„Wiedziałam, że gdy córka urodzi dziecko ze zdrady, zaczną się kłopoty. Ojca się pozbyła, ale co z niespełnioną babcią?”

Płaczące dziecko fot. Adobe Stock, Anastassiya
„Któregoś dnia na zdjęciu, które miałam przesłać córce, zauważyłam jakąś kobietę. Patrzyła w naszą stronę, jakby nas znała, chociaż dla mnie wyglądała obco. Przestraszyłam się z lekka, kiedy ta właśnie kobieta usiadła obok mnie na parkowej ławce. Czego ona chce?".
/ 14.07.2022 07:15
Płaczące dziecko fot. Adobe Stock, Anastassiya

Urodziłam czworo dzieci, ale żadnej swojej ciąży nie przeżywałam tak, jak ciąży mojej córki Natalii. Już sam fakt, że w nią zaszła, chociaż to było tak mało prawdopodobne, sprawił, że prawie nie spałam z nerwów. Natalia miała szereg problemów zdrowotnych i wiedziałam, że lekarze usiłowali delikatnie dać jej do zrozumienia, że donoszenie dziecka będzie bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe.

No i oczywiście był problem z Bolkiem, chociaż w obliczu ryzyka poronienia to było najmniejsze zmartwienie Natalii i nas wszystkich. Ale nie można było udawać, że wszystko było w porządku, chociaż córka bardzo na to naciskała.

– Mamo, Bolek jest ojcem dziecka i nie ma tematu – ucięła moje pytania o mężczyznę, z którym spotykała się przez kilka miesięcy po tym, jak oboje z mężem podjęli decyzję o separacji.

Prawdę powiedziawszy, podziwiałam, ale też nie do końca rozumiałam zięcia. On i Natalia mieli problemy małżeńskie, które w dużej mierze wynikały ze stresu i wiecznych rozczarowań, bo oboje desperacko pragnęli dziecka.

Przeszli mnóstwo badań i terapii

Wiedziałam, że Bolek nigdy nie obarczał jej winą za to, że nie mogła dać mu upragnionego potomka. Wspierał ją, proponował adopcję. Ale Natalia, której powiedziano, że ma minimalną szansę na zajście w ciążę, nie chciała myśleć o adopcji.

Rozpaczliwie pragnęła być w ciąży, rodzić, karmić piersią. Kłócili się z Bolkiem, on chciał już zamknąć rozdział starań o biologiczne dziecko, rozpocząć proces adopcyjny i żyć normalnie, ona szukała uzdrowicieli i niekonwencjonalnych metod leczniczych, szprycowała się kolejnymi preparatami i… co miesiąc wpadała w rozpacz, kiedy test pokazywał brak ciąży.

W końcu Bolek powiedział „dość”. Dał jej ultimatum – on i adopcja albo obsesyjna pogoń za marzeniem, które nie miało szansy się spełnić. Natalia wyprowadziła się od niego, chociaż strasznie tęskniła. Tak naprawdę oboje za sobą tęsknili, ale związek zaczął być niemożliwy.

I wtedy stał się cud. Natalia zaszła w ciążę! Wszyscy byliśmy w szoku, bo nie mówiła, że z kimś się spotykała po rozstaniu z mężem. Ale kiedy obwieszczała nam cudowną nowinę, to Bolek trzymał ją za rękę.

– Dla niego nie ma znaczenia, że dziecko nie będzie jego kopią genetyczną – powiedziała, kiedy ją zapytałam, jak mąż znosi to, że ona urodzi dziecko obcego mężczyzny. – Tamten facet nie ma znaczenia. To był romans na pocieszenie, jemu też ulżyło, że nie będzie miał obowiązków ojcowskich. Nic nie musimy robić, Bolek jest moim mężem, więc automatycznie ma prawa rodzicielskie. Tamten facet po prostu zniknie, już zniknął, a jeśli ktoś z was kiedykolwiek powie naszemu dziecku, że Bolek nie jest jego biologicznym ojcem, przysięgam, że zerwę z wami kontakty!

Ulżyło mu, że może po prostu zniknąć

Zrozumiałam aż za dobrze. Nic mnie nie obchodził zresztą „tamten facet”, nie znałam nawet jego imienia. W drodze na świat była moja wnuczka i tylko to się liczyło.

Bolek był przy Natalii przez całą ciążę, również przy porodzie rodzinnym. Nawet jeśli początkowo miałam wątpliwości, czy naprawdę cieszy się z dziecka, to widząc łzy w jego oczach, kiedy przytulał maleńką Łucję, zrozumiałam, że to naprawdę jest jego córka.

Chyba nigdy nie widziałam Natalii szczęśliwszej niż wtedy. Dla Bolka ona i Łucja były całym światem, nawet żartowałyśmy z jego mamą, że chyba będziemy musiały brać numerki, by móc wziąć wnuczkę na ręce, bo rodzice nie chcą jej wypuścić z ramion nawet na chwilę.

Ale z czasem sytuacja spowszedniała i młodzi co jakiś czas prosili mnie albo mamę Bolka o opiekę nad maleńką. Wymieniałyśmy się więc terminami opieki, ona zwykle zostawała z wnusią wieczorami, jak uwielbiałam spacery.

Natalia prosiła o to, bym robiła zdjęcia, bo w mediach społecznościowych prowadziła praktycznie dziennik życia Łucji. Oczywiście fotografowałam małą bardzo chętnie, bo chciałam uwiecznić każdą chwilę jej dzieciństwa.

Patrzyła w naszą stronę, jakby nas znała

Któregoś dnia na zdjęciu, które miałam przesłać córce, zauważyłam jakąś kobietę. Patrzyła w naszą stronę, jakby nas znała, chociaż dla mnie wyglądała obco. Przestraszyłam się z lekka, kiedy ta właśnie kobieta usiadła obok mnie na parkowej ławce.

Odruchowo przyciągnęłam wózek ze śpiącą Łucją bliżej i spojrzałam na tamtą z ukosa. Nie podobało mi się, że kręci się koło nas już drugi raz. Wstałam i chciałam odejść, ale zatrzymała mnie cichą prośbą:

– Proszę, niech pani nie ucieka. Przepraszam, jeśli panią wystraszyłam… Ja… może się przedstawię. Jestem Emilia Z. Babcia Łucji…

– Słucham?! – w pierwszej chwili pomyślałam, że to wariatka i muszę uciekać z dzieckiem. – Ja jestem babcią tego dziecka, ma też drugą babcię. Proszę nas zostawić w spokoju!

– Tak, wiem! – w jej głosie brzmiała rozpacz. – Wiem, że mój syn nie ma żadnych praw do Łucji, że ona nigdy się nie dowie, że jest z nim spokrewniona, i że ja też dla niej nie będę istniała, ale… proszę mnie zrozumieć. To moja wnuczka… Tak strasznie chciałam ją zobaczyć…

Matką „tamtego faceta”, czyli biologicznego ojca Łucji. Zapytałam, jak mnie znalazła, i powiedziała, że wyśledziła konto Natalii w sieci. Rozpoznała park, w którym robiłam zdjęcia wnuczce, i przychodziła tu z nadzieją, że nas spotka. Widziała nas już trzy razy, ale bała się podejść.

– Wiem, że nie powinnam – przyznała, kiedy usiadłam z powrotem na ławce, chociaż wciąż trzymałam dłoń na rączce wózka. – Ale wie pani… Marcin jest moim jedynym synem. Powiedział, że urodzi mu się dziecko, ale że nie będzie figurował jako jego ojciec. I że ma szczęście, bo o mały włos, a miałby kłopot na całe życie… On nie chce mieć dzieci. Żadnych, nigdy. A teraz jestem pewna, że się o to bardziej postara. Więc widzi pani… Łucja zawsze będzie moją jedyną wnuczką. Dlatego błagam panią, niech mi pani pozwoli ją zobaczyć z bliska…

Chciała tylko zobaczyć wnuczkę

W tym momencie malutka się przebudziła i zaczęła marudzić, żeby ją wziąć na ręce. Nie byłam pewna, co zrobić. Wiedziałam, że Natalia i Bolek nie życzą sobie żadnych kontaktów z „tamtym facetem”, a więc pewnie obejmowało to też jego rodzinę.

Ale z drugiej strony doskonale wiedziałam, co czułabym na miejscu pani Emilii. Pewnie też biegałabym po parku, kryjąc się za drzewami, żeby zobaczyć moją jedyną wnuczkę… Wyjęłam Łucję z wózka, a pani Emilia aż zaniemówiła, wpatrując się jej okrągłą, śliczną buzię.

– Chce ją pani potrzymać? – zapytałam, czując, że postępuję właściwie. – Proszę.

Widziałam, jak szklą jej się oczy, kiedy dziewczynka w jej ramionach przyglądała jej się z zainteresowaniem. Dotknęła jej okularów i włosów, pacnęła w nos, jak to kilkumiesięczne maluchy.

– Czy mogłabym… – pani Emilia zaczęła i przerwała. – Obiecuję, że to jedyny raz. Nie będę jej więcej szukać. Ale czy mogłabym… prosić o zdjęcie z nią?

Zrobiłam jej serię zdjęć jej telefonem. Kiedy oddała mi wnuczkę, przez moment jeszcze siedziała, jakby nie powiedziała wszystkiego. W końcu sięgnęła do torby i wyjęła maskotkę. To był pluszowy jeżyk.

– Kupiłam to dla niej, kiedy tylko Marcin mi o niej powiedział – wyjaśniła jakby zawstydzona. – Wiedziałam, że nigdy nie będę jej prawdziwą babcią, ale ten jeżyk… nie wiem, po prostu musiałam, to było silniejsze ode mnie. Czy… mogę jej go dać?

Czułam, że postępuję właściwie

Natalia, Bolek, ja, druga babcia i cała rodzina zasypywała Łucję prezentami. Miała setki zabawek, więc pomyślałam, że nie stanie się nic złego, jeśli będzie miała jeszcze jeżyka, który pewnie skończy w wielkim koszu pod oknem.

Pozwoliłam więc pani Emilii dać maleńkiej jeżyka do rączek, a potem oznajmiłam, że musimy już wracać. Pożegnała się z nami ze łzami w oczach i jeszcze raz zapewniła, że nie będzie nas więcej niepokoić.

– Tak bardzo pani dziękuję! – z emocji nie mówiła, tylko szeptała. – Nie ma pani pojęcia, ile to dla mnie znaczyło. Pa, kochanie. Babcia zawsze będzie cię kochać…

Kiedy wróciłyśmy do domu, Natalia nawet nie zapytała o jeżyka. Jak wspomniałam, Łucja wciąż dostawała zabawki, córka więc pewnie pomyślała, że to ja jej go kupiłam.

Ale jeżyk nie skończył w koszu pod oknem ani żadnym z pudeł na zabawki. Łucja pokochała go całym swoim dziecięcym serduszkiem i nie chce rozstawać się z nim nawet na chwilę. Tylko ja znam tajemnicę tej zabawki i wiem, że dobrze zrobiłam, pozwalając wnuczce poznać babcię Emilię, chociaż nie może tego pamiętać.

Ma dwie kochające babcie – mnie i mamę jej taty – ale to dobrze, że gdzieś tam jest jeszcze ktoś, kto otacza ją dobrymi myślami. Co może być w tym złego?

Czytaj także:
„Dzieci rozjechały się po świecie. Mają swoje życie i swoje sprawy. Mąż zalega przed telewizorem, a ja czuję się samotna”
„Trwałam przy mężu alkoholiku, bo wierzyłam, że mogę go zmienić. Byłam naiwna, krzywdziłam siebie i własne dzieci”
„Mój brat wypiął się na rodzinę. Pławi się w luksusach za granicą, a mnie zostawił z chorą mamą i rachunkami do zapłacenia”

Redakcja poleca

REKLAMA