„Wiedziałem o zdradzie przyjaciela i romansie jego żony. W milczeniu patrzyłem, jak niszczą swoją rodzinę”

Mężczyzna, który ukrywa sekret przyjaciela fot. Adobe Stock, Syda Productions
„W drodze do domu uświadomiłem sobie absurd sytuacji. Mój przyjaciel zdradzał żonę, która zdradzała jego. A ja nieoczekiwanie zostałem powiernikiem obydwojga niewiernych małżonków. Takie rzeczy zdarzają się w serialach, ale nie w życiu”.
/ 15.01.2022 11:09
Mężczyzna, który ukrywa sekret przyjaciela fot. Adobe Stock, Syda Productions

Grześka znałem prawie od dziecka. Mój ukochany statek, czyli M/S Tadeusz Kościuszko, był pierwszym, na którym Grzesiek pływał – wtedy jeszcze jako zwykły marynarz. Dopiero potem skończył szkołę oficerską i został kapitanem. Ale to ja nauczyłem go wszystkiego, co na morzu jest najważniejsze. Na przykład tego, że żaden sztorm nie jest dla marynarza groźniejszy od kobiety…

Mimo sporej różnicy wieku zostaliśmy przyjaciółmi i przez trzydzieści lat nic nie było w stanie tego zmienić. Ani to, że ja do końca służby byłem tylko bosmanem, ani to, że w pewnym momencie Grzesiek mi szefował. Pewnie nie bez znaczenia była kwestia podobnego światopoglądu i systemu wartości, który obaj wyznawaliśmy.

Dwa razy wspólnie doszliśmy na Jasną Górę jako członkowie dorocznej Pielgrzymki Marynarzy i Rybaków. I wszystkiego bym się w życiu spodziewał, tylko nie tego, co się wydarzyło krótko po tym jak przeszedłem na emeryturę.

Grzesiek miał do emerytury jeszcze daleko. Zawsze bardzo dużo pływał, ale od kiedy kupił większe mieszkanie, spędzał w domu najwyżej trzy miesiące w roku. Pływał na statkach pod obcą banderą, świetnie zarabiał i zamiast czułych listów, wysyłał żonie pieniądze.

Powiecie: przecież na tym właśnie polega praca marynarza i życie jego rodziny. Ja jednak uważałem, że mój przyjaciel trochę przesadza.

– Zlituj się, przecież Aśka niedługo zapomni, jak wyglądasz! Dzieciaki mają już swoje sprawy, ona jest zupełnie sama. Nawet żona marynarza ma jakąś wytrzymałość – próbowałem przemówić Grześkowi do rozsądku.

– Lechu, w ogóle nie wiesz, o czym mówisz. Cypryjczycy płacą świetnie, ale jeżeli będę wybrzydzał, to na moje miejsce jest dwudziestu chętnych, też z papierami na duże jednostki. A raty kredytu są duże. Muszę być odpowiedzialny. Może za dwa, trzy lata będę mógł sobie pozwolić na pół roku w domu, ale nie teraz. Poza tym Aśka właśnie dostała pracę. Będzie wychodzić z domu, spotykać ludzi…

Nie udało mi się wpłynąć na Grześka

Wiedziałem, że Aśka, z którą od trzydziestu lat byłem równie serdecznie zaprzyjaźniony, źle znosiła jego ciągłą nieobecność. Ale Grzegorz miał rację – praca dobrze jej zrobiła. Po raz pierwszy od dawna miała błysk w oku. Ewa, moja żona, zauważyła też, że bardziej o siebie dbała, kupiła sobie kilka nowych rzeczy.

– I dobrze, zawsze ubierała się zbyt skromnie. A przecież Grzegorz nie po to tłucze kasę na tych rozsypujących się masowcach, żeby jego żona chodziła w ciuchach z marketu.

Dwa miesiące po tamtej rozmowie Grzegorz miał akurat przerwę między rejsami i na trzy tygodnie wrócił do Szczecina. Spotkaliśmy się kilka razy we czwórkę i było bardzo miło. Kilka dni przed ponownym wypłynięciem w morze, Grzesiek wyciągnął mnie na piwo do baru przy porcie. Obaj mieliśmy słabość do tego nieco obskurnego miejsca.

Grzegorz poszedł po piwo, a kiedy wrócił, zrobił coś dziwnego. Wychylił swój kufel do dna, zanim ja zdążyłem dobrze umoczyć usta. Kiedy spojrzałem na jego twarz, zrozumiałem, że zrobił to celowo. Chciał mi powiedzieć coś, co nie było dla niego łatwe, i starał się alkoholem dodać sobie odwagi. 
Wytarł usta i od razu wypalił:

– Zdradziłem Aśkę… A właściwie zdradzam cały czas. Mam kogoś na statku. Ona jest oficerem przewozowym. No wiesz, planuje załadunek, załatwia cła i tak dalej. Mają tam taką funkcję, czasem pełnią ją kobiety. Ma na imię Bahar, jest Turczynką.

– Stary, co ty wygadujesz? – wykrztusiłem.

Chciałem usłyszeć, że to żart, ale kiedy spojrzałem Grzegorzowi w oczy, zrozumiałem, że mówi poważnie.

– Nigdy nie myślałem, że to mi się może zdarzyć. Znasz mnie przecież, wierność była dla mnie święta, poza dyskusją. Chłopaki chodzili w portach na dziewczyny, ja nigdy. Ale tam jest tylko morze, praca, koledzy i samotność w kajucie… W końcu przyszedł taki moment, że to się stało nie do zniesienia. Mówię ci to, bo wiem, że mogę ci ufać…

Powiedziałem coś banalnego, że nie mnie go oceniać, że jest dorosły i jak każdy ma prawo do swoich wyborów… Może Grzesiek oczekiwał czegoś więcej, ale nie mogłem z nim rozmawiać. Byłem nim bardzo rozczarowany. Szybko skończyliśmy spotkanie i rozeszliśmy się do domów.

Tego wieczoru zastanawiałem się nad jednym: jak ja będę teraz rozmawiał z Aśką? Jak spojrzę jej w oczy? Poczułem złość na Grześka. Po co mi to powiedział? Czy naprawdę musiał mnie tym obciążać?

Trzy tygodnie później przypadały moje imieniny. Wiedziałem, że przyjdzie na nie Aśka. To znaczy: w innych okolicznościach by przyszła. Musiałem wymyślić jakieś kłamstwo, bo nie czułem się na siłach, by przez cały wieczór udawać, że wszystko jest tak, jak dawniej.

Jednak los postanowił mnie nie oszczędzać

Dwa tygodnie później odebrałem telefon od Aśki. Zapytała, czy moglibyśmy się zobaczyć, zaproponowała znaną nam obojgu kawiarnię nad rzeką. Nie chciała powiedzieć, o co chodzi, ale w jej głosie wyczułem napięcie. Pomyślałem, że ktoś „życzliwy” doniósł jej o romansie Grześka.

Szedłem na to spotkanie jak na ścięcie. Aśka już na mnie czekała. Zamówiła tylko kawę, nie chciała nawet swojej ulubionej szarlotki z lodami. Wypiła kawę równie szybko, jak Grzesiek piwo i od razu przeszła do rzeczy.

– Mam romans. Nie, nie chodzi o jednorazową przygodę, jakiś moment zaślepienia, chwilę słabości… Spotykam się z kimś regularnie. I nie umiem przestać. To kolega z pracy. Ma na imię Rysiek. Ani ładniejszy ani mądrzejszy od Grzesia. Ale on po prostu jest. Ma dla mnie czas. Nigdzie nie wyjeżdża, bo nie jest marynarzem. Chce przy mnie zasypiać i budzić się u mojego boku, jeść ze mną śniadanie, chodzić ze mną na zakupy, oglądać seriale, wymieniać żarówki… Wiesz, znosiłam bez słowa skargi tyle lat rozłąki. Tę ciągłą nieobecność, czekanie, te telefony, pocztówki… Już nie mam siły. Zdrada była czymś, czego nie umiałam sobie wyobrazić. A teraz, kiedy to zrobiłam, czuję się winna, ale nie żałuję… Wiem, że dotrzymasz tajemnicy i mu nie powiesz. Gardzisz mną, prawda?

Zaprzeczyłem. Byłem daleki od potępienia Aśki, zwłaszcza że wiedziałem o zdradzie Grześka. Wiele razy, będąc na morzu, myślałem o cenie, jaką za mój zawód płaci Ewa. Ale dopiero teraz zrozumiałem, jak wysoka jest ta cena. Powiedziałem Aśce, że nie mnie ją oceniać, że jest dorosła, że każdy ma prawo do swoich wyborów… Pożegnaliśmy się szybko.

W drodze do domu uświadomiłem sobie absurd sytuacji. Mój przyjaciel zdradzał żonę, która zdradzała jego. A ja nieoczekiwanie zostałem powiernikiem obydwojga niewiernych małżonków. Takie rzeczy zdarzają się w serialach, ale nie w życiu.

Czułem, że to jest ponad moje siły i zdecydowałem się opowiedzieć wszystko Ewie. Zresztą zarówno Grzegorz, jak i Joanna, znając nas tyle lat, wzięli pod uwagę, że to uczynię. Moja żona spokojnie wysłuchała tego, co miałem do powiedzenia.

– A wiesz, jak się nad tym zastanowić, to się całkiem dobrze składa – powiedziała. – Byłoby gorzej, gdyby tylko jedno z nich miało romans, a tak…

– Co ty za bzdury gadasz? – obruszyłem się. – Dobrze się składa, że dwoje kochających się ludzi po trzydziestu latach wspólnego życia postanowiło wszystko zepsuć?! Przecież oni mają dzieci, piękne mieszkanie, przyjaciół…

Moja żona pokiwała głową.

– No, właśnie. Dzieci, mieszkanie, przyjaciół… Tylko nie siebie nawzajem. Bo on jest stale na morzu, a ona tutaj. Wiem coś o tym, też jestem żoną marynarza, przypominam ci. Jakoś doczekałam twojej emerytury, nie mając kochanka, ale tylko ja wiem, jak bywało ciężko. Spójrz na to inaczej. Oboje znaleźli sposób na szczęście. Żadne nie zostanie samo i żadne nie będzie miało wyrzutów sumienia. Na szczęście ich dzieci są już dorosłe…

– Niedawno kupili mieszkanie, mają kredyt do spłacenia. Jak będą teraz przychodzili do nas z wizytą?
Ewa uśmiechnęła się wyrozumiale.

– Leszek, daj spokój. Mieszkanie można sprzedać. A z wizytami będzie jak zwykle, czyli będzie przychodzić Aśka, bo Grzegorz jest na morzu.

Przespałem się z tą historią i następnego dnia rano przyznałem żonie rację. Sytuacja naszych przyjaciół rzeczywiście miała pozytywne strony. Był jednak jeden, za to potężny kłopot.

– Nie wiem, co mam teraz zrobić. Obojgu przyrzekłem milczenie.

– Najlepiej nic nie rób – poradziła moja żona. – Poczekaj, aż któreś z nich zdecyduje się powiedzieć prawdę.

– To może trwać nawet parę lat.

– Może tak, a może nie – westchnęła Ewa. I dodała filozoficznie: – Życie pisze czasem niezwykłe scenariusze…

Kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy właśnie kupowałem rodzinie prezenty, zadzwoniła Aśka. Płakała w słuchawkę, ledwo mogłem zrozumieć, co mówi, dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej słów. 

Statek, na którym pracował Grzegorz, został uprowadzony. Bandyci żądali okupu. Oczywiście Grzesiek, jako kapitan, był ich najważniejszym zakładnikiem. Cypryjski armator nie był skłonny zapłacić haraczu, sytuacja wyglądała więc fatalnie.

W dodatku ja wiedziałem coś, co mogło tę sytuację czynić jeszcze gorszą. Na statku była przecież także kobieta, którą kochał mój przyjaciel. Kto wie do czego mógł się w jej obronie posunąć.

Od razu pojechałem do Aśki. Dzieci jeszcze nie dotarły, choć były w drodze. Roztrzęsiona żona mojego przyjaciela siedziała przed ekranem telewizora, nieustannie przeskakując pomiędzy serwisami informacyjnymi na różnych kanałach. Na mój widok wybuchła histerycznym płaczem. 

– To moja wina! Przez tyle lat nic mu się nie stało! Gdybym go nie zdradziła, na pewno wszystko byłoby dobrze… Tak, to wszystko moja wina! To jest kara za to, że go zdradziłam! Bóg mnie tak ukarał!

Nie miało to sensu, ale wytłumaczenie tego Aśce nie wchodziło w grę. Była kompletnie rozhisteryzowana, powiedziała, że jeżeli Grzesiek zginie, ona też odbierze sobie życie. Poczułem, że sytuacja wymknęła się spod kontroli i że los zwolnił mnie właśnie z obietnicy milczenia.

Powiedziałem Aśce, że Grzesiek ma kochankę i o żadnej boskiej karze nie ma mowy. Aśka była w szoku, ale chyba poczuła też ulgę.

W każdym razie uspokoiła się i przez następnych kilkanaście godzin, razem z Ewą, która też przyjechała, śledziliśmy non stop rozwój sytuacji. Na szczęście armator zdołał porozumieć się z porywaczami, którzy co prawda uprowadzili statek z jego ładunkiem, ale pozwolili załodze zejść do szalup. Z morza podjął ich okręt egipskiej marynarki. Grześkowi nic się nie stało i kilka dni później przyleciał do Szczecina.

Jeszcze na lotnisku Aśka powiedziała mu, że wszystko wie, przyznała się też do swojego związku.
No cóż, chciałbym móc napisać, że pod wpływem tego strasznego zdarzenia oboje przejrzeli na oczy i zrozumieli, że prócz siebie nawzajem nikogo innego nigdy nie kochali, że znów są wspaniałym małżeństwem i tak dalej…

Nie, tak się nie stało. Ale rozwód Grzegorza i Joanny przebiegł spokojnie. Oboje przyznali, że role dzielnego marynarza i jego wiernej żony od dawna były dla nich zbyt dużym obciążeniem, a ich małżeństwo to fikcja.

Dziś Grzegorz i Joanna są w nowych związkach i nadrabiają lata samotności. Oboje też są mi wdzięczni, że wtedy nie dochowałem tajemnicy. Ostatnio wszyscy spotkaliśmy się na ślubie mojego pierworodnego. Było bardzo miło, ale pierwszy raz w życiu poczułem ulgę, że mój leniwy syn oblał swego czasu egzaminy do szkoły morskiej. Jest za to dobrym kucharzem.

Czytaj także:
„Kroczyłam drogą cnoty i staropanieństwa, aż tu nagle zdarzył się cud. A raczej... wypadek, który uratował mi życie”
„Teściowa była zakochana w swoim syneczku. Wokół niego skakała jak służka, a mi kazała spać w piwnicy”
„Chciałem ożenić się po raz drugi, ale moja córka nie akceptowała przyszłej macochy. Teresa postawiła mi ultimatum”

Redakcja poleca

REKLAMA