No to kicha. A miało być tak pięknie! Słońce, plaża, łagodna bryza od morza... – wściekałam się, mamrocząc pod nosem przekleństwa. Byłam wkurzona na szefa, który nie dał mi urlopu.
– Pani Jolu, mamy dwa sprawozdania do wykonania, zarząd chce je mieć w poniedziałek – stwierdził, kompletnie ignorując to, że trzymałam w ręce wypełniony już druk urlopowy – przepustkę na wakacje.
– Ale, szefie… – zaczęłam, zamierzając walczyć o swoje prawa.
– Co tam? Urlopik, tak? A może chce pani taki dłuższy, zwyczajowo nazywany wypowiedzeniem? – warknął.
Kiedy zamilkłam, dodał łaskawie:
– Może na początku następnego miesiąca uda się coś wymyślić na ten temat!
„Na ten temat? To nie jest żaden temat, tylko moje zrujnowane życie towarzyskie, ty palancie!” – pomyślałam wściekła.
Na wyjazd byłam umówiona z paczką przyjaciół, mieliśmy się podzielić kosztami za wynajem domku. Co najważniejsze, miał z nami pojechać Tomek, od jakiegoś czasu obiekt moich westchnień! Przystojny jak Brad Pitt, uduchowiony, zawsze jakby lekko nieobecny… Miałam nadzieję, że w końcu uda mi się zwrócić jego uwagę, ale w tym celu musiałabym leżeć obok niego na plaży w moim nowym, bosko skąpym bikini, a nie ślęczeć w biurze nad tabelkami!
Wróciłam do swojego biurka i ze złością podarłam formularz.
– Nie wściekaj się tak, bo ci się robią zmarszczki – usłyszałam głos Pawła.
– Dobrze ci mówić, bo jesteś po urlopie! A ja usycham z braku słońca. I piasku – spojrzałam niechętnie na jego porażającą opaleniznę.
– Nie podpisał ci? – kolega wykazał się godną podziwu przenikliwością.
Bezsilnie opadłam na krzesło.
– Nie. Mam zrobić na poniedziałek pełne sprawozdanie.
Paweł zamilkł na ułamek sekundy, a potem stwierdził współczująco:
– Aaaa! Więc ciebie też w to wkopał!
– Jak to też? – oprzytomniałam.
– Przecież ja robię takie sprawozdanie…
– Rany! Sprawdza nas! Kazał nam obojgu harować nad tym samym, a potem porówna wyniki! – odkryłam.
– Chyba że… – zaczął Paweł.
– …połączymy siły i storpedujemy jego niecny plan – dokończyłam.
– To co? Sobota wieczorem? – Paweł zatarł ręce.
U ciebie czy u mnie?
Spojrzałam na niego ironicznie. Jakie: u ciebie? Przecież wiedział, że mieszkam z rodzicami i siostrą! Jak w takich warunkach mielibyśmy skupić?
– Czyli u mnie – zadecydował Paweł.
Przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu. A może mi się tylko wydawało?
Dwa dni później, uzbrojona w laptopa i ze stertą dokumentów wkroczyłam do klatki Pawła. Miałam na sobie niezobowiązujący podkoszulek i sprane dżinsy.
Zadzwoniłam do drzwi. Paweł otworzył mi ubrany w papuzią koszulę w palemki.
Zrobiłam wielkie oczy. Dotychczas widywałam go tylko w garniturze, ale on spokojnie zaprosił mnie do środka.
– Pokój na wprost – powiedział.
Pchnęłam oszklone drzwi i… zamarłam.
W pomieszczeniu nie było żadnych mebli oprócz dwóch kolorowych leżaków i parasoli osłaniających je przed nieistniejącym słońcem! W rogu palma w donicy. Całą podłogę pokrywał… drobniutki piasek z porozrzucanymi muszelkami. Pokój wypełniała łagodna muzyka imitująca szum fal.
– Paweł... – zająknęłam się ze zdumienia.
– Chciałem, żebyś miała tę swoją wymarzoną plażę – stwierdził, rumieniąc się nagle.
Widziałam, że nadal chce utrzymać fason biurowego wesołka, ale mu to nie wychodzi. To nie był kolejny dowcip, tylko...
W tym momencie mnie olśniło
Zobaczyłam Pawła w zupełnie innym świetle! Te jego spojrzenia, rzucane mi ukradkiem znad segregatorów. To, że zawsze pamiętał, jaką piję kawę i że jestem uczulona na czarną porzeczkę. Kupował mi lody, karmił kanapkami, które przynosił do biura w hurtowych ilościach. I pożyczał mi sweter, gdy szwankowała klimatyzacja.
– Może drinka? – przerwał moje rozmyślania: w obu rękach trzymał jakieś koktajle z kolorowymi parasoleczkami.
– Mogę zdjąć buty? – spytałam.
– Jasne.
Zanurzyłam bose stopy w piasku i przymknęłam oczy. Na policzkach poczułam bardzo delikatny, ciepły wiaterek, czy mi się tylko zdawało?
Rozchyliłam powieki. Tuż przy mojej twarzy zobaczyłam usta Pawła. To jego oddech czułam na swojej skórze…
Odchyliłam głowę do tylu i poddałam się jego pocałunkom delikatnym jak muśnięcia skrzydeł motyla w letnią noc. Powoli opadaliśmy razem na kolana. Dłonie Pawła zawędrowały na moje plecy, biodra, pośladki…
– Nie zabrałam ze sobą kostiumu kąpielowego! – szepnęłam z ustami na jego ustach.
– A jest ci potrzebny? – odszepnął.
– Nie… – i uniosłam w górę ramiona.
Paweł jednym ruchem zdjął mi podkoszulek... Odkrywaliśmy siebie powoli, smakując się wszystkimi zmysłami, jak rozbitkowie na bezludnej wyspie, którzy spijają łapczywie ostatni łyk słodkiej wody z wyrzuconej na brzeg butelki.
A potem leżeliśmy na złotawym piasku spleceni spoconymi ciałami, spełnieni do granic możliwości, szczęśliwi…
– Żałujesz, że nie pojechałaś nad to prawdziwe morze? – spytał nagle Paweł.
– Nie! Twoja plaża jest stokroć piękniejsza – stwierdziłam, nagle kompletnie nie rozumiejąc, co mogłam widzieć w zarozumiałym Tomaszu, skoro od miesięcy miałam pod bokiem takiego słodkiego faceta jak Paweł.
A on przesiał przez palce garść piasku, usypując na moim nagim brzuchu kopczyk, po czym stwierdził, modulując głos:
– W tym miejscu zakopano skarb, a ja, kapitan Sparrow, muszę go odszukać.
– Jesteś piratem! – pisnęłam.
Nie zauważyliśmy, kiedy minęła noc
Rano, po mocnej kawie, wzięliśmy się do sprawozdania. Szło nam sprawnie, pomijając liczne pocałunki, dotknięcia i muśnięcia, które wprawdzie nie posuwały na przód roboty, ale jakże nam były potrzebne.
Nagle coś mnie tknęło.
– Przyznaj, szef wcale ci nie kazał przygotować tego sprawozdania – stwierdziłam, gdy już wszystko było zapięte na ostatni guzik.
– Nie kazał – potwierdził Paweł. – Ale jak inaczej bym mógł cię zwabić na swoją plażę? Przecież nie mogłem pozwolić, żebyś nie pojechała nad morze, kochanie.
Zaśmiałam się szczęśliwa.
W poniedziałek szef, kiedy tylko przejrzał teczkę z raportem, pochwalił mnie:
– No, nieźle! Widać, że włożyła pani w tę pracę dużo serca. Tylko nie rozumiem, skąd się tutaj wziął ten piasek – spojrzał z niesmakiem na swoje zasypane drobinkami biurko.
Stłumiłam chichot.
– To pewnie przez te moje myśli o urlopie, szefie – odparłam gładko.
– Dostanie pani wolne, na pewno – zapewnił mnie z energią.
Tymczasem mnie już wcale na tym nie zależało! Dzieliłam przecież w firmie pokój z Pawłem, z którym praca w każdej minucie była dla mnie prawdziwymi wakacjami.
Czytaj także:
„Zakochałem się w koleżance z pracy, ale zrezygnowałem z tej miłości przez głupie plotki. Prawie ją straciłem”
„Koleżanki z pracy poszły na emeryturę, a mój wniosek ZUS odrzucił. Żyję za 1000 zł, bo w tym kraju są równi i równiejsi”
„Koleżanka z pracy zaszła ze mną w ciążę i nie chce mnie znać. Twierdzi, że nie jestem ojcem, a ja wiem, że to brednie”