Kończyłam właśnie staż w dużym koncernie i nie miałam ochoty tam zostawać. Kiedy więc chłopak mojej koleżanki, zadzwonił, że w jego firmie szukają grafika i żebym przyszła, nie wahałam się ani chwili. To była niezbyt duża agencja reklamowa w samym centrum miasta. Na rozmowę zaprosił mnie jeden z szefów.
– Pani Natalia – przywitał mnie w swoim gabinecie.
Na oko starszy ode mnie o jakieś dziesięć lat, ubrany w jeansy i zielone polo. Uścisnęłam wyciągniętą dłoń. Dokładniej mogłam mu się przyjrzeć, gdy usiedliśmy a ja ochłonęłam z emocji. Ciemny blondyn, dość wysoki, z ciepłym uśmiechem, ale do Brada Pitta trochę mu brakowało. Nie był zachwycony, że mam tak niewielkie doświadczenie, ale zgodził się mnie zatrudnić na okres próbny. Miałam zacząć od poniedziałku.
– Wygląda pani na bystrą dziewczynę – powiedział, patrząc mi w oczy. – Zobaczymy, czy da sobie pani radę. – I jeszcze jedno, tutaj wszyscy mówimy sobie po imieniu, jestem Jerzy.
Znowu uścisnęliśmy sobie dłonie.
– Twój bezpośredni przełożony, Rafał, jest na urlopie, dlatego ja cię przyjmuję do pracy, ale to on oceni, jak sobie radzisz i czy masz z nami zostać.
Pierwsze tygodnie były trudne
Rafał nawet powiedział, że on nigdy nie chciał być nauczycielem, a musi mnie niańczyć. W końcu jednak wyrobiłam się na tyle, że nie trzeba było po mnie poprawiać. I po trzech miesiącach dostałam stałą umowę. Tego dnia Jerzy wpadł do nas, żeby omówić coś z Rafałem.
– No i co, udało się! – zagadnął, dotykając mojego ramienia.
– Tak, wielkie dzięki – odparłam. – To tylko twoja zasługa.
Niby prosta wymiana uprzejmości, ale coś we mnie drgnęło.
„Opanuj się, kretynko, on ma żonę i dwoje dzieci”, skarciłam się w duchu. Jednak tamta chwila wyostrzyła moją uwagę na sygnały. Uśmiech, gdy wchodził do pokoju, dotknięcie ręki, gdy jechaliśmy razem windą, fakt, że kiedy spotykaliśmy się na korytarzu, zatrzymywał się na krótką pogawędkę...
Podobał mi się coraz bardziej, ale nigdy nie pozwoliłam sobie na jakąkolwiek prowokację. Chyba że nieświadomie wysyłałam podobne sygnały. W każdym razie coś między nami zaiskrzyło, choć nie chcieliśmy się do tego przyznać nawet sami przed sobą. Długo, ponad pół roku.
Dopiero podczas firmowej wigilii…
Rozjeżdżaliśmy się taksówkami, było już dobrze po drugiej. Stałam przed knajpą i słuchałam Moniki, która opowiadała jakiś pieprzny dowcip.
– Chodź – Monika pociągnęła mnie za rękę – Jerzy zaprasza nas do swojej taksy.
Monia mieszkała na obrzeżach centrum, więc wysiadła pierwsza.
– Dokąd teraz, na Mokotów?
Kiwnęłam głową, a on podał kierowcy nazwę ulicy, przy której mieszkam. Jechaliśmy w milczeniu. Pod moją kamienicą, Jerzy zapłacił i wysiadł razem ze mną.
– Przejdziemy się – powiedział i objął mnie ramieniem.
To był dziwny spacer
Jerzy się nie odzywał, ja także milczałam. Właściwie nie umiem powiedzieć, jak znaleźliśmy się w moim mieszkaniu. A tam stało się to, co stać się musiało... Wyszedł nad ranem.
Sobotę i niedzielę spędziłam, bijąc się z myślami, ale nie umiałam podjąć żadnej decyzji, a raczej tej jedynej rozsądnej, żeby rzucić za jednym zamachem firmę i Jerzego. W następnym tygodniu starałam się nie wychodzić z pokoju, żeby nie wpaść na niego na korytarzu. Ale na dłuższą metę ta taktyka była bez sensu. On też to zrozumiał, bo zadzwonił do mnie i spytał, czy wypiję z nim kawę.
– Czuję się jak świnia – powiedział, kiedy usiedliśmy naprzeciw siebie w małej knajpce. – Mam wyrzuty sumienia i w stosunku do ciebie, i w stosunku do mojej żony. Nie jestem typem faceta, który uwodzi młode dziewczyny. Mimo to nie mogę przestać o tobie myśleć.
Zrobiło mi się go żal. Miał jeszcze trudniej niż ja. Dotknęłam jego ręki.
Nasz romans trwał dwa lata, przeszłam przez wszystkie etapy: od euforii, pomagającej przeżyć trudniejsze momenty, po złość i żal do Jerzego, który nie umiał podjąć decyzji. Zrywałam z nim trzykrotnie, a potem jego prośby, sprawiały, że miękłam i znów się z nim spotykałam.
Najgorsze chwile przeżyłam podczas świąt Bożego Narodzenia w drugim roku naszej znajomości. Kolację wigilijną zjadłam z mamą, on oczywiście był z rodziną. Na ogół z Białegostoku przyjeżdżał mój brat z żoną i dziećmi, ale dwa dni przed świętami złamał nogę. Byłyśmy z mamą we dwie. Przy grzybowej przyszło mi do głowy, że kiedy mamy zabraknie, zostanę zupełnie sama. I poryczałam się jak bóbr.
Mama była przerażona, ale przecież nie mogłam jej powiedzieć, że wielką miłością mojego życia jest żonaty facet z dwójką dzieci. Zwaliłam wszystko na stres w pracy.
Powiedziałam Jerzemu, że to koniec
Nie spotykaliśmy się, poza pracą oczywiście, przez dwa miesiące. Złamałam się, kiedy zadzwonił do mnie i powiedział, że od godziny stoi pod moim oknem. Pewnie ciągnęłoby się to jeszcze długo, gdyby nie zachorowała córka Jerzego.
Był sierpień. Rodzina Jurka pojechała nad morze, a ja cieszyłam się, że mamy weekend dla siebie. W piątek wieczorem zjedliśmy przygotowaną przeze mnie kolację. Gdy przenieśliśmy się do sypialni, Jerzy wyłączył komórkę. Obudził mnie dźwięk włączanego telefonu. Usiadłam na łóżku, gdy Jerzy jęknął.
– Co się stało? – spytałam, choć łatwo było się domyślić..
Nie odpowiedział, poleciał z komórką do kuchni. Słyszałam, co mówił:
– Dzwoniłaś… nieważne, potem ci powiem, mów… o Boże... co lekarze?...teraz jest przytomna? Przyjadę najszybciej jak się da… W którym szpitalu?... a Zosia?... to dobrze. Zadzwonię z drogi.
Zderzyłam się z nim w drzwiach. Odsunął mnie i zaczął się pośpiesznie ubierać.
– Powiedz, co się stało – poprosiłam. – Ola wczoraj wieczorem straciła przytomność, jest w szpitalu, lekarze nie wiedzą, co jej jest. Renata dzwoniła przez całą noc. Jadę do Gdańska.
Wybiegł, zostawiając kurtkę.
Przez cały weekend czekałam
Nie odezwał się. W poniedziałek nie przyszedł do pracy. Byłam zła. Mógł chociaż przysłać SMS-a, czy tak trudno wyobrazić sobie, że ja także się niepokoję. Po raz kolejny pomyślałam, że jestem tylko dodatkiem do jego życia, kimś może nawet miłym, kto jednak na zawsze pozostanie poza głównym nurtem. Kochałam go, chciałam założyć z nim rodzinę, dbałam o niego... a poczułam się potraktowana jak śmieć.
Podjęłam decyzję o zerwaniu. Kolejny raz. Nie zdążyłam mu tego zakomunikować. To on ze mną zerwał. W poniedziałek wieczorem znalazłam w prywatnej poczcie wiadomość.
„Natalko – napisał – to dla mnie bardzo bolesne, ale musimy się przestać spotykać. Zrozumiałem to, jadąc do mojego chorego dziecka. Nie wiedziałem, czy Ola wyzdrowieje, ani nawet czy przeżyje. Poczułem wtedy, że gdyby stało się najgorsze, nigdy nie wyzwoliłbym się z poczucia winy. Nie można mieć wszystkiego. Mam rodzinę, dlatego nie mogę mieć Ciebie, choć wiem, jak bardzo będzie mi brakował Twojego ciepła, uśmiechu i poczucia humoru. Wiem, że zrozumiesz, kilka miesięcy temu mówiłaś mi przecież to samo. Przed nami nie ma przyszłości i musimy się z tym pogodzić. Zawsze będę o Tobie pamiętał. Jerzy”.
Nigdy już nie zobaczyłam się z Jerzym. Z dnia na dzień rzuciłam pracę. Od tamtej pory minął rok. Nieźle sobie radzę, założyłam firmę. Mam też kogoś, kto jest dla mnie ważny. Myślę jednak, że Jerzego nigdy nie zapomnę... Był prawdziwą miłością mojego życia.
Natalia, lat 28
Czytaj także:
„Żona robiła obiady, a kochanka dogadzała mi w łóżku. Przez 2 lata prowadziłem życie idealne, aż się pomyliłem”
„Facet się na mnie obraził, bo nie chciałam luźnego związku. Myślał, że będę wyskakiwać z majtek na każdy jego telefon”
„Po imprezie obudziłem się obok panny, której imię było dla mnie zagadką. Nie sądziłem, że ta noc połączy nas na zawsze”