
– Słuchaj, może to jakaś pomyłka, może jednak źle trafiliśmy albo coś nam się pokręciło? Musimy tam koniecznie wrócić – mówiłam coraz bardziej spanikowana.
– Skarbie, oni już tę działkę komuś sprzedali.
Oszukali nas
Nasze spojrzenia się spotkały. W jego oczach dostrzegłam ten sam smutek, który ja czułam.
– Teraz to do mnie dociera. Powinienem się zorientować już wtedy. Bo niby skąd mieli kasę na ten nowy samochód? – Powiedział z goryczą.
Dwa miesiące temu teść pokazywał nam je z taką dumą, jakby to było nie wiadomo co.
– Trzeba coś z tym zrobić – powiedziałam. – Przecież wydaliśmy fortunę na tę działkę! Mogliśmy te pieniądze przeznaczyć na wyprawy do Kenii albo Brazylii! – Wybuchłam. – Przynajmniej niech nam zwrócą te wszystkie wydatki, mam przecież wszystkie rachunki!
– Postaram się, ale znasz moich starych… – westchnął zrezygnowany Leszek.
Jak się okazało, miał rację. Jego rodzice zachowywali się tak, jakby nic takiego się nie wydarzyło. W dodatku sprzedali moje meble!
– A co z tym, że przez dwa lata mieszkaliście sobie na działce? Mieliście darmowe wakacje, nie wydając ani złotówki – powiedzieli.
Nie czuli się winni
– To może przynajmniej mogę odzyskać meble moich rodziców? – spytałam, ledwo hamując złość.
– Ach, te rupiecie? Przekazaliśmy je ludziom, którzy kupili działkę. Myśleliśmy, że nie będziesz nimi zainteresowana. Poza tym, gdzie byście je trzymali? – Odpowiedziała teściowa z udawaną niewinnością.
– Rzeczywiście, w tej sytuacji nie mamy już gdzie! – spojrzałam na nią ostro. – A może mama oddała też moje stare kalosze nowym nabywcom?
– Coś ty! – parsknęła śmiechem. – Leżą w garażu.
Znalazłam tylko jeden. Drugi przepadł. Mogę się tylko domyślać, za jaką kwotę sprzedali domek, który własnoręcznie odnowiliśmy. Na pewno zarobili przynajmniej dwukrotnie więcej niż mogli dostać, gdy stał jeszcze zaniedbany.
To nauczka dla mnie – trzeba było pamiętać stare powiedzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Najgorsze jest to, że teściowie w ogóle nie poczuwają się do winy. Co więcej, są przekonani, że wyświadczyli nam przysługę. W końcu mieli pełne prawo zrobić ze swoją własnością, co tylko chcieli.
Joanna, 33 lata
Czytaj także:
„Po rozwodzie były mąż myślał, że z litości pozwolę mu wrócić do domu. To, do czego się posunął, woła o pomstę do nieba”
„Planowałem romantyczne oświadczyny na kuligu, ale wszystko poszło nie tak. Zapamiętam tę lekcję do końca życia”
„Zamiast kusej bielizny w podróż poślubną zabrałam teściową. Mężowi nie przeszkadza, że żyjemy w trójkącie”