„Według rodziców powinnam siedzieć w domu i rodzić dziecko za dzieckiem. Nie rozumieją, że chcę pożyć i zwiedzać świat”

uśmiechnięta dziewczyna fot. Getty Images, Westend61
„Patrzyłam na nich tak, jakby urwali się z choinki. Z drugiej strony, w ich spojrzeniach widziałam to samo niedowierzanie, a może nawet zwątpienie. Czułam, że w życiu się nie dogadamy. Oni chcieli stadka wnuków, a ja szaleństw, odkrywania nowych miejsc i młodości”.
/ 17.01.2025 19:30
uśmiechnięta dziewczyna fot. Getty Images, Westend61

Przyzwyczaiłam się do tego, że moi rodzice patrzą na wszystko w życiu przez pryzmat własnych doświadczeń. Może właśnie dlatego mamie zdarzało się ni z tego, ni z owego zaczynać dyskusję o tym, jakie to ważne, żebym znalazła dobrego męża i nie wikłała się w żadne niepoważne związki. Nie docierało do niej, że jako dwudziestolatka, w ogóle jeszcze nie myślę o takich sprawach, a na studiach, poza nauką, oczywiście interesują mnie imprezy i inni ludzie, ale nie po to, by szukać idealnego ojca dla moich przyszłych dzieci.

Moi rodzice zawsze byli staroświeccy

Jakich dzieci, zresztą? W tamtej chwili w ogóle jeszcze nie myślałam o dzieciach. Nie uważałam, żeby macierzyństwo było moim powołaniem, a jeśli już miałabym próbować, to na pewno nie w najbliższym czasie. Kto miałby mi oddać lata młodości, które spędziłabym na przewijaniu pieluch? Zresztą, już widziałam te stada chłopaków radośnie wikłających się ze mną w ślub i gromadkę dzieci.

Rodzice byli upierdliwi z tymi swoimi przekonaniami rodem ze średniowiecza, ale na szczęście nie mogli mnie za bardzo męczyć, bo wymawiałam się nauką. Niestety. Kiedyś studia dobiegły końca, ja zaczęłam pracę na etacie i, ku zgrozie matki, wciąż nie miałam obok siebie odpowiedniego kandydata na męża. Wtedy dopiero się zaczęło.

– Kamila, dziecko, martwimy się o ciebie – usłyszałam z ust matki którejś niedzieli, gdy usiedliśmy przy wspólnym obiedzie. – Ty wciąż nie masz męża!

Popatrzyłam na nią, unosząc lekko brwi.

– I co z tego? – mruknęłam, jak zwykle nie do końca rozumiejąc cały problem.

– Co z tego, co z tego! – gderał wyraźnie rozdrażniony ojciec. – W twoim wieku to my już dawno po ślubie byliśmy. Twoja matka była już z tobą w ciąży!

Przewróciłam oczami. No tak. Czekałam tylko, aż wypomną mi jeszcze, że gdy mieli po dwadzieścia trzy lata, moja starsza siostra, Marysia, była już od trzech lat z nimi.

– To co? – spytałam. – Powinnam się rozejrzeć wśród znajomych i zapytać, kto chce mnie zapłodnić? Bo moi rodzice narzekają, że mam dwadzieścia trzy lata i nie mam dziecka?

Ojciec aż się zapowietrzył, a matka pokręciła głową z dezaprobatą.

Ty w ogóle nie myślisz o przyszłości – stwierdziła ze smutkiem. – Nie zależy ci na budowaniu prawdziwej rodziny. A przecież obowiązkiem każdej z nas jest być matką…

– No, nie każdej – wtrąciłam. – Jest dużo kobiet, które matkami być nie chcą. Niektóre czują, że się do tego po prostu nie nadają. Poza tym – nabrałam na widelec trochę makaronu – ja nie powiedziałam, że nie chcę nią być. Po prostu nie teraz. Nie będę też na szybko szukać sobie faceta. Może mnie nie zadowoli pierwszy lepszy – pomyśleliście o tym?

– O proszę, jaka się wybredna znalazła! – sarknął ojciec. – To ty musisz mieć jakiegoś wyjątkowego? Żeby cię na rękach nosił czy co? – Popatrzył z irytacją na matkę. – Widzisz, naogląda się to tych głupich komedii romantycznych w telewizji, a potem marzy jej się życie księżniczki.

Żyję tak, jak chcę – oświadczyłam stanowczo. – I nikogo nie szukam. A jak się ktoś przypadkiem napatoczy, na pewno się dowiecie.

Gdy poznali Miłosza, zaczęli kombinować

Nie powiedziałam im całej prawdy, bo… w moim życiu był już pewien chłopak, który znaczył dla mnie więcej niż inni. Dobrze mi się z nim rozmawiało, mieliśmy wiele wspólnych tematów i oboje kochaliśmy podróżować. Planowaliśmy nawet jakiś wspólny wypad podczas urlopu.

Po kilku miesiącach dotarło do mnie, że Miłosz to w zasadzie nie tylko bratnia dusza, ale coś więcej. No i postanowiliśmy razem zamieszkać. Zupełnie nie po bożemu – bez ślubu, nawet bez pierścionka zaręczynowego. Nie sądziłam, by Miłosza w ogóle obchodziły te głupoty. Mnie zresztą też nie ciągnęło do formalizowania związku. No, ale jednak uznałam, że wypadałoby go w końcu przedstawić rodzicom.

Mama wręcz promieniała ze szczęścia, gdy przyszliśmy razem na obiad. On co prawda musiał wyjść wcześniej ode mnie, bo śpieszył się do brata, ale to nie przeszkodziło jej w zadaniu mu miliona bzdurnych pytań. Znalazł się też pod ostrzałem uważnych spojrzeń mojego ojca. Kiedy tylko wyszedł, matka zerknęła na mnie i zaklaskała w dłonie jak mała dziewczynka.

– Nareszcie! – zawołała. – To kiedy ślub?

Zamrugałam.

– Jaki ślub? – spytałam trochę zdezorientowana.

– Bo zaręczeni jesteście, prawda? – wtrącił szybko ojciec.

– Nie, nie jesteśmy – stwierdziłam powoli. – Ja i Miłosz…

– No to trzeba to szybko zmienić – weszła mi w słowo matka. – Zaręczyny, ślub, no, a potem wreszcie wnuki!

– Co najmniej trójka – dodał ojciec. – Widzisz, my mieliśmy bardzo dużo pracy, więc i czasu na więcej niż was dwie nie starczyło, ale teraz to są takie te prace i udogodnienia, że spokojnie i czwórkę możesz rodzić.

– No, Kamila to by nawet w domu mogła zostać zamiast pracować – ciągnęła matka, najwyraźniej nie dostrzegając wcale mojej miny. – Ten Miłosz przecież opowiadał, że jakąś firmę prowadzi, dużą chyba, to i pieniędzy pewnie trochę z tego jest.

Patrzyłam na nich tak, jakby urwali się z choinki. Z drugiej strony, w ich spojrzeniach widziałam to samo niedowierzanie, a może nawet zwątpienie. Czułam, że w życiu się nie dogadamy. Oni chcieli stadka wnuków, a ja szaleństw, odkrywania nowych miejsc i młodości. Dobrze, że Miłosz myślał bardzo podobnie do mnie – ich pomysły z pewnością by go przeraziły.

– Na razie żadnych zaręczyn na pewno nie będzie – mruknęłam.

– Jak to nie będzie?! – oburzył się ojciec.

Wzruszyłam ramionami.

– Muszę już iść. Muszę przygotować parę rzeczy na jutro – bąknęłam. – To cześć.

I uciekłam, byle tylko uniknąć dalszej konfrontacji.

Siostra była przeciwko mnie

Przez cały tydzień starałam się zapomnieć o krępującej rozmowie z rodzicami. Matka wydzwaniała do mnie codziennie po kilka razy, ale uparcie ją zbywałam. Nie byłam gotowa na kłótnie o moją przyszłość. Któregoś popołudnia na progu naszego mieszkania zjawiła się jednak Marysia. Popatrzyła na Miłosza jakby go pierwszy raz w życiu na oczy widziała, ale dała się zaciągnąć do mojego pokoju.

– To wy bez ślubu i tak razem? – Pokręciła głową. –Ty to już do reszty zwariowałaś!

Popatrzyłam na nią w zdumieniu.

– A tobie o co chodzi? – spytałam.

– O to, że wykończysz rodziców – rzuciła oskarżycielsko. – Do grobu wpędzisz! Mogłabyś się wreszcie ustatkować, skoro masz z kim i wziąć się za kobiece obowiązki.

Rozwarłam szerzej oczy, nie wierząc, że naprawdę to powiedziała.

– Słucham?

– No, pora na dziecko! – prawie krzyknęła. – Nie robisz się młodsza, a pierwsza ciąża to nie przelewki. Coś tam już wiem, a tak się składa, że za kilka miesięcy znów zostaniesz ciocią.

Znów. Czyli lada moment miało się jej urodzić czwarte dziecko. Ona i jej mąż, Patryk, ledwo wiązali koniec z końcem, ale co tam – liczyła się przecież rodzina, im większa, tym lepsza.

– No to moje gratulacje – stwierdziłam chłodno. – Do mojego życia się jednak nie mieszaj. Jak będę chciała zostać mamusią, dam znać. I pogadam z rodzicami. Nie chciałabym, żeby pozostały jakiekolwiek niedomówienia.

Postawiłam sprawę jasno

Następnego dnia wygospodarowałam trochę czasu po pracy i zajrzałam do rodzinnego domu. Matka bardzo chciała mnie ugościć ciastem, ale gdy zaczęłam mówić o sobie i Miłoszu, mina szybko jej zrzedła.

– Nie planujemy dzieci – oświadczyłam w końcu. – Na pewno nie teraz. Co do ślubu, raczej nie planujemy go w ogóle. Ale to nie znaczy, że nie traktujemy tego związku poważnie. Po prostu… nie chcemy tych formalności. Tyle.

Rodzice wyglądali, jakby mieli paść trupem.

– Wiem, że trudno wam się z tym pogodzić – ciągnęłam spokojnie – ale to moje życie. Ja decyduję, jak będzie wyglądało. Macie już przecież trójkę wnuków, słyszałam też, że w drodze jest czwarty. Jestem młoda, chcę… no, zakosztować trochę świata. Z Miłoszem. Potem, za parę lat, zajmiemy się też innymi rzeczami. Nie wiem, czy dziećmi, ale to się jeszcze zobaczy.

Rodzice nie zrozumieli kompletnie niczego z tego, co mówiłam. Matka zaczęła płakać, a ojciec wpadł w szał. Patryk przyszedł do mnie nazajutrz z pretensjami, że przeze mnie Marysia nie mogła spać całą noc, a taki stres przecież nie służy dziecku. Na szczęście wielkimi krokami zbliża się mój wyjazd z Miłoszem. Mam nadzieję, że to pomoże mi na chwilę zapomnieć o pretensjach rodzinnych i trochę się rozluźnić. Miłosz obiecał, że zrobi wszystko, żebym się dobrze bawiła. I liczę, że rzeczywiście uda nam się skupić na odkrywaniu nowych zakątków świata.

Kamila, 25 lat

Czytaj także:
„Chciałam, by mąż zapłacił mi za bycie domową służącą. Wyśmiał mnie, więc teraz chodzi głodny i w pomiętych ciuchach”
„Moja siostra wyszła z domu i zapadła się pod ziemię. Czułam, że to szwagier mógł maczać w tym swoje przebrzydłe paluchy”
„Nie mam dzieci, więc chciałam oddać mieszkanie w spadku córce kuzyna. Szybko okazało się, że nie zasługuje na nic”

Redakcja poleca

REKLAMA