„Wątpliwości przed ślubem uratowały mnie przed marnym losem. Narzeczony pokazał swoje prawdziwe oblicze”

Zasmucona kobieta fot. Getty Images, StockPlanets
„– Co? Chyba ci odbiło! Ja mam cię przepraszać? – podniósł głos. – Chyba nie sądzisz, że ci na to pozwolę? Żebyś zrobiła ze mnie durnia? Serio uważasz, że jestem w tobie zakochany? Jesteś taka przeciętna i bezbarwna. Ale muszę mieć żonę”.
/ 19.04.2024 21:15
Zasmucona kobieta fot. Getty Images, StockPlanets

Za niecały miesiąc planowaliśmy wziąć ślub i przyrzec sobie miłość, wierność oraz to, że będziemy razem na dobre i na złe, dopóki nas śmierć nie rozłączy. Ale dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie wiem, co robię.

Wybrałam się na przymiarkę sukni ślubnej

Kiedy patrzyłam na swoje odbicie w lustrze, zdałam sobie sprawę, że mam ogromne wątpliwości. Zaczęłam zastanawiać się, czy naprawdę kocham Adama czy to tylko chwilowe zauroczenie. Gdybym tylko mogła cofnąć czas… Spotykaliśmy się raptem kilkanaście miesięcy. Przedtem przez dłuższy okres nie byłam w żadnym związku. Moje przyjaciółki, które już dawno wyszły za mąż, zaczęły uporczywie szukać mi partnera. Okropnie mnie to denerwowało.

Kiedy jeździliśmy wspólnie na wakacje, nagle wychodziło na jaw, że zabrał się z nami jakiś znajomy znajomego albo daleki kuzyn.

– Dajcie sobie z tym spokój, albo to ostatni raz, gdy gdzieś z wami wyjeżdżam. Zamiast relaksować się na maksa, to mam nerwy w strzępach, bo jakiś gość ciągle depcze mi po piętach! – wydarłam się na dziewczyny podczas pływania na kajakach.

Najnowsze odkrycie koleżanek, facet o imieniu Ryszard, działał mi niesamowicie na nerwy. Najwyraźniej ubzdurał sobie, że ponieważ jestem sama od bardzo dawna, na wszystko mu pozwolę. W środku nocy wparował do mojego pokoju. Usiłował wleźć mi do łóżka. Nie docierało do niego zwykłe „spadaj”. Dotarło dopiero, gdy dostał z kolana w klejnoty.

Nazwał mnie wariatką

– Zupełnie nie wiem, o co ci chodzi. Totalnie ci odbiło. Teraz już wiem, czemu jesteś sama i nikt nie chce z tobą być – wydzierał się na całe gardło.

Po tym zdarzeniu koleżanki w końcu odpuściły. Po dwóch miesiącach na mojej drodze pojawił się Adam. Nie było tak jak zwykle, że ktoś nas sobie przedstawił albo umówił na randkę. Sam do mnie zagadał, kiedy byliśmy na domówce u koleżanki z pracy.

– Sorry, że zawracam ci głowę, ale odnoszę wrażenie, że ta impreza to dla ciebie taka sama kicha jak dla mnie – zaczął rozmowę.

Zauważyłam go już wcześniej. Zajął miejsce gdzieś na uboczu i nie miał zbyt zadowolonej miny. Popijał tylko drinka i przeglądał coś na smartfonie.

– Jestem Adam – przedstawił się.

– Kinga. To jak, zmywamy się stąd? – wyrwałam z propozycją.

– Za moment będę przed drzwiami – odparł Adam.

Jeszcze trochę posiedziałam, a potem podeszłam do jubilatki, żeby się serdecznie pożegnać i ruszyłam do wyjścia. Na zewnątrz zobaczyłam Adama, który palił papierosa, nonszalancko wspierając się o ścianę budynku. Był bardzo przystojny. Wybraliśmy się razem do mojego ulubionego klubu. Bawiliśmy się po prostu fenomenalnie.

Świetnie się bawiliśmy aż do białego rana

– Dasz mi swój numer telefonu? – spytał, kiedy już byliśmy pod moim blokiem.

No to mu podałam. W sobotę zadzwonił do mnie, aby umówić się na prawdziwą randkę.

– Może gdzieś wyjdziemy razem? Pójdziemy do kina, zjemy coś na mieście… Jak ci się podoba taka propozycja wspólnego wieczoru?

Oczywiście powiedziałam „tak”. Wieczorem poznałam więcej szczegółów z życia Adama. Okazało się, że jest z zawodu ortopedą. Oprócz etatu w szpitalu, prowadził też prywatny gabinet. Nie musiałam o nic pytać, żeby wiedzieć, że to dobry układ finansowy. Ale najistotniejsze było to, że przy nim czas mi się nie dłużył. Był błyskotliwy i miał świetne poczucie humoru. Po tygodniu wylądowaliśmy w łóżku. I tu kolejna niespodzianka – Adam okazał się niesamowitym kochankiem. Przyznaję – od dawna z nikim nie spałam, ale z żadnym z poprzednich partnerów nie czułam się tak wspaniale.

Pomyślałam sobie, że najwyższa pora pokazać Adama swoim koleżankom. Niech wreszcie przyjaciółki pozazdroszczą i przestaną mnie swatać.

– Kinga, zabierzesz się z nami jednym samochodem? – zapytała Aldona.

– Nie tym razem, przyjadę później sama. A w sumie to nie sama, tym razem ja wam kogoś przedstawię. Zobaczycie.

Aldona usiłowała wydobyć ze mnie jakieś szczegóły, ale nie dałam się złamać.

– W weekend go zobaczycie, wytrzymacie do tego czasu.

Adam zrobił doskonałe pierwsze wrażenie wśród moich koleżanek i ich partnerów. Nie myliłam się. Przykleiły się do niego jak rzep do psiego ogona, traktując go niczym celebrytę na imprezie. Późnym wieczorem Adamowi udało się w końcu uwolnić z kręgu zainteresowania.

– Padam z nóg, ten dzień był wyjątkowo męczący. Położę się spać. Dobrej nocy.

Ja natomiast jeszcze chwilę zostałam w salonie.

No to się porobiło!

Koleżanki zasypały mnie pytaniami i komentarzami.

– Ej, czemu nic wcześniej nie mówiłaś o tym gościu? Jest mega, bierzecie ślub, czy jak?

Piętnaście minut później też poszłam do sypialni. Adam jeszcze nie zasnął. Jak mnie zobaczył to się uśmiechnął i zaprosił do łóżka.

Już po dwóch miesiącach żyliśmy pod jednym dachem. W lutym Adam poprosił mnie o rękę. Kiedy to zrobił, totalnie mnie zatkało. Podarował mi obłędnie piękny pierścionek i od razu ruszyliśmy z przygotowaniami do ślubu.

W czasie przygotowań do wesela od czasu do czasu nachodziły mnie wątpliwości. Zastanawiałam się, czy to na pewno odpowiedni moment i czy jestem na to gotowa. Jednak te myśli szybko znikały, a ja znów czułam się bardzo szczęśliwa. W ostatnim czasie, przed wielkim dniem ślubu, byłam tak zajęta, że nie miałam nawet chwili na przemyślenia. Musiałam ogarnąć całą masę spraw związanych z ceremonią, bo mój narzeczony był pochłonięty pracą.

Kiedy zadawałam mu pytania odnośnie wesela, odpowiadał wymijająco, twierdząc, że ma do mnie pełne zaufanie i jest przekonany, że dam sobie radę. Podczas przymiarki u krawcowej, gdy patrzyłam w lustro, w końcu mogłam się nad wszystkim zastanowić. I uświadomiłam sobie, że tak naprawdę wcale nie mam ochoty wychodzić za mąż.

– Pani Beato, bardzo panią przepraszam, ale muszę już lecieć – zwróciłam się do krawcowej.

Wróciłam do mieszkania. Adama nie było, pojechał do gabinetu. To dobrze. Usiadłam przy stole w kuchni i zaczęłam myśleć, jak to właściwie rozegrać. Czy dalej udawać, że wszystko jest okej i będzie dobrze? Porozmawiać szczerze z Adamem, spróbować go przekonać, żeby przełożyć wesele? A może po prostu uciec? Chwyciłam za telefon i wybrałam numer do Aldony.

– Hej, masz chwilę? Muszę z tobą pogadać. O Adamie i ślubie. Wpadnę do ciebie, dobrze?

– Cześć! O co chodzi? Już ci się odwidziała sukienka? No mów... – przywitała mnie radośnie przyjaciółka, otwierając drzwi. Spoważniała nagle, kiedy zobaczyła łzy cieknące mi po twarzy. – Coś się stało?

Potrząsałam głową, ale nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. W końcu zdołałam wybełkotać:

– Aldonka, nie chcę wychodzić za mąż! Nie mam pewności, czy w ogóle chcę dalej z nim być.

Aldona zbaraniała.

– Co ty opowiadasz? To przecież wymarzony facet, od dawna byłyśmy co do tego zgodne! Masz teraz kiepski nastrój, ale to minie.

Ona mówiła, a ja po prostu siedziałam tam i kręciłam przecząco głową.

Aldona w końcu pojęła, że to nie żarty

– O matko, no ale jak to? Przecież już wszystko gotowe – suknia, lokal, zaproszenia rozesłane. Ja ci nawet prezent już kupiłam! – zapewniania Aldony wcale nie poprawiły mi nastroju.

No tak, faktycznie dobrze mówiła. Ale ja miałam niemały kłopot jak z tego wybrnąć. Jak zakończyć tę farsę? Co powiedzieć Adamowi? Aldona nagle zaniemówiła. Nerwowo zaczęła chodzić tam i z powrotem po pokoju. Czas płynął swoim tokiem.

– Dobra. Wiesz, może to niewiele zmienia, ale jak dla mnie na tę chwilę powinnaś powiedzieć Adamowi, że chcesz przesunąć termin ślubu. To, że masz wątpliwości co do uczuć, zachowaj na razie dla siebie, bez pośpiechu.

Zrobiłam tak, jak mi poradziła. Pomyślałam sobie, że chyba tak będzie prościej. W końcu Adam raczej i tak pewnie mnie rzuci po tym, co usłyszy. Ale przynajmniej wtedy to on podejmie tę decyzję, a nie ja. Nie sądziłam jednak, że zareaguje w ten sposób.

– Przełożyć ślub na później? Coś się stało? Masz jakieś problemy zdrowotne? A może twoi rodzice? – Adam starał się zachować spokój, ale sposób, w jaki na mnie spoglądał, sprawił, że poczułam dreszcz.

– Nie, Adam, nic takiego. Po prostu doszłam do wniosku, że to wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie. Jesteśmy parą od kilku miesięcy. Zdaję sobie sprawę z tego, że przygotowania są już mocno zaawansowane, ale wiesz… Doszłam do wniosku, że lepiej będzie odwołać ślub, niż wylądować w sądzie po kilku miesiącach małżeństwa. Dajmy sobie jeszcze trochę czasu, może pół roku, może i więcej. Bądźmy ze sobą i poznajmy się lepiej. W końcu nawet nie byliśmy razem na żadnych wakacjach. Nieustannie pracujesz, a nasze spotkania odbywają się głównie w nocy. Chyba faktycznie za bardzo pospieszyliśmy się z tą ceremonią.

Adam niespiesznie zsunął z twarzy swoje okulary i podniósł się z miejsca. Mimowolnie cofnęłam się o krok.

– Kinga, zastanów się nad tym, co powiedziałaś. Widocznie miałaś ciężki dzień i ogarnął cię strach. Daj sobie czas do namysłu. Pogadamy o tym jutro – chwycił mnie za rękę.

Poczułam ból. Szarpnęłam ręką, próbując się uwolnić.

Dotarło? – syknął mi prosto do ucha.

Zwyczajnie się go bałam… Zdawałam sobie sprawę, że to już ostatni dzwonek. Nie było odwrotu.

– Adam, czy ty mnie w ogóle słyszysz? Nie mam zamiaru za ciebie wychodzić. Dotarło? I zaraz stwierdzę, że w sumie to nawet nie chcę już z tobą być, jeżeli w tej chwili mnie nie puścisz i nie powiesz „przepraszam”.

– Słuchaj, to chyba jakiś żart! Miałbym cię przepraszać? – Adam podniósł głos. – Chyba ci się coś pomyliło! Nie licz na to, że na coś takiego się zgodzę. Chcesz, żebym był obiektem drwin? Serio sądzisz, że się w tobie zakochałem? Jesteś taka nudna i przeciętna. Ale muszę mieć żonę. Kogoś do dbania o dom, obsługiwania zaproszonych gości. Do tego niech jeszcze dobrze wygląda. Akurat byłaś pod ręką, stwierdziłem, że się sprawdzisz. Zastanawiać to się mogłaś pół roku temu. Teraz masz siedzieć cicho, rozumiesz? – Adam pchnął mnie na sofę i uderzył prosto w twarz.

Totalnie mnie zatkało. Zero łez, po prostu siedziałam jak sparaliżowana. Nie potrafiłam zareagować. Adam chwycił płaszcz i opuścił mieszkanie, zatrzaskując za sobą drzwi. Czas płynął, a ja dalej tkwiłam w miejscu. W końcu się otrząsnęłam, spakowałam i pojechałam do mojej przyjaciółki.

– Matko, jak to w ogóle możliwe, że aż tak byłam zaślepiona? – rozpłakałam się na dobre. – Czy ja serio jestem aż taką idiotką?

– Miałaś swoje wątpliwości. A jego postępowanie ostatecznie potwierdziło twoje przeczucia. Teraz po prostu musisz od niego odejść raz na zawsze.

To było trudniejsze niż myślałam

Mój były ciągle wydzwaniał do moich rodziców, próbował ich nastraszyć. Moim znajomym też składał groźby. Szczerze mówiąc prawda jest taka, że jego zachowanie wyszło mi na dobre. Przede wszystkim nie miałam już żadnych wątpliwości, a poza tym wszyscy bliscy natychmiast zaczęli mnie wspierać i bronić.

Wszystkie koszty związane z odwołaniem ślubu spadły na moje barki. Odwołanie przyjęcia, suknia, zaproszenia – to wszystko opłaciłam z własnej kieszeni. Byłam zmuszona zaciągnąć pożyczkę i wrócić do domu rodziców, ale przynajmniej odzyskałam wolność. Teraz czas stanąć na nogi i iść do przodu.

Czytaj także:
„Narzeczony naciskał na ślub, a potem zostawił mnie przed ołtarzem. Wszystkim wmówił, że zaręczyny to tylko mój wymysł”
„Bratowa uznała, że bez drogiego prezentu mam się nie pokazywać na komunii chrześniaka. Przez nią zostanę bez grosza”
„Miał być ślub i piękne życie, a jest dziecko mojego narzeczonego z kochanką. Wydało się miesiąc przed weselem”

Redakcja poleca

REKLAMA