„Wakacyjna miłość skończyła się przed ołtarzem. A podobno 50-letnim babciom już nic się od życia nie należy”

szczęśliwa para fot. Getty Images, Westend61
„Gdy otworzył mi drzwi, serce zaczęło walić mi w piersi i poczułam, że moje nogi robią się miękkie. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś takiego. Miałam pięćdziesiąt lat i wyglądało na to, że po raz pierwszy w życiu poczułam coś do mężczyzny”.
/ 10.08.2024 07:14
szczęśliwa para fot. Getty Images, Westend61

Wszyscy wróżyli mi samotne życie. Znajomi, przyjaciele, córka i syn powtarzali mi, żebym przestała łudzić się nadzieją. „Żaden facet nie zainteresuje się babcią po pięćdziesiątce” – mówili. Ja jednak wiedziałam, że nie jest mi pisane samotne życie.

Faceci nie interesowali się samotną matką

Nigdy nie straciłam nadziei, że wielka miłość jest jeszcze przede mną i nie pomyliłam się. Na uczucie nigdy nie jest za późno. Wyjechałam na wakacje, by złapać trochę opalenizny, a wróciłam z mężczyzną, z którym stanęłam przed ołtarzem.

W życiu różnie się układa. Mimo że chodzę po tym świecie już od pięćdziesięciu lat, nigdy nie zaznałam spełnienia w miłości. Nie miałam okazji. Samotnej matce dwójki dzieci zawsze brakowało czasu na uganianie się za facetami. Inna sprawa, nie było wielu chętnych na umawianie się z kobietą z dwójką małych dzieci. Mogłam liczyć najwyżej na towarzystwo amatorów szybkich numerków bez zobowiązań, a Bóg mi świadkiem, że nie potrzebowałam kolejnego lowelasa, który zrobi swoje i ulotni się jak kamfora.

Dla ojca moich dzieci byłam jednorazową zabawką. Poznałam Rudolfa, gdy miałam 20 lat. Nie pamiętam, co sobie myślałam, gdy szłam z nim do łóżka. Pewnie wmówiłam sobie, że to ten jedyny. Dziewczynie, która dopiero wkracza w dorosłość, łatwo zawrócić w głowie, a on potrafił czarować słowami jak żaden inny. No i był przystojny. Nawet bardzo.

Spędziłam z nim noc. Mieliśmy się spotkać następnego dnia, ale nie przyszedł. Zadzwoniłam pod numer, który mi podał. Automat oznajmił, że taka kombinacja cyfr nie istnieje. Byłam rozczarowana, nawet bardzo. Był moim pierwszym mężczyzną. Nie jest więc specjalnie zaskakujące, że liczyłam, że nasza znajomość nie skończy się w ten sposób. Ale się przeliczyłam.

Poznaliśmy się na dyskotece. Nic o nim nie wiedziałam. Nie znałam jego przyjaciół, ani nie miałam pojęcia, gdzie mieszka. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zapomnieć o nim. Nie było to jednak takie łatwe, bo trzy tygodnie później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. „Gratuluję, spodziewa się pani bliźniąt” – powiedział lekarz.

Spisałam się najlepiej, jak mogłam

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że po porodzie mogłam liczyć wyłącznie na siebie. Mama pomogła mi na tyle, na ile mogła. To dzięki niej skończyłam studia. Ale gdy urodziłam, skończyło się dla mnie życie towarzyskie. Nie chciałam być jedną z tych smarkul, które zostawiają dzieci pod opieką babci, a same idą imprezować. Nie na tym polega odpowiedzialność.

Po studiach od razu poszłam do pracy. Póki mama była w stanie mi pomagać, brałam wszystkie nadgodziny, żeby zapewnić dobre życie Adzie i Adrianowi. Gdy mama zmarła, zostałam zupełnie sama z dziećmi. Ale daliśmy sobie radę. Uważam, że wychowałam moje pociechy najlepiej, jak mogłam. Wyrosły na wspaniałych ludzi. Dziś są już na swoim. Adrian robi karierę, a Ada wychowuje Celinę, moją cudowną wnusię.

Gdy dzieci wyprowadziły się z domu, zostałam sama w czterech ścianach. Wtedy dopiero poczułam, czym jest samotność. Przez te wszystkie lata nie myślałam o mężczyznach. Nie w głowie mi były amory. Ale gdy odchowałam dzieci, zaczęłam pragnąć bliskości. Nie przygodnej. Nie interesowały mnie takie znajomości. Chciałam mieć kogoś, kto mnie przytuli i z kim będę mogła porozmawiać. Tak szczerze, od serca.

– Nie czujesz się czasami samotna? – zapytałam pewnego dnia Krysię, moją przyjaciółkę, która owdowiała przed czterema laty.

– Szczerze mówiąc, to nie. Mam dzieci, niedługo doczekam się pierwszego wnuka, a wieczorami towarzystwa dotrzymuje mi moja kotka. Na co mi mężczyzna? Jednego już miałam i wystarczy.

– Zazdroszczę ci. Ja całe życie byłam sama. Nigdy nie zasypiałam ani nie budziłam się u boku mężczyzny.

– Alinko, nie chcesz chyba mi wmówić, że przez te wszystkie lata nikogo nie miałaś.

– Oj, wiesz przecież, że nie o tym mówię. Jasne, że raz na jakiś czas spotkałam się z jakimś facetem. Ale krótkotrwała znajomość to tylko namiastka prawdziwej bliskości. Chciałabym dowiedzieć się, jak to jest żyć z kimś na co dzień. Jak to jest, gdy ma się przy sobie kogoś na dobre i na złe.

– Trochę już na to za późno. Nie młodniejesz, zwłaszcza pchając wózek z wnuczką. Nie wygłupiaj się, kochana. Nie warto.

Nawet dzieci były przeciwko mnie

Nie tylko Krysia, ale także moje dzieci uważały, że mój czas już przeminął. Pewnego dnia Adrian i Ada wpadli z niezapowiedzianą wizytą. Akurat szykowałam się wtedy do wyjścia na kolację z okazji awansu mojej koleżanki z pracy.

– Mamo, ale się odstawiłaś! – skomentował moją kreację. – Wychodzisz gdzieś?

– Może na randkę – zażartowałam.

– Na randkę, dobre! Udał ci się dowcip.

– A co w tym niby śmiesznego?

W twoim wieku już się nie randkuje.

– Synku, dopiero skończyłam pięćdziesiąt lat – upomniałam go.

– Ale masz już dorosłe dzieci i jesteś babcią. W tym kontekście cyferki w PESELu nie mają żadnego znaczenia.

– I co? Uważasz, że nie jestem już w stanie przygruchać sobie żadnego faceta?

– A na co ci to? Związki w twoim wieku z reguły oznaczają same kłopoty.

– Ciekawe, co to za reguła, bo nigdy o takiej nie słyszałam.

– Adrian ma rację, mamo. W twoim wieku nie warto już szukać miłości, bo można się gorzko rozczarować.

– Naprawdę idziesz na randkę? – zapytał Adrian.

– Nie – przyznałam. – Mariolka wdrapała się na wyższe stanowisko i wyprawia kolację z tej okazji.

Powtarzało mi to tyle osób, że w końcu uwierzyłam, że kobieta w moim wieku nie powinna już niczego oczekiwać od życia. Zrobiło mi się przykro, a nie lubię być smutna. Żeby poprawić sobie nastrój, wzięłam urlop w pracy, zarezerwowałam pokój w górskim pensjonacie i wyjechałam na krótkie wakacje.

Okazja do przemyśleń

Solidny wysiłek jest najlepszym lekarstwem na troski. Od razu po przyjeździe wybrałam się na szlak. Tak bardzo spieszyło mi się do wędrówki, że zapomniałam o odpowiednim przygotowaniu. Do plecaka spakowałam tylko kanapki i wodę. Nie wzięłam płaszcza przeciwdeszczowego. Pech chciał, że w trakcie wycieczki złapała mnie ulewa. Właściwie to nie pech, a szczęście zadecydowało o tym, co się stało, ale o tym miałam się przekonać dopiero za jakiś czas.

Z nieba spadła ściana wody, a porywisty wiatr wyginał drzewa, jakby były z gumy. Musiałam szybko znaleźć schronienie. W oddali dostrzegłam górską chatkę. Pędziłam ile sił w nogach. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam, że wiatr otworzył furtkę. Rozejrzałam się tylko, czy na podwórku nie widać żadnego brytana. Nie stwierdziłam obecności psa, więc weszłam i schroniłam się pod zadaszeniem tarasu.

– Dzień dobry – usłyszałam chwilę później za plecami.

– Dzień dobry – odpowiedziałam speszona. – Przepraszam za wtargnięcie. Jeżeli nie ma pan nic przeciwko, poczekam jeszcze chwilę, aż się przejaśni.

– Nie ma o czym mówić – machnął ręką. – W górach trzeba sobie pomagać. Zapraszam do środka.

– Miło z pana strony, ale nie chcę się narzucać.

– O żadnym narzucaniu nie ma mowy. Przemokła pani do suchej nitki. Musi pani napić się czegoś ciepłego.

Postanowiłam skorzystać z zaproszenia

– No cóż, nie odmówię herbaty. Jestem Alina – przedstawiłam się.

– Marek. Miło mi panią poznać.

– Ma pan piękny dom – zauważyłam. – Mieszka pan tu sam?

– Tylko tu przyjeżdżam. Mieszkam we Wrocławiu, ale tak, jestem tu sam.

– Nie spodziewałam się, że spotkam tu ziomka.

– Pani też jest z Wrocławia?

– Prawie. Z Kątów Wrocławskich, ale pracuję we Wrocławiu i bywam tam codziennie.

– Mam propozycję, mówmy sobie po imieniu, oczywiście jeżeli nie masz nic przeciwko.

– Będzie mi bardzo miło.

Ulewa nie odpuszczała. W zasadzie było mi to na rękę, bo świetnie rozmawiało mi się z Markiem. Opowiedział mi trochę o sobie. Dowiedziałam się, że jest wdowcem z dwójką dorosłych dzieci. Na oko oceniłam, że jest kilka lat starszy ode mnie, ale nadal był przystojny. Zauważyłam to od razu. Tak, przyznaję się. Wpadł mi w oko, a po naszej pogawędce stwierdziłam, że jest nie tylko atrakcyjny, ale i interesujący.

Następnego dnia zapukałam do drzwi jego domu.

– Alina! – ucieszył się. – Miło mi znów cię widzieć.

– Witaj, Marku. Wczoraj byłeś dla mnie taki miły, że nie mogłam nie odwdzięczyć ci się za to – powiedziałam i wręczyłam mu słoik miodu z miejscowej pasieki.

– To naprawdę nie było konieczne. Ale cieszę się, że wpadłaś. Właśnie kończę gotować obiad. Wystarczy dla dwojga, jeżeli masz ochotę zostać.

– Z prawdziwą przyjemnością.

Mówiłam szczerze. Gdy otworzył mi drzwi, serce zaczęło walić mi w piersi i poczułam, że moje nogi robią się miękkie. „Czy właśnie to czuje zakochana kobieta?” – zastanawiałam się w myślach. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś takiego. Miałam pięćdziesiąt lat i wyglądało na to, że po raz pierwszy w życiu poczułam coś do mężczyzny.

To wydarzyło się przed rokiem. Spędziłam z nim cały urlop. Spotykaliśmy się po powrocie do domu. Dziś mieszkamy razem. Nie na kocią łapę, a jako żona i mąż. I niech mi ktoś teraz powie, że pięćdziesięciolatce nic się nie należy od życia.

Alina, 51 lat

Czytaj także:
„Polowałam na przystojnego rozwodnika, ale jego dzieci mnie nienawidziły. Ręce mi opadały przez ich natrętną gadkę”
„Ważne projekty w firmie ciągle okazywały się totalną klapą. Gdy odkryłem, jaki był powód, nie dowierzałem własnym uszom”
„Teściowa odcięła mojego męża od spadku, bo się mną brzydziła. Strach o pieniądze przesłonił jej uczucia do syna”

Redakcja poleca

REKLAMA