Gdy mama tylko dowiedziała się o Grzegorzu, od razu zaczęła mnie dopytywać, czy jestem pewna jego uczuć. Nie dało się jej zbyć i była nieugięta, dopóki nie przyznałam się, zła na siebie, że mój facet jest rozwiedziony.
– Czy składał przysięgę w kościele? – zapytała tak opanowana, jakby znała już odpowiedź, więc tylko kiwnęłam głową, potwierdzając jej przypuszczenia.
Mama miała wątpliwości
Głęboko westchnęła, po czym zaczęła udawać, że jest zajęta przygotowywaniem obiadu. W tym momencie to ja musiałam zadać pytanie, czy ślub kościelny ma tak wielką wartość.
– Każdemu może zdarzyć się błąd – starałam się obronić swojego chłopaka.– Nie o to idzie, kochanie – mama spojrzała na mnie ze smutkiem – On cię nie kocha, przynajmniej nie tak mocno, jak ty kochasz jego...
– Zawsze jedna osoba w związku kocha mocniej! – zirytowałam się, bo nie czułam, że nie jestem kochana, ani tym bardziej, że jestem gorsza od byłej małżonki Grześka.
Przynajmniej nie w trakcie tej rozmowy.
– Musisz sobie uświadomić, że jeżeli jego rozwód nie był spowodowany jego błędami, to zawsze będzie ją kochał, nie tylko jako swoją pierwszą żonę... Jeżeli nie jedyną – powiedziała na koniec.
Nie wracała już do tematu rozwodu, co sprawiło, że te słowa jeszcze mocniej utkwiły mi w pamięci. Ponadto, powracały do mnie za każdym razem, gdy Grzegorz zachowywał się inaczej, niż bym oczekiwała.
Wciąż trzymał jej rzeczy
Z goryczą przyszło mi na myśl, jak bardzo prawdziwe były uwagi mojej matki, kiedy po przeprowadzce do ukochanego odkryłam w piwnicy zdjęcia zrobione przez jego pierwszą żonę. Zdjęcia te były starannie oprawione i owinięte w płótna, wyglądało to tak, jakby były ukryte w kartonowych pudłach i czekały na lepsze chwile. Nie były schowane w jednym, czy dwóch pudłach, ale aż w dwunastu.
Kiedy zauważyłam, że pudła te zabierają miejsce moim rzeczom, Grzegorz stwierdził tylko, że muszę sobie z tym poradzić, bo to są naprawdę dobre zdjęcia. Moje zażalenia uznał za śmieszne. Dopiero trochę po narodzinach naszej córki, zdecydował się je usunąć, czyli po prostu zabrał je do domu swoich rodziców.
Nie cieszył się z ciąży
Przez lata starałam się też wyrzucić z głowy widok twarzy Grzegorza, kiedy dowiedział się o mojej ciąży. Otworzył szeroko oczy, jakby to było jakieś zupełnie nieprawdopodobne...
– Jak to się stało, że jesteś w ciąży? – zapytał zaskoczony. – Nie jestem pewien, czy jestem gotowy na bycie ojcem... – wyszeptał.
Wtedy poczułam się strasznie rozczarowana. Miałam wrażenie, że jestem jedną z tych dziewczyn, które próbują złapać faceta na dziecko. A ja nawet nie znałam prawdziwej natury naszego związku. Tak, poznaliśmy rodziny i znajomych drugiej strony, ale Grzesiek zawsze denerwował się, kiedy wspominałam o naszej wspólnej przyszłości. W kwestiach związanych z planowaniem, wolał spontaniczność. No cóż, właśnie więc mieliśmy taką spontaniczną sytuację.
– Dlaczego w takim razie odwiedzałeś moją rodzinę? – nie mogłam wytrzymać i poczułam, jak łzy spływają mi po twarzy.– Ponieważ tego chciałaś! – oznajmił.
Na ślubie był na kacu
Następnie sięgnął po torbę podróżną. Wyjechał bez jakiejkolwiek informacji, dokąd jedzie i na jak długo. Po tygodniu wrócił z bukietem kwiatów i pierścionkiem zaręczynowym. Prosił mnie o przebaczenie.
Wyglądało na to, że dojrzał do poważnych decyzji, ale jednak na dzień przed ślubem upił się do nieprzytomności.
Zionąc alkoholem, z przekrwionymi oczami, zapewniał urzędnika i moich rodziców, że będzie dobrym mężem i ojcem dla naszego dziecka. Wesela nie mieliśmy, ponieważ „już raz takie miał i nie skończyło się to dobrze”. Tylko nieliczni wiedzieli o naszym małym przyjęciu, podobnie jak o naszym małżeństwie, więc często zdarzało mi się tłumaczyć jego zaskoczonym znajomym, że nie jesteśmy już tylko partnerami, ale małżonkami.
Potem tłumaczył, że ci ludzie nie są dla niego ważni, ale nie dał znać o ślubie nawet swoim współpracownikom, z którymi spędzał od 10 do 12 godzin dziennie!
Pokochał córkę całym sercem
Zdarzało się, że zauważałam w jego spojrzeniu niepokój, ale zawsze, gdy pytałam go o przyczyny, unikał odpowiedzi lub lekceważył moje obserwacje. Twierdził, że to typowe dla mężczyzn. W tym jednym aspekcie miał rację: faktycznie martwił się o nasze dziecko, bo od momentu narodzenia po prostu oszalał na punkcie córeczki. Byłam zaskoczona, bo nie myślałam, że jest w stanie okazać tak dużo miłości.
Rzeczywiście, darzył mnie szacunkiem i troską, może nawet mnie kochał, ale z jego córką związało go coś, o czym ja tylko mogłam pomarzyć. Jakiś rodzaj magii, jedność dusz.
Gdy Lucynka w sąsiednim pokoju ledwo zaczynała wydawać dźwięki płaczu, Grzesiek już wyostrzał słuch i był gotów wstać, żeby zobaczyć, dlaczego jego mała księżniczka obudziła się w nienajlepszym nastroju. Często zdarzało się, że on już był przy niej, zanim ja zdołałam w ogóle zauważyć, że coś złego się dzieje. Wiem, że nawet kiedy nasze relacje zaczną się psuć, nigdy nie opuści dziecka i jest w tym coś delikatnie pocieszającego.
Nie chciał drugiego dziecka
Jednak pomimo wielkiego uczucia do naszej małej córki, zawsze ucinał temat kolejnych dzieci, gdy już taki podejmowałam. Robił to bezwzględnie i zupełnie nieczule, tak, jakby posiadanie kolejnego dziecka ze mną było jakąś zniewagą.
– Wychowanie jednego dziecka to już duże wyzwanie – mówił, patrząc na Lucynkę z wielkim uznaniem. – Musimy dać mu wszystko, co jest mu potrzebne do prawidłowego rozwoju, zadbajmy o jego edukację, utrzymanie. Nie chcę, żeby Lucyna cierpiała z powodu naszych kaprysów.
Niezależnie od argumentów, że dzieci lepiej rosną mając rodzeństwo, czułam się zbyt zawstydzona, aby przyznać, że pragnęłam drugiego dziecka również dla siebie. Zależało mi na takiej więzi, jaką on miał z córka. „Zrób to”, radziły koleżanki, ale wiedziałam, że Grzesiek nigdy by mi nie wybaczył takiego oszustwa i zajścia w ciążę podstępem, więc schowałam swoje pragnienia głęboko w swoim sercu.
Czułam się jak na huśtawce
Musiałam zaakceptować fakt, że mój mąż nie jest osobą, która otwarcie wyraża swoje uczucia. Pewna tajemniczość, która niegdyś przyciągała mnie do niego, na co dzień stanowiła dla mnie pewnego rodzaju męczarnię. Mógł nagle wyjść z domu, nie mówiąc mi, gdzie idzie ani kiedy wróci, a następnie zaskoczyć mnie pysznym obiadem, gdy wracałam z pracy po kilku godzinach, lub niespodziewanym prezentem bez okazji.
W odróżnieniu od wielu innych mężczyzn, których znam, nie unikał obowiązków domowych i rodzicielskich. Wiedział, gdzie przechowujemy odkurzacz i potrafił z niego korzystać.
Grzegorz wykonywał różne domowe obowiązki, takie jak gotowanie, zmywanie naczyń czy pranie. Robił to bez oczekiwania podziękowań czy pochwał. Choć był czuły i troskliwy na swój sposób, nie mogłam się pozbyć myśli, że coś nas dzieliło. Czułam, jakby między nami rosła coraz wyższa ściana.
– Znowu narzekasz! – mówiły moje przyjaciółki. – Czego ty chcesz po ośmiu latach małżeństwa i z małym dzieckiem? Czujesz brak motyli w brzuchu, randek, niepewności?
Wiedziałam, że myśli o byłej
Nie wiedziały, że niepewności miałam aż nadto. Narodziny Lucynki na pewien czas odciągnęły moje myśli od pierwszej żony męża. Ale z czasem zaczęłam znowu obsesyjnie myśleć o tej kobiecie. Przypominały mi o niej uwagi przyjaciół Grześka, przypadkowo wypowiedziane imię, jakaś dziwna dwuznaczność, po której wszyscy nagle milkli... Wtedy zaczynałam szukać na twarzy męża śladów dawnej miłości.
Od momentu rozmowy z matką, udało mi się zgromadzić wiele danych dotyczących tej kobiety. Dowiedziałam się jak wygląda, co robi i gdzie mieszka. Powinnam czuć się spokojna, bo wyglądało na to, że ma szczęśliwe życie z pewnym Szwajcarem, ale lęki i obawy nie chciały mnie opuścić. W głębi serca ciągle z nią rywalizowałam.
Chciałam jej dorównać
Na pewien czas zmieniłam kolor włosów na blond i zapisałam się na lekcje malarstwa, ponieważ fotografia nie była moją mocną stroną. Ale musiałam szybko zrezygnować z obu tych rzeczy. Farba spowodowała u mnie alergię, a mąż wyśmiał moje nowe hobby.
– Przecież wiesz, że masz duszę matematyka. Finanse i analityka są twoją specjalnością! Jeśli chcesz się rozwijać, to idź w tym kierunku lub idź do klubu fitness z koleżankami – zaproponował, prawdopodobnie próbując mnie pocieszyć po tym, jak zareagował na mój pierwszy obraz.
Poczułam się przygnębiona, ale tym razem nie pokazałam, jak bardzo zraniły mnie jego słowa. Jeszcze bardziej zasmuciło mnie, kiedy po pewnym czasie Lucynka wygadała się, że była z ojcem na jakimś wernisażu fotograficznym. Nigdy nie zabrał mnie na żadną taką wystawę, a, jak mówiła córka, często tam bywał.
Nie potrafiłam żyć w cieniu innej kobiety
Wtedy coś we mnie pękło. Miałam dość bycia w cieniu tej kobiety i bycia tylko matką jego dziecka. Zdecydowałam się na spacer z Grzegorzem, żeby nasza córka nie widziała moich łez i powiedziałam mu, że odchodzę. Zbladł, a potem zapytał mnie cichym szeptem, czy znalazłam sobie kogoś innego. Wybuchłam śmiechem, chociaż być może trochę za głośno.
– Ja?! Ty jesteś z kimś innym, przez cały okres naszego małżeństwa!
W końcu nie mogłam się powstrzymać i powiedziałam mu, co myślę, nie próbując zachować spokoju, o moich uczuciach, kiedy przez lata żyłam w cieniu jego pierwszej żony: pięknej, utalentowanej i kochanej przez jego przyjaciół blondynki.
– Jaki cień? O czym ty mówisz? Od momentu, kiedy cię spotkałem, wiedziałem, że cię kocham! Przyznam, czułem lęk przed tym uczuciem, obawiałem się jak diabli, bałem się być znowu zranionym i rozczarowanym, dlatego nigdy nie deklarowałem się, bałem się dziecka i ślubu, ale robiłem wszystko, abyś była szczęśliwa... Ale ty nie byłaś... Może nie starałem się wystarczająco?
Poczułam się głupio
Poczułam się niezręcznie, ponieważ okazało się, że Grzegorz nawet nie miał pojęcia, co teraz dzieje się z jego byłą żoną, jak wygląda i czy z kimś jest. Sam odwiedzał wystawy, bo pamiętał, że fotografia to dla mnie drażliwy temat.
– Ja po prostu uwielbiam naprawdę dobre zdjęcia! – powiedział, mocno ściskając moje dłonie drżącymi z emocji rękami. – Pójdźmy na terapię, porozmawiajmy z kimś, albo nawet sami z sobą, ale nie rozstawajmy się z powodu kobiety, której od lat nie ma w moim życiu – błagał.
Nie mogłam odmówić osobie, która tak namiętnie zapewniała mnie o swoim uczuciu. Zdecydowałam się zostać, bo zdałam sobie sprawę, że dałam się zmanipulować głupim przesądom matki i ciągle przenosiłam je na związek z Grzegorzem, jednocześnie zupełnie nie dostrzegając jego wysiłku.
Nie wiem, czy to uratujemy
Później wyszło na jaw, że mama nawet nie pamiętała, że kiedykolwiek mi to powiedziała. Nigdy więcej nie poruszała tego tematu, nie z powodu grzeczności, ale dlatego, że doceniła Grzegorza. Z upływem lat, kiedy ja szukałam dowodów na brak jego uczucia do mnie, ona zrozumiała, że każdy może się pomylić, nawet ci, którzy przysięgają sobie miłość w kościele.
– Tylko szkoda, że nigdy ci o tym nie powiedziałam, kochana – powiedziała z żalem.– Najważniejsze, że zdołałam się zatrzymać na czas – uspokajałam ją.
Nie zdecydowaliśmy się z Grzegorzem na terapię. Nie było to konieczne. Wystarczyło nam kilka randek i weekend pełen rozmów, abyśmy zrozumieli, z jakim problemem się do tej pory zmagaliśmy. Zaczęliśmy intensywnie pracować nad naszym związkiem. Nadal zdarzają się między nami napięcia, ale jedno jest pewne – już nie obawiam się duchów przeszłości.
Czytaj także: „Mąż jest bogaty, ale skąpy. Muszę się spowiadać z każdego paragonu, a on nigdy nie odpuści nawet jednego jogurtu”
„Synowa zaczęła się rządzić już podczas pierwszej wizyty w naszym domu. Najgorsze, że nie mam się, do czego przyczepić”
„Mąż wolał zabawy z kochanką, niż z własnymi dziećmi. Nie chciałam niszczyć rodziny, ale miarka się przebrała”